| Starzec przemierzał wolno las. |
| Siedział w karczmie i pucował pucharki po winie, mierząc ludzi i istoty dookoła zimnym, wykalkulowynm spojrzeniem. Westchnął cicho, przyjmując kolejne zamówienia i przekazując je dalej, w stronę kuchni. Dzień był długi i zabiegany, a gości nie ubywało. Shiyon westchnął i przetarł czoło. |
| Eileen przeliczała skurpulatnie monety znajdujące się w sakiewce. Znajdowała się na końcu karczmy, w jej najciemniejszym koncie. Zagłuszana przez zgiełk rozmów i stukot kufli omawiała szczegóły nowego zlecenia. Przed nią siedział zestresowany kowal z pobliskiej wioski. Ciągle rozglądał się na boki. Ale ona nie zwracała na to większej uwagi. Naliczyła się 42 sztuk. O dziesięć za mało.
- Gdzie reszta? - mruknęła zniecierpliwiona.
- Ja... Nie miałem tyle... - wyjąkał.
- Nie ma kasy, nie ma umowy - warknęła zniecierpliwiona uderzając pięścią o stół. Niektórzy odwrócili się w ich stronę. |
| Cedric skradał się do swojej ofiary najciszej jak mógł. Ghul, którego tropił oddalał się w zastraszająco szybkim tempie. Gdy stwór przycupnął nad kolejnym truchłem, jakich było tu pełno, myśliwy naciągnął łuk i wymierzył. Był zmęczony i niechciał kolejnych pościgów. Puścił cięciwę. Zmęczenie wzięło górę. Strzała chybiła celu o trzy cale i potwór zwiał w krzaki. Cedric nie wierząc władnym oczom, westchnął i usiadł na ziemi. |
| Jego ghul wrócił do niego składając raport o jakimś elfie w lesie. Chyba trzeba jak najszybciej zawitać do miasta. |
| Gdy usłyszał lekki stuk strzały o drzewo , akurat znajdował się na trakcie. Wyciągnął swoją strzelbę, za pomocą magi przyciągnął do lufy kilka stalowych płytek, które zmieniły się w pocisk. Czekał chwilę, gdy tylko zobaczył ruch wystrzelił mierząc w punkt trzy metry przed celem. Po lesie rozległ się huk, niestety nic nie trafił. Ruszył jednak w tamtym kierunku, być może ktoś potrzebował pomocy. |
| Podszedł do stolika Eileen i mężczyzny, po czym taksując ich spojrzenie zapytał swym damskim głosem:
- Podać? - pytanie zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie, a on sam z uporem wpatrywał się w okno. Czuł deszcz. |
| Myśliwy po chwili odpoczynku ruszył dalej. Trop był świeży więc postanowił biec by dogonić trupojada. Zatrzymał się, gdy jego oczom ukazał się szlak. Leśną drogę przemierzał starzec z owym ghulem u boku. Cedric schował się w cieniu drzewa. Był dobry w kamuflażu więc niebał się wykrycia. Broń odłożył, nie napadał na starców, jeśli tylko szanują naturę. |
| Stanął w miejscu, w którym widział ruch. Nic tu nie było poza kilkoma tropami prowadzącymi na trakt. Ruszył za nimi, zanim jednak postawił cztery kroki, lunął deszcz.
– Cholera jasna, a myślałem, że zdąże do miasta. Teraz muszę się martwić, żeby mi strzelba nie zamokła.
Pstryknął palcami rękawicy, a strzelba zaczęła się rozkładać na pojedyncze części, które zmieniły się w pancerz na plecach. Na szlaku zobaczył starca z dziwnym, gnijącym niby człowiekiem.
– Witajcie, towarzyszu. Idziecie do miasta? |
| Uspokoiła się lekko gdy do ich stolika podszedł Shiyon. Zmierzyła go chłodny spojrzeniem i po chwili przeniosła je na Kowala. Ten dość szybko zrozumiał aluzję i wcześniej mamrocząc coś pod nosem odpowiedział:
- Dwa piwa proszę - jego głos był lekko spanikowany. Szybko sprawdził w kieszeni, czy na pewno ma drugą sakiewkę.
Eileen uśmiechnęła się zwycięsko i schowała monety do skórzanego woreczka, który przywiązała do swojego boku obok kilku innych. |
| Elf widział już dwóch, nie licząc ghula, ludzi, których nie znał. Postanowił wycofać się a deszcz był przyjazny, zagłuszał jego kroki. Podniósł broń i odszedł. Schował się w pniu starego drzewa, które kiedyś zwaliła burza. Był na tyle daleko by być niezauważonym i na tyle blisko by słyszeć rozmowę obcych. |
| Odszedł bez słowa, nalewając gorzkiego napoju do kufli i wręcz rzucając nimi o stół. Poszedł na zaplecze, zdjąć fartuch i doorowadzić się do porządku. Oddech mu przyspieszył, gdy pierwsze krople deszczu zrosiły ziemię. Zamarł. Ten deszcz niósł coś niepokojącego. Coś złego, ale ukrytego |
| Ps. Piszmy w jakiejś kolejności bo zaczniemy się gubić. |
| Rozległ się trzask w kuchni.
- Cholera Ahri!- rozległ się wrzask szefa kuchni.
- Prz-e-epraszam...- wydukała spoglądając na rozbity talerz.
- Bądź bardziej ostrożna to już trzeci talerz w tym tygodniu.- podrapał się po opalonej skórze głowy.
- Yhym...- odburknęła pusto i zaczęła zbierać odłamki. |
| (Refresh przed postowaniem wystarcza)
Starzec coś nie chciał odpowiadać, Kevan ruszył więc pędem do miasta, nie znosił moknąć. |
| (Nikt nie pisze?) |
| Gdy odszedł od ich stołu pozostawiając dwa kufle na stole chwyciła za jeden z nich i napiła się złocistego płynu.
- Naszą umowę uważam za opłaconą - mówiąc to uśmiechnęła się chytrze - Jutro rano będzie po sprawie. Żegnaj.
Wstała i ubrała na głowę kaptur. W kuflu pozostała jeszcze połowa napoju, ale ona się tym nie przejmowała. Powolnym krokiem wyszła z karmy. Na zewnątrz przeszył ją chłodny wiatr.
- Czas wykonać zlecenie - mruknęła ruszając cicho w kierunku domu kowala.
Zerknęła przez okno. W środku było ciemno.
- Kochanka dzisiaj nie ma - zauważyła niezadowolona.
Zręcznie wdrapała się na dach budynku i następnie przeskoczyła na inny. Wyglądała jak cień wędrujący po domach w miasteczku. |
| Desz był początkiem burzy. Nawałnica przeszła nad lasem i bliskimi terenami. Cedric wcisnął się w głąb pnia i wtulił się w mech. Czekał aż przejdzie. Przed nim długa droga powrotna po nieudanym polowaniu. |
| (Deszcz) |
| Potarła czoło, po chwili zauważyła, że jej ręka krwawi.
- Cholera...- przeklnęła pod nosem i zdjęła fartuch.
Owinęła materiał wokół dłoni i pospiesznie wyszła z pomieszczenia. Poczuła jak na kogoś wpada. Skrzywiła się na widok babo-chłopa. |
Część postów została ukryta (320)
Zaloguj się, aby przeglądać cały wątek
| Zadygotał i pokiwał w podziękowaniu.
|
| Do karczmy weszła rudowłosa Moril i towarzyszące jej krasnoludy. Jeden z nich spojrzał nieufnie po gościach.
- Karczmarzu! Cztery beki piwa dla wojska a dla panny lampkę wina jeśliś łaskawy.
Usiedli przy obszernym stole. Elfka miała mieszane uczucia. Nie nawidziła pilnować Tarasha i jego braci bo zawsze wpadną w kłopoty. |
| Po jakimś czasie schyliła się, wyjęła materiał z plecaka. Wyrwała rośliny. Zawinęła i włożyła.
- Mamy likorysy. |
| Spojrzał i pokiwał ponownie.
"Znasz się na tym. Podziwiam." Zaśmiał się cicho.
(Jezu offtop, ale HU - The Loss>>>>>>>>>>>>>) |
| Wzruszyła ramionami.
- Jestem w końcu driadą.- lekko uśmiechnęła, po czym wstała.
|
| Krasnoludy, czekając na beczki, grały w "Czerep", stara krasnoludzka zabawa polegająca na biciu się po hełmach pięściami aż do wgnieceń. Tarash i jego brat zawsze wygrywali. Moril natomiast cicho siedziała przy sąsiednim stole, pijąc wino. Piła już lepsze.
- Tarash, mamy dwie beczki - wskazała palcem. - Chodźmy już stąd.
- Chwilka pani, miały być cztery i do czterech zaczekamy. Sir Cedric zrozumie.
Założyła nogę na nogę i warkneła do siebie.
W międzyczasie Cedric przeprowadzał wojsko przez miasto. Karnawał został wstrzymany i słychać było tylko stukanie krasnoludzkich buciorów. |
| Wzięła głęboki oddech i schowała momentalnie twarz w szaliku. Potarła ramiona, zrobiło jej się chłodno. |
| "Coś nie tak?"
Podszedł do niej zaniepokojony i kątem oka dostrzegł jedną z roślin. Delikatnie wyrwał ją i machnął dziewczynie przed twarzą.
"Miłek?" |
| Pochód dziesięciotysięcznej armii nie mógł zostać niezauważony. Elf razem z włodarzem prowadzili wojsko najkrótszą drogą do tylnej bramy. Chciał już być za przełęczą. Czekał jeszcze na Moril, Tarasha, Borka, Diossa, Saske i Jorkona. Ta banda kurdupli była nieobliczalna. Chyba zrobiłem błąd wysyłając ją do pilnowania ich. Wysłał jednego z chorążych do karczmy. |
| - Zimno mi odparła, tak to on.- wyciągnęła dłoń po roślinę. |
| Podał jej.
"Już dwa okazy. Teraz tylko..." |
| - Jeszcze trzy rzeczy nam zostały.
Poszła przed siebie.
- O jest!- wykrzyknęła widząc roślinę.
Hortensje kwitły na stromym klifie. Podeszła wyraźnie zadowolona do krawędzi, ostrożnie zaczęła zrywać. Pomachała do niego pokazując zdobycz. Nagle poczuła jak strop osuwa się spod jej nóg. Spadała. |
| Podbiegł szybko i chwyciwsy ją w pasie, spadał za nią. Obrócił się w powietrzu tak, by spadł dołem.
Uderzyli o wodę. Otulał ją czarnym, aksamitnym ogonem i błoniastymi rękoma, dostarczał jej tlenu poprzez małą bańkę. |
| Bała się, strach sparaliżował jej ciało. Mocniej wtuliła się w wybawiciela. Zaciskała powieki. |
| Wyrzucił ją na skałę i odetchnął głęboko, wpatrując się w nią swoimi całkowicie cZarnymi oczyma. Zamrugał i położył uszy po sobie. Czarne rogi lśniły w słońcu.
"Żyjesz?" |
| Kiwnęła szybko głową i podkuliła nogi. Jej oddech był przyspieszony.
- Dziękuję...- wychrypiała cicho. |
| Kiwnął, po czym westchnął głośno, unosząc się w lodowatej wodzie.
"Przepraszam. Nie pilnowałem cię." Gestykulował ze spuszczonym wzrokiem. Nie chciał patrzeć w oczy. |
| Pokręciła głową, spoglądnęła w bok.
- To przez to, że jestem taką niezdarą. |
| "Chodźmy na górę. Osuszysz się"
Wypełzł na brzeg, a długi ogon zamienił się w drobne, ale zgrabne nogi. Wdział spodnie i wyciągną do niej dłoń z uśmiechem.
"Chodź." |
| Odsunęła okulary ręką, rękawem otarła oczy i złapała jego dłoń. |
| Pociągnął ją silno za sobą. Wtargnęli do karczmy. Narzucił jej ręcznik na głowę i wskazał na łazienkę.
"Weź kąpiel, odpręż się" zerknął w bok. |
| Spaliła buraka i zaczęła dukać:
- N-n-nie trzeba, je-est w porządku... |
| "Nie będę patrzył. Idź"
Odszedł i zamknął się u siebie w pokoju, opadając na łóżko z głosny, westchnieniem |
| Poszła pod prysznic, jej ciało koiły ciepłe krople. Westchnęła i oparła głowę o ścianę wewnątrz "kabiny". Po chwili wyszła. Przebrała się, a okulary schowała. Wyszła na korytarz i przeciągnęła. Włosy miała związane w kucyka. |
| Siedział u siebie i czytał książkę, przygryzając patyk i marszcząc brwi. Po chwili zasnął. Książka wypadła mu z rąk. |
| Powoli zaczęło się ściemniać. Spojrzała na zdobycze, nie mieli wszystkiego. W takim razie musiała sama się wybrać do lasu. Narzuciła na siebie wierzchnie ubranie, cichaczem wyszła z pokoju. Spojrzała na drzwi Shyiona, westchnęła po czym zeszła schodami w dół. |
| Spał smacznie. .-. |
| Dzieciaki – pomyślał Kevan – Udają, że się nie lubią, ale jak co do czego, to by się wycałowali.
Taumaturg siedział samotnie w karczmie, już z nową ręką, nieco bardziej mobilną niż stalowa. Zamówił sobie też felczera na następny dzień, więc za kilka dni obie ręce będą sprawne. Za kilka chwil przybiegł do niego stalowy lis, który otworzył swój brzuch i wysypał z niego kawałki nieprzetopionej rudy. Zawsze dobrze mieć znajomego krasnala. Dzień w sumie można było uznać za udany, zwłaszcza, że kończył się z pełnym żołądkiem, kubkiem wina i, oceniając po spojrzeniu jednej z dziewek karczemnych, być może kobietą. |
| Wychyliła nos na karczmę. Ujrzała taumaturga, naciągnęła kaptur na głowę, a szalik na nos. Zmierzyła ku drzwiom. |
| Zszedł na dół z lekkim bólem głowy. Mrugał, a mimo to, miał zamlony obraz przed oczami. Co do cholery - pomyślał. Westchnął i nalał sobie szklankę wody, zapalając zwitek papieru z tytoniem i lawendą. |
| Weszła do lasu, w poszukiwaniu roślin. Zapatrzona w ziemię odnalazła produkty. Jednak kiedy się spostrzegła zapadł już mrok, a ona była w głębi mrocznego lasu. Usłyszała jak za jej plecami coś warknęło, a sama pisnęła i upadła na tyłek. |
| Głowa zabolała mocniej, skrzywił się. Rozejrzał się czujnie. |
| W krzakach mignęły czerwone ślepia. Przełknęła ślinę. Jej ciało drżało. Dlaczego w takich chwilach nie mogła być amazonką? Dlaczego musiała być cholerną driadą, która się wszystkiego boi i w dodatku jest niezdarą? |
| - No kompania! - do karczmy wszedł Cedric i dwóch żołnierzy - W drogę!
Krasnoludy wstały i zabrały beczki. Moril wymieniła tylko pare słów z dowódcą i wyszła. Mężczyzna wyjął pergamin, nakreślił parę linii. Spojrzał po przybytku niepewnie. Widział tych samych cudaków co przed tem. Usiadł na chwilę przy stoliku by zebrać myśli. |
| Wyszedł na zewnątrz. Gryzło go umienie. Zduszonym głosem z trudem wołał:
-Gdzie jesteś?! |
| Kevan zgarnął torbę z rudą i ubranie, które rzucił gdzieś w kąt poprzedniego wieczoru, naciągnął rękaw na mechaniczną rękę i opuścił karczmę, ruszając na poszukiwanie driady, niestety na niej nie miał złotej róży, by ją wykryć. Ruszył więc przed siebie, licząc, że trafi na syrena bądź samą driadę. |
| Mężczyzna dołączył do swoich i ruszył dalej. Jeden z żołnierzy przykuł do drzwi tawerny ogłoszenie. "Każdy nieludź, mag, rozumny stwór, który wstąpi do armii Jego Wysokości Pana Cedrica Władcy na Srebnej Wierzbie i jego siostry Lady Moril Księżniczce Złotych Stawów otrzyma żołd i łupy po wojnie. Chętni kierować się do miasta Sendaga." Wojsko opuściło miasto, wznowiono karnawał. Elfy i krasnoludy szły z nową nadzieją na przyszłość. |
| - Zostaw mnie!- krzyknęła widząc jak jakieś zwierze się na nią rzuca.
Z jej ciała błysnął złoty promień, od którego odbiło się zwierze. Wiązka światła utrzymywała się, sięgając chmur. Dziewczyna nieświadoma niczego skuliła się. Rośliny wokoło niek zaczęły zmieniać wygląd. Paliły ją znaki na rękach. |
| Zerknął na Kevana, śmiertelnie blady, wpatrując się w dziwne zjawisko. Wskazał tam i z całej siły, wytężając siły, wybełkotał:
- Ona yjeest tyam. - oczy nadal przykrywał czarne błony. |
| – O, magia. – Kevan ruszył w tamtym kierunku i zobaczył driadę od której odbija się dziwne zwierzę, trochę ryś, trochę wilk, cholera wie. Taumaturg spojrzał w tamtym kierunku, wyjął stalową kulę z kieszeni i rzucił nią w zwierze, po drodze przekształcając ją w strzałkę, która przy uderzeniu w zwięrze zaczęła się rozgrzewać do czerwoności, paląc futro i mięśnie |
| - Znów magia! Moril załatw to!
Elfka przeteleportowała się w same źródło energii. Zobaczyła paskudnego stwora. Wyjeła niewielkie ostrze z cholewy buta i cisnęła w napastnika. Nóż wbił się głęboko w serce i wybuchnął ogniem. Moril przeskoczyła nad zwierzęciem i wyjmując drugie ostrze wbiła mu w kark. Gdy wybuchło, odskoczyła i powróciła do brata.
- Noi świetnie.- pokiwał głową. |
| - Mamo...- wyszeptała zrozpaczona, ukrywając twarz w dłoniach.
Nic do niej nie docierało, głucha cisza i jedynie dźwięk bicia jej serca. |
| Podbiegł do niej i potrząsnął nią mocno, patrząc jej w oczy i poruszając bezgłośnie ustami. Miał przerażone spojrzenie, tak jakby spłoszone. Patrzył na nią wytrzeszczonymi oczyyma, a jego serce szybko biło. Czuł przepływ magii i bicie jej serca. |
| Spojrzała na niego. Jej łzy były koloru krwi. Patrzyła na niego pustym wzrokiem, nie rozpoznając nikogo znajomego. Zaczęła błądzić wzrokiem. |
| Wytarł te łzy szmatą z baru, którą przewieszoną miał przy boku. Przycisnął ją do siebie.
-So cyi yjest? |
| Zacisnęła palce na jego koszuli. Przetarła powieki swoim rękawem. Spojrzała mu w oczy i z rozpaczonym wzrokiem odparła cicho:
- Nie wiem.- jej głos był zachrypnięty. |
| - Wracaj. Znalazyłem szystkyko. - wychrypiał z obojętnością i pomógł jej wstać. |
| Odepchnęła jego rękę. Podniosła się sama. Wypruła na przód lekko zdenerwowana. Obięła się rękoma. |
| - Co się tam wydarzyło? - zagadnął Cedric.
- Nic wielkiego, zwykły krokkul - odpowiedziała spokojnie Moril.
Ruszyli dalej. Elf wiedział, że jego siostra ma większą moc niż on więc słusznie postanowił zostawiać magiczne ślady. Wojsko rozbiło obóz wśród drzew tak by osłaniać swoich władców. Cedric rozmawiał właśnie z Tarashem i jego braćmi.
- Jutro idziecie na samym końcu i pilnujecie traktu.
- Jasne. Na coś zwracać uwagę?
- Na wszystko co magiczne. |
| Doszli do karczmy. Swędziały ją znaki. To było dziwne, ponownie potarła ramiona. Weszła do tawerny uderzył w nią odór alkoholu. Chciała poprawić okulary na nosie, jednak zorientowała się, że ich tam nie ma. Rzuciła się do wyjścia. |
Zaloguj się, aby wziąć udział w dyskusji