Yourofsky 10.05.2020 Problem natomiast mam ze słownictwem. Innymi słowy, mam ubogie słownictwo jak na kogoś, kto lubi pisać. Zastanawiam się, czy dysortografia nie wynika z ubogiego słownictwa i odwrotnie. Moja dysfunkcja ortografii jest na tyle silna, że mimo iż dużo w życiu przeczytałem to dopiero ostatnio wpoiłem sobie do głowy, że wyraz „drzwi” piszemy przez „rz”, a nie jak zawsze pisałem „dźwi”. I jest to jedyny mój postęp w dziedzinie ortografii na przestrzeni lat. Śmieszne, ale prawdziwe. Tak więc problem z dysortografią łatwo rozwiązuję za pomocą narzędzia „sprawdzanie pisowni”, można więc uznać, iż problemu ów przypadłość dla mnie tak naprawdę nie stanowi. Zupełnie inaczej sprawa ma się, jeśli idzie o brak bogatego słownictwa. Tutaj żadne programy nie pomogą a brak odpowiedniego słowa podczas tworzenia zdania potrafi sprawić, że tracimy „flow” pisarskie. Stąd więc moje pytanie: Jak dość szybko, skutecznie poprawić sobie bogactwo słownictwa? Jeszcze inaczej wygląda to z interpunkcją i układaniem szyku zdań. Tutaj z czasem jest coraz lepiej, a postępy idą prawie prostą linią powoli w górę. Tu widzę progres. |
Liv12365 10.05.2020 A sprawa jest tak prosta, na jaką wygląda: inaczej nie wzbogacisz słownictwa, niż czytając. Książki, książki i jeszcze raz książki. To drzwi do rozwoju :)) |
Liv12365 10.05.2020 Więc niektóre rzeczy są po prostu kwestią wyćwiczenia i znajomości zasad ortografii :) ot co Typu "miód" pisze się przez "ó" a nie przez "u" bo jak zamienisz na l. mnogą to masz "miody", to jest jedna z zasad... |
Zaciekawiony 10.05.2020 Korzystanie ze słowników synonimów nie jest dobre, język może nabrać sztuczności czy niedokładności (jednym z częstszych błędów początkujących pisarzy jest używanie złych synonimów, na przykład nazywanie ulicy w mieście ścieżką, czy kamiennego domu kamienicą). Tylko twoje lektury muszą być różnorodne, skupienie się na najnowszych książkach z ulubionego gatunku to może być mało. Dobrze poszukać autorów, którzy mają dryg do opisywania w sposób wyrazisty, przemawiający do wyobraźni, także z różnych okresów historycznych. Wstępnie poleciłbym książki reporterskie Kapuścińskiego i Terzani, oni opisują rzeczywistość i często musieli opisać czytelnikom coś, czego w tym czasie nie dało się pokazać na filmie czy fotografii. Z bardziej literackich rzeczy poszukaj Schultza, nie wiem czy jest jeszcze na liście lektur. Z dzisiejszych autorów fajnie pisze Pilch, np. Tysiąc spokojnych miast. |
Liv12365 10.05.2020 Kapuścińskiego się bardzo fajnie czyta ^^ polecam. |
Zaciekawiony 10.05.2020 |
Liv12365 10.05.2020 |
Yourofsky 11.05.2020 Słyszałem żeby samemu dobrze pisać i żeby chcieli nas czytać dzisiejsi czytelnicy, to trzeba pisać tak, jak to co się dzisiaj sprzedaje. Wynikało by z tego że trzeba było by czytać Mroza i Bonde. Z tych dwoje czytałem tylko Mroza. Jak Waszym zdaniem pisze Mróz? |
Liv12365 11.05.2020 Po za tym bądź sobą i nie dostosuj się pisaniem pod publikę, bo wtedy tracisz oryginalność :)) Co do Mroza - jeszcze nie czytałam, aczkolwiek słyszałam, że bardzo dobrze pisze ;)) pewno po maturze o niego zahaczę, jak będę miała czas. |
Liv12365 11.05.2020 |
Liv12365 11.05.2020 |
Zaciekawiony 12.05.2020 |
Onyx 12.05.2020 |
Neurotyk 12.05.2020 |
Onyx 12.05.2020 |
Liv12365 12.05.2020 |
Zaciekawiony 12.05.2020 |
Neurotyk 13.05.2020 |
Skoiastel 14.05.2020 Raz, że jedno drugiego nie wyklucza, ale, na przykład, trudno czytać i prasować czy gotować obiad jednocześnie. Dwa: gdybym się nie przemogła, pewnie dalej nie miałabym pojęcia, jak świetną mam pamięć słuchową i jak dużo dają mi właśnie słuchowiska. Świetnie sprawdzą się te dopasowane do tematyki waszej twórczości, bo przy okazji możecie sobie nieświadomie zrobić research. Odkąd spory ułamek czasu, który poświęcałam wcześniej na słuchanie muzyki w tle do właściwie czegokolwiek, zaczęłam poświęcać na słuchanie, jak mówią inni ludzie, często zdarzało mi się usłyszeć słowa, których znaczenia nie znałam (na przykład wojerysta, atawizm, eskapizm, koherentny). Lubię sobie te nowe słowa, spisywać, a potem samodzielnie szukać ich definicji; właściwie nieświadomie stworzyłam sobie własny słowniczek słów do zapamiętania, które "może kiedyś się przydadzą". I tu właśnie ciekawostka: słowa, które usłyszę i chociaż trzy po trzy domyślę się ich znaczenia z kontekstu rozmowy, a potem sprawdzę, częściej od razu zostają mi w głowie i nie muszę ich potem szukać w tym notesiku. A słowa, które gdzieś przeczytam i spiszę, bardzo szybko mi ulatują i w ich przypominaniu sobie wracam często. Dlatego akurat podcasty, słuchowiska, nawet audiobooki książek, przy których zasypiam – bo nie da się czytać i zasypiać jednocześnie – bardzo dużo mi dają. Pamiętam, jak ostatnio słuchałam „Mistrza i Małgorzaty” (czyt. Marek Kondrat; genialne wykonanie) i w ostatnich scenach Behemot biegał po mieście z prymusem. Nie miałam pojęcia, co to jest, więc z braku laku wyobrażałam sobie trójramienny świecznik (XD). Dopiero rano sprawdziłam, że chodziło o kuchenkę turystyczną. Natomiast same podcasty działają na mnie jeszcze w inną stronę. Podświadomie gdzieś w głowie uczestniczę w słuchanej dyskusji i wyrażam swoje opinie, tworzę jakieś stosiki argumentów do dyskutujących ze sobą rozmówców. I zauważyłam, że to pomaga mi ogólnie w rozmowach międzyludzkich w realu, ładniej się wysławiam, szybciej składam zdania, szybciej reaguję na czyjeś słowa. Teraz słucham „Księgi bez tytułu” Anonima, czyta Artur Barciś i to nie jest dla mnie niesamowite, jak jeden człowiek może bawić się swoim głosem, każdej z tuzina postaci nadać jakiś charakterystyczny flow wypowiedzi, że nawet Artur nie musiałby dopowiadać: „powiedział Jensen", bo ja już właściwie po samym dialogu słyszę, że to właśnie on. Dobry audiobook potrafi być czymś pomiędzy książką, bo działa wyobraźnia, a teatrem jednego aktora. No i usłyszeć, jak Barciś nazywa kogoś „tępym pierdolonym chujem” – bezcenne. :3 |
Zaloguj się, aby wziąć udział w dyskusji