Galaktyka

- Nie jestem Nocnym Łowcą - powiedział, klęcząc.

Wszyscy członkowie Dzikiego Polowania okrążyli go, niczym mroczni rycerze.

Uderzenie bicza. Jedno po drugim. Na bladych plecach zaczęły pojawiać się czerwone pręgi.

- Powtórz - zarządził Gwyn.

- Ja, Mark Blackthorn, nie jestem Nocnym Łowcą -pokręcił delikatnie głową, jakby chciał zaprzeczyć. Bladozłote włosy miał ubrudzone krwią.

- I przysięgasz, że jesteś całkowicie lojalny wobec Faerie i Dzikiego Polowania - odrzekł w odpowiedzi. Jego czarne oczy były bez wyrazu. Mogły wyrażać jedynie pogardę.

Mark milczał. Przełknął ślinę. Jabłko Adama zadrżało. Chciał powiedzieć nie. Ale gdyby to zrobił, już dawno by z nim skończyli.

- Twojej rodziny już nie ma. Nikt nie przeżył. Teraz my nią jesteśmy. Powiedz to, co Ci kazałem, Marku Blackthornie - Gwyn stał nad nim z biczem w ręku. Jego głos był zaskakująco spokojny.

Wokół panowała niezwykła cisza. Chłopak mógłby się założyć, że usłyszałby tu spadającą szpilkę.

Faerie patrzyły na niego wyzywająco. Życzyli mu śmierci i doskonale o tym wiedział.

Jednak nie wszyscy zebrali się w kręgu wokół niego. Jeden mężczyzna, wysoki i smukły stał oddalony od całego zbiegowiska. Na głowie miał kaptur, spod którego wystawały czarne pukle włosów. Srebrna tęczówka świeciła w ciemności.

Kieran.

Mark nie miał pojęcia czemu, ale ten widok dodał mu odwagi. Poczuł przypływ adrenaliny.

- Zawsze pozostanę wierny Clave - wyprostował się, tyle, na ile pozwalały mu zakrwawione plecy, wstał o własnych nogach. Zrównał się wzrostem z Gwyn'em i powtórzył raz jeszcze - Zawsze pozostanę wierny Clave - powiedział i splunął.

Faerie z czerwonym kwiatem we włosach nie wytrzymał.

Mark poczuł pieczenie w okolicy łopatki. Po jego plecach znowu spłynęła krew. Gorąca krew.

Po pierwszym uderzeniu nadeszło drugie. I trzecie. Smagany czarnymi biczami Mark po raz ostatni spojrzał na swoich prześladowców i osunął się na ziemię.

 

×××××××*×××××××

 

Ciało leżało na ziemi już od jakiegoś czasu; Gwyn już dawno poszedł, a na niebie pojawiły się srebrne gwiazdy.

- Co zamierzacie z nim zrobić? - zapytał białowłosy Faerie, który przybył do nich z Ciemnego Dworu.

- Musimy się go pozbyć - odrzekł beznamiętnie drugi.

- Wątpię, by przeżył na dworze - odrzekła kobieta o bladej twarzy.

- Tym lepiej dla nas.

Kieran słuchał przyciszonych głosów, a jego włosy ciemniały z każdą chwilą. Gdy przełykał ślinę, czuł rdzę, smak krwi.

- Gwyn zabronił go ruszać - powiedział, siląc się na spokojny ton.

- O! - odwrócił się Faerie z orlim nosem, patrząc na niego z udawanym zaskoczeniem - Książątko w końcu raczyło się odezwać. Co? - zmierzył wzrokiem ciało Marka - Spodobał Ci się?

W pomieszczeniu rozległ się gardłowy śmiech.

- Gwyn was zabije, jeśli coś mu zrobicie - Kieran przeczesał dłonią włosy, patrząc na nich z pogardą.

- Nie boję się Gwyn'a! - chłopak od razu wiedział, że to kłamstwo. - A poza tym - uśmiechnął się szyderczo - To tylko wycieczka zapoznawcza. Nowy powinien zobaczyć trochę świata - podszedł do ciała Marka, podnosząc je niedbale.

- Ten "nowy" jest członkiem Polowania od dwóch lat - odparł Kieran.

- Co nie znaczy, że nie można go zahartować - Faerie zarzucił Marka na plecy i razem z innymi wyszedł pozostawiając po sobie jedynie bałagan w postaci plamy krwi.

 

××××××××*×××××××××

 

Nie próbował ich powstrzymać. Wiedział, gdzie idą.

Niedaleko, na wzgórzu pod osłoną gwiazd śnieg nigdy nie topniał. Była to najlepsza lokalizacja do torturowania tych, którzy coś przeskrobali. Zimno, ciemno, a do tego o tym miejscu wiedzą jedynie Faerie. Warunki idealne.

Podejrzewał, co musiał czuć Mark. Sam, całkiem niedawno przeżywał to samo, bo członkowie Polowania wycięli mu podobny numer. Ogarnął go strach, bezsilność i paskudne wrażenie bezbronności.

Ale jemu nikt nie pomógł.

Cudem, cały we krwi doczołgał się do Gwyn'a, którego swoją drogą i tak nie obchodziło, czy Kieran umiera, albo co mu zrobili. Nikt nie wyznaczył winnego.

Postanowił sobie, że będzie taki jak oni - zimny i bezlitosny. Do momentu, gdy nie pojawił się on. Nocny Łowca z krwią Faerie. Zafascynował go. Coraz częściej przyłapywał się na tym, że patrzy na jego włosy koloru słomy i z utęsknieniem chce ich dotknąć, przeczesać je palcami.

Coraz częściej jego wzrok był utkwiony w wyraźnie zarysowane pod lnianą koszulą mięśnie ramion i kości obojczyka.

Coraz częściej wpatrywał się w jego niezwykłe oczy - jedno szczerozłote (dzięki Dzikiemu Polowaniu), drugie niebiesko-zielone, które odziedziczył po ojcu.

Zauważył, że gdy Mark się śmieje, na jego twarzy również pojawia się uśmiech. Że gdy płacze, z jego oczu też płyną łzy.

Czuł, że są ze sobą związani. Mark chyba o tym nie wiedział.

I należałoby go uświadomić

 

×××××××*×××××××

 

Gdy Mark się obudził, poczuł przyjemne ciepło, zauważył światło ogniska. Poczuł zapach palonego drewna.

Leżał na czyiś kolanach. W okolicy bioder nadal czuł zimno wilgotnego śniegu.

- Och - właściciel kolan drgnął lekko, gdy zobaczył, że młody Blackthorn otworzył oczy -Już wstałeś. Myślałem, że będę czekał do rana.

Kieran.

Mark uśmiechnął się i usiadł. Poczuł piekący ból w plecach.

- Uważaj - zimna ręka księcia Faerie spoczęła na jego ramieniu. - Rany mogą się otworzyć. Jeszcze się nie zagoiły.

Mimo uprzedzeń Kierana blondyn wyprostował plecy, usiadł po turecku. Na łopatkach poczuł ciepło krwi.

- A nie mówiłem? - powiedział i szybko przyłożył do ran biały bandaż, który szybko stał się czerwony. Jego włosy wyraźnie pociemniały.

Mark zaśmiał się, próbując zamaskować ból. Kieran ujął w dłonie jego twarz. Uwolnił jedną z nich i dotknął bladozłotych pukli Blackthorna. Zamknął oczy; na jego twarzy pojawił się uśmiech. Włosy zmieniły kolor na błękitno-srebrne.

- Zawsze myślałem, że nie potraficie okazać czułości.

Kieran gwałtownie cofnął rękę.

- Nasze dusze są skomplikowane - odparł chłodno. Całe szczęście ulotniło się w jednej chwili. - Ale żeby okazać czułość, trzeba mieć dobry powód. Faerie nie robią niczego nadaremnie.

- Czy dałem Ci taki powód? - spojrzał w jego oczy. Jedno srebrzyło się niczym samotna gwiazda. Drugie tonęło w mroku.

- Nie wszystko, co śmiertelne jest bezużyteczne - dostrzegł blask w srebrnym oku.

- Bo to jest piekło, a ja w nim tkwię.

- Pozwolisz mi zostać z Tobą? - w drżącym głosie wyczuł nadzieję.

Bo kiedy iść przez piekło, jeśli nie dziś?

Nie odpowiedział.

Pocałował.

Wplótł dłoń w jego włosy; drugą błądził po jego plecach, linii kręgosłupa, bladym karku. Kieran smakował lasem. W ustach czuł zimny wiatr, zapach żywicy, czerwone poziomki. Tak długo myślał o tej chwili, że teraz wiedział co robić. Przyciągnął go do siebie. Włożył rękę pod lnianą koszule. Dłonią wyczuł smukłe, ale twarde mięśnie brzucha. Jego ciało było zaskakująco ciepłe. Pachniał przyprawami korzennymi.

- Dałeś mi galaktykę powodów.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania