Głębia

Pobudki w Instytucie w Los Angeles zawsze były ciekawe.

- Mark - cieniutki głosik cicho mruczał nad jego uchem - Mark.

Siedemnastolatek przeciągnął się na łóżku i odwrócił do ściany. Ziewnął przeciągle.

- Mark - głos nie ustawał. Na swojej szyi czuł ciepły oddech. - Mark - powiedział właściciel głosu, po czym położył chłopakowi zimną rękę na kark.

Młody Blackthorn błyskawicznie poderwał się z łóżka. Przeszedł go dreszcz. Przed sobą ujrzał brata w piżamie, z wielkim pluszowym pingwinem w rączce.

- Cześć, Tavvy - po raz kolejny ziewnął. Przetarł dłonią oko. - Która godzina? - zapytał, poszukując zegarka - nadal nie potrafił odnaleźć się we własnym pokoju.

- Nie wiem - uśmiechnął się chłopiec, ukazując przy tym urocze przerwy w uzębieniu - Ale Julian kazał schodzić na śniadanie. Robi naleśniki! - ucieszył się Octavian, prawie skacząc z radości.

- Dobrze. Przekaż mu, że zaraz będę w kuchni - zmierzwił bratu włosy i przytulił go. Przez tak długi czas chciał okazać mu jakąkolwiek czułość, a teraz - gdy już nie należał do Dzikiego Polowania - miał Tavvy'ego na wyciągnięcie ręki.

- Mhm - przytaknął chłopiec. Markowi dźwięk ten przypominał mruczenie kota. Tavvy uwolnił się z uścisku brata kierując się w stronę drzwi. Pluszowy pingwin tarzał się po podłodze "idąc" za właścicielem. Czerwona płetwa spoczywała kurczowo zaciśnięta w dłoni chłopca. Gdyby Mark był Przyziemnym, ten widok nie przypominałby mu taszczenia zwłok. Gdy mały Blackthorn stanął w ich progu, odwrócił się i uśmiechnął patrząc w złote i lazurowe oczy siedemnastolatka.

- I, Mark?

- Tak? - zapytał, podnosząc się z łóżka.

- Cieszę się, że jesteś.

I niewinnie, jak to zwykle robił Tavvy, wyszedł z pokoju.

Mark zaśmiał się sam do siebie. Miło było mieć rodzinę.

Miło było cieszyć się miłością.

Wspaniale było być sobą.

Podszedł do skromnej szafy z ubraniami (nadal kompletowali dla niego garderobę), otworzył ją i wziął pierwszy lepszy t-shirt i jeansy. Ściągnął piżamę. Założył już bokserki, zaczął wkładać spodnie.

Pukanie do drzwi.

- Kto...

- Cześć, Mark - uśmiechnęła się do niego. Wcale nie wydawała się speszona tym, że widzi go półnagiego.

- Cześć, Emma. Tavvy już u mnie był - powiedział, zapinając guzik jeansów - Za chwilę będę na dole.

- Ale ja nie w tej sprawie - powiedziała i podała mu koszulkę.

- Więc słucham - włożył t-shirt przez głowę. - Kiedy zamierzasz spełnić obietnicę? - zapytała, przeczesując dłonią złote włosy.

- Emmo...

- To dla dobra Juliana. Wierz mi, że gdybym nie musiała, nie robiłabym tego, co robię. Na pewno. - dodała na koniec.

- Czy jestem aż tak odrażający? - zapytał Mark, z uśmiechem na ustach.

- Na Anioła, nie! - zaśmiała się blondynka - Wiem, że masz kogoś na oku.

Kogoś, pomyślał Mark. Ona nie była po prostu "kimś".

- Więc po co ta szopka?

- Dla dobra Juliana. Nie chcę go zranić - zapewniła go dziewczyna.

- Obściskując się ze mną, na pewno tego nie zrobisz - odpowiedział, poprawiając bladozłote włosy.

- Mark. Proszę. To po prostu gra aktorska. Proszę.

- Koniecznie dzisiaj? - uniósł brwi do góry. Wiedział, że Diego wyjechał niedawno. To była szansa, by zaimponować Cristinie. Nie, propozycja Emmy była wykluczona. Nie mógł tego zrobić.

Chłopie, pomyślał. Ona uratowała Ci brata. Może robi to po raz drugi.

- Tak.

- Zgoda.

- Dziękuję, Mark! Dziękuję! - podbiegła do niego i pocałowała go w policzek.

- Poczekaj, pocałunki zostaw na śniadanie - odpowiedział jej chłopak.

- Raczej na deser - powiedziała i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

 

°°°°°°°Δ°°°°°°°°

 

Odetchnęła głęboko. Ile potrzebowała odwagi, żeby złożyć tą propozycję. Ile to ją wszystko kosztowało. Ale bezpieczeństwo Juliana było bezcenne.

Zeszła po schodach, stukając podeszwą japonek.

Gdy weszła do kuchni zastała znajomy widok. Dzieciaki siedziały przy stole - Tiberius i Livia ze słuchawkami w uszach, Drusilla czytająca książkę i Tavvy, bawiący się samochodzikiem - a Julian jak zwykle stał przy kuchni. Robił niesamowite rzeczy patelnią - jedne naleśniki podrzucał wysoko, drugie odkładał na talerz. Każdy z tych ruchów był wyćwiczony do perfekcji. Każdy robiony był błyskawicznie. Emma doskonale pamiętała, jak pięć lat temu razem ze swoim parabatai stali nad kuchenką gazową, wpatrując się w nią, jak w najpotężniejszego demona i próbowali zrobić śniadanie, gdy dzieci domagały się jedzenia.

Dzisiaj bez najmniejszego problemu Blackthornowie czekają na posiłek. I szybko go dostają.

- Dzień dobry! - powiedziała, siadając przy stole.

- Cześć, Emma! - odpowiedziało rodzeństwo niczym siedmioosobowy chór.

- Późno wstałaś - zauważył Ty. Głowa kiwała mu się w rytm muzyki.

- Nie - odpowiedziała, popijając herbatę, która stała już gotowa przy jej talerzu - Byłam na plaży. Pływałam trochę.

- Pływałaś? - zdziwił się Julian. Spuścił wzrok z kuchenki i spojrzał na Emmę.

Odwróciła wzrok.

- Tak. Pływałam. Pomyślałam sobie, że to, co wydawało mi się niepoprawne jest normalna rzeczą, która robią wszyscy ludzie.

Podtekst wyczuła dopiero tedy, gdy skończyła zdanie.

- Aha - odpowiedział jej Julian, kładąc naleśnik na talerz. Polał go szybko syropem klonowym - Twoja porcja, Tavvy! - dziewczyna zauważyła, że poczerwieniał.

Chłopiec poderwał się że stołu, szybko idąc po talerz. Dopiero teraz Emma zauważyła, że jeszcze jest w piżamie.

Wszystko było niewiarygodnie zorganizowane. Aż miło było na to popatrzeć.

Gdy już wszyscy siedzieli przy stole, Tiberius miał na ustach syrop klonowy, Tavvy pusty talerz i całą buzię w serze, Drusilla piła colę, a Livvy jeszcze jadła, w pokoju pojawił się Mark.

- Dzień dobry! - uśmiechnął się i mrugnął do Emmy.

- Cześć, Mark! - odpowiedzieli wszyscy oprócz Livvy, która miał w ustach naleśnika.

I oprócz Emmy, którą Mark przyciągnął do siebie i pocałował.

Livvy zakrztusiła się naleśnikiem. Tiberius podgłośnił muzykę w telefonie. Julian wstał od stołu.

- Cześć, Mark! - w końcu odpowiedziała Emma i oddała pocałunek.

Cisza.

Julian zakaszlał. Nie był to prawdziwy kaszel.

- To... Wy się kochacie? - zapytał Tavvy. Livia wlepiła wzrok w talerz.

- Tak, Tavvy - odpowiedzieli oboje z uśmiechem na ustach.

Julian wyszedł z kuchni.

Mark zabrał się do jedzenia, a Emma usiadła mu na kolanach.

 

°°°°°°°°Δ°°°°°°°

 

Mark i ja. To miałoby sens.

A jednak nie kłamała.

Chłopak przyłapał się na tym, że ręce mu się trzęsą, gdy Emma i Mark wyznają sobie miłość.

Wiedział, że prędzej czy później to go zabije. To, że Emma jest szczęśliwa z kimś innym.

Poszedł do pracowni. Czarne trampki stukały o posadzkę. Wyjął klucz z komody. Otworzył drzwi.

Zobaczył setki wizerunków Emmy - gdy je śniadanie, gdy bawi się z Tavvym, gdy czyta Drusilli.

Ale jeden przyćmiewał wszystkie. Wziął pędzel i napisał na nim białą farbą to, co napisać powinien. Zaniósł obraz do pokoju Emmy.

 

°°°°°°°°°Δ°°°°°°°°°°

 

Śniadanie było już zjedzone. Dzieciaki rozeszły się do swoich pokoi. Jedynie Mark i Emma pozostali w kuchni.

Chłopak wytarł usta dłonią.

- Dziękuję, naprawdę, nie wiesz jak dużo dla mnie robisz - powiedziała i również wytarła wargi.

- Jak długo ma to trwać? - zapytał, zmywając naczynia.

- Jak najdłużej. Musi zrozumieć.

- Co zrozumieć?

- Nie mogę Ci tego powiedzieć - wyciągnęła rękę w stronę zlewu, by pomóc Markowi.

- Nie. Zostaw. Poradzę sobie.

Dziewczyna poszła na piętro.

Gdy już była w swoim pokoju położyła się na łóżko i zapłakała. Tak bardzo chciałaby go przytulić, pocałować. Ale nie mogła. Nie chciała żyć w takim świecie.

Otworzyła szafę w której trzymała przez lata zbierane fakty o śmierci jej rodziców - teraz bezwartościowe śmiecie - i oniemiała.

W szafie stał obraz. Obraz, który widziała niedawno w pracowni Juliana.

Przedstawiał ją. Jej wizerunek był przezroczysty, jakby zamglony. Jedynie włosy pozostały bladozłote.

Przez jej ciało prześwitywały gwiazdy. Wszystko to było piękne, niewyobrażalnie. Harmonię obrazu zakłócał jedynie biały napis, niewątpliwie pisany ręką Juliana.

Kocham Cię, Emma.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 20.09.2016
    Czytałam już parę Twoich opowiadań. Masz ładne opisy, takie widoczne dla oka. Tytuły fajne.
    Jednak dialogi w Twoim wykonaniu są dość słabe, wydają się wymuszone, a w tej historii wręcz sztywne. Brakuje takiej naturalności.
    To opowiadanie jest jakieś, takie bez polotu. Jakby pisane bez przemyślenia, na szybko. Postacie są płaskie i nic nie wnoszą do opowiadanej historii. Jest też mało emocji; 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania