Ford mustang
Tekst jest inspirowany Davidem Fosterem Wallecem, który bardzo często w swoich opowiadaniach do opisów używał takich własnie jak poniższe zdanie. Ponad to, ma on być niejako manifestem przed coraz częstszym uciekaniem młodych pisarzy od pięknych składni zdań złożonych, zastępowanych przez całą masę urwanych zdań prostych.
W starym fordzie mustangu siedział mężczyzna w średnim wieku, którego bujne włosy opadały rozwiewane na ramiona i którego oczy były w tamtej chwili zmrużone od atakującego je wiatru, wpadającego do wnętrza samochodu przez uchylone dziesięć minut wcześniej okno, które musiało zostać otwarte ze względu na upał panujący tego dnia na spalonej słońcem ziemi Teksasu, z którego pochodził i który był w tamtej chwili przemierzany przez mężczyznę w średnim wieku, nazywanego przez przyjaciół ,,wielkim Marcelem” albo po prostu Marcelem, w zależności od tego, jak bliski był to przyjaciel, na co z kolei wpływało to, czy mężczyźnie jadącemu fordem mustangiem dobrze się z takowym piło, czy też całkowicie źle, co również niestety zdarzało się często, dużo częściej niż mężczyzna mógłby sobie tego życzyć, szczególnie biorąc pod uwagę, że był on laureatem wielu nagród motoryzacyjnych, rozdawanych przez jedno z pism traktujących o pojazdach mechanicznych, którego styczniowy numer leżał właśnie obok kierowcy i którego strony trzeszczały, co chwilę szargane przez coraz to nowe podmuchy wiatru, wdzierającego się przez cały czas do wnętrza starego, ponad sześćdziesięcioletniego już, forda mustanga, jadącego szutrową drogą z prędkością osiemdziesięciu ośmiu mil na godzinę, którym tereny Teksasu przemierzał samotny mężczyzna, laureat wielu nagród motoryzacyjnych, ciężko oddychający przez wysoką, prawie czterdziestostopniową temperaturę, tak charakterystyczną dla środka teksańskiego lata i jednocześnie tak uciążliwą, nawet dla ludzi, którzy na tych terenach urodzili się i dorastali, podobnie jak nasz mężczyzna, kierujący właśnie forda mustanga, pędzącego coraz szybciej pod ciągle nasilającym się naciskiem stopy kierowcy na pedał gazu, wymieniony przez mechanika jakieś dwa miesiące wcześniej zaraz po tym, jak uległ on awarii spowodowanej starością, którą odznaczał się cały zresztą samochód, goszczący teraz w swoim gorącym wnętrzu mężczyznę nazywanego Marcelem, laureata wielu nagród motoryzacyjnych, kilkuletniego już rozwodnika i nieszczęśliwie zakochanego kochanka, którego kobieta wpadła pod koła ciężkiego tira kilka godzin wcześniej i który jechał właśnie, aby odwiedzić ją w szpitalu i dowiedzieć się w jakim kochanka, przez którą został rozwodnikiem, jest stanie psychofizycznym, tak przecież ważnym dla ewentualnego kontynuowania ich znajomości, która wszakże opierała się przede wszystkim na coraz to nowych doznaniach erotycznych, przez których brak mężczyzna, zwany Marcelem, zdecydował się na posiadanie kochanki, kobiety, która jak uważał, nie miała sobie równych w łóżku i w zaspokajaniu niezaspokojonych jego doznań erotycznych i która właśnie w tej chwili mogła leżeć sparaliżowana w szpitalu, niezdolna już nigdy do prowadzenia współżycia z mężczyzną, kierującego gorącym jak wszyscy diabli fordem mustangiem mającym już ponad sześćdziesiąt lat, w którym jedynie pedał gazu był młodszy, mając wiek dwóch zaledwie miesięcy, i naciskanym właśnie coraz mocniej przez ,,wielkiego Marcela”, mającego skąd inąd prawie dwa metry wzrostu i ważącego nie mniej niż dwieście kilogramów i nie więcej niż trzysta, którego pośladki ledwo mieściły się na fotelu samochodu, którym kierował i którego nogi były na tyle długie, że zahaczały kolanami od czasu do czasu o niską kierownicę, tak charakterystyczną dla tego konkretnego modelu forda mustanga, kierowanego właśnie przez mężczyznę przemierzającego Teksas, aby sprawdzić stan psychofizyczny swojej kochanki, potrąconej kilka godzin wcześniej przez ciężkiego tira i być może konającej właśnie na szpitalnej pryczy, na pewno nie myślącej w tamtym konkretnym momencie o tym, czy jeszcze kiedykolwiek zdoła zaspokoić niezaspokojone potrzeby erotyczne mężczyzny, których nie potrafiła zaspokoić jego była żona, żyjąca teraz w związku z kimś innym i zdająca się być szczęśliwą panią domu, spełniającą się zawodowo w pracy, w zawodzie dekoratora wnętrz, o którego opinię sięgają coraz częściej młode, bogate małżeństwa, chcące sporządzić sobie ciepły i przytulny kącik do spędzenia kolejnych dziesięciu lat, zanim kobieta w tychże małżeństwach nie przestanie spełniać erotycznych zachcianek mężczyzny i zanim te właśnie małżeństwa nie zostaną rozdzielone przez rozwód, który podzielił już małżeństwo dekoratorki wnętrz i ,,wielkiego Marcela”, nazywanego też przez niektórych Marcelem, laureata licznych nagród motoryzacyjnych, przemierzającego z zawrotną prędkością gorące pustkowia Teksasu.
Komentarze (42)
Zaraz dokończę i skomentuję :)
zaraz kończę, a Ty popraw
Wiem, że trudno jest zrobić coś pod kogoś. Dowodem tego są Bitwy, ale jeśli on tak właśnie pisał, twoje naśladownictwo, czy nie wiem, jak to inaczej nazwać jest mistrzowskie. Jednak uważam, że to zdanie bez tylu powtórzeń brzmiałoby dużo lepiej czytając go, miałam wrażenie, że pisał je jakiś natręt lub nie do końca rozwinięty gość. Sorki, ale to moja obiektywna ocena.
Jeżeli jednak biorę pod uwagę, że było to celowe, nie mogę dać nic innego jak 5 :)
No, tekścior fajny, chociaż też zastanawiałam się nad powtorzeniami. 5 :D
Leci czwóreczka :D
,,nazywanego przez przyjaciół ,,wielkim Marcelem”, albo po prostu Marcelem" - bez przecinka przed ,,albo";
,,czy mężczyźnie jadącemu fordem mustangiem dobrze się z takowym piło (przecinek) czy też całkowicie źle" - drugie ,,czy" pełni tę samą rolę co pierwsze;
,,fordem mustangiem, mającym już ponad sześćdziesiąt lat w którym jedynie pedał gazu był młodszy" - przecinek przed ,,w którym" i niepotrzebny jest ten przecinek przed ,,mającym". Nie wypisywałam tych wszystkich przypadków z przecinkiem przed imiesłowem przymiotnikowym, bo nie jest to jakiś duży problem, często jego występowanie zależy od sytuacji, od tego, czy imiesłów wprowadza jakieś dopowiedzenie, czy może tworzy zasadniczą część zdania i bez niego informacja będzie nie dość pełna. Nie chcę więc ingerować w to, jaki miałeś zamysł. Przed częścią taka interpunkcja jest niepotrzebna, ale to moje zdanie, a Ty możesz to poddać analizie i sam ocenić, który zapis lepiej odda Twoje zamierzenie. Tych części zdania było bardzo dużo przez bardzo rozbudowane zdania, a więc tym bardziej nie miało by sensu, gdybym wypisywała tu co któryś taki fragment.
Cóż, osobiście lubię zdania złożone, nawet bardzo. Dzięki nim tekst jest mniej "porwany", a bardziej melodyjny, a po drugie, co jest taką moją właściwością, wolę to, co jest trudniejsze niż łatwiejsze, no może nie we wszystkich sytuacjach, ale przykładowo bardziej skomplikowane utwory łatwiej mi zawsze wchodziły do głowy, trudniejszych tematów łatwiej mi się uczyć, a do zdań wielokrotnie złożonych miałam w gimnazjum wręcz słabość, uwielbiałam ich rozbiory, te różne części mowy i zdania... Dla mnie to była swojego rodzaju wręcz zabawa, chociaż wszyscy prawie na te tematy narzekali i nie lubili gramatyki.
Tak więc rozbudowane zdania są dla mnie plusem samo w sobie, natomiast tu nabrało to wymiaru jak dla mnie wręcz absurdalnego. Każde zdanie rozwijałeś do granic możliwości, przez co niektóre informacje były wielokrotnie powtarzane, na przykład wiadomość o tym, że Marcel był laureatem nagród motoryzacyjnych, pojawiła się w tekście cztery razy. To chyba rekord, bo oczywiście powtarzało się nie raz, że pochodził z Teksasu, że miał kochankę, którą potrącił ciężki tir i leżała w szpitalu, a on do niej jechał (swoją drogą musiała mieć niezłe szczęście, skoro wpadła pod koła tira i przeżyła ten wypadek).
Oprócz tych powtarzających się informacji zapisywanych z mniejszymi bądź większymi różnicami przy każdym poruszeniu tej kwestii bardzo często pojawiały się konkretne słowa, których najlepszym przykładem będzie "który". Miałam wrażenie, że to taki główny bohater tego tekstu, jeśli chodzi o formę :D Wręcz bawiło mnie, jaki był wynik tak częstego zastosowania tego słowa, trzeba było chwilę pomyśleć czego ono dotyczy, gdy pojawiało się po parę razy w jednym zdaniu, co mogło trochę utrudnić czytanie, ale mnie się ten efekt podobał, szczerze powiedziawszy. Choć z drugiej strony nie zawsze trzeba było użyć właśnie tego słowa jako łącznika pomiędzy zdaniami składowymi czy też innymi formami zdaniowymi. Przykładem takiej sytuacji mogłoby być zdanie z początku: ,,mężczyzna w średnim wieku, którego bujne włosy opadały rozwiewane na ramiona i którego oczy były w tamtej chwili zmrużone od atakującego je wiatru" - tu to drugie ,,którego" można było zastąpić ,,a jego oczy", jednak możliwe, że tak miało być i umyślnie zapisałeś to właśnie w taki sposób.
Nie wiem, czy napisałam wszystko, co zamierzałam, odnośnie formy. Myślę, że przynajmniej z grubsza. Jeśli chodzi o treść, to po prostu jest przedstawiony mężczyzna, który jedzie do kochanki, przy okazji jedynie wiadomo, że jest laureatem nagród motoryzacyjnych i opisany jest jego wygląd, podane pochodzenie, czyli nie ma jakiejś porywającej akcji, a jednak przez formę utwór przedstawia się w całkiem innym wymiarze. Myślę, że ta potrzeba dokładnego wgłębienia się w tekst, aby dobrze go zrozumieć, sprawiła, że kwestia formy stanęła trochę obok fabuły, a nie stała już tak bardziej z tyłu.
Podsumowując, zdania wielokrotnie złożone są na plus, te wszelkiego rodzaju powtórzenia... cóż, z jednej strony normalnie obniżało by to poziom wrażeń, ale mnie to naprawdę bawiło, bo jak mówię, to wszystko sięgało niemal absurdu w moich oczach, przez co nie mogła całkiem poważnie odebrać tego utworu. Tak więc powiedziałabym, że średnio udało Ci się mnie zawieść, bo w tym celu musiałbyś sprawić dodatkowo, że odebrałabym to całkowicie poważnie i przedrzeć się do tej części mnie, która nie toleruje w najmniejszym stopniu takich zabiegów niezależnie od tego, czy to eksperyment, czy nie. W dodatku ten Wallece. Gdybym coś o nim wiedziała, łatwiej było by mi sprzeciwić się zabiegom, jakie zastosowałeś, jeśli było by to słuszne. I myślę, że ta niewiedza zadecydowała o tym, że postanowiła jednak zostawić 5, choć wahałam się, czy w ogóle zostawić ocenę ze względu na trudności w jej określeniu. Mimo że to, co napisałeś, jest inne od reszty tekstów i jesteś bliżej tego, aby sprawić, że moja opinia o Twoim dziele będzie słabsza, to jeszcze nie jest to, choć muszę przyznać, że postarałeś się. Po prostu czasem patrzę inaczej, niż mogło by się wydawać, przez co efekt nie jest spodziewany. Musiałbyś się jeszcze trochę bardziej postarać i przewidzieć moje reakcje na konkretne formy eksperymentów, co nie jest łatwe. Ale jednak wciąż wierzę w to, że kiedyś pozostawię pod Twoim utworem piękną jedyneczkę :D Tym razem, jak mówiłam, znowu to nudne 5... chociaż może aby zaznaczyć jakąś różnicę za te powtórzenia zwłaszcza, możesz to traktować jako 4,5. Może sukces z Twoje strony niewielki, ale wierzę w Ciebie :D
Z jednej strony znamy pisarzy, którzy używają krótkich, trójwyrazowych zdanek, a z drugiej często natykam się na takich, którzy od czasu do czasu chcą pokazać wykwintność stylu i walą w przypadkowe miejsce zwykłego tekstu taki długi zlepek, nie dbając specjalnie o logikę i zachowanie wewnętrznego sensu tegoż "zdania". Długie, wielokrotnie złożone zdanie o logicznej, zaplanowanej formie jest trudne ale efektowne. Czasem udaje się to dobrze Pilchowi.
Ba. Kiedyś dla żartu napisałem jednozdaniowe opowiadanie o pisarzu, cierpiącym na słowotok i nie potrafiącym zakończyć zaczętego zdania.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania