Gdy Blondynka i Rudy gubią się w gąszczu synonimów [Artykuł]

Każdy w pewnością kiedyś, gdy jeszcze uczył się w szkole miał taką sytuację, że nauczycielka kazała mu powiedzmy opisać dzień z wakacji czy napisać wypracowanie na zadany temat i po oddaniu kartki był przez nią strofowany: "Za często używasz imion, wymyśl jakieś synonimy". Z relacji znajomych wynika, że niekiedy przyjmowało to formę zasad w rodzaju, nie powtarzamy imienia częściej niż co akapit, co dwa akapity, nie częściej niż raz na stronę, nie powtarzamy synonimu itd. Być może właśnie takie sytuacje odpowiadają za obserwowaną niekiedy w tekstach hipersynonimizację, polegającą na tym, że ktoś chce być tak poprawny, że aż za bardzo...

* * *

 

Problem nadużycia synonimów to w dużej mierze problem stylu, albo też szerzej problem doboru słów w obrębie tekstu. Jest to zatem błąd na wyższym poziomie niż złe budowanie zdań, ale może z nich wynikać. Obserwuję go w dwóch spokrewnionych formach: pierwsza to użycie w tekście zbyt gęsto zbyt wielu synonimów tej samej rzeczy, druga to prowadzone zbyt długo unikanie imion. Często oba idą w parze z nieumiejętnością takiego budowania zdań, aby nie było konieczne wymienianie nazwy podmiotu którego tekst dotyczy. Wtedy bowiem często pojawia się w kolejnych zdaniach, toteż początkujący pisarz stosujący się sztywno do zasady zastępowania użytego określenia synonimem, zaczyna się zastanawiać jak w nowy sposób określić rzecz czy osobę o której mowa.

Ogółem dobrze jest, gdy dysponujemy pewnymi rozpoznawalnymi synonimami, zwłaszcza gdy dotyczy to osób lub wymyślonych przez nas przedmiotów. Ich istnienie w języku jest dość naturalne. Brak stosowania synonimów w połączeniu z częstym powtarzaniem imienia czy określenia tworzy wrażenie, że autorowi zwyczajnie brakuje słów (dlatego może być to niezły element stylizacji). Powtarzanie określeń podmiotu ale coraz to innych może natomiast wywoływać wrażenie, że autor sam nie wie o czym pisze. Tak czy tak jest więc niedobrze, ale granica między jednym a drugim jest płynna.

Podstawowym dążeniem powinno być w tym przypadku niedezorientowanie czytelnika. Podsuwanie kolejnych określeń bez zadbania o to aby dobrze je powiązać z postacią, może skończyć się pomyleniem osób lub powstaniem wrażenia, że mowa o zupełnie nowych postaciach (zwłaszcza wtedy, gdy zachowania czy funkcja w sytuacji nie stanowią podpowiedzi).

 

Jak wspomniałem przypadkiem pokrewnym jest unikanie imion i zastępowanie ich alternatywnymi określeniami. To jest znacznie częstsze. Mamy powiedzmy opowiadanie, w którym pojawia się pięć bohaterek, na samym początku zostaje zaprezentowane jak są ubrane, jakie mają włosy i oczy i jak mają na imiona. Potem jednak w scenach zbiorowych używa się na okrągło określeń "ruda czarodziejska powiedziała", "blondwłosa odparła", "fioletowooka wtrąciła" itd. Czasem postać nazywana ciągle Jasnowłosą nagle zostaje nazwana Właścicielką Czarnych Trzewików albo Czarodziejką Żywiołu Ognia i weź tu się czytelniku zastanawiaj o którą chodzi, bo gdzieśtam na początku było to wspomniane. Bez tabelki w formacie 'imię-kolor włosów-kolor oczu-funkcja' ani rusz, stąd też pojawiające się na blogach działy zawierające opis bohaterów.

 

Tym razem zamiast Pręgierza niesławy taka oto pocieszna historyjka, mająca problem zbyt wielu synonimów dobrze zobrazować. Wymyśliłem ją kilka lat temu i często podaję ją, gdy trzeba w dyskusji nakreślić istotę hipersynonimizacji i problemów jakie powoduje przy czytaniu:

 

- Musimy w końcu poważnie porozmawiać o twoich studiach - zaczął Ojciec.

- Ale tato, drugi warunek długoterminowy to jeszcze nic takiego - zaoponował syn.

- Nie sądzisz że to brzmi śmiesznie? - zapytał czterdziestolatek.

- Bez poprawek nikt by się tyle nie uczył - rzucił od niechcenia dwudziestodwulatek.

- Ja jak byłem na polibudzie, to zawsze wszystko zdawałem w pierwszym terminie - stwierdził dumnie najstarszy.

- A nie sądzisz, że są ważniejsze sprawy niż uczenie się na kolokwia? - zapytał rudy.

- Na przykład latanie za ostatnimi niezajętymi babami? - dociął szpakowaty.

- Baby to ważna rzecz... - Zamyślił się okularnik.

- Na wszystko jest jeszcze czas... A tak w ogóle to nie mam czasu tu stać i gadać, przepraszam... - dodał kominiarz wychodząc na podwórko. Zaraz za nim wyszli dwudziestodwulatek i rudy, szpakowaty nakrył się poduszką a najstarszy poszedł do łazienki wyjąć sztuczną szczękę. Gdy zaś okularnik pożegnał się, zabierając notatki z przegapionych wykładów a czterdziestolatek wyprowadził orzekając, że dosyć ma tego kołchozu - ojciec i syn odetchnęli z ulgą. Wreszcie mogli w spokoju porozmawiać.

* * *

Sposobów na unikanie tego błędu nie podaję, bo to sprawa indywidualna, kwestia stylu danej osoby. Natomiast o problemie braku synonimów, niewyszukanych synonimów i niektórych sposobach ich unikania napiszę kiedy indziej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 13

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Okropny 08.11.2017
    Z uśmiechem przeczytałem, 5*
  • Roze_i_bratki 08.11.2017
    Nieźle, jak zawsze. Powodzenia w pisaniu kolejnych artykułów, a historyjka nawet zacna. Szkoda tylko, że z racji na kontekst można się domyśleć zwrotu akcji, ale to szczegół. Oczywiście zostawiłem pięć, jak zawsze.
  • Felicjanna 09.11.2017
    Świetne! 5
  • Pan Buczybór 09.11.2017
    heh, przykładowe opowiadanko naprawdę fajne i dobrze pokazujące o czym mowa. No, kolejny bardzo przydatny artykuł.
  • Nuncjusz 09.11.2017
    W sumie, to szkoda, że nie da się edytowac wątku FAQ, zalinkowałbym tam te artykuły
  • KarolaKorman 09.11.2017
    ,,i jak mają na imiona. '' - pierwszy raz spotkałam się z takim określeniem. Ja napisałabym: jak mają na imię lub jakie są ich imiona
    Ale mnie skołowałeś tym dialogiem :) Myślałam, że cały czas rozmawia ojciec z synem i już miałam napisać, że nie powinno być ,,najstarszy'', bo jest tylko starszy i młodszy :) Wreszcie wszystko się wyjaśniło :) Zabawnie to napisałeś :) I ode mnie 5 :)
  • Skoiastel 14.11.2017
    Oczywiście, że jak mają na imię!
  • Ozar 09.11.2017
    Znam ten ból... Sam czasami sięgam po słownik synonimów (książkę, nie internet). Ten się przydaje szczególnie jak rozmawiają dwie osoby, a dialog jest długi. Tu trzeba się napocić, żeby nie przegiąć ani w jedna, ani w druga stronę. To, co pokazujesz jest jak najbardziej przydatne , szczególnie dla początkujących autorów (z wyjątkiem niejakiego Ozara, który początki miał jeszcze w czasach, kiedy mleko było w szklanych butelkach. Cóż, niektórzy są odporni na wiedzę)
  • Zaciekawiony 09.11.2017
    Osobiście bardziej wolę używanie w takich sytuacjach podpowiedzi, które nie wymagają imion. Na przykład rozmawiają dwie postaci, jedna chodzi nerwowo po pokoju druga siedzi za stołem. Przez cały dialog można więc wtrącać coś w rodzaju "odpowiedział po raz kolejny zatrzymując się koło wiszącej na ścianie zbroi", czy "krzyknął unosząc się z miejsca", ewentualnie jedna postać może docinać drugiej "ja tu mówię o ważnych sprawach a ty tylko sobie siedzisz". Możliwe jest więc objaśnienie stron rozmowy przez użycie znanego czytelnikowi kontekstu.
  • KarolaKorman 11.11.2017
    ,,rozmawiają dwie postaci,'' - dwie, trzy, cztery - postacie, pięć, sześć i więcej - postaci
  • Zaciekawiony 11.11.2017
    KarolaKorman
    No i masz, przyłapałaś mnie na błędzie. :)
  • Canulas 09.11.2017
    Naprawdę świetne. Fajnie, że udzielasz się w ten właśnie sposób. Brakowało tu tego.
  • Tanaris 15.11.2017
    Przykład bardzo trafny. W połowie wydawało mi się, że zamiast dwóch osób, które ze sobą rozmawiały, znalazły się przynajmniej z cztery. A i treść ledwo można było ogarnąć, kiedy faktycznie była zbyt duża ilość synonimów.
    Dzieki za wyjaśnienie. Od razu jaśniej w tej malutkiej główce.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania