Hotman

Fragment 1.

Nie znasz dnia ani godziny, kiedy poczujesz do kogoś coś więcej niż zwykłą sympatię. Powiedzmy sobie szczerze, każda kobieta miesiącami a nawet latami tworzy w swoim umyśle wyimaginowa-nego i wymarzonego mężczyznę, który jest równie wrażliwy co ona sama i potrafi czytać jej w myślach. Jednocześnie to facet silny i nie-zwykle męski. Tak jest! Która może zaprzeczyć? Zimne wieczory spędzamy z kubkiem w ręku i śnimy na jawie. Wyobrażamy sobie najromantyczniejsze scenariusze. Wyczuwamy dotyk mężczyzny na własnej skórze. Jego usta na naszych ustach… By po chwili niemal zwrócić obiad od tej słodyczy i wyobrazić sobie jak nasz facet pod-chodzi i bez gry wstępnej łapie nas w brutalnym uścisku i zaczyna się z nami dziko kochać. Mówi się, że kobiety to skomplikowane mechanizmy a ja powiem, że każda kobieta, jest jak waga, która naj-lepiej czuje się w równowadze! Dlatego, gdy mężczyzna jest za słodki to ta waga przechyla się w którąś ze stron. Warto wtedy przeciwważyć. Jednak pamiętajcie również to, że wieczna równowaga tez staje się jakby przeważać. Bo mamy równowagę i nierównowagę. Dwie szale i jedna przeważa, wtedy znowu trzeba zrobić coś innego. Związek z kobietą powinien być dynamiczny i powolny a także szybki i zwariowany. Wtedy taki mężczyzna musi stać się groźny, czasem nawet brutalny. Taką wagą jest każda kobieta, a taka sytuacja jest jedna z wielu. Kobiety kochają równowagę, choć same nie zdają sobie z tego sprawy. Wracając do tematu, miłość kompletnie nie ma wyczucia czasu ani miejsca. Cóż moja godzina wybiła i powiedzmy sobie szczerze, aż podwójnie. Strzała amora dopadła mnie bez możliwości negocjowania warunków. Tak jak w tej pio-sence "Wielka miłość nie wybiera ..." tak samo stało się ze mną, bo jak właściwie wytłumaczyć miłość do dwóch mężczyzn i to tak skrajnie różnych. Właściwie łączyło ich jedno: płeć. I tak stanęłam na newralgicznym skrzyżowaniu uczuciowym. Całkowicie nie-zdolna do podjęcia logicznej decyzji. Moim sercem zawładnął chłopak o niebieskich oczach z wachlarzem czarnych rzęs. Dla jednego jego spojrzenia mogłabym zostawić cały świat i nie zastanawiać się nad jutrem. Jednak nie był jedynym, bo zaraz obok w moim sercu zagościł prawdziwy mężczyzna, na widok którego serce zamierało a cały świat zaczynał wirować. Tylko, że ten drugi jest po za moim zasięgiem, pomimo tego pragnę go jak nikogo innego. Tylko, czym właściwie jest pragnienie? Idąc spać fantazjowałam o pocałunkach i objęciach. "Owoc zakazany smakuje najlepiej", prawda? Lecz jak wyobrazić sobie coś zakazanego skoro nie próbowało się "owocu" dostępnego?

Lekko się zaśmiałam na wspomnienie mojego miłosnego wewnętrznego haremu i kontynuowałam malować kreskę na lewym oku ... Mam już dwadzieścia cztery i pół roku a jednak wciąż jestem bardzo mało doświadczona. Czy można doświadczeniem nazwać jakieś przypadkowe, wieczorowe pocałunki pod domem? Brzmi dość romantycznie, lecz nie ma w tym żadnej namiętności ani tajemniczości. Nawet gwiazdy nie pomagały. Wracając do domu zawsze mam poczucie niedosytu. Znowu powróciłam myślami do moich amantów. Jeden z nich miał piękne, pełne usta. Ciekawe jak by to było zasmakować jego pocałunku. Drugi był starszy i prawdopodobnie, gdyby mnie całował poczuła bym to cos.

Jednak i jeden i drugi wystawili mnie do wiatru, więc o pocałunku nic nie mówię. Jeden ma kogoś na oku a drugi pewnie już w łóżku. Czy to jest fair? Z mojego punktu widzenia to jest coś bardzo, bardzo nie fair. Po wielu latach, że tak powiem wstrzemięźliwości w końcu wybrałam. A nawet podwoiłam moje szanse na miłość. Tylko, że zamiast powodzenia dostałam podwójnego kosza. Żeby było jeszcze zabawniej dodam, że dochodząc do sedna okazuje się, że sama sobie tego kosza dałam, bo żaden z nich nie miał pojęcia o moim uczuciu. Johny Deep mówi, że kiedy kochamy dwie osoby, warto wybrać tą drugą, bo jeśli byśmy prawdziwie kochali pierwszego partera nie zakochalibyśmy się w drugim. Całkiem rozsądne, gdyby miłość też taka była. Stałam się jak Laura z Dziadów i dlatego skazana jestem na ból zdrad obydwu. Echh ...

 

***

 

Dwa miesiące później.

Otworzyłam moją niebieską szafę i zajrzałam do środka. Z grymasem na twarzy przejechałam palcami po mojej sporej garde-robie. Oczywiście, jak to kobieta nie miałam żadnej idei na strój. Stałam tak chyba z dziesięć minut, właściwie zawsze tak to się wła-śnie zaczyna. Moje emocje idealnie dołączyły do akompaniamentu kropel deszczu uderzających o rynnę za oknem. No tak, brzydsza strona wiosny ... Co oczywiście podwoiło bezsensowne stanie przed szafą w pokoju. Spojrzałam w górę na najwyższą półkę, gdzie złożone były wszystkie moje, już teraz za duże lub stare ubrania. To przypomniało mi jak ogromna przepaść dzieliła mnie a tamtą dziewczyną, która chodziła do technikum geodezyjnego. Wydęłam usta w geście niezadowolenia. Nawet moja nowa, smuklejsza sylwetka nie jest w stanie przyciągnąć odpowiednich mężczyzn. Ot i masz! Wystawili mnie obydwaj - faceci to egoistyczne świnie myślące tylko o sobie! O! Właściwie czego można się spodziewać po tych gruboskórnych ludziach… Powiem wam! … Faceci potrafią tylko ranić. Mówi się o ich wielkiej wrażliwości. Gdzie ta wrażliwość? To tylko nadinterpretacja i zwykła kobieca wymówka, gdy mężczyzna obroni nas w ciemnej nocy. Mężczyzna nie jest w stanie pokochać kobiety. Nigdy jej nie zrozumie. Prawda jest niesamowicie brutalna, lecz tak jest!

Tego dnia miałam przeprowadzkę. Dojrzała i świadoma decyzja. W końcu wyciągnęłam z szafy byle jaki dres i zaczęłam pawanie swoich rzeczy. Cały dzień chowałam wszystko w ogromnych pudłach. Taśmę miałam na włosach, spodniach od dresu a nawet na stopie. Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziesiąta wieczorem. Usiadłam na łóżku i jeszcze raz ogarnęłam swój zdewastowany po-kój. Jak tu teraz pusto.

Do mojej głowy napłynęły wspomnienia. Przymknęłam oczy i zaczęłam wspominać jak weszłam tutaj, gdy zdałam swój pierwszy egzamin dojrzałości, egzamin prawa jazdy. To właśnie w tym po-koju, na tym łóżku opłakiwałam młodzieńcze miłości. Ten pokój był centrum mojego życia a stare ściany niejednokrotnie słyszały mój płacz czy śmiech. Wszystko zaczynało się tutaj i tu się kończyło. Czas odciąć się od niego niewidzialną pępowiną i zacząć żyć na własny rachunek.

Usłyszałam kroki na schodach.

- Kochanie, już jesteśmy. – Usłyszałam głos mojej matki. – Gdzie jesteś?

- Tutaj! – Odkrzyknęłam.

Po chwili drzwi mojego pokoju się uchyliły a przez niewielką szparę wychyliła się moja mama z uśmiechem od ucha do ucha.

- Choć zobaczysz co twój mądry ojciec zrobił z nową koszulą. – Zaszczebiotała szybko. – A tak w ogóle to cześć. Widzę, że już podjęłaś decyzję. – Powiedziała ogarniając ogromne pudła na środku pokoju.

- Tak mamo, najwyższy czas. – odpowiedziałam nostalgicznie.

- Ale wiesz…- Powiedziała.

- Tak wiem. Jednak musze się już usamodzielnić. Mam prawie dwadzieścia pięć lat. Ile to może trwać. Basia mieszka sama od prawie pięciu lat. – Powiedziałam buńczucznie. – Jeśli ona może to czemu miała bym ja nie móc? – Zapytałam.

- Oczywiście, że możesz. Będzie nam cię brakowało. – Powie-działa smutno i przepychając ustawione pod drzwiami pudła weszła do pokoju.

- Wiem mamo. Mi was także. Przynajmniej Miłosz będzie miał powód do radości. – Odpowiedziałam obserwując jak moja mama manewruje w labiryncie na mojej podłodze.

W końcu przedarła się do mojego łóżka i z ulgą usiadła koło mnie. Jeszcze raz spojrzała na pokój i wzięła moją rękę w swoje dło0nie.

- Kiedy miałam tyle lat co ty, byłam zamężna i miałam ciebie. Moi rodzice nigdy nie byli nadopiekuńczy, jednak Natalio nie chcę cię nigdzie wypuszczać. – Zobaczyła, że chce coś dodać i uniosła rękę, abym jej nie przeszkadzała. – Wiem, że kupiliśmy dla ciebie to mieszkanie już dawno temu. Jednak ani ja ani ojciec poważnie nie zastanawialiśmy się nad tym, że może nadejść taki dzień, kiedy jedno z naszych dzieci będzie się chciało usamodzielnić. – Powie-działa patrząc mi w oczy. – Tydzień temu powiedziałaś nam o swojej decyzji. Przemyśl to raz jeszcze. – Poprosiła.

- To zbędne, już postanowiłam. Ja potrzebuję zacząć żyć jak od-powiedzialny człowiek. Po za tym nie wyprowadzam się gdzieś da-leko, a na osiedle, kilka kilometrów stąd.

- Ja wiem Natalko. Tylko poczucie, że twoje dziecko wychodzi z domu jest niezwykle ciężkie do przełknięcia.

- Będę was często odwiedzać. Jedyne co się zmieni to fakt, że nie będę spać u was. – Odpowiedziałam spokojnie.

- No dobrze. A kiedy chcesz przewieść rzeczy do mieszkania? – Zapytała.

- Może jutro rano? Nie pakowałam jeszcze rzeczy z łóżka, więc to nie jest taki zły pomysł.

Mama pokiwała głową i jeszcze raz spojrzała na mnie z błaga-jącą miną. Jednak, gdy nic jej nie odpowiedziałam, wstała.

- No dobrze, niech tak będzie. Choć na dół. – Odpowiedziała mi i wyciągnęła do mnie rękę. – Za trzy tygodnie jest ślub twojej ku-zynki Magdy. Mam nadzieje, że razem pojedziemy.

 

 

 

Fragment 2.

Otworzyłam zaspane oczy i spojrzałam na pochmurne niebo. Ciemne chmury przysłoniły słońce a zimny i szybki wiatr złowiesz-czo wył w powietrzu. Podniosłam się i podeszłam do uchylonego okna i zamknęłam je. Gwar ucichł a ja jeszcze raz spojrzałam na groźne niebo. Zbierało się na porządną wiosenną burzę. Tydzień temu wprowadziłam się do mieszkania i czekałam na przyjazd przyjaciółki wraz z wierzą muzyczną.

W powietrzu unosił się lekki zapach farby. Odwróciłam się i spojrzałam na moją zielono-złotą, orientalną kuchnię. Całkiem nie-źle się Basia spisała. Przejechałam wzrokiem po grafitowym ko-lorze salonu. Wydawało by się, że pokój stanie się mały i bardzo ciemny, jednakże słońce, które zazwyczaj padało do środka pokoju ładnie go rozświetlało. Naprzeciw mnie znajdował się ogromny por-tret mojej rodziny. Dookoła niego zostały rozwieszone moje ukochane zdjęcia. W pokoju oprócz tego znajdowało się posłanie na podłodze. Jedynym konkretnie skończonym pomieszczeniem w moim domu była łazienka. Turkusowo – jasnobrązowe wnętrze było moją oazą po ciężkich dniach pracy nad malowaniem. Wciąż powracałam wspomnieniem do tego mężczyzny. Choć jego twarz coraz bardziej rozmywała mi się we wspomnieniach, to jednak fantazjowałam o nim coraz śmielej. Ba! Były to pikantne fantazje erotyczne. Zastanawiałam się czy tak na prawdę wszystko co wtedy poczułam trzymając ciężkie pudło było spowodowane tym mężczyzną czy to nie była dziwna eksplozja wszystkich uczuć, które w tamtym dniu były nad wyraz silne.

Z moich myśli wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Zdziwiona spojrzałam na zegarek. Dobiegała siódma rano. Basia miała zjawić się tutaj o ósmej. Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. U progu stała starsza kobieta. Jej głowa była owinięta czerwoną chustą. Miała na sobie szeroką granatową sukienkę w białe orientalne zwory. Zobaczyłam, że trzyma przed sobą jakąś brytfankę owiniętą srebrną filią. Uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi.

Kobieta była niska a spod chusty wystawały siwe włosy. Miała ciemną karnację. Wyglądała jak arabka, na pewno nie polka. Odwzajemniła mój uśmiech. Stałyśmy tak przez chwilę, aż w końcu się odezwałam.

- Dzień dobry, proszę pani.

Niestety kobieta mi nie odpowiedziała i tylko przechyliła głowę. Pomyślałam, że może jest głuchoniema.

- Pani mnie słyszy? – Znowu kobieta nic nie odpowiedziała jednak uniosła wysoko tacę i podała mi ją do ręki.

Wyciągnęłam ręce i raz jeszcze uważnie się jej przyglądnęłam. Jej oczy były niezwykle przyjazne a wyraz twarzy był jak u małego niewinnego dziecka. Po chwili do moich nozdrzy dobył się niesamowity, słodki zapach z brytfanki. Lekko drygnęłam i podziękowałam jej, jednocześnie czując lekkie burczenie w brzuchu.

Wyciągnęłam rękę i w geście zaproszenia wskazałam wnętrze mieszkania. Starsza pani jeszcze bardziej i promienniej się do mnie uśmiechnęła a ja poprowadziłam ją do barku.

- Widzi pani, dopiero się tutaj wprowadziłam. – Uśmiechnęłam się do niej. – Co prawda nie mam tutaj nic, czym mogła bym panią poczęstować, jednak czajnik, woda i herbata się znajdzie.

Podeszłam do czajnika i nastawiłam wodę a z szuflady wycią-gnęłam moją ulubioną herbatę w sporym woreczku. Nie lubiłam tej zwykłej w saszetkach, toteż zaopatrywałam się w inną na targu u pewnego zielarza.

Otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej dwa ogromne, białe kubki i dosypałam trochę mieszanki. Starsza pani bacznie mnie ob-serwowała a uśmiech i ciekawość nie schodziły z jej twarzy.

Kiedy chciałam wypełnić kubki wrzątkiem, kobieta wstała i odebrała mi miedziany czajnik. Ze skupieniem zaczęła wlewać wodę z pewnej wysokości. Co chwila unosząc lub obniżając czajnik. Obserwowałam to w skupieniu. To był cały rytuał. Zastanowiłam się, gdzie w podobny sposób nalewa się herbatę. Arabia saudyjska lub Turcja? No nie wiem.

Kiedy w końcu odstawiła czajnik, podeszła do położonej wcze-śniej na blacie brytfanki i odsłoniła folię. Moim oczom ukazało się wspaniałe ciasto. Pierwszy raz widziałam je na oczy, jednak zapach, który się uniósł w powietrzu był tak rozkosznie przyjemny, że już nie mogłam się doczekać zjedzenia. Podałam jej dwa talerzyki i nóż, a ona pocięła ciasto w kwadraty i wyciągnęła dwa kawałki. Kiedy miałyśmy już zasiąść do jedzenia znowu zadzwonił dzwonek u drzwi.

Basia wybrała idealny moment. Wody jeszcze zostało na jedną herbatę. Ciasta było sporo, jednak uwielbiałam gdy wspólnie poznawałyśmy nowe smaki. Po za tym byłam pewna, że przyjaciółce spodobał by się mój gość.

- Czekałam na ciebie całą… – Wykrzyknęłam otwierając z uśmiechem drzwi.

Zobaczyłam tego mężczyznę! Zaczęłam czuć ogarniające mnie od środka zmrożenie i tykające silnie jak zegar serce.

- … noc. – Wyplułam z siebie resztką sił i się zawstydziłam. Dosłownie zaniemiałam w jednym ruchu.

Na jego twarzy igrało rozbawienie. Spojrzałam na jego idealnie wyprasowaną białą koszulę, jeszcze nie związany krawat, który trzymał w ręku i na czarne spodnie. Klamra skórzanego, czarnego paska zaświeciła a ja zobaczyłam inicjały jednego z najlepszych domów mody na świecie. Jego buty były eleganckie i wspaniale podkreślały majestat właściciela. Jeszcze raz od dołu do góry przejechałam po jego ciele, zauważając silne i długie nogi, wąskie biodra, płaski i na pewno wysportowany tors, szerokie ramiona i opinające koszulę bicepsy.

Nie był to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziałam, ale na pewno najbardziej intrygujący. Świdrował mnie swoimi kobaltowymi oczami. Nie musiał niczego mówić, bo jego wzrok, aż dobitnie wyrażał zdziwienie i ogromne skupienie, a mi ani się sniło zapytać co w tej chwili o mnie myśli.

 

Miałam na sobie za duży biały podkoszulek mojego ojca z karykaturą słonia i ciasne spodnie od piżamy. Dodatkowo w szkocką kratkę. A moje włosy, lekko mówiąc piorun strzelił w koperek… Co też musiał sobie o mnie pomyśleć ... do tego na pewno by się nie przyznał, to wiedziałam nawet lepiej niż na pewno.

- Naprawdę? – Zobaczyłam jak jego proste i krzaczaste brwi unoszą się do góry.

Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Uratować mogło mnie w tej chwili jakieś lekkie skwitowanie sprawy. Wzięłam się w garść, szczególnie moje serce walące w piersi niczym dzwon.

- Nie, tak naprawdę to taki okrzyk na przywitanie. – Odpowie-działam lekko się kłaniając, jak dama. – Do wszystkich nowo poznanych tak mówię. Prywatnie jestem jasnowidzem. – Dyskretnie szepnęłam. Wyprostowałam się i z uprzejmością wypowiedziałam. – W czym mogę panu pomóc?

Cholera, ani nie mrugnął, jego oczy nie przybrały jakiegoś przyjaznego wyrazu. W końcu przeniósł wzrok na kobietę, która siedziała na krześle i z zaciekawieniem na nas spoglądała. Zrobiłam to samo. Starsza pani siedziała na krześle z kubkiem w rękę i z uroczym uśmiechem machała do mężczyzny.

Pewnie wyglądaliśmy komicznie. A właściwie ja wyglądałam komicznie. Bo jak można określi w tej sytuacji mnie, krasnala o prawie półtora głowy niższego od eleganckiego mężczyzny z szopą na głowie i w dodatku bosą? Jezu pewnie wyglądałam jak żebrak! I to z czerwoną pulsującą od emocji twarzą.

Powiedział coś do kobiety w jakimś azjatyckim języku. Spojrzałam na niego z zaciekawieniem.

- Hmmm, czy to był mongolski? – Nie będę udawać w szczególnie takim momencie, że języki daleko wschodnie były mi tak samo bliskiej jak receptura pierwszej coca coli.

- Hindi. – Odpowiedział lekko się uśmiechając.

- O mamo! – Udałam, że bije się ręką po czole. - A ja jak głupia cały czas po polsku do niej mówiłam. Jak mogłam się nie domyśli c? To takie oczywiste.

- A jak właściwie jej na imię? – Zapytałam przerywając niezręczną, napiętą atmosferę.

- Może sama pani zapyta? – Dodał chłodno.

- Akurat ostatnio mój hindi kuleje. Może jednak pan mi powie? – Zapytałam drapiąc się po głowie i wyczuwając kołtun zbitych włosów. Swoje odkrycie zatuszowałam sztucznym, szerokim uśmiechem.

- Na imię jej Eila. – Odpowiedział patrząc z uczuciem na starszą kobietę.

- Piękne imię. A kim jest dla pana Eila? – Co to za pytanie?

- Mateczką. – Padła szybka odpowiedź.

- Mateczką? Ah wy azjaci.

- Jestem Polakiem. Tylko Eila jest hinduską. – Odpowiedział poważnie.

Myślałam, że to jakiś żart i wskazując jego tors zaśmiałam się i pokiwałam brwiami. Gest ten miał oznaczać coś w rodzaju „Wiem,

że mnie wrabiasz”. I miałam podstawę tak myśleć, ponieważ rysy jego twarzy, kolor włosów i śniada karnacja była niezaprzeczalnym dowodem domieszki krwi azjatyckiej.

- Dobry jesteś!

- Dlaczego? – Zapytał szczerze zdziwiony.

Nagle uświadomiłam sobie jak głupio musi wyglądać moja poza, więc wyprostowałam się, spoważniałam i spojrzałam na Eile.

- Między pana mamą a panem widzę jakieś podobieństwo. – Po-wiedziałam.

- Znałaś moją mamę? – Zapytał jeszcze bardziej zdziwiony.

Spojrzałam na niego już całkowicie zbita z tropu. Przecież ta kobieta siedzi u mnie na kuchni i się do nas szczerze uśmiecha!

- Koleś masz coś z głową? – Zapytałam już całkiem wytrącona z równowagi jego chłodem.

- Dlaczego? – Zapytał szczerze zdziwiony i lekko się nachylił. – A może to z tobą jest coś nie tak? – Zapytał i przycisnął swoją rękę do mojego czoła.

Poczułam zimną i niezwykle dużą dłoń na swoim czole. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego, pomijając sam fakt, że w ogóle coś takiego zrobił, gdyby nie to jak zareagowało moje ciało.

Poczułam tak ogromne podniecenie, podsycane dodatkowo nagłym wspomnieniem niedawnych fantazji. Dokładnie te palce w moich nieprzyzwoitych myślach, również podążajacym za tym ruchem oczami, pieściły wyczuloną skórę na szyi przejeżdając erotycznie niżej, coraz niżej, coraz bliżej do napręzonych piersi, wodziły wokół okrągłej wypukłości... uspokój się! Zacisnęłam ręce i mocno przełykając ślinę.

- Temperatura w porządku. – Odpowiedział fachowo.

- Dziękuję za diagnozę. – Odpowiedziałam lekko zła, za wytrącenie z jakiegoś transu.

- Proszę, musze jednak powiedzieć, że zaintrygowała mnie pani tym, że zna moją mamę. – Powiedział po chwili. – może się znamy?

- Nie, nie znamy się. Dziwnie się pan zachowuje, przecież pana mama siedzi u mnie na kuchni. – Powiedziałam marszcząc brwi.

Teraz to ja wyciągnęłam rękę i wierzchem dłoni dotknęłam jego czoła. Spojrzał na mnie bystro i zacisnął lekko szczęki. Miał niezwykle ciepłą skórę a moja rękę delikatnie dotknęła linii włosów. Szybko zabrałam rękę pod wpływem jego karcącego wzroku.

- Moja matka nie żyje od dwudziestu czterech lat. – Powiedział emanując chłodem w całej swojej posturze.

Szybko cofnęłam rękę i schowałam ją za siebie, tak jakby nie-znajomy miał mnie w nią ugryźć.

- Ja… ja nie wiedziałam. Ale powiedział pan… - Wskazałam ręką Eile.- … że jest pana mateczką. Bardzo prze ... przepraszam.

- Właśnie, mateczką. Nie powiedziałem matką.

- Ale…

- Nie. – Przerwał mi i znowu zwrócił się do Eili.

Kobieta wstała zza barku i podeszła do nieznajomego. Spojrzałam na jej uśmiechniętą twarz i także się uśmiechnęłam. Wyciągnęłam do niej dłoń i kiedy ją uścisnęła spojrzałam na mężczyznę.

- Niech pan jej powie, że było mi bardzo miło i nie mogę się doczekać kiedy spróbuje jej ciasta.

Kiedy nieznajomy w końcu powiedział to kobiecie ta jeszcze mocniej uścisnęła moją rękę i coś mu odpowiedziała. Spojrzałam na niego zaciekawionym wzrokiem.

- Odpowiedziała, że jej również jest bardzo miło. Pyta cię o imię.

- Natalia. – Odpowiedziałam patrząc już w kobiece czarne oczy.

- Eila. – Usłyszałam w odpowiedzi.

Przytaknęłam głową i jeszcze raz się uśmiechnęłam.

Po chwili obydwoje zniknęli za drzwiami a ja się o nie oparłam. To co działo się z moim ciałem było dla mnie totalnie czymś nowym. Pierwszy raz reagowałam na kogoś tak silnie. Każda moja komórka drżała a przy tym całe moje ciało oblane było zimnym potem. Czułam ciepło pod płonącymi policzkami. To niemal niemożliwe, abym reagowała tak silnie na mężczyznę, którego imienia nawet nie znałam.

Przypomniałam jak dotknął mojego czoła. Znów zadrżałam i dotkęłam ręką swoich nabrzmiałych piersi. Właściwie nigdy nie spotkałam tak męskiego faceta. Znów poczułam na palcach jak jednocześnie dotknęłam jego gęstych, kruczoczarnych włosów. Nie miały na sobie żadnego kosmetyku. Nie były sztywne od lakieru do włosów, nie lepiły się od żelu. Jednak ten jego męski i drogi zapach. Jeszcze w powietrzu czułam jego woń.

Stojąc tak, niemal padłam trupem, gdy w całym mieszkaniu roz-legł się następny dzwonek. Przeraziłam się, że to znów on. Mój wygląd wszystko by zdradził. Z duszą na ramieniu spojrzałam przez wizjer. Szeroki uśmiech przyjaciółki jak za dotknięciem różdżki ściągnął ze mnie napięcie. Trzymała w rękach ogromne pudło.

 

 

Fragment 3.

Dwa dni później stojąc przed moim ogromnym lustrem, w samej bieliźnie, wykonywałam precyzyjną, cieniutką kreskę na powiece. Skupiłam się chyba za mocno i jak to w takich sytuacjach często bywa, najcichszy dźwięk jest w stanie przestraszyć. Na mojej po-wiece utworzył się zawijasek i o mało nie zawyłam. Spojrzałam na zegarek i ze zgrozą zauważyłam, że za dwadzieścia minut musze wychodzić, a dodam, że nie zostałam umalowana i ubrana. Wykonując wszystko na raz biegałam po domu jak szalona. Po piętnastu minutach uświadomiłam sobie, że w moich rajstopach poszło oczko. Znowu miałam ochotę dziko zawyć. Powstrzymałam w sobie tą pokusę i czym prędzej pobiegłam do łazienki, jednak na moje nieszczęście nie znalazłam, ani jednej dobrej pary. Miałam cztery minuty do autobusu. Sięgając po moją starą parasolkę wybiegłam z mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi i niczym tornado pognałam po schodach w dół. Moja skórzana teczka, którą przewiesiłam przez ramię latała na wszystkie strony. Żakiet nie zdążyłam zapiąć a moje korale podskakiwały i uderzały mnie w brodę. Zła i zdenerwowana wybiegłam z klatki.

Ledwie to zrobiłam poczułam na sobie ciężkie krople. Walka z parasolką trwała nieco dłużej niż normalnie. Omijanie kałuż było jedna z najważniejszych spraw. Wystarczy, że moje rajstopy były juz podarte. Na prawdę nie miałam ochoty skończyć z błotem i gruzem na udach. Jedna pominięta, druga prawie. Trzecia już się pojawiała na horyzoncie, gdy szybko odskoczyłam i przeskoczyłam płot. No cóż w tej chwili wyglądałam co najmniej jak jakaś koza, trzymając w ręce parasol i torbę a druga ręką przytrzymując korale. Prócz schludnego wyglądu wolałabym mieć także nie posiniaczoną twarz.

I ten deszcz, który nic sobie nie robił z parasola, który chronił wszystko tylko nie mnie. Nagle silniejszy podmuch z boku parasol poleciał w jedną strone ja poślizgnęłam się w druga i to nagłe zdziwienie, że coś stanęło na mojej drodze, gdy zobaczyłam jak nieubłaganie zblizam się na pręty w parasolu.

To były sekundy i kwestia czasu kiedy opadłam na ziemie. Wynik? Stłuczone kolano, całkiem rozdarte rajstopy, na pewno odbite na twarzy druty z parasola, porozrzucane wokół perełki z mojego naszyjnika. Aż się przeraziłam tym co zrobiłam drugiej osobie.

Szybko się podniosłam i odciągnęłam strzępy bezuzytecznego przedmiotu i go odrzuciłam na bok. Z niedowierzaniem patrzyłam na wściekła twarz mojej ofiary. Granatowe, jak niebo nad nami oczy patrzyły na mnie z taką brutalnością, że poczułam zimno w kościach. Z tego wszystkiego zaczęłam na niego ... krzyczeć.

- Jak pan mógł mnie tak załatwić? Co pana podkusiło, aby na mnie biec?

Wiedziałam, że moje zarzuty i to jak je wykrzykiwałam były irracjonalne, ale nie wiedziałam co się ze mną dzieje, a wiedziałam na pewno, że tylko atak na niego powstrzyma mnie przed tym samym z jego strony.

- Natalio, czy zdajesz sobie sprawę ze swojego położenia? – Zapytał tak chłodno, że zadrżałam.

- Panie jakiś tam nie wiem jak w Indiach, ale tutaj w Polsce trzymamy się swojej strony na ulicach i chodnikach! Przyjeżdża z daleka jakiś chłystek z kasą i myśli, że mu wolno wszystko! Przez pana właśnie tracę możliwość znalezienia odpowiedniej pracy, ale co takiego człowieka może obchodzić interes kogoś innego. Egoistyczny burak!

To powiedziawszy obruciłam się na pięcie i zaczęłam szybkim krokiem wracać do domu. W takim stanie i psychicznym i emocjonalnym nigdzie jechać nie mogłam. Czemu? Cóż pomijając moje zupełnie nienormalne zachowanie wciąż czułam ciepło z jakim się spotkałam po upadku. Jego mocne ręce zacisneły się na moich ramionach i uratowały mnie przed mocniejszym poturbowaniem. Pomijając fakt, że pomiędzy nami była feralna parasolka czułam stalowe mięśnie i imponujących rozmiarów szerokie ramiona, którymi mogłabym się spokojnie kilkakrotnie owinąć i na zawsze pozostać. Ten mężczyzna wzbudzał we mnie jak dotąd wśród poznanych osób największe poczucie bezpieczeństwa.

Jego postawa, nieprzeniknione spojrzenie, sposób bycia wymuszał na ludziach coś w kierunku strachu, czegoś nieznanego a zarazem hipnotyzował i przyciągał. Tożto niemal sam diabeł, kuszący swoją pozycją i poczuciem stabilności. Ciarki przeszły mi po plecach. Okropny typ!

- Ja nie skończyłem! - Usłyszałam jego mocny głos za soba po czym jak zwykły tchórz rzuciłam się do ucieczki.

Bożę, Boże oby mnie nie dogonił.

Biegłam do mieszkania z jeszcze wiekszą mobilizacją niż do autobusu. Tu ścigała mnie jakaś drapieżna, pierwotna natura. Słyszałam jak szybkim krokiem zblizał się na klatce.

Już drugie piętro.

Jego nowe buty wybijały stanowszy i jednostajny rytm a z sekundy na sekundę słychać je było coraz głośniej.

Ręce miałam jak z waty, trzęsące się. Niezdarnie wyciągając z kieszeni pęk kluczy, szybko szukałam tych do miaszkania. Wszystkie były takie same!

Trzecie piętro!

Żaden nie pasował. Nie byłam wstanie trafić odpowiedniego klucza. Spróbowałam ostatni i jest!

Czwarte piętro.

Szybko otworzyłam drzwi i z trzaskiem zatrzasnęłam je widząc jego czarną czuprynę wyłaniającą się na schodach. Zamek od środka przekręcony, już bezpieczna.

Zamiast ulgi poczułam rosnące poczucie zarzenowania. Dorosła kobieta uciekająca z miejsca przestępstwa. Brawo, Natalia, brawo. No cóż, ale skoro sprawy zaszły tak daleko to pełną głupotą byłoby się teraz dać złapać. Honoru nie odzyskasz, a nagenę i owszem. I to jaką.

Dobiegło pukanie i dźwięk dwonka do drzwi.

- Proszę sobie iść! – Odkrzyknęłam.

W zamkniętym mieszkaniu byłam odważniejsza. To mi odwaga. Phi!

- Pani Natalio, drugi raz nie zapukam, proszę otworzyć i jak dama stawić mi czoła.

Ani mi się śni! Przecież ten rekin zjadłby mnie zanim dobrze bym przekręciła zamek. Wiedziałam jednocześnie, że na pewno zrobi jak mówi i że nie odezwie się do mnie już nigdy. Paliłam jedyny most, który mnie z nim łączył... pukanie ustało. The end.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Kajmaczek 20.01.2017
    Bardzo proszę o informację czy te wypociny da sie czytać i czy to jest płynne.
    Fragmenty pochodza z mojej niedokonczonej jeszcze ksiazki.
  • Nuncjusz 20.01.2017
    za długie XD
  • Kajmaczek 20.01.2017
    Nuncjusz wystarczy jeden fragment przeczytac. Jest ich 3 łącznie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania