Fosfeny

myślę o nas. placami po powiekach. z rozbłysków,

delikatnych konturząt wciąganych grawitacyjkami

w głąb tuneli bez dna, wyłania się kształt.

 

mężczyzna, choć w strzępach.

samopodobny zupełnie do nikogo. postać

w fosforyzującym otoku, obwiedziona tęczami.

 

światło jest też w głębi niego. eksploduje,

nasz pan rozgorzałek, wręcz zapluwa się

wielobarwnymi linijkami. trę mocniej, każde słowo

można spotęgować przejeżdżając paznokciem

po twardniejącym płynie.

 

ktoś w koronach, zaplątany w nimby,

krzyczy nam o ognikach, co wieczne błądzą,

o fałszywych majestatach, powtarza coś tam,

że związek, ucieczka w zaprzeczenie, niewypełnialna

przepowiednia. w zasadzie dla żartu słuchamy jego

barw, prawie drwimy z karykaturalnej podniosłości.

 

przepalają się oczka, dogasają kamyczki.

ojej, tak chyba nie powinno być.

Średnia ocena: 3.6  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania