"Głupie" dziecko

Nigdy nie lubiłam patrzeć na ludzkie nieszczęście, bo… kto lubi? A nieszczęściem w moich oczach mogło stać się po prostu wszystko! Widziałam bezdomnego i zastanawiałam się, co się takiego stało, że akurat ten konkretny człowiek wylądował na ulicy? I, choć zwykle uważałam się za ateistkę, w duchu dziękowałam Bogu za to, że mam gdzie mieszkać. A potem wchodziłam z tym bezdomnym do tramwaju i potrafiłam już tylko przeklinać go za to, że tak bardzo muszę marszczyć nos. Ulatniało się gdzieś pytanie „Dlaczego on?”. Górę brał mój egocentryzm.

W szpitalach było jeszcze gorzej! Przez wiele lat żyłam w przekonaniu, że śmierć ma zapach leków, środków czyszczących, ludzkich ciał i czegoś jeszcze, czego nie potrafiłam zdefiniować, a czego woń unosiła się w szpitalnym powietrzu. Nienawidziłam takich miejsc. Zawsze potem brałam długi, gorący prysznic i nakładałam więcej niż zwykle żelu, od tak, żebym czuła się bardziej komfortowo.

Ale najokropniejsze były środki komunikacji miejskiej. Bo widzisz kogoś o kulach, ślepego, bez ręki i co! Nie wyjdziesz z tramwaju, bo jak to tak? Miejsca ustąpić trzeba, a i odezwać się do tego niepełnosprawnego by wypadało! Ale jak rozmawiać z kimś takim? On się uśmiecha. O Boże, on się naprawdę uśmiecha. A jeśli powiem coś nie tak? Lecz najgorzej wspominam pociągi.

Pociąg rusza, a ja przewracam kolejną kartkę książki. Zerkam na wyświetlacz komórki, by sprawdzić, w ilu procentach bateria zdążyła się naładować. O, jeszcze tylko kilka minut.

Otwierają się drzwi wagonu i wchodzi matka z dzieckiem. Mam ochotę położyć plecak na dwóch siedzeniach naprzeciwko mnie, ale nowi pasażerowie już podchodzą, a kobieta, wyraźnie zmęczona, pyta: „wolne?” Korci mnie, żeby pokręcić głową, powiedzieć, że koleżanka wyszła do toalety i zaraz wróci, a ten drugi fotel to dla… ale potwierdzam z cichym westchnieniem, mając nadzieję, że młoda matka tego nie słyszy. Bo naprawdę jest młoda. Tylko taka trochę… niezadbana. Nawet makijażu nie ma! W jej wieku? Skandal po prostu! A te dżinsy! To już normalniejszych spodni nie miała? Nie, nie wypada nawet tak myśleć!

Dziecko ładuje się na siedzenie obok okna, gaworząc coś do siebie. Dziwne. Taki duży i gaworzy? To chłopczyk. O Boże! Dziecko może mieć około sześciu lat, a z jego ust tryska fontanna śliny. Korci mnie, żeby chociaż zamienić się miejscami z siedzącym obok mnie chłopakiem. Mam gdzieś widoki z okna! Co jeśli ten dzieciak mnie opluje? Tak… Nie ma to jak bezstresowe wychowanie.

- Przepraszam, może pomogę?

Chłopak wstaje, by wrzucić walizkę kobiety na półkę bagażową, ale ona kręci tylko głową, chcąc ją upchnąć pod siedzenia, skąd wystaje spora jej część.

- Nie zdejmę jej później sama – mówi spokojnie.

Rzeczywiście. Jest tak drobna, że dziwi mnie, jak w ogóle ją tu dotachała?

- A dokąd pani jedzie?

Przechodzą mnie ciarki. Wysiadamy na tej samej stacji!

- To ja pani tą walizkę później nawet z pociągu wyniosę albo dzieckiem się zaopiekuję, jeśli będzie trzeba.

Uśmiecha się i wyciąga dłoń do chłopca, a potem, o zgrozo! Dotyka jego oślinionej rączki. Nie zmieniając wyrazu twarzy, pyta:

- Jak masz na imię?

Dziecko nie reaguje. Patrzy w okno, starając się dotknąć językiem nosa.

- Dawid – odpowiada za niego kobieta i stara się wytrzeć mu twarz chusteczką.

Jedziemy we względnym spokoju, a ja tylko co jakiś czas odrywam wzrok od książki, by zbadać sytuację. Czuję kopnięcie. Spodziewam się usłyszeć „przepraszam”, ale nic takiego się nie dzieje. Kolejne kopnięcie, tym razem mocniejsze. Podnoszę głowę i patrzę na młodą matkę z dezaprobatą.

- Och, przepraszam – mówi, widząc, że jej synek zamierza się do kolejnego uderzenia. – Dawidku, nie wolno tak robić.

Po co do takiego gadać? Przecież idiota i tak nie rozumie. Próbuje uspokoić chłopca, dotyka jego nóg, mamrocząc coś cicho. W nagrodę dziecko obślinia jej dekolt i daje niezłego kuksańca. Oj, to był naprawdę mocny cios, bo kobieta ma siniaka na ręce. Mam ochotę podwinąć nogawki, żeby sprawdzić czy i ja nie doznałam żadnych obrażeń.

Znowu zerkam na wyświetlacz telefonu. Jeszcze się nie naładował, ale… co jeśli to dziecko zniszczy mi kabel? Odłączam zasilanie i wpycham ładowarkę do torebki… tak na wszelki wypadek.

Znowu jest względnie spokojnie, a ja ponownie zagłębiam się w lekturze. Chłopiec kopie mnie wprawdzie od czasu do czasu, ale przecież nic nie mogę na to poradzić. Swoją drogą… ta kobieta cały czas do niego mówi! To niesamowite! Jak musi się czuć ze świadomością, że mówi do rośliny? Bo inaczej nie można tego dziecka określić. Tak, chodzi, ale nic poza tym. Nie wiem czy widzi, chyba tak, ale co z tego, skoro nie patrzy? Kiwa się w przód i w tył, twarz ma prawie całą oślinioną. Dotyka jej palcami, przenosząc maź tam, gdzie nie mógł dosięgnąć język. Kobieta usiłuje to wszystko wycierać, ale bez większych rezultatów.

W pewnej chwili, gdy nawet przestaję udawać, że czytam (kiwający się chłopiec wyprowadza mnie z równowagi) dziecko zaczyna krzyczeć. Nie, to nie jest zwyczajny krzyk zbuntowanego sześciolatka. Dziwaczne, nieartykułowane dźwięki, które nie są ani szlochem, ani płaczem, ani nawet zawodzeniem, przyprawiają mnie o dreszcze. Słyszę pierdnięcie. Wiem, kto jest jego sprawcą! Chwilę później sytuacja się powtarza, a potem dociera do mnie zapach. Nie mam słuchawek, z pośpiechu zostawiłam je na stoliku nocnym. Gdybym miała, wcisnęłabym je głęboko w uszy i rozkręciła muzykę najgłośniej, jak to tylko możliwe. Ale zapachu nie mogę zamaskować! Gdzieś na dnie torebki spoczywa wprawdzie niewielki flakonik perfum, ale przecież nie „psiknę” w wagonie, bo gówno i tak zdominuje wszystko. A jakby te zapachy się zmieszały.

Dziecko krzyczy, kobieta stara się je uspokoić. Bierze je na kolana. Z pewnością czuje tę kupę w jego pampersie. W końcu wstaje i z chłopcem w ramionach wychodzi do toalety.

- Mógłby pan przypilnować moich rzeczy? – zwraca się do chłopaka.

- Oczywiście.

Nie mogę wręcz uwierzyć, że jego uśmiech wciąż jest szczery. Gdy tylko kobieta znika, zabieram manatki i przesiadam się do innego wagonu. Nikt się o tym nie dowie. Ta młoda matka pomyśli, że po prostu wysiadłam i tyle, a chłopak nie będzie poszukiwał mnie wśród ludzi na peronie. Jest mi wstyd, ale oddycham z ulgą, gdy znajduję miejsce w drugim wagonie. Co z tego, że stojące? Wszędzie, byle nie tam!

Wysiadam. Nie myślę już o niepełnosprawnym chłopczyku, który towarzyszył mi przez pewną część podróży. Zapomniałam o nim, bo o nieprzyjemnych rzeczach trzeba zapomnieć najszybciej, jak tylko się da, prawda? Wpadam w ramiona mojego partnera który po mnie przyjechał. Specjalnie wyszedł dziś wcześniej z pracy. Rzadko zdarza się taka sytuacja. Bierze teraz moją walizkę i razem odchodzimy w stronę jego samochodu. Odruchowo rzucam ostatnie spojrzenie na peron i wtedy ją widzę. Chłopak rzeczywiście jej pomaga, trzymając wyrywającego się Dawida za rękę, ale to wyraz jej twarzy prześladuje mnie do dziś. Mam go przed oczami zawsze kiedy prowadzę moje dziecko, a ludzie wytykają je palcami – bo na wózku, bo się ślini, bo nie potrafi normalnie jeść. Pomagają, to prawda, lecz ich wzrok. Za każdym razem to nowy sztylet. Nie dla Filipka. On i tak nie widzi. Wyczuwa wprawdzie atmosferę, ale zawsze wydaje się być szczęśliwy i woli cieszyć się z tego, co naprawdę sprawia radość, niż przejmować się tak ograniczonymi ludźmi.

Makijaż? Rzadko. Nie mam czasu! Filip jest już nastolatkiem, ale wciąż wymaga niemal całodobowej opieki. Chodzi do specjalnej szkoły i opiekujemy się nim nawzajem z mężem, ale przecież mam jeszcze inne obowiązki. Dwójka moich starszych dzieci też mnie potrzebuje. Kiedy więc znajduję wreszcie chwilę dla siebie, naprawdę bardzo rzadko myślę o makijażu.

Co jest najgorsze? To, że ludzie myślą, że nie mogę być szczęśliwa. A ja kocham moje dziecko i wiem, że ono też mnie kocha. Jest niepełnosprawne? Tak, w rozumieniu ogółu tak, ale nie dla mnie. On jest troszkę inny, potrzebuje więcej pomocy przy tym, co tak zwani pełnosprawni zwykle robią bez problemu, trochę inaczej myśli… ale każdy z nas myśli inaczej, prawda?

Tak, Filip ma stwierdzoną niepełnosprawność intelektualną w stopniu znacznym.

Nie! Moje dziecko nie jest głupie!

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Jared 21.04.2016
    Wartościowe. Nie przełamie to mojej niechęci do dzieci, ale może da mi pewien punkt widzenia :) I wplotłaś nawet humor do tematu niełatwego. Dobra dam 5.
  • Iskierka 21.04.2016
    Dzięki, Jared. :) A za dziećmi też nie przepadam. Nie no, czasami są słodkie, ale tylko czasami, jak patrzę z daleka. :)
  • alfonsyna 21.04.2016
    Trudny temat, ale bardzo dobrze poprowadzony. Mając w życiu trochę styczności z niepełnosprawnymi dziećmi i tak jestem sobie w stanie tylko do pewnego stopnia wyobrazić, jak ciężko jest takie dziecko wychowywać, szczególnie pozostając pod ostrzałem tych często bardzo krzywdzących spojrzeń i komentarzy innych ludzi. Jakkolwiek ja ogólnie nie pałam wielką sympatią do dzieci, to właśnie te niepełnosprawne jest mi mimo wszystko jakoś łatwiej polubić. Bo troszkę jednak zmieniają perspektywę.
    5 za tekst :)
  • Iskierka 21.04.2016
    Dziękuję, Alfonsyna. :) Ja też miałam trochę styczności z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie, bo nie wsadzajmy wszystkich niepełnosprawnych do jednego worka! i podziwiam ich rodziców za to, jacy są.
  • ausek 21.04.2016
    Jestem pod wrażeniem tego tekstu. Emocje wręcz buchają z niego, a poruszony temat jest trudny dla czytelnika, szczególnie takiego nie mającego kontaktu z dziećmi, dziećmi niepełnosprawnymi. Młody człowiek oceniając, krytykując innych, nawet nie pomyśli, że jego życie może ułożyć się podobnie, a może być jeszcze trudniejsze. Tekst godny polecenia, pozdrawiam. :) 5
  • Iskierka 21.04.2016
    Ausek, szczerze mówiąc, dopiero w czasie pisania przyszedł mi do głowy pomysł, by główną bohaterkę "obdarzyć" dzieckiem niepełnosprawnym intelektualnie. Ale dziękuję za komentarz i ocenę. I zgadzam się z tym, że ludzie - ogólnie, a nie tylko młodzi :) - chyba trochę za bardzo krytykują.
  • Szejniix 21.04.2016
    Jejku, coś wspaniałego... Jestem pod ogromnym wrażeniem, bo nie dość, że napisane bardzo przyjemnym i przystępnym językiem, to jest to naprawdę niezwykła i wartościowa historia. Już dawno żaden tekst tak do mnie nie przemówił ;) Brawo, zostawiam 5 :)
  • Iskierka 21.04.2016
    Szejniix, dziękuję.
  • 60secondsToDie 24.04.2016
    Po prostu dam 5 :)
  • Iskierka 25.04.2016
    Dziękuję :)
  • Anonim 27.09.2016
    A ja może zacznę od innej strony, pomijając komplementy, na które doskonale wiesz, że zasłużyłaś, Iskierko. Gdy pełniłam rolę wolontariuszki w świetlicy dla niepełnosprawnych byłam pod ogromnym wrażeniem ich nastawienia. Zarówno dzieci, malutkich dzieci, jak i starszych ludzi - oni byli naprawdę szczęśliwi, pomimo wszystkiego, co ich spotkało, byli właśnie takimi iskierkami, aż człowiek cieszył się sam. Nieprzeszkadzało nam wrzucanie torebek do ubikacji, czy krycie bransoletek w naszych kanapkach, jakoś nawet złość przechodziła, i nawet nie chodziło o współczucie czy kulturę, to było coś niesamowitego. Po części pokazałaś to w tym chłopaku, który zaczął rozmawiać. Trochę się tu rozpiszę. Kiedyś jako wolontariuszka Szlachetnej Paczki byłam w rodzinie z osobą niepełnosprawną, która prawie straciła całkowite czucie w ciele. Kobieta już właściwie, ponieważ miała dwadzieścia sześć lat leżała w łóżku i opiekowała się nią mama. Jej matka do dzisiaj jest dla mnie niesamowita. Również jest wolontariuszką w tamtej świetlicy, o której wspomniałam wyżej, przyszło nam się spotkać wtedy w innych warunkach, a ja sama nie wiedziałam o jej sytuacji. Wtedy zaczęliśmy rozmawiać, to była pierwsza osoba do której miałam iść przeprowadzać "wywiad", potem miałam jeszcze dwie, ale siedzieliśmy u niej z pięć godzin - rozmawiając, po prostu. To było niesamowite, ona na samym początku powiedziała nam, że nie potrzebuje pomocy, że mamy iść do osób, które jej naprawdę potrzebują, że ma wszystko. Zawahaliśmy się, ale postanowiliśmy zostać na herbacie. To była najlepsza decyzja, do dziś mam łezki w oczach, a twój tekst dosłownie mnie wzruszył.
  • Anonim 27.09.2016
    Zapewniłaś mi poranek emocji, Amy, miło było wrócić do Twojej twórczości, cieszę się z tego ogromnie.
  • Iskierka 27.09.2016
    Efria, a mnie jest miło, że znowu mnie czytasz i znowu pozostawiasz po sobie megadługie komentarze. :) Dzięki. Ja też podziwiam ludzi niepełnosprawnych. Może to dziwnie za brzmi, bo w sumie sama zaliczam się do tej grupy, ale niepełnosprawność niepełnosprawności nierówna i osobiście na przykład nie wyobrażam sobie być sparaliżowaną czy coś w tym stylu. Naprawdę wieli szacun dla tych ludzi.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania