Gościółek

masz jeszcze złudzenia, że można współdzielić,

poczuwać się do odpowiedzialności za słowo, poziom cieczy

w kropielnicy, bukiet wywalany z rozkiwanego kadzidła?

 

nie da się, durniu, choćbyś bardzo chciał!

to przecież jest wyznanie przejściowe, zakaźne

i do odcierpienia, niczym ospa. stąpając po tym chodniku

nie możesz się uważać za kogoś więcej,

jak tylko przechodnia.

 

jakbyś nawet się uparł, że skamienisz, doprowadzisz

do stałości, bryzgał utwardzaczem aby usztywnić

— bardziej prędzej, niż później — zmięknie, rozkizia się,

wyflaczeje ci przez palce.

 

zrozum — to nie relikwiatostan. raczej relikwiocha,

sennowłócki majak w dwójnasób: jest piosenką, co pada

na ciebie jak gęsty deszcz ("Nie umiej, po co ci to?" — śpiewa

pan Bizarrynkowski), to znowu robi za ochłap literatury,

światowej, a więc niedającej się czytać (Zaraza w czasach

miłości — garbi się oprawione w skaj tomisko

o takim tytule. słychać, jak przez tę jedną,

wielkoświętą książkę trzeszczy cały regał).

 

celebransów również nie da się brać na poważnie.

te fariole, mantolety w ustach,

te manipularze owijające języki!.

 

spróbuj się znarowić. mało to ideologii? wybierz sobie inne,

tantryczne czy ajurwedyjskie zabawki, nabaw się nimi.

traktuj, jakby były chorobą. zrozum —tu nie ma nic,

tylko tik. nieco z nerwów. i bicie pikawy. bezkierunkowe.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania