Gamorin D. - O kobietach

Czasami wydaje się nam, że potrafimy latać i niebo jest na wyciągnięcie ręki. Czasami wydaje się nam, że każde drzwi stoją otworem. Czasami jest tak, że księżyc wychodzi zza chmur i ma kolor starego złota, a noc staje się fragmentem bajki napisanej specjalnie dla nas. Noc na tropikalnej wyspie, a może na stałym lądzie? Któż może to wiedzieć?

Na pewno nie wiedzą tego rozbitkowie, którym dopiero co podarowano nowe życie, którzy znów dostrzegają piękno świata i znowu próbują nazywać rzeczy starymi imionami, przypisać gwiazdom moc kierowania przeznaczeniem.

 

Księżyc wyszedł zza chmur i dżungla ożyła tysiącem głosów. Poświata żagwi rozpłynęła się w srebrnych źdźbłach światła. Spotkanie było tak nierealne. W dodatku noc, a w tle ogromny ołtarz piętrzących się głazów. To musiał być ołtarz olbrzymów. Długi na dwadzieścia sążni, szeroki na pięć.

 

- A niech mnie elfy wodą poją - Gamorin rozpostarł ramiona - Glognarze prędzej bym się tu smoka spodziewał zobaczyć, niż ciebie w tak pięknym towarzystwie.

 

Ukłonił się dwornie, bo lubił robić dobre wrażenie. Zwłaszcza na kobietach, które nie znały go jeszcze na tyle, by rozchylić uczynnie nóg. Zresztą było mu wszystko jedno: gruba baba, koza, owca, byle wypięła zadek.

Z tym, że wobec kozy nigdy nie starał się być miły, nie był przecież wariatem. Co innego kobieta! W dodatku - nieszczęście - obdarzona urodą, mająca o sobie wysokie mniemanie. Te były najgorsze, krasnolud zdecydowanie wolał brzydule. Nie trzeba było ich zdobywać, przynosić złota, czy choćby zabijać smoków i z ich napletków, wyrabiać biżuterii zdobiącej próżne ciało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania