Hellsing Past

Wrzaski. Wybuchy. Wszędzie zapach śmierci i krwi, nie rozumiem... co się dzieje? Gdzie mama? Gdzie tata?! Leżą obok mnie, no tak... nieruchomi… dlaczego nieruchomi? Bladzi, z twarzami dziwnie wykrzywionymi... obok nas stał jakiś żołnierz... tylko czy był człowiekiem? Wyglądał jak zombie... zombie –wampir. Zombie, który za chwile mnie zabije... zabił moich rodziców, teraz ja, tylko dlaczego? Dlaczego mam już zginąć? Nie rozumiem…! Czemu już teraz, skoro jestem taka mała? I czemu moi rodzice też…? Nieznajomy nachylił się z okropnym uśmiechem, rządek ostrych zębów...

Rozległ się huk, bliżej niż inne dotychczas, a żołnierza odrzuciło i uderzył o ziemię. Rozsypał się w pył. Patrzyłam na niego, a potem nagle obróciłam się z cichym okrzykiem, gdy zobaczyłam wycelowaną w swoją głowę lufę. Załkałam przerażona. Pistolet był ogromny i trzymany przez czarnowłosego mężczyznę w czerwonym płaszczu. Zabije mnie… dlaczego miałby tego nie zrobić? Proszę, nie krzywdź mnie… Usłyszał moje błagana? Tylko zerknął na mnie, po czym obrócił się na pięcie i odszedł…

Otworzyłam oczy i usiadłam gwałtownie. Byłam zlana potem. Ten sam sen. Znowu. Wspomnienie z czasów wojny... wytarłam spoconą twarz rękawem pidżamy i odetchnęłam głęboko. Minęło już dziesięć lat, a to mnie wciąż prześladuje. Jakiś czas temu myślałam, że już jest dobrze, jednak kolejne polowanie sprawiło, że koszmar wrócił. Wstałam i poszłam do kuchni, by napić się czegoś. Najlepiej wody.

Dziesięć lat. Ponad dziesięć lat temu w tym samym miejscu, w którym prawie mnie zabił ghoul, znalazł mnie inny mężczyzna – Jonathan. Okazał się łowcą wampirów, który chciał znaleźć sobie następcę. Przekazałam mi całą swoją wiedzę. Głównie dotyczyło to wampirów... na początku twierdziłam, że się nabija. Gdy zaczął mnie szkolić w szermierce i używaniu sztyletów, zaczęłam mieć wątpliwości dotyczące jego zdrowia psychicznego, jednak po roku treningów, gdy miałam trochę ponad dziesięć lat, zabrał mnie na "polowanie". Najpierw zastanawiałam się, jakie "polowanie" i czy on faktycznie myśli, że idzie zabijać wampiry, jednak, gdy tam dotarliśmy, zobaczyłam, że nie jest szaleńcem. Roiło się od ghouli – takich samych istot jak ten żołnierz, który prawie mnie zabił. Spanikowałam i zaczęłam uciekać. Prawie zginęłam z rąk takiej istoty, gdy mnie zaatakowała, jednak szkolenie na łowcę coś dało i cudem go zabiłam... Nigdy nie zapomnę jego twarzy przypominającej maskę zombie, kiedy rozsypywała się w pył...

Wtedy postanowiłam poszukać informacji na temat mężczyzny w czerwonym płaszczu. Musiał wiedzieć, że zabił wampira, bo dało się je zabić tylko srebrem. Bazując na wspomnieniu i prześladującym mnie koszmarze, spróbowałam wymyślić, co to był za pistolet. Po broni bardzo łatwo rozpoznać właściciela. Odtworzyłam ją w pamięci i nawet narysowałam ją, ale nie był to żaden model, który znałam ja lub Jonathan. Prawdę mówiąc nie była to broń, którą mógłby bez problemu unieść człowiek. Co oznaczało, że czarnowłosy mężczyzna jest wampirem. Takim prawdziwym, a nie ghoulem oczywiście. Zwykłe wampiry, Nosferatu, były o wiele silniejsze i inteligentniejsze od ghouli. Właściwie ghoule to naprawdę były zombie, tylko że pijące krew i nie mogące bez niej przeżyć.

– Znowu miałaś ten sen?

Podskoczyłam, słysząc to. Obróciłam się w stronę głosu i zobaczyłam brązowowłosego mężczyznę. Jonathan nie wyglądał na pięćdziesięcioletniego mężczyznę zmęczonego życiem. Fakt, zmarszczki zaczynały być widoczne, a we włosach widać było dużo siwych pasm, jednak dzięki smukłej, wyprostowanej sylwetce mógłby uchodzić na dwadzieścia lat młodszego. Gdyby nie widzieć twarzy i włosów, to naprawdę można by uznać, że to radosny, wysportowany trzydziestolatek.

A przynajmniej tak było kilka tygodni temu. Ostatnio miałam wrażenie, że coś go gnębi, jednak nie wypytywałam o to. Oboje mieliśmy własną przestrzeń, do której drugie nie wchodziło. Tak właśnie było z moim koszmarem i mężczyzną w czerwonym płaszczu. Na początku nic mu nie mówiłam, jednak w końcu nie wytrzymałam i opowiedziałam mu wszystko. Niedawno stwierdził, że to prawdopodobnie nie jest człowiek, a wampir.

– Niestety tak. Nie dają mi spokoju – odpowiedziałam.

– Musisz go znaleźć – stwierdził Jonathan – Gdy go znajdziesz i wyjaśnisz wszystko, powinno się uspokoić. Chyba, że to po prostu wspomnienie horroru wojny. To do psychologa, psychiatry czy jeszcze kogoś innego.

– Nie – pokręciłam głową, odkładając kubek na blat – To przez tego mężczyznę. Tak mi się wydaje. Ale nie wiem, jak go znaleźć. Nie mam żadnego śladu prócz tego, że nie jest człowiekiem, ma czarne włosy i czerwony płaszcz. Zresztą może go już nie nosi.

– Musisz go znaleźć – powtórzył mężczyzna – Będę cię posyłał na polowania jak najczęściej, rozglądaj się i spróbuj dyskretnie wypytać, jeśli spotkasz innego łowcę. Ktoś na pewno coś wie.

***

Nie musiałam wypytywać. Spotkałam go osobiście kilka tygodni później na jednej z misji niedaleko Londynu. Prawie się zdemaskowałam, ale chyba był zbyt zajęty zabijaniem ghouli, bo nie zauważył mojej obecności. Byliśmy w lesie i kucałam za jakimś grubszym drzewem, obserwując go. Gdy pozabijał wszystkie zombie i bez problemu zastrzelił matkę, miałam pewność, że nie jest człowiekiem. Wspomnienia dziewięciolatki mogły nie być pewne, ale to, co tu widziałam... był silny. Bardzo silny. I nie mówię tylko o sile mięśni, ale ogólnie. Wyczuwałam od niego niepokojąco mroczną aurę, jeszcze gorszą od wampirów – matek.

Prawie przegapiłam moment, gdy ruszył w sobie znanym kierunku. Podniosłam się z kucek i podążyłam za nim. Miałam dziwne wrażenie, że nie powinnam zwracać na siebie jego uwagi, jednak... musiałam.

Powinnam się domyślić, że mnie zauważy. Błyskawicznie się obrócił i zdążyłam tylko wyszarpnąć sztylet z pochwy przy pasku, zanim przygniótł mnie do drzewa. Broń wypadła mi z ręki, gdy straciłam oddech od uderzenia. Był szybszy od innych wampirów. Przycisnął pistolet do szyi pod brodą. Ten sam, którym celował we mnie dziesięć lat temu... Spojrzałam na niego z przestrachem, ale po chwili uspokoiłam oddech i zmieniłam spojrzenie na spokojne. Nie mogłam mu pokazać, że się boję.

– Łowczyni – odezwał się cicho, mrużąc oczy – Kto cię nasłał?

– Myślisz, że ci powiem? – wydusiłam, nie opierając się. Gdybym zaczęła walczyć, zabiłby mnie na miejscu. Może była jeszcze szansa, że przeżyję... chociaż chyba nie z tym zachowaniem.

– Nie musisz – odparł niezrażony, a potem dodał – I tak cię zabiję.

Czyli nie było. Schyliłam się ułamek sekundy przed naciśnięciem spustu i pocisk wbił się w pień zamiast w moją głowę. Więcej szczęścia nie miałam i nie zdążyłam się obrócić, zanim nie uderzył kantem dłoni w moją tętnicę szyjną, pozbawiając przytomności.

***

Ocknęłam się przerzucona przez jego ramię. Nie zauważył, że jestem przytomna, bo mówił dalej. Ciekawe do kogo? W rękawie miałam cienki srebrny sztylet, który planowałam właśnie wykorzystać... i go zabić. Był zbyt niebezpieczny, by pałętać się po prostu po świecie. Wysunęłam nóż, słuchając, co mówi.

– Nie wiem, kto to. Skąd mam wiedzieć?

– Kto ją nasłał? – usłyszałam młody, męski głos.

– Nie powiedziała.

– Zabiłeś ją?

– Pomyśl… gdybym ją zabił, to bym nie przyniósł ciała...

W tej samej chwili wbiłam srebrne ostrzew plecy krwiopijcy tak głęboko, by dosięgło serca. Natychmiast mnie puścił i odskoczyłam od nich. Moim drugim wrogiem okazał się około dwudziestopięcioletni mężczyzna. W tej chwili na jego twarzy widać było zaskoczenie. Wyszarpnęłam kolejny nóż – przezorny zawsze ubezpieczony – i odsunęłam się od nich z walącym sercem. Sama byłam zaskoczona, ale z innego powodu... mianowicie wampir nie wyglądał, jakby miał umrzeć. Nic mu nie było! Wyjął ostrze z ciała i rzucił je w moją stronę. Wbiło się z drzewo koło mnie, usłyszałam syk parującej krwi. Jasna cholera, nic mu się nie stało. Najzupełniej nic! Serce waliło mi w piersi. Wcześniej ze zdenerwowania i bliskości czarnowłosego, jednak teraz pojawił się strach. Jego towarzysz już odzyskał rezon i uśmiechnął się lekko.

– Wygląda jak zwierzę zapędzone w kozi róg – stwierdził. Nie wiedziałam, co robić... Jak tylko się od nich odwrócę, zabiją mnie. A walczyć nie ma sensu, zginę zanim zrobię w ich stronę krok...

– Bo jest zapędzona w kozi róg! – warknął zimno wampir. Był wściekły, że go dźgnęłam – Mam jej dość! Nie daruję!

Zanim zdążyłam zareagować, wyciągnął pistolet i nacisnął spust. Pocisk powinien ugodzić mnie w serce, jednak uratował mnie refleks jego towarzysza. Rzucił się w jego stronę i zdążył ściągnąć rękę wampira w dół. Nabój trafił lewe udo tuż nad kolanem, przebił mięśnie i wbił się w ziemię. Upadłam z okrzykiem zaskoczenia, który po sekundzie zmienił się w głośny jęk bólu.

– Alucard! – zawołał z przerażeniem i oburzeniem młody mężczyzna. Pojawiły mi się mroczki przed oczami, przez co nie byłam w stanie przeszkodzić mu w podbiegnięciu do mnie. Gdy zaczął sprawdzać ranę, chwyciłam nóż i spróbowałam go dźgnąć. Bez problemu wytrącił mi broń, po czym odrzucił poza zasięg.

- Okazałabyś trochę wdzięczności za uratowanie życia – mruknął.

– Zostaw mnie... – wymamrotałam, uważnie i ze złością obserwując wampira. Bałam się, że znowu do mnie strzeli i tym razem nic ani nikt go nie powstrzyma.

Jednak tak się nie stało. Zdążyłam stracić przytomność.

***

Obudziłam się z chwili, gdy ktoś dotykał rannego miejsca. Dotykał, opatrywał... nie wiem. Byłam słaba, więc może mnie tu dopiero przyniesiono... właściwie gdzie to jest "tu"? Gdzie ja jestem?!

Oprzytomniałam, otworzyłam oczy i gwałtownie się szarpnęłam, by odsunąć od "opiekuna". Moja noga zbuntowała się na ten nagły ruch i syknęłam z bólu. Ręka bezwiednie powędrowała na udo, gdzie zetknęła się z inną. Spojrzałam na jej właściciela. Był to ten sam mężczyzna, który uratował mnie przed śmiercią.

– Spokojnie – odezwał się, przytrzymując moją dłoń, gdy chciałam ją cofnąć.

– Gdzie jestem? Kim jesteś? Zostaw mnie! – mówiłam, przerywając na krótkie wdechy. Byłam zdezorientowana i ledwie udawało mi się nie krzyczeć z bólu.

– Mam na imię Walter i jesteśmy w Kwaterze Główne Organizacji Hellsing – odpowiedział mi uspokajającym tonem.

– Hell... Hellsing?! – wydusiłam przestraszona. Nie przejęłam się tym, że mój rozmówca wrócił do owijania bandażem mojej zaszytej rany. Hellsing, czyli inaczej mówiąc, królewscy łowcy wampirów... gorzej nie mogłam trafić! Tylko dlaczego w Hellsingu jest wampir...?

– Nic ci nie zrobimy. A nawet pomożemy wyzdrowieć. Z twojej reakcji wnioskuję, że nas znasz.

Pokiwałam głową.

– Jesteś głodna?

Zaprzeczyłam zdecydowanym ruchem. Nie byłabym w stanie nic przełknąć.

– Więc odpocznij – wstał i ruszył do drzwi. Chciałam zadać mnóstwo pytań, jednak naprawdę byłam zbyt słaba. Gdy wyszedł, oparłam się o ścianę w głowie łóżka i kilka sekund po zamknięciu oczu zasnęłam. Miałam nadzieję, że naprawdę jestem tu bezpieczna. I że wampir nie postanowi mnie odwiedzić... i zabić.

***

Drzwi trzasnęły cicho. Natychmiast otworzyłam oczy. To nie był wampir – ku mojej ogromnej uldze – ale też nie Walter. Do łóżka podszedł jasnowłosy mężczyzna, starszy od Waltera o najwyżej kilka lat. Wydawał się być przed trzydziestką. Niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z ciękawością. Nie sprawiały wrażenia wrogo nastawionych.

– Nazywam się Artur Hellsing – odezwał się, siadając na brzegu łóżka – A ty jak masz na imię? Nie będę wymagać nazwiska, żebyś nie czuła się taka spięta.

– Ilona – odparłam podejrzliwie – Co chcesz ze mną z zrobić? – spytałam, nie owijając w bawełnę.

– Jeszcze nie wiem – odparł spokojnie, nie speszony bezpośrednim pytaniem – Najpierw poczekam, aż wyzdrowiejesz.

– Gdzie jest wampir? – to pytanie mnie niepokoiło od początku. On był na mnie wściekły... mam nadzieję, że chodź trochę ochłonął, że nie chce mnie już zabić...

– Wam... ach, Alucard – zrozumiał mężczyzna – podejrzewam, że siedzi w swoich lochach.

– Lochach? – zmarszczyłam brwi.

– Powiedzmy, że tam mieszka – uśmiechnął się lekko. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie naprzeciwko mnie i wstał – Przyszedłem tylko sprawdzić, jak się czujesz. Udało ci się nadzwyczaj szczęśliwie zakończyć spotkanie z Alucardem.

– Dzięki Walterowi – odparłam – Zdążył skierować pistolet w inną stronę. Miałam dostać w serce.

– Wspomniał – Artur kiwnął głową – Muszę już iść. Odpoczywaj.

***

Przez kilka dni dochodziłam do zdrowia. Walter do mnie przychodził przynajmniej raz dziennie, sprawdzał ranę i zmieniał opatrunek. Wydawał się być zadowolony z jej stanu. Ja sama starałam się jej nie oglądać, mdlałam od takich widoków. To śmieszne, na co dzień mordowałam wampiry, mnóstwo krwi było, a bałam się takich ran...

Walter dał mi kulę, gdy mu powiedziałam, że nie wytrzymam dłużej w łóżku. Nie chciałam dwóch, bo wtedy obie ręce miałabym zajęte, a wolałam jednak mieć, czym się bronić.

Teraz szłam powoli korytarzem. Musiałam w końcu iść do Alucarda. Jakkolwiek bardzo tego nie chciałam, musiałam. Czułam przerażenie na samą myśl o tym, ale ścisnęłam ukradziony z kuchni nóż i kuśtykałam dalej.

Zeszłam do lochów i otwarłam jedne z drzwi. Z wewnątrz czułam mroczna

aurę, co wskazywało na to, że dobrze trafiłam. Z walącym sercem wkroczyłam do środka. Po kilku kulawych krokach drzwi się zatrzasnęły, pogrążając loch w cięmności. Obróciłam się gwałtownie w ich stronę, ale przez przypadek stanęłam na rannej nodze i załamała się pode mną. Poczułam, że ktoś chwycił mnie za ramiona i przytrzymał, bym nie upadla. Instynkt kazał mi dźgnąć tą postać, jednak trafiłam powietrze. Cofnęłam się do tyłu z sercem w gardle, aż poczułam za sobą drzwi. Nacisnęłam klamkę, ale okazały się zamknięte. Nagle rozległ się cichy, straszny śmiech od którego przeszły mnie ciarki. Wstrzymałam oddech i odsunęłam się od wyjścia. Rana pulsowała bólem, ale zacisnęłam zęby.

– Po co tu przyszłaś? – usłyszałam cichy glos.

– W końcu musiałam – odparłam, drżąc. Nawet nie starałam się ukryć strachu. I tak musiał go widzieć. Albo czuć – Pokaż się! – wyszeptałam.

Na te słowa zapłonęły pochodnie wzdłuż ścian i zobaczyłam, że komnata jest

większa, niż myślałam. O wiele większa. A kilkadziesiąt metrów dalej stało

wysokie krzesło. siedział na nim Alucard i patrzył na mnie rozbawiony. Po ustach błąkał się uśmieszek. Nie miał na sobie płaszcza, pistolety leżały na stoliku obok niego... czy to wino?

Taaak... na stoliku stała tez butelka z winem i dwa kieliszki.

– Chciałeś mnie zabić – stwierdziłam trochę oskarżycielskim tonem, decydując się podejść bliżej. Opierając się na kuli małymi krokami zaczęłam podchodzić do niego.

– Ty też. Do tego pierwsza – zauważył, a potem uśmiechnął się kpiąco – Właściwie, to ja cię nawet oszczędziłem te dziesięć lat temu. Liczy się?

Glos uwiązł mi w gardle. Pamiętał. Jasna cholera, wiedział, że to mnie wtedy

uratował!

– Zaskoczona? – zobaczył mój szok – Pamiętam wiele, czasami nawet zbyt wiele. Nie powinnaś się dziwić, że cię rozpoznałem – urwał na chwilę – Podejdź bliżej.

Stałam dwa metry od niego, miałam podejść jeszcze bliżej?!

– Po co? – spytałam podejrzliwie.

– Dlaczego miałbym ci powiedzieć?

– Sam sobie podejdź – warknęłam.

Zanim zdążyłam zareagować, pojawił się przede mną. Rozszerzyłam oczy, zaskoczona, ale nic więcej nie zrobiłam, gdy nagle... zatopił kły w mojej szyi.

Wrzasnęłam, zanim zdążył mi zasłonić usta, po czym wbiłam nóż w jego klatkę piersiowa, a gdy jego jedyna reakcja było zaciśnięcie zębów mocniej, zaczęłam się panicznie wyrywać.

– Alucard! Przestań! Słuchasz mnie?! – próbowałam się uwolnić, ale otoczył moje ciało ramionami i trzymał w mocnym uścisku. Wyszarpnęłam nóż i podźgałam go jeszcze kilka razy. Zero reakcji.

– Zostaw mnie! Alucard! Nie chce być wampirem – warczałam. Czułam jak serce uderza coraz słabiej – Puszczaj... – załkałam i straciłam świadomość. Nie powinnam była tu przychodzić.

***

– Do reszty oszalałeś?! – wydusiłam, próbując się podnieść. O dziwo, rana

postrzałowa mnie nie bolała. No i nie byłam wampirem. Dopiero się ocknęłam, a Alucard stal nade mną z mieczem w dłoni. Mieczem...? Skąd ma miecz…?

– I gdzie my jesteśmy?! I skąd nagle masz miecz?!– dodałam, gdy udało mi się wstać. Nie czułam ran na szyi. Staliśmy na jakiejś odkrytej wieży. Niebo nad nami było zachmurzone, ale raczej dzień był. Miałam wielką nadzieję, że zaraz wyjdzie słońce i spali tego psychopatę.

– Baszta twierdzy Poienari w Rumunii – odparł spokojnie – Oszalałem już pięćset lat temu.

– W Rumunii? – powtórzyłam słabo – Ile byłam nieprzytomna?

– Wciąż jesteś.

– Wciąż... jak to? – odsunęłam się krok do tyłu zdezorientowana.

– To się nie dzieje naprawdę. Proste. Nie możesz zginać... ale ból i tak poczujesz – nagle wbił ostrze w mój bark. Zachłysnęłam się, a potem dotarł do mnie ból. Osunęłam się na kamienie z jękiem i zobaczyłam kpiący uśmiech na twarzy wampira. Przekręcił lekko nadgarstkiem, sprawiając, że stęknęłam z bólu i skuliłam się trochę.

– Co ty... – wykrztusiłam oszołomiona. Mimo, że to nie działo się naprawdę – o ile nie kłamał – wszystko odczuwałam jak normalnie. Nawet zaczęły mi migać przed oczami czarne plamki.

– Może zrobię na tobie sekcję? – na te słowa zamarłam. Oszalał to zbyt łagodne określenie! Wyszarpnął miecz, jednocześnie jeszcze mocniej go skręcając. Spowodował tym mój krzyk.

– Jak możesz... być tak okrutny?! – wydusiłam.

– Jak widać, mogę – odparł spokojnie – Za chwile znów będziesz zdrowa...

Mój bark mrowił, bolał i swędział jednocześnie. O tym mówi? Podobno nie da się tu zginąć... skoro tak, to mogę zrobić co chcę, a i tak przeżyje.

Podniosłam się na drżących nogach i rzuciłam na Alucarda. Albo się tego

spodziewał, albo po prostu miał tak dobry refleks – w każdym razie zrobił

unik. Minęłam go, nie zdążając wyhamować, i wychyliłam się za krawędź

wieży. Zobaczyłam, że jesteśmy bardzo, bardzo wysoko, a pod nami ostre skały czekają, aż wypadnę...

Co też prawie się stało, gdy nagle wampir chwycił mój nadgarstek i wyrzucił resztę ciała za mur. Zawisłam trzymana przez niego za jedną rękę. Pisnęłam trochę zaskoczona i zaczęłam się miotać, by dosięgnąć ręką lub nogami kamienia. Alucard wyciągnął rękę prostopadle do ciała tak, że nie byłam w stanie w żaden sposób dosięgnąć baszty. Zdana na łaskę – lub jej brak – wampira, druga ręką złapałam jego nadgarstek, by mieć dodatkowa ochronę, gdyby mnie puścił.

– Co ty robisz?! – wydusiłam, po chwili przestając się ruszać i patrząc na niego

przerażona.

– Tylko to, co chcę – odparł z kpiącym uśmiechem i rozluźnił palce. Wrzasnęłam, ledwie zdążając mocniej ścisnąć jego rękę. Drugą dłoń też na niej zacisnęłam.

– Alucard... Alucard, wciągnij mnie, proszę cię! – zaczęłam go błagać, nie chcąc patrzeć w dół.

– Po co? – uśmiechnął się i w jego drugiej ręce zobaczyłam mizerykordię – Wiesz, co się stanie, gdy natnę ścięgna w twoich rekach?

Zbladłam.

– Nie zrobisz tego.

Jego spojrzenie mówiło "Tak sądzisz?".

– Co się stanie, gdy spadnę?

– Nie wiem. Może zginiesz.

– Mówiłeś, że tu nie da się zginać...!

– Upadku z wieży jeszcze nie testowałem – odparł, wciąż się uśmiechając.

Zacisnęłam zęby i puściłam się. W chwili, gdy to zrobiłam, przez twarz wampira przebiegł wyraz zaskoczenia, a potem spróbował mnie złapać, jednak nawet wampirzy refleks nie wystarczył. Po kilku sekundach uderzyłam w ziemię. Nic nie poczułam.

***

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Leżałam na podłodze w lochach wampira. Noga i szyja pulsowały bólem, a Alucarda nigdzie nie było. To dobrze. Bardzo dobrze! Jasna cholera, on mnie przerażał! Panicznie się go bałam i najmniej ze wszystkich rzeczy chciałam spotkać go teraz spotkać. Roztrzęsiona wstałam przy pomocy kuli i ruszyłam w stronę drzwi. Nie wyczuwałam tej mrocznej aury, co znaczyło, że naprawdę nie ma go w pobliżu. Bez przeszkód wyszłam z lochów i zamierzałam iść spać, jednak po drodze wpadłam na Waltera. Dosłownie wpadłam.

– Tu jesteś! Szukałem... – rozszerzył oczy, widząc jak blada jestem. Całkowity szok nastąpił, gdy zobaczył ranki na mojej szyi. Podniósł wzrok na moja twarz.

– Poszłaś do Alucarda?

Pokiwałam głową, milcząc. Nie ufałam swojemu głosowi.

– Ugryzł cię?

Potwierdziłam.

– Jak Artur się dowie...

– Nie! – wydusiłam, zanim pomyślałam. Jednak mój głos nie zabrzmiał tak źle…

– Czemu? – spytał zaskoczony mężczyzna.

– Myślę... myślę, że nie ma sensu. I tak nie powstrzyma go, a prawdopodobnie przysporzy mi...problemów.

Walter spojrzał na mnie czujnie, a potem kiwnął lekko głową.

– Dobrze. Ale jeśli uznasz, że przesadza, zgłoś to mi. Jakoś ci pomogę –powiedział w końcu.

Pomijając fakt, że już przesadzał... miło, że Walter chciał pomóc, ale podejrzewałam, że Alucard zemściłby się... na mnie.

– Ugryzł mnie – szepnęłam – Dlaczego się nie zmieniłam?

– Cóż... – Walter się zawahał – Odkąd Alucard tu jest, nie jest w stanie przemieniać. Niewiele wiem, ale chyba musi wypić krew Hellsingów, by znowu moc przemieniać.

– Krew Hellsingów? – powtórzyłam.

– Tak zrozumiałem, gdy Artur mi tłumaczył. Więcej nie wiem. Nie interesowało mnie to – wzruszył ramionami.

***

Nie miałam, co robić. Nie chcieli mnie posłać na misję, bo moja noga nie była w stanie wytrzymać walki. Błąkałam się po korytarzach przez kilka dni. Zawracałam natychmiast, gdy poczułam mroczną aurę. Odkryłam gabinet Artura, salę z okrągłym stołem, w której, jak się dowiedziałam, odbywały się narady, bibliotekę i kilka innych ciekawych pomieszczeń. Moim pokojem stała się ta sypialnia, w której obudziłam się pierwszy raz. Nudziło mi się tak bardzo, że zaczęłam chodzić na strzelnicę, gdzie obserwowałam trenujących. Po jakimś czasie sama zaczęłam ćwiczyć. Jonathan nie nauczył mnie posługiwać się pistoletami tak dobrze, jak miałam okazję. No i nie miałam, gdzie ćwiczyć, gdy z nim mieszkałam. Chociaż jeden plus trafienia do Hellsinga.

A co do samego Jonathana... musiałam go powiadomić, że nic mi nie jest. Że jestem w Kwaterze Głównej Organizacji Hellsing i żeby nie próbował się ze mną skontaktować. Nie lubiono samowolek łowców i starano się ich wyłapać. Gdyby złapali Jonathana... nie umiałabym sobie tego wybaczyć. Jednak chciałam poprosić Artura o możliwość zadzwonienia do niego i obietnicy, że nie wyśledzą go, ale ciągle był zajęty.

***

Ta mroczna aura... obudziłam gwałtownie, siadając. Kątem oka zauważyłam czerwony materiał i pisnęłam przestraszona, błyskawicznie odsuwając się i przyciskając do ściany.

– Czego chcesz? – wydusiłam, patrząc na Alucarda. Stał przy łóżku z założonymi

rękami. Płaszcz miał narzucony na ramiona.

– Czemu mnie unikasz? – jego ton głosu był zimny. Otworzyłam szerzej oczy.

– Spodziewasz się, że będę do ciębie grzecznie przychodzić, byś znowu mógł mnie ugryźć... i zabrać tam?

– Jakkolwiek będziesz starała się mnie nie spotkać, będę cię "tam" zabierać. Jak ci się podobało?

– Powiedziałeś, że zginę.

– Kłamałem – odpowiedział sucho – Przyznam, że zaskoczyłaś mnie. Nawet nie zdążyłem cię złapać.

Uśmiechnął lekko. W tym uśmiechu nie było nawet krztyny ciepła.

– Po co do mnie przyszedłeś? – wydusiłam.

– Tylko po to, by ci to powiedzieć – obrócił się i ruszył w stronę drzwi – A, jeszcze jedno. Jutro albo pojutrze wszyscy idą na misje.

Zbladłam, domyślając się, co za chwilę powie.

– I nie będą mnie tam potrzebować, więc zostaniemy sami.

Nie umiałam wydusić słowa, ale Alucard nie czekał na odpowiedz i otwarł

drzwi. Prawie się zderzył z Walterem, który, widząc go, spojrzał na mnie. siedziałam przyciśnięta do ściany, myśl sama przychodziła do głowy...

–Straszyłeś ją? – wzrok Waltera pociemniał, gdy spojrzał na wampira. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się jednym kącikiem i wyminął go, odchodząc. Odetchnęłam głęboko.

– Na pewno mam nie mówić Arturowi? – mężczyzna przysunął sobie krzesło i

usiadł na nim. Wyjął z kieszeni jakąś małą buteleczkę, strzykawkę i zapakowaną fabrycznie igłę.

– Nie – odparłam w miarę normalnym głosem. Postanowiłam nie mówić mu o obawach związanych ze słowami wampira – Co chcesz zrobić? – spojrzałam na trzymane przez niego rzeczy podejrzliwie.

– Artur chce, byś jak najszybciej wyzdrowiała. Mam ci to podawać.

– Po co mam wyzdrowieć?

– Nie wypuści cię, byś wróciła do zawodu wolnego strzelca. Będziesz z nami

pracowała.

– Ale... – zająknęłam się całkowicie zbita z tropu – Ale ja mam opiekuna. Na pewno się o mnie martwi!

Spojrzał na mnie.

– W takim razie musisz pogadać z Arturem.

– Taki miałam zamiar... ale jest ciągle zajęty – mruknęłam.

– Przewodzi organizacji. Nic dziwnego – Walter wyszczerzył się.

***

Odzyskałam swoje sztylety. A dokładniej Walter je przemycił, bym czuła się

bezpieczniej. Chociaż wspomniał też, że nie obronię się przed Alucardem taka bronią. Trudno. I tak czułam się lepiej, niż nie mając nic pod ręką.

– Cholera! – warknęłam. Nie udało mi się zabrać na misje ze wszystkimi, bo Artur stwierdził, że wciąż nie mogę się przemęczać.

I w ten sposób zostałam w kwaterze sama z Alucardem. Pomijając kilku

nieważnych służących, którzy nie pomogą mi, gdy przyjdzie.

siedziałam na łóżku, podrzucając jeden z noży i łapiąc dwoma palcami za

ostrze. Nasłuchiwałam kroków, które w końcu musiały się pojawić. Inaczej mówiąc, czekałam na Alucarda...przerażona.

Gdy przez półtorej godziny od odjazdu łowców nic nie usłyszałam, straciłam czujność. Znów zaczęłam myśleć o Jonathanie. Musiałam się z nim skontaktować, na pewno się martwił, szukał mnie albo już uznał, że nie żyje... smutna perspektywa, ale realna, zważając na stosunek wampira do mnie.

Ktoś nacisnął klamkę i zerwałam się z łóżka, rzucając w ich stronę trzymany

nóż. O wilku mowa. Służący nie przychodzili do mnie, bo Waltera wyznaczono jako mojego "lekarza". To mogła być tylko jedna osoba. Chwyciłam drugi i, nie zawracając sobie głowy kulą, cofnęłam się kilka chwiejnych kroków.

Alucard złapał sztylet w locie, rzucił go na łóżko i zamknął drzwi. Poczułam

oznaki paraliżującego przerażenia – zaczęły drżeć mi ręce, serce podeszło do gardła. Wampir bez słowa wszedł do pomieszczenia. Trzymał coś w jednej dłoni, a gdy zobaczył, że na nią patrzę, wyciągnął ją bardziej w moją stronę i

otwarł zaciśniętą pięść. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyłam ten sam zestaw, co miał Walter. Strzykawka, igła, buteleczka. Nic dziwnego, skoro wszyscy wybyli na misję, a musiałam to dostać...

Cofnęłam się jeszcze krok do tyłu, blednąc.

– Nie pozwolę ci – wyszeptałam. Spojrzałam na niego przestraszona – Nie

tobie. Pozwól mi... samej sobie podać.

Ku mojemu przerażeniu pokręcił przecząco głowa.

– Dlaczego?

– Pomijając, że nie wiem, czy umiesz podawać dożylnie, spróbuj mi wmówić, że miałabyś to zrobić z tak drżącymi dłońmi.

Zerknęłam na swoje ręce. Miał rację. Umiałam, ale szaleństwem byłoby próbować podać w takim stanie. Nie wiem, co byłoby większym szaleństwem: to, że Alucard ma mi podać, czy że ja sama.

Powoli opuściłam sztylet wzdłuż ciała i ledwie powstrzymując się przed odruchem ucieczki, pozwoliłam wampirowi się zbliżyć. Obserwowałam uważnie, czy nie robi czegoś, czego nie powinien. Zaczęłam drzeć jeszcze bardziej, gdy chwycił moje przedramię i podciągnął rękaw. Jezu, jaka jego ręka jest lodowata!

Wzdrygnęłam się, gdy wbił igłę i odwróciłam wzrok. Nienawidziłam igieł. Nagle ciszę przerwał jego śmiech.

– Aż takie to śmieszne? – warknęłam. Poczułam, że wyjął igłę i wyszarpnęłam rękę z jego uścisku.

– Nie to, tylko fakt, że tak łatwo pozwoliłaś mi podejść – odparł z szerokim uśmiechem. Znowu bez ciepła. Z walącym sercem wyminęłam go i ruszyłam chwiejnie w stronę drzwi.

– Gdzie się wybierasz?

– Jak najdalej od ciębie –warknęłam. Wciąż byłam przestraszona, co wymyślił, a jego obecność paraliżowała mnie. Byłam w progu, gdy poczułam na ramieniu rękę.

– I myślisz, że ci pozwolę?

Obróciłam się na zdrowej nodze i cięłam trzymanym sztyletem przez twarz

wampira. Może ślepota zatrzyma go na chwile. Zaczęłam uciekać korytarzem, mocno ściskając broń. Adrenalina pozwalała ignorować ból w ranie i prawie nie kulałam. Problem w tym, że nie wiedziałam, gdzie właściwie powinnam się skierować. Mogłam jedynie biegać bez sensu. Gdzie mam uciec...?

Noga w wysokim skórzanym bucie podcięła mnie i runęłam do przodu. Tylko dziesięcioletni trening mnie uratował. Zdążyłam zrobić przewrót, by nie uderzyć w kamienie bez kontroli. Potem jednak jęknęłam, dotykając uda. Ten ruch, gdy musiałam podkulić nogi, spowodował fale bólu. Obróciłam się do tylu i upadlam na tyłek. Automatycznie wyprostowałam ranna nogę, by złagodzić ból, druga natomiast podkurczyłam do siebie i odepchnęłam się, cofając prawie metr. Chciałam powtórzyć ruch, ale wampir kucnął obok mnie. Oczywiście rany już nie miał. Spojrzałam na niego przerażona i straciłam oddech, gdy chwycił mnie pod brodę, zmuszając do podniesienia jej. Zacisnął palce na mojej szyi, a ja chwyciłam mocniej sztylet i zamachnęłam się, by wbić go w jego czaszkę. Druga ręką wytrącił ostrze z mojej dłoni i odrzucił poza mój zasięg.

– Już wiem, co to było za "lekarstwo", które kazał podać Walter – zaznaczył lekko słowo "lekarstwo". Zaniepokoiło mnie to.

– To tylko... ma przyspieszyć leczenie – wydusiłam i chwyciłam go za nadgarstek, próbując go odciągnąć. Uśmiechnął się z politowaniem i zacisnął palce mocniej. Wciągnęłam powietrze ze świstem, po czym puściłam jego rękę. Zgadłam, czego oczekiwał – rozluźnił uścisk.

– Walter powiedział ci, że przyspiesza leczenie? – zaśmiał się kpiąco – To miało

mnie odstraszyć –zamarłam. Jeśli tak, to Alucard się wkurzył i mam całkowicie przechlapane... – Jednak nie wziął pod uwagę, że nie jestem normalnym wampirem.

Nie interesowało mnie, dlaczego twierdzi, że nie jest normalny. Zerwałam się i chciałam się wyrwać, ale zrobił zamach i uderzył mną o ścianę. Pociemniało mi przed oczami i straciłam oddech, ale zanim zdążyłam zareagować, zatopił kły w mojej szyi. Pisnęłam, jednak nawet nie próbowałam się wyrwać. Wiedziałam, że to było bezsensu.

– Błagam, nie zabieraj mnie tam... –wyszlochałam.

***

Od razu zerwałam się i zaczęłam uciekać po schodach w dół wieży. Wyglądało na to, że w tej... rzeczywistości... nie byłam ranna w nogę, bo biegłam bez problemu, przeskakując po kilka schodków. Zamierzałam znaleźć zbrojownie, o ile wampir mi pozwoli. Skoro pozwolił mi uciec z wieży...

Biegałam po zamku, szarpiąc za wszystkie klamki po drodze. W końcu, ku swojej uldze, wpadłam do pomieszczenia, w którym na ścianach wisiały różnorodne bronie, między innymi miecze. Przebiegłam po nich spojrzeniem i rzuciłam się po jakiś wąski, jednoręczny. Chwyciłam go za rękojeść i, słysząc świst, obróciłam się i zablokowałam atak. Ręka mi zdrętwiała od siły uderzenia, zachwiałam się i cofnęłam. Alucard trzymał miecz o długości takiej, jak mój wzrost. Jezu... wampir, to rozumiem, ale jak oni te miecze w średniowieczu unosili?!

– Dlaczego pozwoliłeś mi tu przyjść? – wydusiłam, drżąc. Poprawiłam miecz w dłoni.

– Będzie ciekawiej – odparł ze strasznym uśmiechem. Znów się zamachnął, ale nie byłam na tyle głupia, by spróbować zablokować. Zrobiłam unik i prześlizgnęłam się pod jego ramieniem. W chwili, gdy chciałam się obrócić i dźgnąć od tyłu, poczułam ból w boku. Krzyknęłam z bólu i odskoczyłam, przyciskając rękę do bolącego miejsca. Wampir trzymał w ręce zakrwawioną mizerykordie i uśmiechał się kpiąco.

Taka rana powinna mnie zabić, jednak to miejsce na to nie dopuszczało śmierci i pod palcami czułam jak ciało się zrasta. Okropne uczucie.

– Zostaw mnie w spokoju! – warknęłam zrozpaczona – Ile chcesz mnie męczyć, bym mogła stad odejść?!

– Nie wiem – wzruszył ramionami – A może nie miecz, a... kły?

Zdążyłam tylko unieść miecz pionowo przed sobą, a potem wampir zacisnął

palce na moich ramionach. Broń z brzdękiem uderzyła o kamienna posadzkę, gdy pisnęłam przerażona.

– Nie, proszę! – zaszlochałam. Ku mojemu zaskoczeniu, po policzkach popłynęły łzy. Miałam dość stawiania oporu i spojrzałam na niego błagalnie.

– Błagam, pozwól mi wrócić do... siebie! Do kwatery! – jęknęłam, patrząc na niego przestraszona.

– O tak, pozwolę – uśmiechnął się zimno i zanim zareagowałam, zatopił kły w mojej szyi. Wrzasnęłam z bólu i frustracji, a wampir nie pofatygował się, by zasłonić mi usta. Zaczęłam się szarpać, ale gdy zorientowałam się, że to potęguje ból, przestałam się opierać. W końcu wyssie całą krew i może odeśle do kwatery...

***

Ku swojej radości i uldze, otwarłam oczy w rezydencji. Byłam osłabiona ugryzieniem i ledwie się podniosłam z ziemi, by pójść do swojego pokoju. Alucarda znów nigdzie nie widziałam, nie czułam też mrocznej aury, co mnie wręcz uszczęśliwiło. Dotarłam do pokoju i od razu padłam na łóżko, przeklinając boląca nogę i Alucarda.

Przysnęłam na chwilę i obudziłam się gwałtownie, gdy poczułam na ciele czyjeś dłonie. Obróciły mnie na plecy i zobaczyłam Waltera.

– Co się stało?! – przyjrzał się mojej szyi. Musiał stwierdzić, że nic mi nie zagraża, bo wyjął gazę z szuflady i zaczął odwijać bandaż na nodze. Chyba rana mi się otworzyła, bo był trochę zakrwawiony.

– To lekarstwo nie zadziałało – mruknęłam – Podał mi je bez problemu, a potem

zorientował się, ze ma go trzymać z daleka ode mnie.

Mężczyzna zbladł zauważalnie.

– Powiedział, że takie coś go nie odstraszy. Nie jego – dodałam.

– Mogłem to przemyśleć – powiedział do siebie Walter – To nie może tak być. Nie jesteś zabawką Alucarda. Powiem Arturowi, na pewno coś zrobi.

– Nie! – przeraziłam się. Mężczyzna wstał i wyszedł do łazienki – On się na mnie

zemści!

– Artur go powstrzyma – Walter wrócił z gazą, miska wody i chyba woda utleniona – Pokaż szyję.

Usiadłam z jękiem i podniosłam brodę.

– Jak chce go powstrzymać? – spytałam ze łzami w oczach – Jest człowiekiem, a

Alucard najsilniejszym wampirem, jakiego w życiu widziałam!

– I silniejszego nie zobaczysz – uśmiechnął się smutno – A przynajmniej tak myślę. Masz rację, jest silny – zamoczył gazę i zaczął ścierać z mojej skóry zaschnięta krew. Musiałam być cala we krwi... skrzywiłam się, gdy zakuły mnie rany.

Nie interesowało mnie to, że Alucard jest silny, tylko jak go pokonać albo przynajmniej powstrzymać przed torturowaniem mnie.

– Co Artur może zrobić?

– Nie wiem – odparł – Prawda jest taka, że niewiele wiem o tym, dlaczego Alucard służy Hellsingowi. Równie dobrze sam mógłby polować na wampiry. Mam wrażenie, jakby Artur w jakiś sposób go do tego zmusił. Uwięził. Ale oczywiście to tylko moje podejrzenia, może zupełnie nieprawdziwe. Musiałabyś spytać Artura.

***

– Dlaczego Alucard służy Hellsingowi? – stałam przy okrągłym stole, a Artur

siedział naprzeciwko mnie i uzupełniał jakieś papiery. Teraz podniósł na mnie wzrok. Nie mógł zobaczyć, że byłam w gorszym stanie niż przy ostatnim spotkaniu, bo Walter zatuszował rany na szyi, dając mi golf. A raczej wymusiłam go na nim, by nikt nie zauważył, że Alucard mnie ugryzł.

– Dlaczego miałbym ci to powiedzieć? – spytał Artur, patrząc na mnie. Jego spojrzenie było surowe, jednak miałam wrażenie, że po ustach błąka się uśmieszek. Ciekawe.

– Pytam z ciekawości, bo zastanawiam się, dlaczego ktoś tak silny jak on służy

tobie. Znaczy człowiekowi – poprawiłam się, gdy zauważyłam, że to źle zabrzmiało – Jak go uwięziłeś?

– Skąd pomysł, że go uwięziłem? – uśmiechnął się lekko – Może sam chce mi służyć?

Otwarłam usta, ale nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

– Sam... chce być podwładnym? – wydusiłam w końcu.

– Nie – pokręcił głową, poważniejąc – Masz rację, uwięziłem go. Jeśli chcesz wiedzieć jak, to usiądź. Opowiem ci w skrócie.

Od razu usiadłam, zdobywając tym rozbawione parsknięcie. Chwilę później znów

spoważniał.

– Znasz Iscariot? – spytał, a gdy pokręciłam przecząco głową, kontynuował – To organizacja taka jak my, tyle, że działa we Włoszech.

Nie wiedziałam, że jest więcej takich miejsc. I ludzi.

– Prawda jest taka, że Alucarda złapał mój ojcięc, Abraham Hellsing.

– Jak go złapał? – spytałam chyba zbyt szybko.

– Cierpliwości. Alucard nie był kiedyś taki silny i naprawdę nieśmiertelny. O ile wiem, sama zauważyłaś, że nie da się go normalnie zabić. To efekt... eksperymentów przeprowadzanych przez mojego ojca.

– Eksperymentów? – powtórzyłam słabo. Nie tego się spodziewałam.

– Tak. Alucard miał wtedy prawie pięćset lat, ale walka z pewnym człowiekiem z Iscariot go co chwile osłabiała. A tak przynajmniej tak mi mówiono. Eksperymenty miały na celu zrobić z niego niepokonana istotę a jednocześnie dobrego sługę. A przynajmniej takiego, który nie zagrozi organizacji. I ludziom.

– I udało się? – spytałam.

– Cóż, wszystko działa jak trzeba, więc sądzę, że tak – odparł.

Czyli naprawdę nie miał pojęcia, co Alucard porabia w czasie wolnym.

– Zadowala cię taka historia? – Artur patrzył na mnie uważnie.

– Oczywiście – pokiwałam głową. O tak, zadowalała. Sądziłam, że te eksperymenty nie poprzestawiały wampirowi w głowie, tylko raczej coś wymusiło na nim posłuszeństwo. A teraz kawałek po kawałku niszczył to coś. Miałam nadzieję, że Artur ma... kopię tego czegoś. A jeszcze lepiej udoskonaloną wersję. Myślę, że Abraham Hellsing nie zdawał sobie sprawy z tego, że ten przymus w końcu wyblaknie.

– Dziękuję – dodałam po chwili i wstałam od okrągłego stołu.

– To idź odpoczywać, bo planuje zabrać cię na następną misję.

Już?! Moja noga nawet nie jest w stanie, w którym mogę się sprawnie

poruszać! Raczej głównie przez Alucarda, bo nawet Walter stwierdził, że źle się goi. Nie wiedziałam czy się cieszyć czy martwić, ale podziękowałam

jeszcze raz i wyszłam.

W drzwiach minęłam się z Walterem, który wydawał się zaskoczony moja

obecnością, a potem poszłam do pokoju studiować znalezioną książkę o micie wampira.

Minęło niecałe trzydzieści minut i dowiedziałam się, że wilkołak to taka jakby odmiana wampirów. Ciekawe… nagle moje drzwi otworzyły się z hukiem i pisnęłam, wypuszczając tomik z rąk. Do

pokoju wpadł wyraźnie wściękły Artur. Spojrzałam na niego z przestrachem, próbując sobie przypomnieć, co i kiedy zrobiłam tak źle, by go tak wkurzyć.

– Ilono! – zbliżył się do łóżka na którym siedziałam – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Alucard cię torturował?! Kazałem mu cię zostawić.

Zabrakło mi słów, gdy to usłyszałam. Walter mu powiedział!

– Uznałam – wydusiłam po kilku sekundach – że nic nie zdziałasz, a Alucard się

zemści za to.

– Zemści? – powtórzył – Jak miałby się zemścić? Nie może cię zabić.

Nie wiedział o twierdzy Poienari. Zresztą skąd miał wiedzieć, skoro nie powiedziałam o tym Walterowi.

– Znajdzie...sposób – bałam się, że Alucard to słyszy i jak tylko zostanę sama, przyjdzie po mnie.

– Muszę zwołać radę – stwierdził pochmurnym tonem mężczyzna.

– Radę? – spojrzałam zdziwiona.

– Wydaje mi się, że Alucard za dużo może. Łańcuchy pękają. Niematerialne – dodał, widząc moją zdezorientowana minę – Nazywamy tak to, co trzyma Alucarda w ryzach.

– Pękają? – zbladłam.

– Ma coraz więcej... swobody – odparł – Spodziewaliśmy się tego dopiero za kilkanaście lat, jednak widać, że mój ojcięc się przeliczył – urwał na chwilę, po czym ruszył do drzwi.

– Jakim cudem nie zauważyłem, że pękają?! – mruknął – Muszę iść. Uważaj na siebie.

Uważać zdecydowanie musiałam.

***

Wiedziałam, że jeszcze przyjdzie do mnie. Do mnie albo po mnie. Kilka dni później, pod wieczór, gdy siedziałam na łóżku, czytając książkę, wszedł bezgłośnie.

– Jesteś zadowolona?

Powieść wypadła mi z rak i spojrzałam na niego przestraszona. Stał przy łóżku w miarę bezpiecznej odległości, ale zdrętwiałam ze strachu przez jego spojrzenie. Straszne...

– To nie ja! – wyszeptałam, tłumacząc się – Mówiłam, żeby nic nie...

– Nie pytam kto, tylko czy jesteś zadowolona – przerwał mi, zbliżając się. Wcisnęłam się w ścianę, blednąc.

– Przy jakiej odpowiedzi nie zrobisz mi...krzywdy? – uśmiechnął się zimno, słysząc to.

– Niestety, ale przy obu – odparł i usłyszałam w jego głosie zawód.

Przez chwile milczałam, nie wiedząc, co mu powiedzieć, a potem wydusiłam

– Ciężko mi ocenić. Z jednej strony jesteś okrutny... ale trochę mi ciębie żal.

– Żal? – niebezpiecznie zmrużył oczy. Zdecydowanie nie chciał, by komuś było go żal.

– Przez te... eksperymenty.

Chyba zrozumiał, bo tłumiony gniew w większości zniknął. Przez chwilę było cicho.

– Przyszedłem cię ostrzec – odezwał się w końcu, mierząc mnie zimnym spojrzeniem.

– Ostrzec? – powtórzyłam piskliwie. Znowu groźba?

– Prawdopodobnie jutrzejszego dnia Artur mnie uwięzi. Na stałe. Możesz mu powiedzieć, że to nie koniec i, że kiedyś się uwolnię.

Nie umiałam wykrztusić słowa. Zanim zdołałam to zrobić, wyszedł, zostawiając mnie sama.

***

– Bez krwi nie ma szans – odparł Artur, gdy następnego dnia powtórzyłam mu te słowa.

– Gdzie on jest? – spytałam.

– Nie mogę ci powiedzieć. Ale gdzieś, skąd nie ucieknie... bez pomocy z zewnątrz.

***

Atmosfera w kwaterze się zmieniła. A przynajmniej dla mnie, bo nie musiałam

się bać Alucarda.

– Co byście zrobili, gdybyście poznali tożsamość mojego opiekuna? – spytałam w końcu Artura. Miałam wrażenie, że on również się zmienił po uwięzieniu wampira. Stał się bardziej otwarty i śmiał się więcej.

– Nie chce go poznać – odparł, nie podnosząc głowy znad papierów.

– Jak to? – zmarszczyłam brwi.

– Nie zagraża Hellsingowi ani społeczności, więc nie mam potrzeby się nim... zajmować. Wszyscy mają o nas dziwną opinię, że pozbywamy się konkurencji… właściwie przypomniałaś mi o jednym.

– O czym?

– Jeśli chcesz, pomogę ci wrócić do twojego opiekuna. I zostawię w spokoju.

– Co? – wydusiłam – Dlaczego nagle zmieniłeś nastawienie?

– Boję się myśleć, ile przez to wycierpiałaś, ale dzięki temu zdemaskowałaś Alucarda zanim całkowicie rozerwał Łańcuchy.

Wycierpiałam... za dużo. Jednak skoro to powstrzymało najsilniejsza istotę... to niech wam będzie. Przynajmniej mogę wrócić do Jonathana.

***

– Jasna cholera, gdzie ty jesteś?! – w słuchawce rozległ się wrzask złości pomieszanej z ulgą.

– Nat, spokojnie – powiedziałam, przysuwając słuchawkę z powrotem do ucha – Znalazłam tego mężczyznę. Pojawiły się pewne... komplikacje... ale już jest dobrze. Za niedługo wrócę do domu.

– Gdzie jesteś? – spytał, a w głosie było już słychać tylko ulgę.

– No cóż... – przeciągnęłam głoski, nie będąc pewna jego reakcji – W kwaterze

głównej... organizacji Hellsing.

– Hellsing?! – wrzasnął i gwałtownie odsunęłam telefon od ucha, krzywiąc się – Jak ty tam, do cholery trafiłaś?!

– To długa historia.

***

Dzień później żegnałam się z Arturem i Walterem.

– Jeśli będziecie potrzebować jakiegoś łowcy, to mogę pomoc – powiedziałam do nich. Bo co za różnica, czy poluje samotnie czy z Hellsingiem... właściwie

dlaczego Jonathan twierdził, że są źli?

– Do zobaczenia i jeszcze raz dziękuję – odezwał się Artur. Walter kiwnął mi głową z uśmiechem.

Limuzyna podwiozła mnie pod dom, gdzie na schodach siedział Nat.

– Ilono! – zawołał, zrywając się na nogi. Podbiegłam do niego kulejąc, na co zmarszczył brwi, i objęłam go mocno.

– Dobrze, że nic ci nie jest! Musisz mi opowiedzieć wszystko jak najszybciej, bo zżera mnie ciekawość – stwierdził – odsuwając mnie od siebie – Czemu kulejesz i jakim cudem wylądowałaś u Hellsingów?

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Alucard 05.07.2018
    Interesujące. Małe, fanowskie rozszerzenie uniwersum, jednak historia opowiedziana mnie wciągnęła bez reszty. Daję duże 5.
    PS Jest nadzieja na jakąś kontynuację?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania