Fałszywa Obrączka

Witam serdecznie, nazywam się Z.ola, jestem studentką.

Fałszywą Obrączkę publikuję od pewnego czasu na blogu, chciałabym jednak zacząć publikować ją tutaj.

Będę wdzięczna za wszelkie konstruktywne opinie.

 

 

"Trudno przekonać samego siebie, że miejsce, w którym przebywasz, jest naszym domem, i nie zawsze jest to miejsce, w którym tkwi nasze serce... "

Jonathan Carroll

 

 

PAŹDZIERNIK 1918

 

Nad zamglonym Pittsburghiem właśnie wschodziło słońce. Ostry, dźwięk budzika wyrwał ze snu jasnowłosą dziewczynę. Jednym ruchem odrzuciła ciepłą pierzynę, pozwalając by chłód ogarnął całe ciało. Gdy rozleniwione stopy wreszcie odnalazły chłodne pantofle, wstała żwawo i narzuciwszy na siebie gruby, wełniany sweter, ruszyła do kuchni nieco niepewnym, ciągle zaspanym krokiem.

 

Katarzyna Dzierzyńska była jedną z wielu Polek mieszkających w Pittsburghu. Wielu Polaków przyjechało tu za chlebem kilkadziesiąt lat temu. Ona, przeszło dwudziestoletnia kobieta, miała to szczęście, że chleba nigdy jej nie brakowało. Majątek Dzierzyńskich obejmował nie tylko Biernacice i szereg przyległych do nich wsi, ale także dużą mleczarnię, która rokrocznie generowała spore dochody. Mimo to jednak, gdy pięć lat temu zaczęły chodzić słuchy o zbliżającej się wojnie, Andrzej Dzierzyński postanowił wysłać nastoletnie wówczas córki za ocean, do siostry. Samemu zaś zająć się obowiązkami wobec ojczyzny. Z nadciągającą wojną wielu Polaków wiązało wielkie nadzieje odzyskania niepodległości. Również i tutaj, w Pensylwanii, wśród wielu polskich rodzin często rozmawiano o tej sprawie. Wojna trwała dłużej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Kiedy jednak w roku 1917 do konfliktu włączyły się Stany Zjednoczone, rozbudziło to nowe nadzieje.

 

Dziewczyna cicho zeszła na dół, starając się omijać skrzypiące części schodów i jak najciszej przyrządzić sobie w kuchni kilka kanapek i ciepłą kawę. Chuchnęła kilkukrotnie na zimne palce, energicznie przy tym pocierając je o siebie. Nie musiała wstawać tak wcześnie i pracować w fabryce. Co więcej, nie było to dobrze widziane przez jej ciotkę, u której przecież mieszkała. Uparcie jednak wstawała codziennie i wymykała się pustymi ulicami Pittsburgha w stronę huty szkła, gdzie jedną z hal przystosowano do produkcji broni. Umyślnie omijała także przyjęcia organizowane przez znaną w towarzystwie ciotkę i z dystansem podchodziła do zawierania nowych przyjaźni. Zachowywała się trochę, jakby odprawiała pokutę za dawne grzechy albo usiłowała swoją pracą i siłą woli zakończyć wojnę, a co za tym idzie, doprowadzić w końcu do spotkania z ojcem. Pogrążona we własnych myślach oparła się o stół i zupełnie zapomniała o podgrzewanym mleku. Po kuchni zaczął się rozchodzić nieprzyjemny zapach przypalenizny.

 

-Kate!- Za sobą usłyszała zaspany, znajomy głos, który wyraźnie przybrał ostry ton.-What are you doing? I forbade you to go to the factory for filth!*

Mimo że ciotka znała polski, zawsze zwracała się do bratanicy po angielsku. Szybko też przechrzciła ją na Kate, by towarzystwo nie miało problemów z wymową polskiego imienia. Piękny, wyuczony, amerykański akcent był dla dziewczyny jak kubek zimnej wody. Otrząsnęła się, wzdrygając, jakby przypominając sobie, gdzie jest. Jakby nie znała w ogóle tego języka. Jakby językiem jej duszy był tylko polski. Tak, gdzieś w sercu bardzo tęskniła by usłyszeć znowu polskie, ciepłe- "Kasia".

 

WRZESIEŃ 1913

 

Była nie później niż ósma rano, a na dworze w Biernacicach, należącym do Andrzeja Dzierzyńskiego, nie tylko nikt nie spał, ale każdy w pośpiechu krzątał się nad swoją pracą. Może z wyjątkiem samego właściciela, który zamknął się w gabinecie i oddał lekturze ku zdenerwowaniu głównej gospodyni, pani Marysi. Tęga kobieta, z wiecznie różową twarzą, nerwowo chodziła po salonach pilnując, czy dziewczyny służebne wykonują wszystko z należytą starannością. Zaglądała też co chwilę do starszej panienki Dzierzyńskiej, Honoraty, która w swoim pokoju mierzyła sukienki przywiezione specjalnie na tę okazję z samego Londynu.

-Kasiu, poradź mi proszę. Czy ta zieleń nie jest zbyt odważna? Może powinnam wybrać raczej tę w niewinnym odcieniu błękitu?- zapytała młodszą siostrę niepewnie, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.

Była szczupłą, ciemnooką brunetką o dość pospolitej urodzie, jednak miała coś intrygującego w spojrzeniu. Być może to grube, czarne jak heban brwi nadawały jej charakteru? Mimo swoich dziewiętnastu lat, wyglądała bardzo poważnie. Gdyby nie dziewczęce sukienki i panieński sposób uczesania, z pewnością niejeden wziąłby ją za mężatkę z gromadką dzieci. Usta miała wąskie, zwykle mocno zaciśnięte. Sprawiała wrażenie nieco niedostępnej, dumnej damy. W rzeczywistości była bardzo nieśmiałą, surowo wychowaną dziewczyną. Kasia uważnie przyjrzała się siostrze. Zieleń idealnie komponowała się z jej jasnym odcieniem skóry i ciemnymi włosami. Sprawiała też, że wyglądała dostojniej... chociaż musiała w duchu przyznać, że też bardzo dorośle i jeszcze poważniej niż zwykle.

-Wyglądasz jak księżniczka- powiedziała ciepłym głosem.

-Naprawdę?- szepnęła onieśmielona.

-Przecież sama się widzisz!- dotknęła bezceremonialnie palcem dużego lustra. -Załóż ją. Pan Stanisław dostanie palpitacji serca, gdy cię w niej zobaczy!- wyszczerzyła w uśmiechu białe zęby. -Idę zobaczyć, czy powóz został już naprawiony. Musi być przecież gotowy na popołudniową przejażdżkę po okolicy. Na pewno pojadę w powozie z tobą i panem Stanisławem, jako przyzwoitka. Ale obiecuję zamykać oczy, jeśli będziecie chcieli...

-Kasia!- ciemnowłosa rzuciła na siostrę gniewne spojrzenie.

-Dobrze, idę już!- zaśmiała się znowu i zniknęła za drzwiami.

 

Biegła śpiesznie przez korytarz, jednym okiem łypiąc do kuchni, skąd wydobywały się niesamowite zapachy pieczonych jabłek. Pani Marysia zdecydowanie była najlepszą kucharką na świecie, pomyślała dziewczyna tęsknie przebiegając obok salonu. Duży, rzeźbiony zegar wyraźnie wskazywał jeszcze co najmniej kilka godzin do wystawnego obiadu. Za salonem skręciła do niewielkiego pokoju (w którym zwykle uczyła się z guwernantką. Ojciec nie posyłał jej i Honoraty do rosyjskiej szkoły. Wolał, by uczyły się w domu i nie przesiąknęły prorosyjską polityką. )Pan Dzierzyński starał się zaszczepić w serca swoich córek miłość ojczyzny, tak jak jemu tę miłość przekazał dziadek. Pokój był wypełniony licznymi książkami, dziełami wielkich, europejskich pisarzy, atlasami roślin i zwierząt, mapami, literaturą fachową-techniczną. Była też specjalna półka wypełniona książkami polskich pisarzy. Obie siostry zaczytywały się szczególnie w powieściach Henryka Sienkiewicza. Pokój miał drzwi wychodzące na tył domu, było to wygodne rozwiązanie, nie trzeba było bowiem okrążać całego dworku, by znaleźć się w ogrodzie.

 

Dziewczyna przebiegła w podskokach między grządkami, docierając wreszcie do metalowej furtki. Dawno chyba nikt nie korzystał z tego przejścia, bo nawet porządnym szarpnięciem nie dało się jej otworzyć. Nie namyślając się długo, podciągnęła biało-niebieską sukienkę i przeszła przez nie taki znowu wysoki płotek.

-Janek! Janek, na co się tak zapatrzyłeś? Bierz te wiadra i idziemy!- niewysoki, ale barczysty chłopak szturchnął zapatrzonego gdzieś kolegę.

-Idę- powiedział wcale nie odwracając głowy. Kasia musiała chyba o coś zahaczyć, bo pierwsze kroki po zejściu z płotu wyglądały na dość nieudolne. Stała teraz przy warsztacie i wypytywała o coś głównego zarządcę-jego ojca. Co chwilę nieśmiało poprawiała opadające na twarz włosy, które kojarzyły mu się z późnojesiennym miodem zbieranym z pasieki. Zaróżowione policzki zdradzały podekscytowanie. Wierciła się w miejscu, przyglądając się naprawianemu powozowi. W końcu chyba zadowolona z rozeznania się w sytuacji odwróciła się i skierowała w jego stronę. Przez moment niebieskie oczy spojrzały na niego z zaciekawieniem. Szybko odwrócił wzrok w stronę nieba. Zapowiadała się dziś piękna pogoda.

 

-Dzień dobry panie Janku!

Usłyszał jej głos bardzo blisko siebie. Stanęła naprzeciwko niego i wytknęła drobnym palcem stojące obok niego wiadra.

-Nie ma pan pracy na dzisiaj?- spytała.

-Ależ oczywiście, że mam panienko.- Speszył się i pospiesznie chwycił za wiadra.

-Cieszy mnie to, że nasi pracownicy lubią obserwować niebo, ale dziś jest dla mnie szczególny dzień. Wszystko musi się udać. Rozumie pan?

-Tak-wyjąkał zakłopotany.- Ma panienka Kasia umiejętność zarządzania po ojcu.-Zdobył się na delikatny uśmiech i spojrzał prosto w jej nieco dziecięcą jeszcze twarz, a następnie posłusznie wziął się do pracy.

-Pan natomiast musi się wziąć porządnie do pracy, by dorównać swojemu ojcu. Jest najlepszym zarządcą na świecie!- ogłosiła z entuzjazmem.

Starszy mężczyzna naprawiający powóz uśmiechnął się, słysząc jej radosny pełen uwielbienia głos.

-Och! Będą dziś ciasta i przejażdżka i herbata, prosto z Londynu! Szkoda, że pan Janek nie będzie mógł zobaczyć tego wszystkiego! Mówią, że pan Stanisław jest niesamowicie przystojny! Honoratka ma prawdziwe szczęście- szczebiotała wesoło idąc krok w krok za zaskoczonym mężczyzną. -Umyjcie też proszę stajnię. Pan Stanisław może zechcieć ją obejrzeć...

-Tak jest, panienko- odezwał się drugi pracownik. -Zrobimy wszystko jak należy.

-Wspaniale!- klasnęła w dłonie i pobiegła w stronę dworu zobaczyć, czy jej siostra jest już gotowa. Gdy tylko dziewczyna znalazła się poza zasięgiem wzroku, niższy mężczyzna napadł z wyrzutem na przyjaciela:

-Zwariowałeś? Jak się będziesz tak na nią gapił, to pan Dzierzyński cię wyrzuci! Nic nie pomoże to, że twój ojciec jest jego najlepszym zarządcą od lat.

-To ona sama do mnie przyszła... -Próbował się usprawiedliwić, jednocześnie uśmiechając pod nosem. -Muszę koniecznie dzisiaj powozić! Zaraz przyjdę!- powiedział z błyskiem w oku. Kazik spojrzał na niego ze zniechęceniem.

 

Mimo jednak szczerego zaangażowania młodszej panienki Dzierzyńskiej, do przejażdżki niestety nie doszło. Tuż po obiedzie, przyjechał pułkownik Sierski i na długo zamknął się z panem Andrzejem w jego gabinecie. Kasia kątem oka zdążyła tylko zauważyć, jak nerwowo ojciec bawił się obrączką, a robił tak zawsze, gdy sprawy były bardzo poważne. Gdy jednak miesiąc później zaczęło zapowiadać się na wybuch wojny, rezolutna młodsza panienka stwierdziła, że o nic innego chodzić nie mogło, jak o ich wyjazd za ocean.

 

 

*Zabroniłam ci chodzić do tej fabryki dla brudasów!

Średnia ocena: 3.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • NataliaO 23.12.2014
    Powiem ci, że ciekawe opowiadanie. Przejrzyste i czytelne opowiadanie. Fajne, naturalne dialogi i opisy. 4 :)
  • wolfie 23.12.2014
    Bardzo dobrze opisujesz. Myślę też, że całkiem nieźle oddałaś charakter ludzi "tamtych czasów", gdzie jak wiadomo, wszystko wyglądało inaczej. Nie zauważyłam żadnych problemów z interpunkcją. Widać, że to nie jest początkująca, bo Twoje opowiadanie bardzo dobrze się czyta. Ode mnie masz 4/5. Pozdrawiam :)
  • wolfie 23.12.2014
    *nie jesteś początkująca, chciałam napisać.
  • Sisi 23.12.2014
    Ciekawe :)
    4

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania