Historia Jona Fergoya - 1 - Duży Wór

###

 

Jon Fergoy został wprowadzony do ogromnej, ciemnej, zbudowanej z kamienia sali z wielkimi kolumnami podtrzymującymi daleki sufit. Dwóch żołnierzy prowadziło go, trzymając go z tyłu za związane ręce. Krasnolud, wysoki jak na swoją rasę, szedł posłusznie, lekko kulejąc, z opuszczoną głową. Długie mokre włosy opadały mu na twarz. Podniósł wzrok, wbity dotychczas w posadzkę. Sufit oddalony był o dwadzieścia, trzydzieści metrów, a korytarz którym szli wyglądał jakby nie miał końca. Po prawej mijali wielkie kolumny, a po lewej, kilka metrów nad ziemią wisieli ludzie na ścianie. Każdy oddalony był od siebie po parę metrów. Ręce mieli zakute w łańcuchy, przybite do ściany. Nie wyglądali zbyt dobrze.

Szli tak jeszcze przez jakiś czas aż doszli do łańcuchów, luźno zwisających. Wyglądały jak niedawno jeszcze używane. Stanęli. Dogonił ich trzeci żołnierz wiozący za sobą kilkumetrowy podest ze schodami. Stanął, i ustawił go pod ścianą. Dwóch strażników weszło po nim, nadal trzymając przed sobą Jona. Weszli na najwyższy stopień i przerwali mu więzy nożem. Gdy to zrobili, żołnierz na dole wycelował kuszę w krasnoluda, tak, aby to zauważył. Potężne, zapracowane dłonie Jona przykuli do metalowych kajdan wiszących na łańcuchach. Nie stawiał oporu. Strażnicy zeszli z podestu i zabrali go, pozbawiając tym samym krasnoluda gruntu pod nogami. Zawisł bezwładnie i odprowadził wzrokiem trzech żołnierzy wiozących skrzypiące podwyższenie.

"Koniec" - pomyślał Jon - "Ostatni etap mojej wędrówki. Było nieźle, ale pożyłbym jeszcze. Psia mać, dobrze będzie jeśli w ogóle będą nas tu karmić." - westchnął - "Koniec przygody, jaką było moje życie"

- Jak ci? - rozbudził go z zadumy mężczyzna wiszący z jego lewej strony. Musiał mówić trochę podniesionym głosem, żeby dało się go słyszeć. Reszta więźniów zdawała się nie przejmować zapowiadającą się rozmową, choć, na parę chwil, zerknęło w ich stronę kilka par oczu.

- Jon - odpowiedział krasnolud lekko chrypkim głosem. Nie odmówiłby teraz szklanki wody.

Jego rozmówca był człowiekiem, dobrze zbudowanym, lecz w mocno zaniedbanym stanie. Na twarzy miał kilkudniowy zarost. Włosy średniej długości, nie pasowały mu do twarzy. Brudna koszulka, kiedyś być może była biała, teraz, podarta, odkrywała w kilku miejscach jego ciało. Do tego krótkie spodnie, również dawno nie prane.

- Ja Brad. Co zrobiłeś? - spytał się Jona

- Wiele rzeczy

- Konkretniej trochę może, szybko stąd nie wyjdziemy. Wątpię, że w ogóle, więc nie obawiaj się, nic ci nie grozi.

Krasnolud myślał chwilę, po czym powiedział

- Żeby to zrozumieć, musiałbyś wysłuchać całej mojej historii.

- Dobra, ale pośpiesz się. O drugiej mam spotkanie z królem. Nawijaj kurwa, prawdopodobnie tu umrzemy.

Jon posłał Bradowi zaniepokojone spojrzenie.

- Jeśli tak stawiasz sprawę.. - kaszlnął i splunął na ziemię - to słuchaj.

1. Duży Wór

Obudziłem się. Zapowiadał się zwykły dzień, tak przynajmniej mi się wtedy wydawało. Usiadłem na łóżku, zdejmując kołdrę. Przez okrągłe okno wlatywało światło poranka. Walnąłem się w policzek, żeby się trochę rozbudzić i zszedłem z łóżka. Ubrałem ciepłe kapciuchy i wyszedłem z pokoju, a następnie krętymi drewnianymi schodami powędrowałem na dół prosto do kuchni. Stał już tam Backle i przywitał mnie wesołym :

- O! Dzień Dobry Jon, wyspałeś się?

- Tak wuju, raczej tak, dzięki - mruknąłem.

Backle nie był moim wujkiem. Tak naprawdę to był.. hobbitem. Tak, mieszkałem z hobbitem, który pełnił funkcję mojego wuja. Właściwie to ojca. Byłem od niego trzy razy większy, ale mocno szanowałem sobie jego obecność w moim życiu, więc nigdy nie wykorzystałem tej przewagi. To on od zawsze był panem tego domu i chciałem, by tak zostało.

- No, smażę dzisiaj coś specjalnego Jon. Czujesz? - spytał się mnie.

Siedząc na krześle, przechyliłem się mocno w prawo, żeby podejrzeć co kuchci.

- Wygląda i pachnie mi to na jajecznicę, ale coś sporo jajek musiałeś tam wbić. Nie jestem aż tak gruby.

- Nie wygłupiaj się Jon, byłem rano na bazarze. Kupiłem jaja gryfa! Przetransportowali je prosto z gór Stromych! - zrobiłem wielkie oczy - Wbiłem tylko jedno, ale coś mi się wydaje, że się najemy.

- Cholernie drogie musiały być te twoje jajka. Właściwie to jaja.

- Oj, opłacało się - uśmiechnął się optymistyczny jak zawsze Backle - natknąłem się też rano na Rowena, prosił, żeby ci przekazać, że potrzebuje się z tobą pilnie spotkać - tym razem hobbit spojrzał się na mnie jakby coś podejrzewając - nie daj się wciągnąć w żadne kłopoty, dobra?

- Spoko wuju, jeszcze nigdy przecież nie sprawiałem Ci większych problemów - uśmiechnąłem się.

Zjadłem i wypiłem jeszcze ciepłą herbatę. Ubrałem się i poszedłem na bazar. Przy wyjściu, Backle wcisnął mi jeszcze dwie świeże, ciepłe, słodkie bułeczki. Nie potrafiłem odmówić.

Wyszedłem z domu. Mieszkaliśmy w niezłej okolicy. Odkąd skończyłem dziewiętnaście lat płaciłem Backlowi za pokój. Wcześniej, wychowywał mnie właściwie jak syna. Nie miałem kolorowego dzieciństwa. Moja matka zapiła się na śmierć, gdy miałem parę lat - dwa, trzy. Była prostytutką, tyle powiedział mi Backle, gdy trochę podrosłem. Znalazł mnie jakoś w jej chałupie, niezbyt zwięźle to opisał, a ja sam nic z tego nie pamiętałem. Zaopiekował się mną i wychował wraz ze swoją żoną, która zmarła na jakąś ciężką chorobę, gdy miałem około dziesięciu lat. Byłem jeszcze wtedy mały, ale w pamięci zostały mi okropnie smutne i żałosne sceny. Mój "wuj" długo nie mógł się po tym pozbierać, lecz wkrótce uświadomił sobie, że zostałem mu ja. Byłem jedyną jego rodziną, choć nie prawdziwą. Nie byłby do końca zadowolony tym czym wtedy się zajmowałem, chociaż myślę, że od dawna już coś podejrzewał. Co robiłem? Cóż, handlowałem żelazem. Nie takim zwyczajnym. Było to orcze żelazo. Wiem, nie brzmi specjalnie, ale jest szanowane na całym świecie i nie ma lepszego od niego. Było nielegalnie sprowadzane przez przemytników pracujących dla mnie. Przepływali przez całe morze Turejskie. Byli w tym jednak mistrzami, nigdy nikt ich nie złapał, wskutek czego zawsze gdy na naszym kontynencie pojawiał się ten metal, człowiek (czy jakakolwiek inna istota), który natknął się na niego, zastanawiał się nad jego historią, w której tkwiła tajemnica.

Aż do tego dnia..

Doszedłem do bazaru.Wokół tłoczyli się ludzie i hobbici. Byłem tam wyjątkiem. Krasnoludy nie występowały w tamtych okolicach. Pracowały głównie w swoich kopalniach i zajmowali się handlem, ale żyli głównie między sobą. Ja nie miałem wyjścia, ale dobrze się tam czułem, dlatego jeszcze tu mieszkałem. Doszedłem to stoiska z mięsem, gdzie Rowen kłócił się z klientem. Ludność tu lubiła się targować. Gdy mnie zobaczył, zakończył rozmowę, nie dobijając targu i zaprosił mnie na zaplecze gestem dłoni. Rozejrzał się jeszcze i razem weszliśmy za stoisko. Walały się tam puste skrzynki, opakowania z papieru, a cała powierzchnia była pokryta kurzem.

- Matko, Rowen, powinieneś tu czasem posprzątać - rozejrzałem się i skrzywiłem twarz gdy zaciągnąłem się zakurzonym powietrzem.

- Byłem dziś w naszej zatoce rano.

- I jak? Gdzie metal?

- Nie ma go, nie przypłynęli.

- Jak to nie? Nigdy się przecież nie spóźniali - popatrzyłem na Rowena i z jego miny domyśliłem się czego się obawia. Obawy dopadły również mnie - Nie, to niemożliwe, nigdy przecież..

- Musimy uciekać stary, mamy przesrane, byli dobrzy, ale nie mają interesu w tym, żeby nas kryć. Hagan - nasz trzeci i ostatni wspólnik - poszedł się przyjrzeć sytuacji. Pojechał do portu, upewnić się, że ich złapali. Jeśli tak będzie o tym głośno i zdąży wrócić.

Musiałem chwilę pomyśleć. Usiadłem na pustym drewnianym kartonie, ale zaraz wstałem.

- No dobra, w takiej sytuacji przydałoby się zacząć pakować. Na wszelki wypadek - powiedziałem.

- Spotkamy się w Starym Lesie, dobra? Za półtorej godziny. Godzinę poczekam na Hagana. Gdy wróci oboje się zwiniemy po rzeczy.

- Dobra, dobra.. powinienem zdążyć się spakować i wyjaśnić to wszystko Backlo.. - uciąłem, gdy uświadomiłem sobie co mnie czeka.

- Będę na ciebie czekał przez trzydzieści minut, potem się zawijam.

Popatrzyłem na niego. Nie ma czasu. Wyszliśmy znowu na głośny bazar.

- Przepraszam! Po ile ta szyneczka? - Pani w podeszłym wieku stała przy stoisku Rowena wskazując mięso.

- Oh, już mówię Pani Grainne - zajął się klientką. Ja, pośpiesznym krokiem ruszyłem w stronę domu.

###

Z eleganckiej, drewnianej szafy, wyjąłem pojemną skórzaną torbę. Wpakowałem tam wielką saszetkę z brzdękającymi monetami, nóż i parę praktycznych rzeczy, które mogłyby mi się przydać w najbliższym czasie. Nie mieścił się tylko topór. Zawiesiłem go sobie na plecach i zbiegłem na dół do kuchni po prowiant na podróż, jeszcze nie wiedząc gdzie.

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, starając się zachować ciszę, spojrzałem przez okno. To byli żołnierze. Gdy się wychyliłem nawiązałem kontakt wzrokowy z jednym z nich. Zaczęli krzyczeć.

- Otwierać!!

Po czym rozpoczęli próbę wyważenia drzwi. Wybiegłem z rzeczami tylnymi drzwiami do ogrodu. Siedział tam Backle, paląc fajkę. Matko.. zupełnie o nim zapomniałem. Spojrzałem się na niego i z oczu zaczęły wylewać mi się łzy. Byłem dwudziestoparoletnim krasnoludem z długą brodą i kucem na głowie, a po policzkach ciekły mi strumienie łez..

- Jon, co się dzieje? - mocno zaniepokojony odłożył fajkę na stolik i wstał.

Nie pozwoliłem mu na dłuższy ze mną kontakt. Uciekłem.. Zacząłem histerycznie biec przez siebie, przeskakiwałem ogrodzenia z wielkiem bałaganem w głowie, dłonią ocierając sobie oczy. Z tyłu usłyszałem jeszcze jak żołnierzom udało wywarzyć się drzwi. Ale było to jak dalekie echo w chaosie, który dział się w mojej głowie. Walczyłem z uczuciami, walczyłem z przeszłością.

Wskakiwałem ludziom na posiadłości, ludzie i hobbici tam odpoczywający patrzyli się na mnie zdziwieni. Rzadko widzieli krasnoluda, jeśli w ogóle, a teraz nagle jeden przebiegał im przez ogród. Nikt nawet nic nie powiedział. Byli w zbyt dużym szoku.

Biegłem przed siebie, biegłem zostawiając wszystko za sobą. Wszystko, co miałem. Byłem głupi.. Jaki ja byłem głupi! Znalazłbym se normalną pracę i zarabiał normalnie na życie, ale nie.. wkręciłem się w złe towarzystwo.. w złe interesy.

Powoli się otrząsałem, byłem jednak bardzo wrażliwym krasnoludem, mocno przywiązanym do tego co miałem. W końcu wychowywał mnie hobbit, oni nie przepadają za przygodami. Mnie najwyraźniej czekała jedna. Przygoda życia.

Biegłem tak, układając powoli wielki bałagan w głowie. Obejrzałem się za siebie, ale nie zastałem ani śladu pościgu. Musiałem ich zgubić. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak szybko biegłem i jak słabo do tego jestem przystosowany. Minąłem już skupisko posiadłości, na którym mieszkałem, wkrótce miałem dobiec do lasu. Na jego skraju zobaczyłem Rowena, stał trzymając konia z uprząż i patrzył się na mnie zszokowany moim stanem.

- Jon, wszystko w porządku? - Rzucił, gdy do niego dobiegłem.

Stanąłem koło niego nic nie odpowiadając i dysząc. Nie byłem dobrym biegaczem, a zaliczyłem chyba właśnie parę kilometrów. Oparłem ręce o kolana i wbiłem wzrok w ziemię głośno oddychając. Wytarłem przedramieniem zaschłe łzy na twarzy. Rowen koło mnie mlasnął i wsiadł na rumaka. Spojrzałem się na niego.

- Gdzie - przerwa na oddech - Hagan? - spytałem, zauważywszy brak naszego kompana

- Nie wrócił..

- Kurwa..

Chwilę tak staliśmy.

- Wsiadaj, - powiedział w końcu - daleko nie dobiegniesz ze swoją kondycją. Poza tym to ładny topór, - dodał, zwracając uwagę na broń na moich plecach - nigdy się nim nie chwaliłeś - tym sposobem sprawnie zmienił tok naszych myśli.

- Pomyślałem, że kiedyś może się przydać.

Podał mi rękę. Złapałem ją i wsiadłem za niego na klacz.

Ruszyliśmy galopem.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Violet 07.09.2017
    Masz pomysł na interesującą opowieść, niestety odbiór tekstu utrudniają błędy interpunkcyjne i stylistyka.
    " Na górze przerwali mu więzy nożem."
    "Wyjąłem z szafy wielki wytrzymały wór." - takich kwiatków jest wiele do poprawienia w tekście.
    Brakuje mi też emocji, opisanych doznań, które pozwoliłyby identyfikować się z bohaterami, przeżywać wraz z nimi strach, ból lub radość.
    Daję 3+ na zachętę.
    Pozdrawiam.
  • Stoner Bart 08.09.2017
    Dziękuję :) wezmę to pod uwagę i przeanalizuję tekst jeszcze raz
  • Mała Brunetka 07.09.2017
    Wprowadziłeś prosty, aczkolwiek czytelny język. Zgrabnie dodałeś bohaterów. Powoli rozkręcasz akcję. Zwracasz uwagę na detale, dobrze dodajesz otoczenie, dokładnie, aczkolwiek bez wielkich dygresji. Pojawiają się dialogi, a to na plus.
    Minusy - interpunkcja i stylistyka. Jeśli nad tym popracujesz, będzie super. Na początek i na przywitanie dostajesz ode mnie 4+ a że takiej noty nie mamy, zostawię Ci okrągłą 5 żebyś miał motywację do poprawek.
  • Stoner Bart 08.09.2017
    Dziękuję bardzo :) Niestety stylistyka to zawsze był u mnie problem. Jest nad czym pracować.
  • Karawan 08.09.2017
    Witam. Pan Czepialski poniżej. Pomysł - fajnie, ale gdym przyszedł na Opowi ktoś mi napisał: ''im dłużej będziesz myślał na tym co chcesz napisać tym lepszy będzie tekst" To była rada Okropnego. Dobra rada! Trzeba zobaczyć scenę, potem wyjść i spróbować zobaczyć ją ponownie pamiętając, że to "okolice" średniowiecza, a więc paru wynalazków nie ma, za to jest magia. Próbuj, czytaj i pisz!!
    "Było to..."
    "Był on nielegalnie sprowadzany..." - jeśli "to", to było ono sprowadzane.
    "Jezu Rowen," - gwarantuję Autorowi, że Jezusa tam nie było w żadnej historii, ani religii. Jezusa ani krasnale, ani hobbici ani elfy nie znały - to inny świat !!
    Wpakowałem tam wielką szaszetę - saszetka ( nie sza!) to z natury mała damska torebka do pończoch i chusteczek, zaanektowana przez panów na torebkę na dokumenty dopiero w XX wieku. Na pieniądze to mamy portmonetki, dawniej saczki, kiesy itd.
    Wskakiwałem ludziom na posiadłości, - można wskoczyć na stół, na trawę, ale na posiadłość nie!
  • Stoner Bart 08.09.2017
    Wezmę to pod wszystko pod uwagę, dziękuję za uwagi. Krytyka w moim przypadku przyda mi się bardziej od pochwał. Ma pan rację, gdy usiądę do edycji tekstu to poprawię błędy które zauważyłeś
  • A.E.Black 14.09.2017
    Witaj!
    Powiem tak, pomysł ma potencjał, ale tak, jak zauważali już ludzie powyżej, musiałbyś jeszcze raz przeczytać rozdziały, dokładnie wyobrazić sobie scenę i powoli, bez śpieszenia się, troszeczkę je ubarwić. Zostawię Ci teraz trochę błędów, które znalazłam (na górze wersja z błędem, pod spodem poprawiona).

    "Dwóch żołnierzy prowadziło go trzymając go z tyłu za związane ręce".
    "Dwóch żołnierzy prowadziło go, trzymając go z tyłu za związane ręce".

    "... za sobą kilku metrowy podest ze schodami".
    "... za sobą kilkumetrowy podest ze schodami".

    "Usiadłem na łóżku zdejmując kołdrę".
    "Usiadłem na łóżku, zdejmując kołdrę".

    "Tak, mieszkałem z hobbitem, który pełnił rolę mojego wuja".
    Mówimy "pełnił funkcję" lub "ogrywał rolę", a nie "pełnił rolę".

    "To on od zawsze był panem tego domu i chciałem by tak zostało".
    "To on od zawsze był panem tego domu i chciałem, by tak zostało".

    "... też rano na Rowena, prosił żeby ci przekazać, że potrzebuje się..."
    " też rano na Rowena, prosił, żeby ci przekazać, że potrzebuje się"

    "Moja matka zapiła się na śmierć gdy miałem..."
    " Moja matka zapiła się na śmierć, gdy miałem"

    "Wszystko co miałem".
    "Wszystko, co miałem".

    Tego jest dużo więcej. Zachęcam też do zaznajomienia się poprawnym zapisywaniem dialogów, bo często gubiłeś kropki. http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/
  • Stoner Bart 16.09.2017
    <3 dzięki wielkie, dużą pomoc mi niesiesz

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania