Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Filharmonia

~~~ Od autora ~~~

 

To nie jest krawy, brutalny horror. Raczej zwykłe opowiadanie z elementami tego gatunku. Może Ci się sposoba, wtedy nie zapomnij napisać pożytecznego komentarza.

 

 

Waldemar Bogucki siedział na czarnej, długiej na pięć metrów ławie w lewym rogu dużej sali. Widok jego ulubionego, słynnego zespołu muzycznego, mającego zaraz zagrać koncert powodowała, że przechodziły go ciarki. Kochał muzykę klasyczną całym swoim sercem, dawniej nawet grał na fortepianie w mało znanym zespole. Teraz gdy postarzał się, pozostało mu oglądanie artystów podobnych do siebie, lecz czasem pragnął ponownie chwycić w dłonie instrument.

Wreszcie się zaczyna. Siwy dyrygent z włosami ułożonymi na Mozarta stanął na drewnianym podeście. Za nim kilkoro elegancko ubranych mężczyzn i dwóch kobiet po raz ostatni czyściło sprzęt. Gdy wszystko było gotowe, na ruchy dyrygenta całą salę ogarnęła piękna muzyka. W myślach, z kopuszczonymi powiekami Waldemar rozpoznawał instrumenty. Usłyszał flet, skrzypce oraz fortepian. Nie otwierając oczu, poprawił czerwony krawat i zapiął guziki szarej marynarki. Chwila, chwila. Zespół uciął w połowie grę. Usłyszywszy krzyki, zdziwiony Waldemar podniósł ciężkie powieki. Jego granatowe oczy ujrzały młodzieńca, liczącego może dwadzieścia kilka lat, wbiegającego na scenę i usiłującego dostać się do najprawdopodobniej idoli. Nie miał złych zamiarów, lecz cała widownia zaczęła atakować słowamu chłopaka, co zresztą nie było dziwne. Ochroniarze, z wyglądu sobowtóry Jamesa Bonda, przedostali się szybko do wielkiego fana zespołu. Jeszcze kilku ludzi, korzystając z okazji, rzuciło się na scenę. Szef ochrony Bogusław Jagończyk osobiście ze względów bezpieczeństwa wyprowadził w większości młodych artystów. Całe zajście Waldemar obserwował w bezruchu. Totalnie go zatkało, czuł jak coś w nim pęka. Oburzona widownia wychodziła ze złymi minami z sali, inni awanturowali się, wybuchło jedno wielkie zamieszanie. Pięćdziesięcioletni Bogucki z trudem przepchnął się między ławkami, wychodząc drzwiami ewakuacyjnymi. Kątem oka wcześniej dojrzał, jak ochroniarze wyprowadzają sprawdzę rozgarbiaszu tym oto wyjściem. Zawiało go, kiedy opuścił budynek Filharmonii Narodowej. Zauważając oddalającego się młodzieńca w mgle, Waldemar rzucił się za nim niezbyt szybkim biegiem. Gdy znalazł się na odpowiedniej odległości, od tyłu chwycił ofiarę za metkę czarnej koszulki

- Ej! - krzyknął wystraszony chłopak, imieniem Antoni.

- To ty popsułeś cały występ! - oskarżył niebezpodstawnie Bogucki, pchając dwudziestokilkulatka na pobliski dąb. Starszy mężczyzna do najmniejszych nie należał, więc odciął chłopakowi drogę ucieczki po prostu stając naprzeciw w odległości kilkunastu centymetrów. - Nie tylko ty chciałeś zobaczył tych artystów! Znając to życie, obi nie będą chcieli teraz szybko przylecieć do Polski!

Ten nie dawał rady odpowiedzieć. Nie znał agresywnego pięćdziesięciolatka, nie wiedział czy jest niepoczytalny, niebezpieczny. Rozglądał się, nie mogąc nawet wydusić słowa proszącego o pomoc. Waldemar szybkum ruchem wbił długi palec wskazujący w lewe oko Antoniego. Jak można się domyślić, zaatakowany wydarł się, po czym w bólu osunął na zieloną trawę. Było ciemno, Antek nic nie widział. Trzymał się za ranne oko, czując jak wypływa na zewnątrz.

- Kurwa! - nie powstrzymał się od wulgaryzmu.

- Ależ co ty mówisz, synek? Nie nauczyła cię matka, że tak bluźnić nie jest ładnie?

Psychopata wymierzył cios w wątrobę ofiary, przed tym podnosząc na nogi. Kopnął go z kolana w brzuch, zadając ból. Jak najszybciej, z całej siły wsadził młodszemu od siebie dwa palce w dziurki nosa. Zaczął nimi nerwowo, pośpiesznie ruszać i kręcić we wszystkie strony. Nucąc melodię do jęków Antoniego, pchnął palce jak najdalej, przy tym tracąc równowagę, którą szybko jednak opanował. Śmiejąc się wniebogłosy, choć wściekły wsunął całą rękę do gardła ofiary. Ten zwymiotował, powoli widząc przed sobą jasne światło. Dla Waldemara nie było to przeszkodą, przecież każdy człowiek rzyga, co w tym dziwnego? Brudne od wymiocin ramię dalej wsuwał je w głąb, pięścią drugiej ręki bijąc w brzuch, chcąc, by chłopak próbował kaszleć. Po licznych próbach uwolnienia się, uduszony dzieciak upadł. Teraz Bogucki widział swoje dzieło. Białko i źrenice oka wylane na policzek, zarzygane ubranie i usta. Waldemar niemal sam wypuścił resztki swojego obiadu na wolność, czując smród pochodzący od chłopaka. Śmierdział jak martwa świna, wymieszana z gołąbkiem i żywym gołębiem, zmiksowana w mikserze. Lubił to "danie", lecz nienawidził jego zapachu. Zapachu... Ukucnął nad zabitym, z politowaniem spoglądając na niego.

- Głodny jestem, a w domu nie mam już mięsa... Może posłużysz mi za kolację? Nie odpowiadasz? Czemu? Powiedz coś! No mów, do cholery!

Rozbawiony wstał, biorąc ciało na bark.

- Do domu daleka droga, wnuczku...

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Anonim 28.02.2017
    byłoby super, gdyby Autor zechciał poprawić błędy; rozumiem, że szybko pisząc coś się może poplątać, ale przed publikacją należy dokładnie sprawdzić tekst.
    tyle słów na wstępie, bo nie doczytałam do końca.
  • Anonim 28.02.2017
    Śmierdział jak martwa świna - cios.
    ok, nie będę miła, świnie przeważnie są szczere do bólu, więc ten tekst to PORAŻKA. na 100%. nie oceniam, bo i po co.
  • Zwierz 28.02.2017
    To nie był hejt wymierzony w ciebie haha
  • Anonim 28.02.2017
    nie, no skądże, a bo to jedna świnia w eterze...
  • Zwierz 28.02.2017
    W żadną świnię heh
  • Zwierz 28.02.2017
    W żadną świnię heh
  • 5głowa Hydra 04.03.2017
    Reasumując, gościu z pozoru normalny zabija i prawdopodobnie zjada chłopaka, który wywołał zamieszanie w filharmoni. W naszej kochanek Cebulandii, gdyby wkazł ktoś na scenę, pewnie straciłby po imprezie kły, zresztą takie akcje nie raz, nie dziesięć razy się zdarzały. A tutaj elegancki Pan postanawia zjeść chłopaczka. Fabuła taka sobie, ymm, trójka z plusem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania