Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Genesis

Uprzejmie przepraszam za zbyt mało rozbudowane zakończenie. Liczę jednak na waszą wyrozumiałość. Po prostu miałem dość tego tekstu i chciałem zakończyć go jak najszybciej. Wiem, że ostatnią część opowiadania mogłem przedstawić w bardziej epicki (opisowy, zgodny z epiką — nie mylić z dzisiejszym znaczeniem tego słowa) sposób, ale już miałem dość tego tekstu i chciałem go jak najszybciej zakończyć :P Może kiedyś to poprawię, na razie mam dość :)

 

*****

 

— Awaria systemów podtrzymujących życie. Uwaga, awaria systemu chłodzenia.

Było już po statku i Robert zdawał sobie z tego w pełni sprawę. Jedyne co mogli w takim momencie zrobić to ewakuować się na pobliską planetę, gdzie szanse na przeżycie mieli nie wiele większe.

— Wszyscy do kapsuł ratowniczych.

Pierdolony Skrul. Nie miał najmniejszego pojęcia, jakim cudem dostał się na pokład. Bestia tyle namieszała, że popaliła wszystko, co było możliwe. Niczym tajfun przeszedł przez cały okręt, niszcząc i dziurawiąc każdy element okrętu na swojej drodze.

Wybuch. Poczuł wstrząs, który rozszedł się po pokładzie. Wibracje spowodowane rozpadającym się kadłubem dało się odczuć na całej jego długości. Spojrzał szybko na komputer, który miał wbudowany w kombinezon tuż ponad nadgarstkiem. Na małym monitorze pokazała się czerwona plama tam, gdzie powinien znajdować się silnik.

Szybko wbiegł do kapsuły ratunkowej i nacisnął przycisk ewakuacyjny. Właz zamknął się, a on poczuł olbrzymią siłę, która wyrzuciła go w stronę pobliskiej planety. Tylko to mógł zrobić. Teraz pozostała mu tylko nadzieja, że oprócz niego komuś jeszcze udało się przeżyć.

 

Za nim wyszedł na zewnątrz, sprawdził wszystkie parametry. Ku jego zdziwieniu planeta, na której się znalazł, miała tak bardzo podobne warunki do Ziemskich, że mógł się obyć bez skafandra. Nie myśląc zbyt wiele, nacisnął przycisk otwarcia włazu. Jedyny cel, jaki mógł sobie w tamtym momencie obrać, to odszukanie ocalałych.

Po wyjściu z kapsuły ujrzał przepiękny, tropikalny las. Olbrzymie drzewa sięgały, prawie że chmur, a grube liany zwisały między nimi. Co jakiś czas Robert słyszał jakiś szelest. Najwyraźniej las naprawdę żył. Była to bardzo dobra wiadomość. Przynajmniej miał pewność, że nie umrze z głodu.

Podszedł do małej skrytki na zewnątrz kapsuły. Zawsze go to intrygowało, dlaczego akurat jakiś geniusz umieścił przycisk inicjujący nadawanie właśnie tam. W końcu mógł wylądować w o wiele mniej sprzyjających warunkach, a wtenczas miałby problem z dowiedzeniem się, czy ktoś oprócz niego przeżył.

Wcisnął guzik, uśmiechając się pod nosem. Tyle wieków minęło, a człowiek do tej pory nie wymyślił niczego lepszego do inicjowania procesów bezpieczeństwa, jak czerwony guzik. Może po prostu byliśmy już tak przyzwyczajeni, do tego starego schematu, że nie przyszło nam na myśl, by stworzyć coś innego. Czerwony guzik był magiczny. Nie zależnie od czasów, odkąd wymyślono elektroniczne systemy, to właśnie on ratował ludziom dupę, gdy wszystko inne zawodziło.

Kapsuła zaczęła się otwierać. Tuż przed nim wysunął się komputer, na którego monitorze ujrzał pasek postępu zadań. Po chwili wysunęła się antena i uzyskał łączność radiową na odległość kilkuset kilometrów. Wbudowane wzmacniacze sygnału robiły swoje. Połączył komputer w skafandrze z systemem kapsuły i viola, gotowe.

— Tu Robert słyszy mnie ktoś. Odbiór.

— Tu Michał i Sandra, jesteśmy bezpieczni. Odbiór.

— Tu Karol też jestem bezpieczny. Odbiór.

Czekał jeszcze przez chwilę na ostatniego członka ekspedycji. Po chwili zaniepokojony zawołał:

— Bartek, odezwij się.

— Najwyraźniej nie zdążył się jeszcze podłączyć do systemu. Odbiór.

— W takim razie będziemy musieli na niego jeszcze trochę poczekać. Musimy ustalić, gdzie się spotkamy i zadecydować, czy szukamy źródła tego przeklętego sygnału.

— Tu Bartek. Odbiór.

Święty Boże, na całe szczęście — pomyślał.

— To, co robimy dalej?

Robert spojrzał na monitor. Komputer pokazał mu pozycje reszty załogi.

— Najoptymalniej będzie spotkać się przy kapsule Karola i tam zrobić jakąś bazę wypadową. Na ratunek możemy sobie trochę poczekać. Za dużo w okolicy koloni Skruli i raczej nikt nie będzie ryzykował podróży w to zadupie dla ekipy badawczej.

O ile Skrule same nie dopadną nas wcześniej.

— Przyjęliśmy.

— Przyjąłem.

— To do zobaczenia.

Po usłyszeniu trzy razy z rzędu „bez odbioru" wgrał mapę do komputera w skafandrze i wyjął ze schowka podstawowy zestaw przetrwania. Wystarczał na tydzień przeżycia w każdych dosłownie warunkach. Sprawdził jeszcze akumulatory w broni impulsowej, po czym ruszył w drogę.

 

Kiedy syn admirała Kazimierczuka zaginął, w bazie głównej w sektorze alfa zawrzało. Pomimo dostępnej technologii i wszystkich urządzeń, jakie posiadali do swej dyspozycji, nie mogli nikogo odnaleźć.

Nie, to nie możliwe — pomyślał generał.

Skrule nie posiadały, aż tak zaawansowanej technologii, by mogły zestrzeliwać kapsuły ratownicze. Osiągały one zbyt dużą szybkość. Ich organiczne systemy namierzania, w głównej mierze bazujące na echolokacji, nie byłyby zdolne do czegoś takiego.

Starał się pocieszyć. Choć pisząc szczerze, pojawienie się Skruli w kosmosie, było równie nieprawdopodobne. Zaczęło się od małego jaja w kolonii Skalianów, aby po błyskawicznej ewolucji, a raczej rewolucji, w przeciągu zaledwie trzydziestu lat zdominowały większą część Drogi Mlecznej i wybiły setki cywilizacji. Ich zdolność adaptacji zmieniała się na poziomie molekularnym. O ile proces ewolucji w przypadku ludzi trwał setki tysięcy lat, one potrzebowały zaledwie dekady. Gdy doszło do sytuacji, iż musiały wydostać się z planety macierzystej, to stworzyły biologiczną odmianę statków międzyplanetarnych zaledwie w przeciągu kilku dni, wystrzeliwując jaja otoczone nieznanym im materiałem we wszystkie, możliwe kierunki. Na stan dzisiejszy pozostałości po wielkich potęgach handlowych były w odwrocie i nic nie zapowiadało zmiany sytuacji.

— Na razie nic nie znaleźliśmy generale.

To była dla niego ciężka decyzja, ale w końcu musiał ją podjąć. Stracił w tej wojnie już synową i wnuka, a teraz i syna. Zacisnął zęby.

— Odwołać poszukiwania.

— Jest pan pewny generale?

— Tak, szkoda naszych zasobów na szukanie jednego człowieka, nawet jeżeli jest to mój syn.

Była to jedyna rozsądna decyzja. Nie mógł sobie pozwolić na stracenie kilku załóg okrętów międzygwiezdnych, po to, tylko aby uratować jego. Musiał się pogodzić z tym, że Robertowi nie dało się już pomóc. Dla niego był to już koniec wojny.

 

Spacery w samotności były dość niezwykłym doświadczeniem. W takich chwilach człowiek pozostawał sam ze swoimi myślami, czasami mierząc się z własną psychiką. Największym naszym wrogiem, jesteśmy my sami. Były to słowa jego ojca, z którymi Robertowi nie trudno było się zgodzić. W takich chwilach człowiek musiał spojrzeć sobie w twarz i dostrzec to, przed czym przez cały czas uciekał.

Dla niego takim tematem była śmierć jego żony i syna. Nie mógł sobie poradzić z tym, że pośrednio przyczynił się do ich śmierci. To w końcu on wysłał ich na LU49058A na wakacje chociaż wiedział, że Skrule szykują się do ataku. Oczywiście, nie miał pojęcia gdzie uderzą, jednakże to on wysłał ich na planetę, która była ich głównym celem. Skrule zalały ją chordą o niewyobrażalnych rozmiarach. Całą planetę podbiły zaledwie w kilka godzin. Przeszły przez nią mordując wszystko, co żyje nie pozostawiając za sobą żadnych śladów. Życie z niej po prostu wyparowało.

Takie wydarzenia dają do myślenia. Nawet tu nie chodzi o rozmiar całej tragedii. Pierwszy raz w życiu czuł się tak bezsilny. Jedyne co mógł wtenczas zrobić, to obserwować na monitorze, jak olbrzymi glob zalewany jest falą symbiotycznych bestii nieznanego pochodzenia. To właśnie fakt, że jedyne co mógł zrobić to patrzeć, przybił go najbardziej. Nawet gdyby ruszył im na pomoc, przybyłby kilka dni za późno.

O ile wojna ze Skrulami trwała odkąd się urodził, to właśnie w tamtym momencie dla niego nabrała szczególnego, osobistego wymiaru. Do tej pory traktował ją jako swój obowiązek. Od dzieciństwa szkolony był na żołnierza. Z jego punktu widzenia narzucono mu pracę i nie dano możliwości wyboru. W tamtym momencie, w którym stracił wszystko, co kochał, co nadawało jego marnej egzystencji jakikolwiek pozytywny wymiar przysiągł, że je zmiecie z powierzchni kosmosu. Poświęcił wszystkie swoje umiejętności, czas i wszelkie zasoby, by dotrzeć do tego miejsca wraz z czwórką ochotników, którzy poświęcili dla niego życie.

Zaśmiał się po cichu. Udało mu się dokonać niemożliwego. Znalazł miejsce, w którym powstały Skrule. Miejsce, gdzie mógł dowiedzieć się, w jaki sposób je zniszczyć i co przyczyniło się do ich tak ekspansywnej natury. On tymczasem chadzał sobie po edenicznym ogrodzie, otoczony wspaniałą roślinnością i mnóstwem zwierząt i jak na razie nie spotkał ani jednej bestii.

Czyżby się mylił? Czyżby znowu postawił się w takiej samej sytuacji jak w momencie śmierci swojej żony i synka?

Ile dałby, by oni wrócili. Tak bardzo żałował, iż w tamtym momencie zapragnął ich szczęścia. Może wtedy by żyli? Może...

 

Do bazy dotarł tuż przed zmierzchem. Cała ekipa siedziała już przed ogniskiem, rozmawiając o głupotach.

— Widzę, że humorki dopisują.

— A jak najbardziej. Miałeś rację.

— Z czym?

— Na temat splątania energetycznego Skruli i tego miejsca.

— Odkryłem — powiedział Karol — dziwaczne miejsce, gdzieś czterdzieści kilometrów na zachód od nas. Stamtąd coś wysyła sygnał, który przebija się przez atmosferę i tworzy sieć energetyczną w całej galaktyce. Coś na wzór żywego mózgu, z tym że na poziomie dla nas niedostępnym. Sądzę, że neuronami tego mózgu są poszczególne kolonie Skruli, a sygnał, jaki odkryliśmy to przekaz neuronalny.

— Możesz mówić jaśniej.

— Nie frustruj się tak. Karol chce ci powiedzieć, że jeśli to rozpierdolisz na strzępy, to Skrule przestaną istnieć.

— Dokładnie. Sygnał przestanie być emitowany, a we wszystkich koloniach zapanuje chaos. Skrule same się wybiją.

— Wyruszamy o świcie.

 

Nadzieja jest niezwykłą siłą. Potrafi człowieka uskrzydlić i doprowadzić do stanu, w którym potrafi dokonać rzeczy na pozór niemożliwych. Wystarczy choćby jej iskra, by świat stał się piękniejszy, a życie nabrało barw. To siła sprawiająca cuda.

Z taką właśnie nadzieją cała piątka ruszyła w drogę. Liczyło się tylko jedno. Pokonanie Skruli i zakończenie ich ekspansji. Zarazy, która coraz bardziej wyniszczała pozostałości po Starym Porządku.

Droga była długa i niespodziewanie cięższa niż się spodziewali. Przedzieranie się przez gęsto zarośnięty las, przypominało wyrąbywanie sobie ścieżki do celu. Powoli parli do przodu, zdobywając las metr po metrze, a im bliżej celu, tym było ciężej. Wydawało się wręcz, że jakaś nieznana siła stara się im uniemożliwić dotarcie do ich świętego Grala, blokując drogę i starając zniechęcić. Nie udało się to jej.

W pewnym momencie coś usłyszeli. Nie było to zwykłe zwierzę, które przemknęło obok nich. Intuicja Roberta podpowiadała mu, że coś nie gra. Moment, w którym kątem oka dostrzegł jeden z czterech kolców, na których poruszały się Skrule, doprowadził go prawie do zawału serca. Pomimo tego, że stoczył z nimi nie jeden bój, bał się ich jak diabli. Były szybkie, zwinne i niezwykle groźne. Nie posiadały broni. Pokazywały się znikąd i za nim człowiek cokolwiek zauważył, przeszywały go na wylot jednym ze swoich odnóży.

Tym razem było podobnie.

Robert uniósł broń do góry i już miał ostrzec pozostałych, kiedy przez ciało Bartka przeszedł kolec Skrula. W chwilę później ciało jego przyjaciela, targane ostatnimi konwulsjami powodowanymi przez przepięcie się jego układu nerwowego, wewnątrz którego rozchodziło się tysiące impulsów nerwowych, zwisało na jednej z kończyn dziwacznej bestii.

— Ognia!

Salwa laserowych promieni przeszyła Bartka, nie dając mu już szans na przeżycie.

Gdy tylko poprzepalany na wylot Skrul padł na ziemię, zza niego wyskoczył następny. Dobiegł błyskawicznie do Roberta. Ten zaś w ostatniej chwili pociągnął za spust. Bestia padła na ziemię tuż przed jego prawą nogą.

Było tak blisko.

— Rozejrzeć się.

Po kilku chwilach niepokoju i czekania na następny atak Robert w końcu opuścił broń.

— Spadajmy stąd lepiej.

— Odetnijcie Skrulowi odnóża. Nimi o wiele łatwiej będzie nam się przedrzeć.

— A Bartek?

— Musimy go tak zostawić, w przeciwnym razie i my możemy być na jego miejscu.

Rozkaz Roberta okazał się niezwykle trafny. Odnóża Skrula były tak lekkie i ostre, że nawet nie musieli się zbytnio wysilać, by przeciąć zarośla torujące im drogę. Ewolucja na tej planecie świetnie go przystosowała do przetrwania w tym środowisku. Był niezwykle szybki i atakował znienacka. Z pewnością stworzenia mieszkające na planecie miały z nimi cholerne problemy, a większość polowań Skruli musiała kończyć się śmiercią ofiary.

Dalszą drogę przebyli w milczeniu. Skrule atakowały w dość sporych grupach, dlatego spodziewali się najgorszego. Dwa osobniki, które spotkali, mogły być tylko zwiadowcami polującymi na coś większego. Pech chciał, że trafiły akurat na nich.

— Zbliżamy się.

Gdy tylko Karol dał znać o bliskości sygnału, ocalała czwórka przeszła przez dziwaczną barierę energetyczną, oddzielająca ich od sygnału. Coś, z czego pochodził sygnał, jakby broniło się przed narastającą siłą natury i to ze stu procentowym sukcesem.

 

— To komputer kwantowy.

Robert spojrzał z niedowierzaniem na Karola.

— Chcesz powiedzieć, że ktoś zaprogramował Skrule?

— Może to dziwnie zabrzmi, ale tak. Cały system operacyjny oparty jest o kod binarny, więc jest szansa, że go uruchomię i przeprogramuje.

Brzmiało to, jak jakaś fikcja naukowa. Robert spoglądał na swoich towarzyszy, którzy byli równie zaskoczeni co on. Kto by pomyślał, że jakaś maszyna jest w stanie w tak dużym stopniu oddziaływać na ich rzeczywistość.

Karol szybko przedarł się przez zapory systemowe, po czym podłączył się do jednostki centralnej.

— O kurwa!

— Co jest!

— Wierzyliście kiedyś w boga? Wygląda na to, że to właśnie on. Ten system nie tylko odpowiada za istnienie Skruli, ale nas wszystkich. Wygląda na to, że ktoś włamał się do niego i przeprogramował tak, by stworzyć organicznego wirusa, który zaczął zjadać system.

Robert poczuł się tak, jakby coś uderzyło go z ogromną siłą w głowę.

— Powtórz jeszcze raz, tak bym to zrozumiał.

— Maszyna stojąca przed nami stworzyła wizualizację, hologram wszystkiego, co znamy. My także jesteśmy częścią tej projekcji. Została tak zaprogramowana, by doprowadzić do splątania energii, która poprzez najniższy wymiar z teorii strun, stworzył materię. Najprościej mówiąc to, co przed sobą widzisz to nasz bóg. To dzięki tej maszynie żyjesz. To od niej wszystko się zaczęło i na niej wszystko skończy.

Karol w błyskawiczny sposób pisał nowy kod na klawiaturze komputera.

— No i koniec. Skrule pa, pa. Nacisnął enter i cały gatunek zniknął.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (20)

  • konfiguracja 11.08.2019
    - No i koniec, Wszechświat pa, pa... :D
    Ciekawe rozwiązanie.
    Dobre pisanie.
  • Lakion 12.08.2019
    Dziękuję :) Napisałem to po to, by pokazać, że potrafię to robić :) Bardzo łatwo krytykować mając marną twórczość lub czystą kartę. Tekst nie jest jeszcze w pełni dokończony, końcówka napisana na odpierdol :) Ale nie chciało mi się już nad tym siedzieć. Może kiedyś jeszcze dopracuje ten tworek :)
  • Witam,
    Cóż, zapis całkiem sprawny.
    Pomysł tu też jest, zapowiadany koniec faktycznie zrobiony na "szybcika".
    Trudno.
    Pozdrawiam
  • Lakion 17.08.2019
    Dziękuję. Po prostu poprawny tekst i zdaje sobie z tego sprawę. Dziękuję za komentarz.
  • Lakion
    Poprawny, to może ciut za dużo powiedziane, bo troszkę go trzebaby doszlifiwać.
    Np. pierwsze z brzegu zdanie:

    "Było już po statku i Robert zdawał sobie z tego w pełni sprawę. Jedyne co mogli w takim momencie zrobić to ewakuować się na pobliską planetę, gdzie szanse na przeżycie mieli nie wiele większe." - mowa jest o Robercie (a więc liczba pojedyńcza), a dalej lecisz: "Jedyne co mogli... (liczba mnoga). W tej części nie ma jeszcze mowy o pozostałych, więc brzmi to nielogiczne.

    Dalej:

    " — Wszyscy do kapsuł ratowniczych." - kto to krzyczy? Robert czy ktoś z tych pozostałych, o których tu jeszcze nic nie wiemy.

    Dalej piszesz:

    "Bestia tyle namieszała, że popaliła wszystko, co było możliwe. Niczym tajfun przeszedł przez cały okręt, niszcząc i dziurawiąc każdy element okrętu na swojej drodze." - skoro Bestia (rodzaj żeński) to nie "przeszedł" (bo to rodzaj męski), ale "przeszła" (rodzaj żeński). Jeśli chciałeś się odnieść do słowa Skrul (rodzaj męski) - nazwa użyta dwa zdania wcześniej - i pozostać przy formie męskiej "przeszedł" - zdanie poprzedzające należałoby przebudować i użyć określenia w rodzaju męskim.

    Itd... Sporo tu do przebudowy i poprawy, niemniej, nienajgorzej się czytało.
    Pozdrawiam
  • Lakion 17.08.2019
    Aga jednostrzały
    "Było już po statku i Robert zdawał sobie z tego w pełni sprawę. Jedyne co mogli w takim momencie zrobić to ewakuować się na pobliską planetę, gdzie szanse na przeżycie mieli nie wiele większe." - mowa jest o Robercie (a więc liczba pojedynczą), a dalej lecisz: "Jedyne co mogli... (liczba mnoga). W tej części nie ma jeszcze mowy o pozostałych, więc brzmi to nielogiczne.

    Może po prostu chciałem dać do zrozumienia, że Robert nie jest sam na statku? Gdybym non stop trzymał się zdań poprzednich trudno by było wprowadzać coś nowego. Przekleństwo 1 zdania, stworzyło by hermetykę, którą trudno byłoby przełamać. By fabuła coś dawała musi się rozwijać.

    " — Wszyscy do kapsuł ratowniczych." - kto to krzyczy? Robert czy ktoś z tych pozostałych, o których tu jeszcze nic nie wiemy.

    Zwykle w takich momentach to co ktoś mówi tyczy się osoby ostatnio wspomnianej. Gdybym miał tworzyć tekst jak sugerujesz po każdym myślniku powinienem napisać powiedział Robert, powiedział Eustachy itd... A to potrafi być uciążliwe przy dłuższych tekstach.

    "Bestia tyle namieszała, że popaliła wszystko, co było możliwe. Niczym tajfun przeszedł przez cały okręt, niszcząc i dziurawiąc każdy element okrętu na swojej drodze." - skoro Bestia (rodzaj żeński) to nie "przeszedł" (bo to rodzaj męski), ale "przeszła" (rodzaj żeński). Jeśli chciałeś się odnieść do słowa Skrul (rodzaj męski) - nazwa użyta dwa zdania wcześniej - i pozostać przy formie męskiej "przeszedł" - zdanie poprzedzające należałoby przebudować i użyć określenia w rodzaju męskim.

    Tutaj się po części zgodzę. Może i powinienem zmienić uszeregowanie zdań, tylko, zapominasz, że przeciętny czytelnik na to nawet nie zwróci uwagi. Język służy do komunikacji, i nie zawsze jest wstanie oddać to co mamy w głowie :) Poza tym nie ma tekstów doskonałych :P
  • Lakion 17.08.2019
    Tak czy inaczej dziękuję za tak szczegółową analizę tekstu. Ja osobiście nigdy takowej nie robiłem, bo nigdy nie uważałem to za potrzebne :) Ale dziękuję.
  • Cóż, ja zawsze tak robię ze swoimi tekstami. Piszę coś i po skończonej pracy, odkładam na półkę (na kilka godzin, czasem dni) po czym wracam i... robię korektę (od literówek, przecinków po nielogiczności itp.).
    Każdy pracuje z tekstem, jak mu wygodniej, niemniej myślę, że warto się pochylać nad każdym, nawet kilkukrotnie. Bardziej doświadczeni odemnie mawiają, że dobrze to robi każdemu opowiadaniu :)
    Pozdrawiam
  • Lakion 17.08.2019
    Aga jednostrzały
    "Książka nie musi być bardzo dobra, musi być wystarczająco dobra" Stephen King :) Nikt idealną polszczyzną się nie posługuje, to taki mit środowiska literackiego. Nawet sami pisarze nie piszą idealną polszczyzną. Ja też pozdrawiam.
  • Tjeri 16.11.2019
    Przeczytałam. To umiarkowanie dobry tekst (nie rozwijam, bo nie jesteś zainteresowany krytyką - w każdym razie, nie chodzi o różnego rodzaju błędy, w tym orty, które tu są). Ale i tak to utwór o niebo lepszy, od tego z poprzedniego linku. O dwa nieba nawet. Tamten był okrutnie słaby, widać, że rozwinąłeś się od tamtego czasu.
  • Nerd 16.11.2019
    Tjery ja nie siedzę w miejscu. I jak pisałem z dysleksj się nie wyleczyłem. A do portalu i tak nie wrócę, bo nie widzę sensu. Pa.
  • Nerd 16.11.2019
    Ps. Poza tym, tamten i tekst według mnie niczym się nie różni pod względem fabuły, przekazu itp. Tu poprostu jest lepiej rozwinięty "warsztat". Warsztat jesteś wstanie wyćwiczyć, całej reszty już nie. Jak pisałem "warsztat" to trochę za mało, by być dobrym pisarzem. Dobry warsztat to dopiero początek.
  • Tjeri 16.11.2019
    Nerd - tamten jest kiepsko napisany i całkowicie wtórny. Ten jest napisany o wiele lepiej, ma również oryginalne momenty we wtórnej fabule. (Szkoda że elementy "science" są trochę "sztubackie" i nie brzmią jakbyś wiedział o czym mówisz, jak to: "Została tak zaprogramowana, by doprowadzić do splątania energii, która poprzez najniższy wymiar z teorii strun, stworzył materię." :) )
    Żaden z tekstów nie jest jednak dobrą ilustracją Twoich argumentów (z naszej dyskusji), bo żaden nie ma powalającej historii.
  • Nerd 16.11.2019
    Tjeri oby dwa są pisane w ten sam sposób, tak jakby. 1 początek, który jest katastrofą. a) morderstwo b) awaria statku. 2) Rozwinięcie a) powrót do domu, b) samotna podróż i przemyślenia bohatera, informacje o jego przeszłości itd. 3) zakończenie a) drugie morderstwo i przemowa potwora b) Przemówienie "eksperta" na temat boga i stworzenia :P Kropla krople ten sam sposób tylko, że w tej wersji bardziej rozbudowany. Po za tym, oby dwa są wtórne :P 1) to karykatura jakiegoś horroru, 2) to post s-f. Coś takiego ( tyle że o wiele lepiej) napisał choćby Tekst o wyniszczającej rasę ludzką obcych to jeden z najbardziej oklepanych tematów. Różnice polegają jedynie w formie. Czyli właśnie w warsztacie.
  • Nerd 16.11.2019
    A argument o oryginalności można wsadzić sobie w kieszeń. Jak pisał Umberto Eco "To książki piszą książki", a raczej kultura pisze kulturę. Jeżeli przeczytałeś cokolwiek, to wiedz, że ktoś kiedyś już coś takiego napisał. Lepiej lub gorzej, ale napisał. Ostatnio rozmawiałem z kumplem mieszkającym w Francji. Opowiedział mi o filmie, który jest jota w jote tym samym co "Gra o tron" tylko z 78'roku. Gra o tron osadzona jest w fantastycznym świecie, a tamten film w realiach historycznej Francji. Harry Potter to cały stek powtórzeń - w końcu mag z różdżką to nie nowinka, zaś Tolkien stworzył własną wersję mitologii celtyckiej :P To, że ktoś coś napisał i że zyskało to rozgłos to kwestia już przypadku.
  • Nerd 16.11.2019
    Zresztą Sapkowski w ten sam sposób co Tolkien wykorzystał mitologię słowiańską + motyw z przeklętym rycerzykiem, zaś Stephen King "W Mrocznej Wieży" średniowieczny poemat o Rolandzie - nawet główny bohater ma tak samo na imię :P Współczesna kultura, to same powtórzenia ;)
  • Tjeri 16.11.2019
    Nerd, opisałeś się... Tylko nie wiem co mi chciałeś powiedzieć. :)))
    Na forum Twoja teza w skrócie brzmiała, że tylko historia, warsztat nieważny. Tu również napisałeś:
    "Jak pisałem "warsztat" to trochę za mało, by być dobrym pisarzem." No oki, ale te teksty nie mają zbyt dobrych historii. Dlaczego się nimi podpierasz? A może masz sto razy lepsze i po prostu znowu jakaś prowokacja?

    I nie zgadzam się, że nie da się napisać oryginalnie. Owszem, niby wszystko już było, a jednak tak wiele jest oryginalnych utworów... Nawet jeśli część z nich do czegoś nawiązuje, to robi to w taki sposób, że nie ma się wrażenia kalki. "Współczesna kultura, to same powtórzenia ;)" - to nie usprawiedliwia żadnego autora mało oryginalnych historii.
  • Nerd 16.11.2019
    Tjeri po pierwsze swoimi tekstami nic nie popieram. Po drugie podaj mi proszę choćby jedną książkę, która mówi o tematyce, która nie jest opisywana w żadnej innej historii. Po trzecie nie pisałem, że warsztat jest nie ważny, bo sama schematyka moich opowiadań to także warsztat. Tylko sam warsztat to za mało by mówić o artyzmie. Po czwarte gdzie ja pisałem, że jestem artystą :P Ja piszę z reguły beletrystykę i dobrze mi z tym. Nie muszę pisać niczego pod publikę. Po piąte czym innym jest artyzm, warsztat i gust. Po szóste "pisarzem się jest, artystą się bywa".
  • Nerd 16.11.2019
    No chyba, że jesteś z tych co książki czytają jedynie dla fabuły. I albo mi się spodoba albo nie.
  • Tjeri 16.11.2019
    Nerd nawiązania to nie grzech. Przeciwnie, inteligentne korzystanie z tego co było jest efektowne. Ale tu masz powielone historie. I takim wtórnościom mówię nie.

    Jeśli Twoje teksty nie są ilustracją Twoich poglądów, to ok - nie mam więcej pytań ;).
    Fajnie się gadało.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania