Godzina Wilka [N.S.: Moje miasto nocą]

Moje oczy nie pamiętają już widoku słońca. A może tak naprawdę nigdy go nie poznały? Nie pamiętam żadnych świtów, żadnych poranków, żadnych dni, tylko wieczny półmrok, który zdusił wszelkie światło. Ale to przecież bez znaczenia, nie potrzebuję już światła, by żyć. Nauczyłem się ciemności na pamięć.

Każdego dnia opuszczam swój dom i żonę w porze zwanej niegdyś wieczorem lub późnym popołudniem. Obecnie dzień i noc właściwie niczym się od siebie nie różnią, więc określenia typu „wieczór” czy „południe” całkiem sporo straciły na znaczeniu. Ilekroć spojrzę w niebo, widzę jedynie ciężkie, przesiąknięte ołowiem chmury. Sprawiają wrażenie, jakby za chwilę miały z hukiem zwalić mi się na głowę, w ułamku sekundy zmieniając mnie w cuchnącą, ciemnoczerwoną plamę, powoli wlewającą się pomiędzy nierówne, połamane płyty chodnikowe, które strzegą ulic mego miasta. Skłamałbym, gdybym powiedział, że o tym nie marzę. Chciałbym móc się po prostu rozpłynąć, wsiąknąć w suchą glebę, niecierpliwie łaknącą choćby kropli życiodajnego deszczu. Może moja śmierć zbudziłaby do życia trawę, kwiaty, drzewa? Wierzę w to jak naiwne dziecko, chociaż doskonale wiem, że to niemożliwe. A ołowiane chmury wciąż tylko wiszą i naśmiewają się z moich głupich marzeń. Nie chcą zesłać deszczu, który mógłby oczyścić domy i ulice. Nie chcą zesłać nawet ognistego gradu, który przemieniłby wszystko i wszystkich w mgławicę brudnego, gęstego popiołu. Postanowiły nie czynić nic, dlaczego więc mnie nie pozwolono zdecydować podobnie?

Jestem Zbieraczem. Nie z wyboru, lecz z potrzeby i konieczności. Znam moje miasto znacznie lepiej aniżeli własną kieszeń, o wiele lepiej niż nawet siebie samego. Ono jest żywym organizmem, a ja każdego dnia przemierzam jego asfaltowe żyły i tętnice w poszukiwaniu jakichś pozornych drobiazgów, które wciąż mogą mieć jakąkolwiek wartość. Tylko dzięki nim jeszcze jakoś wegetuję – dzięki skarbom, które moje miasto ukryło wyłącznie dla mnie, w miejscach, których nikt prócz mnie nie zna.

Czasem mam wrażenie, że tylko ja potrafię jeszcze dostrzec w tym mieście jakąś namiastkę piękna. A przecież ma cudowne, wszechwidzące oczy – niedawno odnowione wieże widokowe – po jednej od północy, południa, wschodu i zachodu. Ma również uszy, lecz coraz częściej je zasłania, aby nie słyszeć skrzypienia własnych kości, gdy kolejne budynki obracają się w gruzy. Kiedyś, wciąż to pamiętam, moje miasto miało również głos – wydobywający się z gardła monumentalnej filharmonii. Umilkło jednak, gdy brutalnie wyrwano mu język i struny głosowe. Teraz może co najwyżej cicho jęczeć. Na szczęście, dla naszego wspólnego dobra, płuca nadal ma mocne – dwie potężne oczyszczalnie powietrza bez ustanku ciężko pracują, byśmy w ogóle mogli oddychać, a i tak przychodzi nam to z niemałym trudem. Ktoś kiedyś powiedział, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Jestem pewien, że zmieniłby zdanie, gdyby dane mu było spędzić tu choćby pięć minut.

Mojemu miastu, podobnie jak i mnie samemu, zdarza się dość często przymierać głodem. Żadne skarby nie są w stanie wypełnić nam żołądków, skoro brakuje żywności, którą można by było za nie kupić. Jednakże wątroba, trzustka i nerki mimo wszystko mają całkiem sporo roboty – oczyszczalnie ścieków i wszelkie systemy sprzątające miasto muszą działać na tyle sprawnie, byśmy nie utonęli we własnym gównie. I tak siedzimy w nim już wystarczająco głęboko. A gdzieś tam, na końcu tego układu pokarmowego, na jakimś paskudnym zadupiu, jest ogromne, ohydne wysypisko śmieci. Niektórzy mówią nań „wysypisko śmierci” – to właśnie tam gniją w rozkładzie i zapomnieniu szczątki nas samych, naszych marzeń i planów. To wstydliwe cmentarzysko naszej przeszłości i przyszłości. Bywam tam znacznie częściej, niż bym chciał. Zbieram kawałki cudzych żyć i nieśmiało próbuję poskładać je w całość, lecz nigdy mi się to nie udaje. Zawsze czegoś brakuje, choćby jakiegoś niemal niewidocznego fragmentu, jakby drobnego odprysku z rozbitego lustra. Po cóż więc to robię? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Być może jestem zwyczajnie sentymentalny, chociaż doskonale wiem, że w obecnych czasach to wyjątkowo niepraktyczna i niepotrzebna cecha. Mimo to nawet nie próbuję się jej wyzbyć, przecież wciąż jestem człowiekiem, a przynajmniej chcę móc się za niego uważać.

Przypuszczalnie to właśnie mój sentymentalizm nakazuje mi odwiedzać także główny rynek – osamotnione, krwawiące serce mego miasta. Niegdyś tętniło życiem, biło równo i miarowo, wolno odmierzając kolejne dni swego istnienia, teraz zaś było chore i osłabione. Umierało, podobnie jak moje własne. I nie było już dla niego żadnego ratunku. Od bardzo dawna noszę na klatce piersiowej bliznę – krwawy symbol mojego przemijania. Nikt nie pytał mnie o stan zdrowia, gdy miałem zostać Zbieraczem, bo nikogo to nie obchodziło. A ja… cóż, nie mogę sobie pozwolić na użalanie się nad sobą, choć bezustannie czuję na karku chłodny oddech śmierci. Chyba zupełnie inaczej wyobrażałem sobie umieranie – być może po prostu za długo to już trwa, a mnie zawsze frustrowały rzeczy, których nie mogłem kontrolować. Jestem tylko ciekaw, które z nas jako pierwsze obróci się w proch – ja czy moje miasto? Chciałbym, byśmy zrobili to razem – dobrze byłoby mieć towarzystwo, przekraczając bramy piekła. Tylko czy istnieje jeszcze jakiekolwiek piekło, którego dotąd nie odwiedziłem?

Uśmiecham się mimowolnie, ilekroć wspominam Raj Utracony – jedyne miejsce w tym mieście, które od zawsze śmiało oferowało możliwość spełnienia wszelkich przyziemnych pragnień, niemal bez ograniczeń, włączając w to wszystkie istniejące rodzaje używek. Cóż, to akurat się nie zmieniło – nadal spełniano tam pragnienia, tylko że ich charakter był już zupełnie inny niż kiedyś. Słyszałem, że gdzieś daleko stąd istnieje Raj Odzyskany – lecz z całą pewnością nie odzyskano go dla takich jak ja. Zresztą, skoro moje serce ledwie znosi piekło, to jakże mogłoby znieść raj?

Zdaje się, że moje miasto naprawdę nie ma przede mną tajemnic. Z niewielką dozą wstydu muszę jednak przyznać, że nigdy nie byłem w jego mózgu. Miejski ratusz nie jest wszakże miejscem, do którego wolno wstąpić każdemu. Chroni się swą własną barierą krew-mózg – wpuszcza i wypuszcza tylko to, co chce i kiedy chce. Stamtąd płyną wszystkie polecenia, którym reszta organizmu musi się podporządkować. Tam również zapadła decyzja o wprowadzeniu Godziny Wilka, w praktyce oznaczającej po prostu dwie godziny legalnej anarchii, tłumaczonej potrzebą oszczędzania zasobów energetycznych. Codziennie między trzecią a piątą nad ranem w moim mieście gasną wszystkie latarnie, a na ulicach urzeczywistniają się najczarniejsze z koszmarów, jakie byłaby w stanie stworzyć ludzka wyobraźnia. Bardzo dawne wierzenia mówiły, że to właśnie w tym czasie życie i śmierć toczą ze sobą najbardziej zaciętą walkę – wielu wówczas umiera, lecz równie wielu się rodzi. Śpiących dręczą najstraszliwsze sny, a czuwających najgorszy rodzaj lęku. W moim mieście Godzina Wilka nie jest tylko legendą, lecz czasem, w którym rozmywają się wszystkie granice, a ciemność staje po stronie tych, którzy mają naturę drapieżników. Właśnie wtedy można zarówno zyskać, jak i stracić najwięcej – a im większe ryzyko, tym lepsza zabawa, jak twierdzą niektórzy.

Jakiś czas temu obiecałem mojej żonie i samemu sobie, że nigdy już nie opuszczę domu w Godzinie Wilka. Ale… jeżeli moje miasto tak naprawdę jest mną, a ja jestem nim, to czyż Godzina Wilka nie jest jedynie stanem mojego zmęczonego umysłu? Czy powinienem obawiać się moich własnych koszmarów? Przecież wiem, że mnie w końcu dopadną, prędzej czy później. Być może jestem już gotów na to, aby zamiast uciekać, wreszcie wyjść im naprzeciw w naszą ostatnią wspólną noc – w mroku Godziny Wilka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • TeodorMaj 22.05.2016
    Bardzo dobry tekst. Niestety moje pomysły na autora były dalekie od prawdy.
    Świetne! 5
  • TeodorMaj 22.05.2016
    PS. Jutro zabieram się za lekturę Twoich tekstów. Obowiązkowo! :)
  • alfonsyna 22.05.2016
    TeodorMaj - być może ja się po prostu nie kojarzę z dobrymi tekstami, także możesz się rozczarować. :P A tak serio, dziękuję, bardzo mi miło. :)
  • ausek 23.05.2016
    Jak zwykle ciekawy tekst. Aż miałabym ochotę bardziej zagłębić się w to miasto. :) 5
  • alfonsyna 23.05.2016
    Dziękuję, ja też bym się mogła po takim przespacerować, choć chyba bezpieczniej to robić tylko w wyobraźni. ;)
  • Nazareth 01.06.2016
    Rewelacyjny monolog, przez cały czas siedziałem jak na szpilkach i zapomniałem nawet ze pale papierosa. Zbudowałeś niesamowity klimat spotęgowany przez osobistą pierwszoosobową narrację. Dzięki niej tekst sprawia bardziej wrażenie rozmowy czytelnika z bohaterem niz opowiadania. 5 to za mało ale wiecej dać nie mogę :(
  • alfonsyna 01.06.2016
    A ja tak unikam stosowania tej pierwszoosobowej narracji niemalże jak ognia, może powinnam jednak zmienić nastawienie. :P Cieszy mnie, że masz taką pozytywną opinię o tym teście, bo sama bym tak o nim nie pomyślała. Dziękuję. :)
  • Nazareth 01.06.2016
    alfonsyna mam nadzieje ze zmienisz i będzie mi dane przeczytać kolejny tak rewelacyjny tekst twojego autorstwa. :)
  • vilemo 03.06.2016
    Nie wiem dlaczego, ale kiedy to czytałam stanęła mi przed oczami tak straszna wizja z dalekiej przyszłości. Aż sama się wystraszyłam. W wizji widziałam nasz świat jak umiera po kawałku, jakby go toczył rak, mózg, kości, przerzuty na płuca...brrr. Ta moja wyobraźnia nieraz mnie przeraziła. Tekst bardzo dobry tylko taki smutny, napawający ponurymi myślami, że nic dobrego nas już nie spotka. 5
  • alfonsyna 03.06.2016
    Podoba mi się ten Twój odbiór i Twoja wizja (choć być może nie powinny, skoro są dalece pesymistyczne), ale ten tekst oczywiście do wesołych nie należy, więc nic dziwnego, że budzi takie skojarzenia. Czy może nas jeszcze spotkać coś dobrego nawet w takim paskudnym świecie to chyba kwestia postrzegania, więc i każdy pewnie będzie na to patrzył nieco inaczej.
    Dziękuję za wizytę i podzielenie się spostrzeżeniami, bardzo mi miło z tego powodu. :)
  • Rasia 03.08.2016
    "Znam moje miasto znacznie lepiej, aniżeli własną kieszeń" - bez przecinka
    "Mimo to, nawet nie próbuję się jej wyzbyć" - a tu zbędny przecinek
    W Twoich tekstach jest coś takiego, że choćby czytało się o niczym, ubierasz to w taką przyjemną formę przeplatająca się na przemian z rzeczywistością i fikcją, że nie sposób się oderwać. Twoja "Godzina Wilka" skojarzyła mi się z filmem... choinka, nie pamiętam teraz za żadne skarby tytułu, ale opierał się też właśnie na dniu, kiedy prawo przestawało obowiązywać i ludzie wyładowywali swoje frustracje. Mam to na końcu języka, a jednak nie :( Sam tekst bardzo mi się podoba, nawet wytworzenie osoby narratora jest takie piękne na swój sposób, bardzo wiarygodne. Zostawiam 5 :)
  • alfonsyna 03.08.2016
    A czy ten film to nie jest czasem "Noc oczyszczenia" czy jakoś tak? Bo tam mniej więcej tak to wyglądało, że przez jedną noc w roku bodajże ludzie mogli robić, co im się podoba całkowicie bezkarnie. W każdym razie - dziękuję za taką opinię, bo przecież o to między innymi chodzi w pisaniu - żeby jakoś czytelnika wciągnąć w ten "swój świat", niezależnie od tego, o czym się pisze. Ostatnio chodzi mi po głowie rozwinięcie tego tekstu w jakiś kolejny krótki one-shot, tylko jakoś zabrać się za to nie mogę. ;) Dziękuję raz jeszcze. :)
  • Rasia 03.08.2016
    O, o, o! :D Tak, o to chodzi. Będę trzymać kciuki za nowy tekst w takim razie, z chęcią bym przeczytała!
  • jesień2018 21.10.2019
    Hej, dotarłam tutaj:)
    Masz niesamowity styl, pięknie budujesz zdania, opisy są niezwykle sugestywne, świat, który przedstawiasz - niemal namacalny.
    Trochę mi brakuje tutaj historii, mamy świat, a ja lubię czekać na to, co się wydarzy w życiu bohatera i tego mi zabrakło.
    Mam też takie zastrzeżenie, w sumie nie wiem, czy sensowne, do początku: "Nie pamiętam żadnych świtów, żadnych poranków, żadnych dni, tylko wieczny półmrok, który zdusił wszelkie światło", a za chwilę "Obecnie dzień i noc właściwie niczym się od siebie nie różnią, więc określenia typu „wieczór” czy „południe” całkiem sporo straciły na znaczeniu". Dla mnie to jest dwa razy powiedzenie tego samego, niepotrzebnie.
    Tak czy inaczej - dałam się porwać tekstowi, bardzo zadziałał na moją wyobraźnię!
    PS. Wrzuć coś nowego!:))
  • alfonsyna 21.10.2019
    Dziękuję bardzo za miłe słowa!
    Faktycznie historii jako takiej tu nie ma - może z tego względu, że się na żadną historię zbytnio nie nastawiałam, historia miała przyjść potem, bo faktycznie zamierzałam uczynić coś w rodzaju kontynuacji, która jednak nie powstała, bo gdzieś tam zabrakło mi odpowiedniej koncepcji całości.
    Z tym powtórzeniem w sumie możesz mieć rację, nie wyłapałam tego dotąd, ale w zasadzie faktycznie któreś z tych zdań można by było wyrzucić bez większej szkody dla całości. Może spróbuję to kiedyś ogarnąć, bo obecnie już w tych starych tekstach nie grzebię. ;)
    Z nowymi rzeczami póki co ciężka sprawa, bo tak ze dwa lata czy nawet dłużej nie piszę niczego i trudno mi się przełamać, choć trochę próbuję. No w każdym razie jeszcze raz dziękuję za wizytę, uwagi i poświęcony czas. Pozdrawiam. :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania