Fan (1/2)

Gdy ma się podłą pracę, piątek wita się z prawdziwą radością i ja od pewnego czasu tak miałem. Zacząłem żyć w myśl zasady: "piękne są tylko chwile" i nie powiem, żeby było mi z tym dobrze. Tylko, czy miałem jakieś wyjście? Ostatecznie pieniądze nie leżą na ulicy, więc pracować musiałem.

 

– Józef, Józef Kemilk?

– Taak, w pewnym sensie – odpowiedziałem przeciągle i zaskoczony spojrzałem na dobrze zbudowanego faceta w średnim wieku.

– Świetnie. – Wyraźnie ucieszył się nieznajomy. – Antek jestem – dodał i wyciągnął na powitanie duże łapsko.

– Staszek – odpowiedziałem machinalnie. – Czytałeś coś mojego? – spytałem, bo kto inny mógł zwrócić się do mnie w ten sposób?

– A jak... – zaśmiał się zadowolony. – Zmieniłeś moje podejście do życia i to nawet nie wiesz jak bardzo. Fajnie, że w końcu cię spotkałem, bo chyba mogę mówić na ty? – Kiwnąłem głową, a facet coraz bardziej się rozkręcał. – Może pójdziemy do Maski, obalimy browarka, co ty na to?

– Wiesz, powinienem iść do domu...

– No jasne, że tak byłoby zazwyczaj... – zaśmiał się ponownie, może tak po prostu miał, śmiać się po każdym wypowiedzianym zdaniu. – To co, jeden browar i się rozchodzimy?

– Sam nie wiem – odpowiedziałem, co Antek przyjął jako zgodę.

– No i super, dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień. Kurcze, naprawdę się cieszę i trzymam kciuki za twój sukces, za wydanie twoich opowiadań. Oczywiście tych mrocznych, a nie jakiejś groteski, w której się gubię, one chyba są zwyczajnie głupie. Bez urazy. Na okładkę wrzucisz zakapturzonego gościa z kosą, jakąś czachę walającą się po bruku i będzie git.

 

Nawijał, a ja się zastanawiałem, czy zbyt pochopnie nie zgodziłem się na spotkanie. Raczej nie jestem towarzyski, a i alkohol, co do zasady omijałem z daleka. Z drugiej strony pierwszy raz w życiu spotkałem obcą osobę, która coś mojego przeczytała i dodatkowo postanowiła mnie znaleźć. To było coś!

 

– Wiesz, szukałem czegoś w życiu, a nie tylko odbębnianie pracy i udawanie przykładnego męża i ojca. – Facet nie przestawał nawijać, gdy siedliśmy przy stoliku i piliśmy piwo. – Te moje życie było takie papierowe, jednorazowe, jednym słowem jak papier toaletowy, którym wytrzesz gówno i się go momentalnie pozbywasz. Wiesz, o czym mówię?

– Chyba tak – przezornie się z nim zgodziłem i sam się zastanawiałem, czy właśnie nie tonę w gównie, bo tak odczuwałem jego obecność.

– I wtedy przeczytałem twoje opko: "Artysta". Jakby poruszyło moje wnętrze, coś uśpionego, cierpliwie czekającego na swój czas. – Spojrzał na mnie roziskrzonymi oczami, a ja jednym haustem opróżniłem połowę kufla. – To jest to, to jest to, to jest to, kołatało mi się w głowie, jednak nie umiałem określić, o co chodzi. Taki trochę ślepiec, który w końcu ma wolną przestrzeń i może się rozpędzić bez obawy, że w coś walnie. Tak właśnie było! No i ty wtedy wrzuciłeś drugą część, bodajże "Modelkę". Jakbym dostał obuchem w ten mój głupi łeb. W końcu zdałem sobie sprawę, w czym rzecz, to była misja dla mnie i mi ją ukazałeś.

 

– Nic nie ukazałem – zaprzeczyłem. – To tylko fikcja.

– Pewnie, że fikcja, ale jakiego daje kopa – zaśmiał się ucieszony, a ja wlałem do gardła resztę piwa. – Dodałeś jeszcze "Konesera" a ja stałem się innym człowiekiem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że brzmię nieco żałośnie, bo nie można nagle zmienić siebie. Zacząłem jednak pracować nad sobą, poczyniłem pewne inwestycje i jestem tym, kim powinienem być od samiusieńkiego początku.

– Sorry, ale ja już może pójdę – wstałem i delikatnie się zachwiałem. Coś było wyraźnie nie tak.

– Odwiozę cię, jakoś marnie wyglądasz, ale nie ma co ukrywać, ty zmieniłeś moje życie i powinienem się chociaż w ten sposób odwdzięczyć. Jesteś moim natchnieniem i nigdy bym nie pozwolił, by ci się coś złego stało.

 

Reszta jego słów rozmyła się, a ja poczułem, jak wpadam w otchłań.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania