Głos

Oj biada Wam, biada nieczyste istoty

O to ja nadchodzę i czas mej wspólnoty.

 

Nic dobrego już was nie spotka

Nawet wasze wygrane w lotka.

 

Spłoną wraz z Wami i klejnotami

Które trzymacie za brudnymi uszami

 

Bo gniew mój jest wielki,

żadnej podzięki

 

Gniewam się na Was ludzkie istoty

bo niszczycie marzenie mojej wspólnoty

 

I nie poznaliście jeszcze gniewu mojego

Bom czekał, aż dopniecie swego

 

Ziemia, choć życiem być zamierzała

Cmentarzem życia w mig się stała.

 

I to com stworzył bestialsko niszczycie

Zobaczycie siebie samych jak w Otchłani iskrzycie.

 

I NIC już nie zrobię, ręki nie wyciągnę

Boście ślepi i głusi na moje ciche rządze

 

W Ciemności i Śmierci me dzieło pogrążyliście

Dlatego sami w sobie zawczasu zgniliście.

 

Biada Wam!

To ja powiadam.

 

Nadziei już żadnej w poprawie nie pokładam

Kłujecie i dźgacie ducha mojego

swymi czynami, będąc sługami złego.

 

Oj Biada!

 

Wy nie czujące istoty

moi słudzy ostrzą na Was swe groty.

 

I żadnej śmierci Wam nie zadadzą

Bo oni znają sprawiedliwości prawo.

 

Ten, kto miłość i dobro niesie

Ten spotka mnie w niebiesie

 

A WY nieczyste istoty

bójcie się czasu mojej wspólnoty

 

Bo cierpliwość moja końca dobiega

Nie usłyszycie wnet swego echa.

 

Boście zapomnieli o tym, co niewidoczne

Utonęliście w tym co materialne i mroczne.

 

I bójcie się śmierci, która jest Początkiem nie Końcem

 

Bo nie zaznacie spokoju

Istoty bestialskie i mroczne.

 

Bo tam, gdzie jestem Ciemność wstępu nie ma.

Tam, gdzie jestem wiruje głos Waszego sumienia.

 

Czyście jednostką czy masą,

Wasza wola przecie.

 

Ale Wam mówię,

spokoju nie odnajdziecie.

 

Jeśli pójdziecie za tym co inni

Ognista szarańcza odnajdzie winnych.

 

Bo dość już czekania, dość mego błagania

Dość zawodzenia i świętych szlochania.

 

Dość już zachcianek Waszych

Ja już nie mogę na to patrzeć.

 

Patrzeć nie mogę jak życia odbieracie

Słuchać nie mogę jak bluźnicie i oczerniacie

 

Nie mogę już czekać, aż wyjdziecie z kłamstwa

Bo moja cierpliwość nie jest tego warta

 

Więc przemawiam do Was po raz wtóry i przedostatni

Ona to Wasz Skarbnik.

 

I kto Prawdę splugawi

tego mamona mami.

Więc w Otchłani się miejsce zostawi

 

Bo dość już mam tego,

plugactwa Waszego.

 

I ostrzegam Was,

Nie dopniecie swego.

 

Bom jest i czekałem, 

aż cierpliwość postradałem.

 

Bo krew braci waszych woła zza grobu

Myślicie, że nie poczujecie już ich smrodu

 

A wszystko w pamięci mi pozostaje

bo wszystko widzę i wymierzę karę

 

Więc spieszcie się Wy, moje dzieci

Bo czas chcąc nie chcąc nieustannie leci

 

I ja czekam na Was i w Was mam nadzieję

Wsłuchajcie się dzieci jak szumią knieje.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania