Fantazma

Za oknem miasto pogrążyło się w ciemnościach. Wieczór nastał niebywale szybko jak na letnią porę.

Filip postawił kilka butelek piwa na małym, drewnianym stoliku i usiadł wygodnie na kanapie przed telewizorem. Był cholernie wykończony. Bolący kręgosłup doskwierał mu najbardziej, lecz to nie przyćmiło jego zadowolenia i miał zamiar spędzić wieczór z wyśmienitym, niemieckim browarem.

Przez cały dzień pracował w swoim warsztacie stolarskim, robiąc krótkie, sporadyczne przerwy na papierosa. Chciał skończyć zamówienie na czas, a on zawsze dotrzymywał słowa. Dane klientowi słowo cenił bardziej niż pieniądze.

Zawód stolarza napawał Filipa dumą i traktował ten fach bardzo poważnie. Wkładał w to całe serce oraz duszę. Jego obdarzony niemałą wyobraźnią umysł w połączeniu ze zwinnymi palcami pozwalał mu wykonywać piękne rzeczy z drewna. Czasami czuł się jak artysta tworzący dzieła sztuki.

Siedział tak do późnej nocy, popijając jedno piwo za drugim. W końcu zmęczenie wzięło górę nad organizmem. Wyłączył telewizor i powlókł się do sypialni.

Tej nocy miał dziwny sen...

Znajdował się w białym pomieszczeniu bez okien. Próbował wstać z łóżka, ale jakaś niewidzialna siła przytrzymywała go, nie pozwalając mu się ruszyć. Słyszał kobiecy głos nawołujący jego imię. Nerwowo wodził wzrokiem po pokoju, lecz nikogo nie dostrzegał.

Na przeciwległej ścianie zaczęły pojawiać się niewielkie znaki. Powstawały z wolna, jakby niewidzialna dłoń kreśliła tajemnicze wzory. Linie, które łącząc się ze sobą i przecinając na różne sposoby, tworzyły skomplikowane w budowie bryły geometryczne. Filip nie wiedział co one mogą oznaczać. Obserwował tylko, jak przybywało coraz więcej znaków. Pokrywały teraz sufit. Symbole lśniły lekko na czerwono. Świeże i wilgotne.

Krew?

Słowa kobiety dochodziły zewsząd, brzmiały wewnątrz czaszki.

Przebudził się z ustami otwartymi w niemym krzyku. Serce waliło jak oszalałe, chcąc wyrwać się z klatki piersiowej. Spływające krople potu na skórze, sprawiały wrażenie dotyku zimnych palców. W ustach czuł nieprzyjemny, metaliczny posmak z domieszką chmielu. Chociaż okno było zamknięte, temperatura w sypialni wyczuwalnie spadła w dół o kilka kresek.

Zapaliwszy lampkę stojącą na szafce obok łóżka, zauważył, że elektroniczny budzik przestał działać. Pewnie bateria padła. Ale miałem koszmar, pomyślał. To pewnie od nadmiaru wypitego piwa. Wiedząc, że już nie zaśnie, postanowił pójść do łazienki, aby się odświeżyć i pozbyć tego smaku podeszwy w ustach.

Namacał dłonią włącznik i nacisnął go. Nic. Łazienka nadal tonęła w mroku. Co jest? Spróbował raz jeszcze, tym razem się udało. Kwadratowy plafon przymocowany do sufitu rozbłysnął mlecznym światłem.

Nie był sam...

W rogu pomieszczenia, obok kabiny prysznicowej stała kobieta. Filip podskoczył do góry przestraszony. Jak ona weszła do domu?

Długie, blond włosy odbijały mlecznobiałe światło. Z głową lekko przechyloną na bok, wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym bólu. Z oczu ciekła krew, przecinając policzki cienkimi stróżkami. Czarne usta kobiety poruszały się nieznacznie. Mówiła, ale Filip z początku nie rozumiał ani słowa. Zimne, ruchliwe palce strachu przebiegły mu wzdłuż kręgosłupa. Dopiero po chwili kakofonia dźwięków brzmiąca w jego głowie ułożyła się w słowa. Przebiegł go dreszcz.

– Wróć... proszę...

Drzwi do łazienki zatrzasnęły się z głośnym hukiem za jego plecami. Żarówka zamknięta w szklanej obudowie zaczęła migać.

To tylko sen, wmawiał sobie, jej tu, tak naprawdę nie ma. Kobieta ruszyła nagle w jego kierunku. Nie poruszała nogami, tylko unosiła się kilka centymetrów nad podłogą. Stało się to tak szybko, że nie zdążył zareagować. Błyskawicznie wyciągnęła szponiastą dłoń i pochwyciła przerażonego Filipa za szyję. Ścisnęła mocno. Żarówka na przemian to zapalała się, to gasiła, jakby ktoś pstrykał włącznikiem w szybkim tempie. W tym stroboskopowym świetle Filip dostrzegł wykrzywione w uśmiechu czarne usta kobiety.

Zrobiło się ciemno.

Nagle...

W końcu...

Otworzywszy oczy krzyknął. Wszystko wirowało i zlewało się w niewyraźny obraz. Całe ciało straszliwie bolało. Słyszał jakieś głosy, przytłumione, dochodzące gdzieś z oddali. Potem ujrzał kilka postaci pochylających się nad nim. Dostrzegał tylko kontury sylwetek, nie był w stanie rozpoznać rysów twarzy. Rozmawiali ze sobą. Wychwytywał tylko pourywane słowa.

– Musimy szy... przewieźć... oddział intensywnej...

– Jest... czas monitorowany.

– Dobrze... zapis... czej stracimy go.

Próbował coś powiedzieć, ale słowa niczym knebel ugrzęzły w gardle. Nie miał sił podnieść głowy, przy której te postacie coś grzebały. Doszedł go metaliczny zgrzyt, po czym stracił przytomność. Znowu nastała ciemność.

… ciemność...

Uchyliwszy powieki ujrzał biały pokój. Natychmiast targnął nim lęk, który spływając, przycisnął go swym ciężarem mocniej do łóżka. Znał to pomieszczenie. Takie samo widział w koszmarze sennym. O nie, tylko nie to, przemknęło mu przez myśli, czy ja dalej śnię?

Obok łóżka siedziała kobieta. Dłonie trzymała na kolanach. Długie blond włosy opadały na ramiona...

... to tylko sen...

Facet w białym kitlu wszedł do pomieszczenia. Zpisał odczyty z ekranu przytwierdzonego do ściany i podszedł do kobiety. Szepnął jej coś do ucha, po czym wyszedł.

Filip uniósł głowę, potem ramiona, ale nie mógł poruszać dolną częścią ciała.

– Leż spokojnie. – Odezwała się melodyjnym głosem, widząc przerażenie malujące się na jego twarzy. – Częściowy paraliż spowodowany jest uszkodzeniem kręgosłupa. Przepraszam - dodała po chwili.

– Kim ty jesteś? – Filip z trudem wypowiadał słowa.

– Jestem twoją matką. – Kobieta mówiła powoli, nie śpiesząc się. – Miałeś wypadek...

– Przecież moja matka nie żyje. – Filip przerwał jej marszcząc brwi ze zdziwienia. – Gdzie ja jestem? Co tu jest grane?

– Spokojnie. Jesteś w klinice.

Nic z tego nie rozumiał. Pytania niczym piłki, odbijały się chaotycznie wewnątrz jego mózgu. Jedynie co pamiętał to niezły odlot w łazience.

– Wytłumaczę ci wszystko później, jak już wydobrzejesz. A teraz odpoczywaj. – Kobieta wstała, pocałowała syna w czoło i wyszła.

To tylko sen...

Minęło kilka dni... może tygodni... wieczność...

Kobieta wprowadziła wózek inwalidzki, na którym siedział Filip do dziwnego pojazdu, który widział po raz pierwszy. Jak zresztą wszystko do tej pory.

– Dokąd mnie zabierasz?

– Do domu.

Czarny pojazd uniósł się w górę i pomknął w stronę gęsto zabudowanego centrum. Filip z nosem przyklejonym do szyby podziwiał widoki w dole. Patrzył na przewijające się pod nimi kolorowe budynki, ulice i mijające ich pojazdy.

To tylko sen...

Kobieta badawczo spojrzała na niego w lusterku.

– Wszystko będzie dobrze.

Filip milczał. Zresztą nie wiedział co odpowiedzieć. W głębi siebie czuł, że ta rozmowa nie ma sensu.

Przerażająca wizja spędzenia cholera wie ile czasu przykutym do wózka inwalidzkiego w całkowicie obcym miejscu, malowała się wyraźnymi kreskami w jego głowie. Filip nie chciał tak żyć. Przecież on tworzył wspaniałe rzeczy z drewna. Był stolarzem. Zasmucił się na samą myśl o tym.

... to tylko zły sen...

Mieszkanie było całkowicie skomputeryzowane. Filip od razu zauważył brak drewnianych mebli. Większość wystroju została wykonana z metalu albo z podobnego do plastiku materiału, przez co wnętrze zdawało się zimne. Nieprzyjazne.

Przez kilka dni, kobieta próbowała dotrzeć jakoś do Filipa, ale bezskutecznie. Nie potrafiła rozbić twardego muru, którym się ogrodził. Nie pasował do tego miejsca, które podobno było jego domem. Dla niego, wszystko wydawało się takie obce, w dodatku automatyczne. Filipowi brakowało zajęcia stolarza. Pragnął coś ciąć, rozmierzać, szlifować. Za tym tęsknił najbardziej. A tutaj otaczały go bezduszne dotykowe ekrany, tablety oraz programy próbujące naśladować czynności potrzebne do życia. Za dużo bezużytecznego i wyręczającego z codziennych zajęć gówna, które przeszkadzało Filipowi. Dusiło go.

Po upływie miesiąca, zmęczony tym wszystkim, otworzył drzwi na balkon. Już wcześniej o tym myślał. Oburącz podciągnął się i prześlizgnął ponad barierką.

Nareszcie poczuł się wolny...

Sygnał budzika wyrwał Filipa ze snu. Wyłączywszy go, wstał i podszedł do okna, z którego rozciągał się wspaniały widok na miasto. Przeciągnął się ziewając przy tym głośno.

– O, wstałeś już. – Kobieta z ręcznikiem na głowie zaglądała do sypialni. – Nie chciałam cię budzić kochanie.

– Ale miałem... – Filip zauważył wilgotne kosmyki złotych włosów wystających spod ręcznika. – Dziwny sen... – Spojrzał w dół i zamarł.

Zamiast nóg miał srebrne, lśniące protezy.

Ctrl Alt Delete

KONIEC?

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • KarolaKorman 06.12.2015
    Przepłynęłam przez to opowiadanie, świetnie się czytało i choć było wiele niedopowiedzeń, wszystko ułożyło się w całość. Zostawiam 5 :)
  • Dziękuję
  • Anonim 24.12.2015
    Poplątałeś, powymyślałeś zachwyciłeś w jednym, tyle pomysłów i niewiadomych w jednym tekście, choć jednocześnie wszystko łączy się w zgrabną całość, która po części jest przykra, tajemnicza, a z drugiej strony ma w sobie cząstkę humoru. Masz ciekawy styl - ciężki, prosty, jednak nazwałabym go "mechanizmem grozy". Idealnie opisałeś moment, w którym Filip znalazł się w łazience i zobaczył tę dziewczynę (jego matkę?), gdyby nie fakt, że jest rano i nie otacza mnie ciemność, przestraszyłabym się. Najbardziej spodobało mi się określenie: "Z oczu ciekła krew, przecinając policzki cienkimi stróżkami" - słowo przecinając tak idealnie mi tutaj pasuje!
    Jestem zadowolona z opowiadania
  • Dziękuję :D postaram się już nie długo dodać następne :D
  • alfonsyna 14.01.2016
    Dziwne, że wcześniej tego nie przeczytałam... Ale zgodzę się, że dobrze skonstruowałeś tę układankę, właściwie do końca nie wiadomo na pewno, co jest snem, a co jawą. W tym wypadku to zaleta :)
  • Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania