Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

I weź tu pisz...

Siedziałem przed laptopem, słuchając muzyki i myślałem... nad pisaniem, a raczej nad tym, co napisać. Muzyka wdzierała się do umysłu, jakby chciała pomóc w tym dumaniu, ale nie potrafiłem rozszyfrować jej wskazówek, tak jak zazwyczaj...

Ogólnie rzecz biorąc, patrząc przez okno zdałem sobie sprawę, że zapewne było to spowodowane aktualną pogodą. Tak, deszcz, zawieja, niskie ciśnienie... To nie sprzyja tworzeniu, a już zwłaszcza pisaniu. Powoduje tylko senność i nawet melodie odbierane przez umysł jako dodające energii, nie potrafiły odsunąć tej myśli...

 

Myśli, że chce mi się spać...

 

Siedziałem tak jeszcze, kiwając się, wprowadzony za sprawą Morfeusza w pierwszy etap zapadania w sen i, pomimo że świadomość już powoli odpływała, to zdawałem sobie sprawę, że zasypiam. Właśnie, wiedziałem i nic z tym nie zrobiłem. Poddałem się temu całkowicie. Ostatnią siłą woli spojrzałem na ekran laptopa. Program do pisania odpalony, ale jego biel tylko przeszkadzała, raziła i atakowała oczy.

 

Zamknąłem je...

 

Głowa powędrowała na oparcie krzesła i w końcu... zasnąłem...

 

*

 

Obudziłem się, a przynajmniej odzyskałem świadomość. Oczy miałem nadal zamknięte. Trwałem tak jeszcze przez jakiś czas i nasłuchiwałem otoczenia. Dziwiła mnie jednak rzecz. Mianowicie ciężar, który czułem na kolanach. W pierwszym odruchu pomyślałem, że to prawdopodobnie mój kot, ale po chwili zdałem sobie sprawę, iż to niemożliwe...

W końcu kot nie mógł tyle ważyć.

Ech... zawsze ja... Czy to już nie miało miejsca? W tym momencie uczucie deja vu atakowało umysł odbierając spokój. Ale, ale, nie to było teraz najważniejsze, no bo...

Skąd ten ciężar?

I dlaczego do CHOLERY czuję czyjś oddech za uchem?!

 

Powinienem panikować, wiem, że powinienem... to nie jest normalne! Nie jest NORMALNE! Ale uczucie z wcześniej powodowało jakiś dziwny i nadzwyczaj podejrzany spokój jakby coś ukrytego za powiekami, było mi dobrze znane.

 

Poruszyłem się...

 

Po chwili oddech się nasilił, a ja usłyszałem słowa:

– O, nareszcie się obudziłeś! Tak ładnie i słodko spałeś, że nie chciałam cię budzić. No ale trzeba już wstawać. No, otwórz oczy, nie bój się. Nie można cały czas odpływać. Trzeba pisać... – Dźwięczny kobiecy głos przyjemnie wibrował w czaszce.

 

Pisać? Znowu? Ale przecież ten wredny biały ekran, na którym magicznie nie pojawiają się literki, słowa i zdania składające się na historię, opowieść, cokolwiek, rani moje biedne oczy. Mimowolnie rzekłem:

– On rani... rani je...

– Ekran? Rani twoje oczy?

Nie miałem już powodu, a nawet sposobności, aby milczeć, więc po prostu odpowiedziałem:

– Tak...

– W takim razie spójrz na mnie, mój drogi! Spójrz, a zapewniam, że się nie zawiedziesz!

Odważana deklaracja, więc albo była po prostu nad wyraz pewna siebie, albo może rzeczywiście...? Postanowiłem spojrzeć. Wiem, że nikt normalny nie ufałby słowom nieznajomej, ot tak sobie, od razu, ale coś mi mówiło, że nie powinienem się bać. Jakbym już gdzieś...

 

Otworzyłem oczy, nagle, bez uprzedzenia...

 

I już wiedziałem, że ludzie czasami mówią prawdę...

 

Nie zawiodłem się...

 

Pierwsze co dostrzegłem to piękny uśmiech, ciepły, a co najważniejsze szczery. Dlaczego? Prosta sprawa, takiego piękna nie można udawać. Twarz rumiana, delikatnie zaokrąglona. Nosek mały, lekko zadarty. Włosy czarne, lecz połyskujące jakby same nocne gwiazdy w nich zamieszkały, no i wreszcie... oczy... Właśnie tak, duże, pomalowane głębokim brązem, lecz uśmiechającym się, a raczej śmiejącym zapewne z mojej groteskowo wyglądającej twarzy.

 

Zaniemówiłem...

 

No bo niby co powiedzieć, w obliczu tak pozytywnego szoku, jakiego doznałem?

Kobieta zauważyła moje „zawieszenie” i jeszcze bardziej się uśmiechnęła.

Zastanawiałem się, czy chce mi pomóc, czy jeszcze bardziej w sobie pogrążyć? Ale no nic, koniec tej zawiechy. W końcu musiałem zadać pierwsze i podstawowe pytanie, które od samego początku cisnęło mi się na usta, a mianowicie:

– Kim jesteś? – spytałem, bacznie się jej przyglądając.

– Pytasz, kim jestem? Powinieneś to wiedzieć. Jestem Weną, twoją weną! – Ostatnie zdanie wręcz wykrzyczała, naburmuszając się przy tym.

Choć szczerze, wydawało mi się, że tylko udaje.

 

Wena? Że niby ten mistyczny koncept? Idea, która za swą sprawą i za sprawą twórców, artystów nią opętanych tworzy dzieła wielkie, choć o ironio mało poczytne? A niektórzy wielcy za sprawą jej szału, żyją w biedzie i w biedzie umierają, gdyż dopiero umarlak dobrze się sprzedaje, po ułamku dziejów, w którym ludzkość dotarła do czasów, które autor widział już wcześniej? A z drugiej strony mistyczne pojęcie? Idea, która za sprawą swego niebytu, czasem długotrwałego doprowadza wielkich i nie tylko, artystów do obłędu, a czasem i do ukrócenia żywota, własnymi umęczonymi pod ciężarem pióra rękami?

 

Dajcie spokój! Niebezpieczne to diabelstwo!

 

Cóż, mówię, żeby dali, ale sam dać nie mogę. Bo niby mistyczna, a ją widzę, widzę namacalnie, a nawet czuję, bo przecież oddech czułem.

No i co mam począć? To co widać, czuć, jest i wyprzeć się tego nie sposób.

Ech... nie ma co kłócić się z rzeczywistością. Po przemyśleniu tego wszystkiego postanowiłem zadać kolejne fundamentalne pytanie:

– Powiedz mi „moja” Weno...

– Tak? – Wtrąciła, dziwnie się uśmiechając.

– Dlaczego jesteś w samej bieliźnie?

– A, to? Hmm? Skąd to pytanie? Czyżbym ci się nie podobała? – szepcząc przybliżyła się jeszcze bardziej, tak, że jej piersi ocierały się o moją klatkę piersiową.

– Hmm? Tego nie powiedziałem... Pytam z ciekawości.

– A nie wiesz, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła? – spytała z diabelskim uśmieszkiem.

– I jest tam więcej takich... przyjemnych dla oka diabełków? Bo jeśli tak, to CIEKAWOŚĆ jest WSZYSTKIM! – wykrzyknąłem z pełnym przekonaniem, zaciskając pięść.

– No wiesz co... nieładnie, bardzo nieładnie. Poza tym ja nie stamtąd.

– Hmm, to może aniołkiem jesteś, z niebios? Choć w to... akurat wątpię. – Uśmiechnąłem się i puściłem do niej oczko.

– Jesteś niemiły... – Znów się naburmuszyła. – Ale masz rację. – Na jej twarzy na powrót zagościł ten sam uśmieszek.

– Hmm – zamyśliłem się – Ale w końcu nie odpowiedziałaś na główne pytanie. – Przypomniałem jej.

– A tak, dlaczego bielizna... czy to nieoczywiste?

– To znaczy?

– Dlatego, aby pobudzić twoją wyobraźnię. Czyżbyś nie słyszał, że to właśnie kobiety, od czasów wynalezienia pisma przez tysiące lat inspirowały swym ciałem, wdziękiem i wnętrzem artystów, przyczyniając się do powstania dzieł wielkich i ponadczasowych?

– No niby tak, ale nie uważasz, że to dość stereotypowy sposób?

– Może i stereotypowy, ale skuteczny.

– Ech, wszędzie te instynkty...

– Oczywiście! Pisanie to instynkt! Tworzenie to instynkt! Trzeba dać porwać się jego szaleństwu!

– Jesteś pewna? – spytałem, powątpiewając.

– A jak mnie opisałeś? – Uśmiechnęła się podejrzanie.

– Chwila moment! Czytasz mi w myślach!?

– Taaaak – przeciągnęła ostentacyjne.

No, teraz przeraziłem się nie na żarty. Panika pojawiła się szybciej, niż myślałem. Serducho zaczęło bić, na czoło wstąpił pot...

Chyba wyczuła mój strach, gdyż wyszeptała, przybliżając swą twarz jeszcze bliżej mnie:

– Nie bój się, nikomu ich nie zdradzę i przyznam szczerze, że niektóre baaaardzo mi się podobają, a stereotyp jest skuteczny.

Pomimo tej ostatniej wzmianki odetchnąłem z ulgą. Spokój, tylko spokój... trzeba zadać kolejne pytania.

Wziąłem głęboki wdech i wydech (Wena nadal siedziała tam, gdzie wcześniej, ciągle się uśmiechając... zapewne wiedziała, o czym myślę... ech, z taką to ciężko) i spytałem:

– Właśnie Weno, tak swoją drogą, dlaczego siedzisz mi na kolanach?

– Bo to wygodne miejsce i lubię je, a co? – Przekręciła głowę z niewinnym wyrazem zaskoczenia.

Teraz postanowiła udawać niewiniątko? Ech, dobra, nie będę zbyt rozwijał tego tematu, trzeba przejść do sedna sprawy.

– Niech ci będzie, ale nie uważasz, że to za prosta odpowiedź?

– Za prosta? A czy takie nie są najlepsze? Poza tym co? Przeszkadzam ci? A może za gruba jestem?! – spytała w złości.

ALERT! ALERT! Wkroczyłeś w zabójczą strefę tematów! Wycofaj się! ALERT! ALERT!

No dzięki umyśle, nawet bez ciebie bym się domyślił. Tak mu powiedziałem, ale miał rację, trzeba się sprawnie wycofać do bezpiecznej zony.

– Ależ skąd – Machnąłem ręką. – Wcale mi nie przeszkadzasz, a leciutka jesteś jak piórko (prawda, figurę miała nienaganną, a wcześniejszy „ciężar”, to tylko porównanie w stosunku do kota, no! Żeby potem nie było, że kłamię!).

– Tak myślałam. – Uśmiechnęła się i przylgnęła do mnie jeszcze bardziej, choć już wcześniej czułem na sobie każdą część jej ciała.

– Dobrze Weno, ale wracając do tematu, dlaczego tu jesteś?

– No jak to dlaczego? – Zdziwiła się. – Aby pomóc ci tworzyć i pisać.

– Ale ja nie wiem co. W głowie, wśród pomysłów pustka kompletna.

– Dlatego jestem! – wykrzyknęła dumnie.

– I wiesz co pisać? – spytałem z nadzieją w głosie.

– Owszem, wiem... haiku.

– Haiku powiadasz, ale...

– To ci powiem na ucho. – Zbliżyła usta i wyszeptała...

– Czy to nie jest zbyt klasyczne?

– Oj nie marudź, bo ci ucho będę podgryzać, o!

– To kara? – Uśmiechnąłem się do niej.

– A kto powiedział, że kara? Są lepsze sposoby. – Odwzajemniła uśmiech.

– Dobra, dobra, bo jak tak dalej pójdzie, to nic nie napiszę.

– Racja, ale... – Zająknęła się.

– Wiem. – Po raz kolejny puściłem do niej oczko.

– No i to rozumiem, a teraz pisz. – Ponagliła i nadal siedząc na moich kolanach, zaczęła bacznie mnie obserwować.

 

Haiku, tak? Niech będzie. Położyłem dłonie na klawiaturze. Zamyśliłem się przez chwilę i zacząłem pisać:

 

"samiec zauroczony

tańcował z modliszką

aż stracił głowę"

 

– No i jest! Co sądzisz? – spytałem dumnie.

Wena spojrzał w kierunku ekranu, przeczytała moje wypociny, zastanowiła się, mówiąc po chwili:

– Wredny jesteś, wiesz?

– No co? To tylko przedstawienie obrazu, opis fragmentu rzeczywistości, tak jak w haiku być powinno. – Broniłem się.

– Hmm... – Znów się zamyśliła i dokładnie mi przyjrzała. – No niech będzie, powiedzmy, że spełnia kryteria.

– Surowaś...

– Co? Nie ma, że boli. Dobra, teraz drabble! – wykrzyknęła stanowczo.

– Drabble?! Kobieto, daj żyć biedakowi – powiedziałem jak zbity pies i zacząłem się do niej przymilać.

– Przestań! Co ty kot?!

– Może...? - Zastanawiałem się z uśmiechem.

– O nie, nie, nie... te szczenięce oczka na mnie nie podziałają... Ech, no dobra, będę łagodniejsza, ale drabble i tak piszesz! Koniec i kropka!

Ha! Zwycięstwo, małe i niezupełne, ale zawsze.

– No dobrze, dobrze. Biorę się za to, tylko o czym je napisać?

– Jak to o czym? O bólu! To jeden z największych motorów napędowych sztuk wszelakich, a zwłaszcza pisania! Ból jest jednym z głównych przyczyn musu przelewania myśli i słów na papier! Zarówno fizyczny jak i wirtualny! Pisz! Pisz i czuj ten ból!

– Czy to nie jest niebezpieczne?

– Jest konieczne! Dla autentyczności!

– No skoro tak, to piszę...

 

„Zimą, dwadzieścia lat temu, wracając późną nocą z żoną i trzyletnią córeczką od znajomych, wpadł w poślizg i uderzył w drzewo...

 

Zginęli najbliżsi, przeżył on. Fizycznie...

 

Przez lata ból serca nie dawał mu spokoju. Serca, które pękło od ciężaru straty. Nie próbował niczego, aby go uśmierzyć. Wiedział, że nic to nie da.

Siedział więc tylko i wegetował, lecz nóż kusił coraz bardziej...

Nęcił srebrzystym blaskiem oczyszczenia, nadzieją ukojenia...

 

*

 

W końcu go chwycił... – Tyle lat przeżyłem na tym świecie, który odebrał mi wszystko! – i przebił bolące serce...

 

Czekał na śmierć, lecz ona nie nadeszła...

 

Zapomniał bowiem, że nie można zabić trupa...”

 

– Mamy i drabble! – wykrzyczałem wreszcie. – Co o nim sądzisz, Weno?

Kobieta swoim wcześniejszym zwyczajem obróciła głowę w kierunku monitora i zamyślona zaczęła czytać. Po chwili odwróciła się z powrotem i rzekła:

– No, no, nawet ujdzie w tłoku.

– Wenoooo! – krzyknąłem z wyrzutem. – Miałaś być delikatniejsza...

– Ale przecież jestem, skarbie. Zobacz... – I w tym momencie pogłaskała mnie po twarzy, a językiem polizała prawy policzek.

– Napalona jesteś, a nie delikatna, babo ty diabelna!

Nachyliła się do prawego ucha, szepcząc uwodzicielsko:

– No i? Pisz dla mnie... pisz dla mnie więcej, a później się zobaczy...

– Co tym razem? – spytałem zaniepokojony.

– Opowiadanie...

– Wenooooo! Zabijasz mnie!

– Krótkie... miałam być delikatna, pamiętasz?

– Pamiętam... Nie zmienisz zdania? – Próbowałem przemówić do jej nieistniejącego sumienia.

– Nie... Pisz dla mnie skarbie, pisz, a uwierz, że po raz kolejny się nie zawiedziesz. – Mówiąc to, przygryzła mi ucho, delikatnie, lecz na tyle mocno, abym to poczuł.

 

Ech, nagle z niej wyszła ukryta nimfomanka, co za baba!

 

– Niech będzie, ale o czym tym razem?

– O cierpieniu...

– Słuchaj no, jeśli będziesz się tak do mnie kleić i szeptać do ucha, to nie dam rady nic napisać. – Zwróciłem jej uwagę.

– Trudno, radź sobie, tak jest bardzo wygodnie... – odparła, mrucząc.

– Ech, no dobra, przeżyję, ale słuchaj. Czy ból i cierpienie to nie to samo?

– Oj nie kochanieńki, nie. I nawet nie każ mi tego tłumaczyć, bo w łeb dostaniesz.

No patrzcie ją, jeszcze mi grozi. Ale co zrobić? Życie...

– Dobra dobra, biorę się do roboty i piszę... zadowolona?

– Jak najbardziej...

 

No to jedziemy. Cierpienie, cierpienie... Chyba coś się machnie:

 

„Obudził się niespodziewanie. Silny ból głowy otępiał jego zmysły. Miał wrażenie, jakby zderzył się z ciężarówką, a przynajmniej dostał czymś mocno przez łeb. W ustach czuł metaliczny posmak krwi, a gdy podniósł wzrok, widział jak przez mgłę. Zarejestrował jedynie niewyraźną sylwetkę jakiegoś człowieka.

Spróbował się ruszyć, jednak zdał sobie sprawę, że to niemożliwe. Był skrępowany liną i przywiązany do krzesła.

Jego zmagania nie uszły uwadze tajemniczej postaci, gdyż po chwili usłyszał przytłumiony głos:

– No proszę, proszę, nasza śpiąca królewna się przebudziła. Jednak coś słabo ci to idzie. Czekaj, pomogę. – W tym momencie strzelił go z liścia tak mocno, że o mało znowu nie zapadł w „sen”. Lewy policzek palił przeraźliwym bólem, jednak ogromnym wysiłkiem otworzył oczy. Dostrzegł wielkiego faceta w skórzanej kurtce i dżinsach. Na twarz nieznajomego widniał spokój, jednak wiedział, że... to tylko pozory. Pod tą maską kryła się nienawiść, nienawiść do niego. Mężczyzna przerwał jego rozmyślenia:

– Możesz mnie nie pamiętać, możesz nawet nie znać, ale ja cię pamiętam, znam i to jest twój najgorszy koszmar. Tak jak ty byłeś moim... jebany piromanie.

Umysł chłopaka zaczął się rozjaśniać. Czyżby ten facet mieszkał w domu, który ostatnio podpalił. Czy go widział? Nie, niemożliwe...

– Czy... ty...? – wychrypiał z trudem.

– Tak, mieszkałem w tamtym domu. Z rodziną... Z rodziną jebańcu! Wracałem właśnie z nocnej zmiany, gdy zobaczyłem, że płonie. Czym prędzej wysiadłem z auta i popędziłem jak obłąkany na ratunek. Jednak podczas biegu, w ułamku sekundy, dzięki łunie światła, który dawał już wtedy sporej wielkości ogień, widziałem cię. Widziałem! Jak napawałeś się swoim dziełem. Zapamiętałem twarz chuja, który zamordował moją rodzinę... który sprawił, że słyszałem krzyki bólu i cierpienia, dwóch najważniejszych dla mnie kobiet... palących się żywcem. Krzyk żony, krzyk małej córeczki. Od tamtej chwili słyszę je bez przerwy. A to wszystko przez ciebie! Zapłacisz za to i to tak, że będziesz żałował dnia, w którym się urodziłeś!

Nagle mężczyzna, błyskawicznie dopadł swojej ofiary i znienacka wbił podpalaczowi w prawe udo skrywany w rękawie nóż.

Rozległ się przerażający krzyk bólu. Do oczu napłynęły łzy. Oddech przyspieszył, organizm uwolnił adrenalinę.

– Dlacze... dlaczego mi to robisz? To... w twoim wykonaniu, tylko zwykła zemsta... – wycharczał.

– Ty się jeszcze pytasz dlaczego?! Pytasz się dlaczego?! – W tej chwili drugi nóż wbił się w udo chłopaka.

Mężczyzna był na granicy furii. W końcu przebił się swoim głosem przez krzyki torturowanego:

– Dlatego, że jesteś zwykłym śmieciem. Zamordowałeś z zimną krwią moją rodzinę, napawając się tym jak płonie moje życie. Zemsta? Tak, zemsta za tych... dla tych, którzy już się zemścić nie mogą. Ale spokojnie, dopełnię swojego obowiązku! Pomszczę ich! A ty, padalcu, będziesz cierpiał. Tak długo na ile ci pozwolę, a potem zdechniesz. Ale, ale, koniec tego pierdolenia. Czas przejść do działania.

Facet poszedł do młodzieńca, złapał go za dłoń i bez ostrzeżenia złamał jeden palec.

Znowu rozległ się akompaniament krzyku i cierpienia.

– Proszę... miej litość... – wyjąkał łapiąc powietrze pomiędzy wstrząsami docierającego do niego bólu.

– Litość? Pojebało cię? A miałeś ty litość dla mojej żony? Dla córeczki? Jakiekolwiek skrupuły? Pomyślałeś, co może się stać? Że ktoś może zginąć? Nie! Podpaliłeś, zabiłeś, bo tak chciałeś i chuj! Co ty? Pierdolony Bóg?! Że możesz życie ludziom odbierać, kiedy cię tylko najdzie ochota?! Litość?! Nie rozśmieszaj mnie. Gdy pomyślę, że Pola za niedługo poszłaby do pierwszej klasy, to... ja pierdolę! – Z oczu popłynęły mu łzy... Rozległo się chrupnięcie kolejnego łamanego palca...

I znowu...

 

I znowu...

 

I znowu...

 

I znowu...

 

I tak do dziesiątego. Chłopak kilka razy prawie stracił przytomność z bólu, jednak facet otrzeźwiał go wodą, nie pozwalając mu odpłynąć.

– Co? Przyjemnie prawda? Prawie tak przyjemnie, jak mojej rodzinie, co? Chuju! – wykrzyknął, uderzając go z całej siły w twarz.

W pewnym momencie podpalacz wypluł ząb.

– O proszę, widzę, że masz propozycje, wychodzisz z inicjatywą. Brawo. – Zaczął klaskać. – Spełnię twoją prośbę. A więc ząbki. Dobrze, idę po obcęgi.

– Ni... nie – błagał z całych sił, lecz na próżno. Bowiem nieznajomy wracał już z narzędziem tortur.

– Ojojoj, spokojnie mój drogi. Wyrwę ci tylko kilka, żebyś nie zdechł z powodu krwotoku, przed wielkim finałem. No to co? Chyba biorę się do pracy? – spytał, po czym złapał go za szczękę i siłą otworzył usta.

– To może przednie cztery na dole? Co? Co? Zgadzasz się? Ja też, no to mamy ustalone.

No i się zaczęło... Istny festiwal bólu i cierpienia. „Pacjent” wiercił się i wierzgał z całych sił, lecz wielka dłoń „dentysty” trzymała jego szczękę niczym w imadle.

Krew lała się z dziąseł tak obficie, że nieznajomy musiał co jakiś czas pochylać głowę podpalacza do przodu, aby się nią nie udławił.

Gdy zakończył „zabieg” torturowany wyglądał jak wrak. Noże wbite w uda, obecnie tamowały możliwy krwotok. Wszystkie palce dłoni, powykręcane i powyginane w nienaturalny sposób. Zwieszona w dół głowa, a z ust płynąca krew, która kapała na czarną bluzę.

Żałosny widok...

– Halo? Halo? Żyjesz tam jeszcze?

Odpowiedziało mu bulgotanie.

– Doskonale. Nie wiem, czy wiesz, ale strasznie cuchniesz. Trzeba cię umyć, a do tego najlepiej nadaje się... tak! Masz absolutną rację, benzyna! – Podniósł i otworzył stojący już jakiś czas obok niego, kanister. Zaczął powoli oblewać chłopaka.

– Wiesz, robię to delikatnie, aby nie daj Boże, żadna kropla nie dostała ci się do oka – mówiąc to, płakał. Łzy płynęły po jego policzkach. Wspominał, jak mył włosy swojej córeczki i musiał uważać, aby szampon nie dostał się jej do oka i go nie podrażnił. Wspominał, że było to trudne zadanie, gdyż niesforna dziewczynka nie chciała usiedzieć w miejscu. Wspominał, jak wtedy przychodziła żona i pomagała mu... Tak wiele miał wtedy radości, tak wiele szczęścia... a teraz zostało mu to odebrane!

Gdy skończył całą procedurę, odpalił wyjętą z kieszeni zapalniczkę.

– Nigdy nie poczujesz bólu, nie doznasz cierpienia równie wielkiego, jak ja. Cierpienia wywołanego stratą. Cierpienia duszy, które wywołuje świadomość, że najważniejsze dla ciebie osoby spłonęły żywcem, jak w jakimś jebanym piekle. Nie doznasz cierpienia związanego z tym, iż nagle dociera do ciebie fakt, że nie masz już nikogo bliskiego. Zwala cię on z nóg i odbiera chęć życia. Ale za to możesz poczuć ból, doznać cierpienia, jakie zgotowałeś swoim ofiarom, mojej rodzinie. A teraz zapamiętaj sobie raz na zawsze, spaliłeś o jeden dom za dużo... Weź te słowa do piekła, do którego trafisz i w którym również będziesz się smażył... przez wieczność!

Niewiele więcej mówiąc, rzucił zapalniczkę w stronę piromana. Po chwili zajął się żywym ogniem.

Mężczyzna patrzył beznamiętnie, jak płomienie nabierają mocy trawiąc coraz bardziej ciało chłopaka. Jego wrzaski na powrót przywołały wspomnienia z tamtej nocy oraz ich krzyki. Krzyki, które rozbrzmiewają w jego głowie, każdego dnia, każdej nocy, w każdej jebanej sekundzie...

 

Po kilku minutach ucichły wszelkie wrzaski. Czuć było tylko żar i smród palonego mięsa.

Po mężczyźnie nie było widać nic. Maska, którą przybrał nie zdradzała emocji. Nie słyszał trzasków ognia obok... słyszał tamtą noc, jak jego życie pochłaniały płonienie...

 

Stał tak jeszcze przez moment, aż w końcu wyjął zza paska broń...

– Kochane, dokonało się. Możecie być spokojne. Wasz bohater was pomścił...

 

Po chwili, przez odgłosy ognia przebił się huk wystrzału...

 

O jeden dom za dużo...”

 

*

 

– Mam, w końcu mam... opowiadanie... – powiedziałem wykończony.

– No, trochę ci to zajęło, ale pokaż, pokaż.

Czytała, a ja starałem się zregenerować umysł po jakże tytanicznym wysiłku. Przymknąłem lekko oczy i wsłuchałem w miarowy oddech Weny...

 

– No no, kochanieńki, muszę powiedzieć, że nawet nawet. – Uśmiechnęła się, kierując na mnie swój wzrok.

– „Nawet, nawet”, a tak się starałem. – Zacząłem swój lament.

– Oj nie łam się, toż to pochwała, największa jak dotychczas.

– I co teraz? – spytałem niepewnie.

– Jak to co? Poprawki, korekta i publikujemy – odparła z uśmiechem.

– Jesteś pewna?

– Jak najbardziej, poza tym dawno nie opublikowałeś czegoś dłuższego, prawda?

– Prawda...

– No, to tym bardziej trzeba opublikować.

– No niech będzie – rzekłem bez większego entuzjazmu.

– A właśnie, czekaj.

– Co?

– Daj mi na chwilę dostęp do lapka. Muszę coś napisać.

– Co napisać? – zdziwiłem się.

– Oj nie marudź, tylko dawaj.

– Ej no, nie przepychaj się! Ej! No co za baba...

– Da...

 

*

 

Witajcie!

 

Tak, z tej strony Wena ;) Słuchajcie czytelnicy i czytelniczki i ktokolwiek inny jeszcze, kto będzie to czytał, demony, wilki i inne cuda stwory. Mam do was wielką osobistą prośbę, taką między nami, żeby ten Grafoman, co to, to wszystko napisał o tym nie wiedział. Rzucał się tam trochę, że mu niby najeżdżam jego wielkie dzieło, jakimiś podejrzanymi słowami, ale go udobruchałam ;) A więc no właśnie, wracając do samej prośby. Jeśli komukolwiek będzie się chciało i przeczyta całość tego „dzieła”, bo przyznać muszę, że się napłodził skubany... To weźcie mi powiedzcie, czy mu choć trochę pomogłam? I się sprawdziłam, jako Wena? No wiecie, w tych tam waszych komentarzach, co to mi o nich ten Grafoman opowiadał. Bo wiecie... ja nie mam pewności, czy powinnam do niego przybywać, czy nie, a chcę wiedzieć, chcę mieć pewność. Rozumiecie? No pewnie, że tak ;)

O kurcze, miałam tylko kilka słów napisać, a tu tyle się ich nazbierało. Czyżbym się sama sobie udzieliła? Kto wie? ;)

No, ale ale, teraz już mi wybaczcie. Zbieram się. Mamy z Grafomanem łóżko do wypróbowania ;)

 

Żegnajcie! :)

 

I pamiętajcie dać mi znać! ;)

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (39)

  • Mistrzostwo:) No pewnie, że pomogłaś Weno:)

    Pozdro:)
  • Shogun 29.03.2021
    Witaj illibro ;) Tak, to znowu ja, Wena ;) Wepchnęłam się przed lapka temu grafomanowi, bo już chciał jakieś banialuki pisać ?
    Cóż, nawet nie wiesz jak się ucieszył "autor" tego tego no tutaj, że mimo wszystko doceniłeś jego grafomańskość, a i ja jestem wdzięczna, że jako pierwszy odpowiedziałeś na moją prośbę :)
    Dziękuję i kto wie? Może się będę częściej u tego Grafomana pojawiać, może... ;)

    A teraz pozdrawiam już, bo się tu rzuca opentaniec ?

    Uffff, w końcu odzyskałem łapka, no nawet nie uwierzysz co to za baba! Pierwsza do wszystkiego! ? Ze swej strony również dziękuję za koment i za odpowiedź na prośbę tego babsztyla, bo żyć by mi nie dała ?

    Pozdro! ;)
  • Onyx 29.03.2021
    Witaj Weno i Lisełku!
    Widzę, że dziś razem ??
    A teraz na serio: fajny tekst, w Shogunowym stylu. Uśmiałam się podczas czytania ;)
    Bardzo dobry opis łamania palców i wyrywania zębów piromanowi, aż mnie palce i zęby zabolały. ?
    A, i super drabble. Najbliżsi faceta zginęli, on tak samo, tylko że nie fizycznie... i na koniec, próbował i siebie samego zabić, co mu się jednak nie udało, gdyż on był już martwy, był razem z najbliższymi, "gdzieś tam", w świecie umarłych.
    Psssttt... Weno, masz pojawiać się u Liska częściej, zdecydowanie. ;)
  • Shogun 29.03.2021
    Witamy cię wespół, gdyż w końcu do lapka mnie dopuścił babsztyl wredny haha :D
    Ano razem, bośmy tam... tego tam... no... ;)

    Dobra, oddawaj tego lapka, bo bajdurzysz Grafomanie. Witam ponownie, tu znowu Wena we własnej osobie ;) Odpowiem za niego, bo bredzi...
    Cóż, ano, taki już chaotyczny styl ma ten pajac, co poradzić? ;)
    Hmm, natchnęłam go chyba... to i napisał w miarę autentycznie, to samo z drabble, dlatego powiedziałam mu, że "ujdzie w tłoku", a ten jeszcze marudził, masz pojęcie? Marudził za taki komplement, niewdzięcznik! ;)

    Cóż, no będę do niego zaglądać, będę, bo beze mnie to biedak nic nie zrobi, ot co!

    A teraz pozdrawiam w swoim imieniu oraz jego, bo nie dopuszczam go do lapka... cóż, zmęczony jest i by mu się literki plątały. Dlatego lepiej, gdy ja mam kontrolę ;)
  • Onyx 29.03.2021
    Shogun
    To ten, tego...

    Witaj Weno! No cóż, Lisy marudne som, i cóż poradzić? ;)
    A właściwie pół lisy, pół ludzie, i pół wojownicy ;)

    Zaglądaj zaglądaj, Opowijczycy będą wdzięczni ;)
    A, prośba... Może i czasem do mnie byś zaglądnęła?

    Masz go uspać, bo skoro nie spaliście, boście ten tego...
    Pozderki dla Weny i Liska że strony Wilczki!
  • Shogun 29.03.2021
    Onyx rozważę rozważę i zobaczę, czy mnie "Maruda" puści ;)
  • Onyx 29.03.2021
    Shogun
    Dziękuję za rozważenie, Pani Weno ;)
    Matura puści ;)
  • Onyx 29.03.2021
    ...
    Maruda...
  • Mess 29.03.2021
    Wena...wene To ja mam, ale czasu brak. Zostawiam 5.
  • Shogun 29.03.2021
    Ano, również często cierpię na brak czasu, niestety...
    Co do drugiego komentu, to tak, powinno być "myślałam", literówka się wkradła wredna ?
  • Mess 29.03.2021
    Hmm nie jestem pewny ale czy tu: "Tak myślałem. – Uśmiechnęła się i przylgnęła do mnie jeszcze bardziej, choć już wcześniej czułem na sobie każdą część jej ciała" nie powinno być tak myślałam? Bo to wena chyba mówi
  • Akwadar 29.03.2021
    Fajne opko, z interesującym pomysłem na " Wenę". Jeszcze jakbyś dopracował technicznie, byłoby super. Konstrukcja niektórych zdań wręcz domaga się poprawy, "stłoczone" zaimki miejscami krzyczą wniebogłosy, a przecinki rozbrykane jak źrebaki... ;)
    No, ale powtórzę:
    Niezły i przemyślany tekst.
  • Shogun 29.03.2021
    Dzięki Wodniaku :)
    Ano tak, późne godziny nocne nie sprzyjają technicznej poprawności, a ręce świerzbią, aby opko opublikować, gdyż niecierpliwe są tak jak ja.
    Przecinki to mój od dawien dawna nemesis i ciężko z nimi idzie, ale co do reszty, to będę jeszcze tekst gruntownie przeglądał :)
  • Akwadar 29.03.2021
    Shogun przejrzyj :)
  • Shogun 29.03.2021
    Akwadar ;)
  • Trzy Cztery 29.03.2021
    Shogun , ciekawe, czy tematy Twoich dzieł zależą od koloru włosów Weny. Tu mamy czarnulkę, to i w tekstach ciemno i ponuro. A gdyby tak ruda? Albo - z pasemkami?
  • Shogun 29.03.2021
    Trzy Cztery Heh, ciekawa obserwacja, chyba sam nawet tego nie zauważyłem, ale coś w tym może być. Bo na przykład, gdy bohaterka ma włosy blond, to w tekście z początku może być ponuro, ale na końcu ostatecznie jest miło i przyjemnie, więc kto wie? Kto wie? haha ;)
  • Bajkopisarz 29.03.2021
    A, czyli u Ciebie jest Wena. Bo się właśnie zastanawiałem, gdzie sobie poszła. To jak skończycie, odeślij ją proszę, jest mi tutaj potrzebną ?
    W opowiadaniu o cierpieniu mściciel powinien mordercę podpalić, ale potem ugasić, żeby sobie jeszcze pocierpiał. Tak to za szybko dał mu uciec w inny wymiar.
    Zaimkoza dość zaawansowana, zapewne skutek uboczny przedawkowania walorów Weny. Ogranicz trochę, bo w płuca wejdzie.
  • Shogun 29.03.2021
    Heh ? Dam jej znać, w końcu mi dostęp do łapka dała i spać poszła, ale pewny nie jestem, czy mnie tak szybko opuści ?
    Nie no Bajko, coś Ty? Wypluj te słowa! Człowiekiem trzeba być jednak :)
    Ano, zapewne masz rację, zaimkoza spowodowana przydługością tekstu i specyficzną narracją, a i upojeniem walorami drogiej Weny ;) Już trochę z nią dziś powalczyłem (z zaimkozą znaczy, ale z Weną też ??), ale powalczę jeszcze.
    Ograniczę, coby płuca odciążyć ;)

    Ps Dotarł do Ciebie Bajko mój mail?
  • Bajkopisarz 29.03.2021
    Shogun - no właśnie nie dotarł, w spamie też szukałem, ale nic.
  • Shogun 29.03.2021
    Bajkopisarz o kurcze, no nic, zaraz wyślę raz jeszcze.
  • Bajkopisarz 29.03.2021
    Shogun - ok, jakby nie doszedł, napiszę zażalenie :)
  • Shogun 29.03.2021
    Bajkopisarz poszło ;) Informuję, że wszystkie zażalenia rozpatruję w trybie urzędowym ;)
  • Bajkopisarz 29.03.2021
    Shogun - obejdzie się bez skargi cesarskiej, doszło, już nawet odpisałem. Dzięki wielkie!
  • Shogun 29.03.2021
    Bajkopisarz byłem, widziałem, odczytałem ;) Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłem pomóc ;)
  • Bajkopisarz 30.03.2021
    Shogun - a film zaiste polecam wszystkim samurajom :D
  • Shogun 30.03.2021
    Bajkopisarz a obejrzałem wczoraj ;) Po prostu świetny, a zakończenie po prostu mistrzowskie :D
  • Bajkopisarz 30.03.2021
    Shogun - a jak szybko walczyli ;)
  • Shogun 30.03.2021
    Bajkopisarz Techniką jednego niewidzialnego cięcia śmierci ;)
  • laura123 30.03.2021
    Tak sobie myślę, że musi być ciężko pisać z taką lalunią na kolanach... i za ten trud 5
  • Shogun 30.03.2021
    To prawda, łatwo nie jest, ale czego się nie robi dla "sztuki" haha :D
  • Ant 02.04.2021
    Ale długi tekst!
  • Shogun 02.04.2021
    Heh ? Jak się przełamałem na długie teksty, to już konkretnie ?
  • Nachszon 05.04.2021
    Zacząłem ileś tam dni wcześniej, coś mi przerwało czytanie, ale pamiętałem, aby wrócić. Cudo. Aby świadomie napisać hmmm, grafomańskie fragmenty, trzeba naprawdę mieć pojęcie, jak tego nie robić. Przecudowny dystans do samego siebie, a opowiadanie o zemście za podpalenie domu, cudne. Mistrzostwo opisać taki dramat w sposób, aby człowiek nie mógł przestać się uśmiechać, czytając. I Wena. Pełna erotyzmu, podniecająca, prawdziwa zaborcza suka, która tak niekiedy zaślepia człowieka, że ten w radości tworzenia przestaje widzieć własną delikatnie mówiąc niedoskonałość. Czy to źle? Nie, to dobrze, ponieważ jeżeli człowiek ma radość z tego, co robi, a nie jest to coś, co krzywdzi innych to już jest wygrany. Oczywiście bezapelacyjne pięć za humor, dystans, pomysł i brak kija w tyłku.

    I na koniec technikalia-sralia ("Lubisz Nachszon grzebać w tekście i wyłapywać potknięcia? To może sobie lepiej w dupie pogrzeb" - sam sobie teraz tak mówię i dlatego "sralia", bo od jakiegoś czasu nie lubię tego robić. Zostawiam to fachmenom z innego portalu), ale skoro już zauważyłem to piszę:

    Rozległ się przerażający krzyk ból
    Rozległ się przerażający krzyk bólu (?)

    Wyrwęci tylko kilka
    Wyrwę ci tylko kilka

    Mężczyzna patrzył beznamiętnie, jak płomienie nabiera mocy
    Mężczyzna patrzył beznamiętnie, jak płomień nabiera mocy
    albo
    Mężczyzna patrzył beznamiętnie, jak płomienie nabierają mocy
  • Shogun 05.04.2021
    Dziękuję za piękny komentarz i za słowa.
    "Nie, to dobrze, ponieważ jeżeli człowiek ma radość z tego, co robi, a nie jest to coś, co krzywdzi innych to już jest wygrany" - bardzo dobrze powiedziane. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza jeśli ktoś chce nas do czegoś zniechęcić, odciągnąć od czegoś, co w jego odczuciu jest niewłaściwe.

    Co do technikaliów-sraliów również nie lubię ich wytykać, ale lubię jak mi wytykają, bo zazwyczaj nie wszystkie sam wyłapie ;)
    Tak więc dziękuję za "wytknięcia" wezmę je na warsztat ;)
  • Kocwiaczek 10.04.2021
    "A niektórzy wielcy za sprawą jej szału, żyją w biedzie i w biedzie umierają, gdyż dopiero umarlak dobrze się sprzedaje, po ułamku dziejów, w którym ludzkość dotarła do czasów, które autor widział już wcześniej?" – dobre to:)

    – Tak myślałem. – Uśmiechnęła się/ myślałam;
    No no/ przecinek pomiędzy;
    roboty i pisze/ę;
    ale pokaż pokaż/ przecinek pomiędzy;
    Masz trochę nadwymiarowych "się", zaimków i brak gdzieniegdzie przecinków, ale nie będę się czepiać :D

    Podoba mi się sama koncepcja tekstu (Hehe, ja też mam dużo "się" tutaj). Nie jest jednolity. Powoli budujesz historię, która zawiera kilka innych. Wpleciony żart i podtekst na moment wytrącają czytelnika, by trafił zaraz na coś "głębokiego". Ale te wytrącenia są super, bo nie raz, nie dwa prychnęłam śmiechem:D... A potem łzy się cisnęły, jak poszłam dalej i przeczytałam o podpalaczu. Czasem bałam się siebie pisząc, ale wiem, że ty masz w sobie znacznie większą nutkę sadysty i powinieneś częściej pisać teksty o przemocy. Potrafisz wzbudzić złość, smutek, niechęć i chęć... aby kogoś kolokwialnie zaje*ać. A to atut, bo trzeba kogoś umieć do tego przekonać. Nie powiem, iż ten tekst jest idealny, możesz go spokojnie dopracować pod względem stylu i interpunkcji, ale wiem, że pozwolił on przełamać pewną barierę, która dopada każdego z nas, gdy robimy sobie przerwę. Brakowało mi takiego Szogunowego pisania. U ciebie się po prostu nie nudzę. Jest po twojemu, do tego już się przyzwyczaiłam i chociaż zawsze oczekuję od ciebie więcej i więcej (a co, też mogę być wredna:)), to jestem ukontentowana tym opowiadaniem. Masz swoje mocne strony. Szlifuj je, "czymaj i nie puszczaj" :) A Wena dobrze mówi. Łóżko i kolana trzeba mieć zawsze gotowe. Bo kto wie...? :)
  • Shogun 10.04.2021
    Ano, udał się fragment, chyba... ;)

    Poprawkami się zajmę. Kurczę, jeszcze za dużo "się" i zaimków, a tylem już nalikwidował :( haha :D Co do przecinków, to jak zawsze dla mnie czarna magia. Już mniejsza niż kiedyś, ale wciąż haha :D

    Ano, tak mnie właśnie napadła taka koncepcja. Zastanawiałem się czy wypali? Czy nie będzie to przesada? Ale ostatecznie widzę, że spełniła swoją rolę i dobrze wpisała się w tekst/teksty ;)
    No i najważniejsze, że "mix" którym można nazwać ten tekst, dobrze się skomponował wprowadzając w różne nastroje :)
    Fajnie, że rozbawił, a i trochę przeraził? ;) Mam nadzieję, że nie za bardzo, a i że Kocwiaczek nie zaczęła się bać autora ;)
    Ja i nutka sadysty? Czy ja wim? ;) Jakoś tak mi do głowy takie pomysły na teksty wpadają :)
    Cieszę się, że "czuć" tekst, bo to dla mnie najważniejsze.
    Tak, idealny nie jest, głównie pod względem interpunkcji. Styl trochę "kuleje" na potrzeby stylistyki (A przynajmniej tak sobie Grafoman tłumaczy ;) )
    Z pewnością pozwolił się przełamać i to chyba aż za bardzo, bo jak po tych 2 miesiącach zasiadłem, to 8 stron wygrafomaniłem haha :D
    "Szogunowe pisanie"? Chyba zaczynam powoli rozumieć co się na nie składa ;)
    Cóż, też nie lubię nudy, dlatego też dlaczego czytelnik ma się nudzić? I fajnie, że się nie nudzi, nie nudzisz ;P
    A możesz, możesz, pewnie ;P Wymagaj wymagaj, gdyż czytelnicza motywacja bardzo się przydaje ;)
    "Mocne strony" Jakie to? ;P Cóż, codziennie biorę szlifierkę i szlifuję, choć jeszcze daleka droga do "perfekcji" haha :D Czymam i nie puszczam, bo szkoda mi takich "stron" się pozbyć ;)
    Ano właśnie, Wena to mądra i mądrze mówi. Nie to co ten Grafoman ;)
    Racja, gotowe już wszystko mam, może znowu mnie odwiedzi, no bo w końcu... kto wie? ;)
    Dzięki Koci za zerknięcie i jak zawsze dobre słowo ;D
  • Clariosis 12.05.2021
    O mój Shogunie... ;)
    No powiem Ci, naprawdę mnie zaskoczyłeś tym opowiadaniem. No właśnie, kim my, pisarze, bylibyśmy bez weny? Zwykłymi, szarymi ludźmi. To właśnie ta mistyczna Wena, która siedzi tam gdzieś w nas, sprawia, że jesteśmy kim jesteśmy. Nieważne, czy amator, czy profesjonalista - każdy z nas jej potrzebuje. Wena jest, można powiedzieć, zarówno naszą kochanką, jak i matką naszych "dzieci" - kochanką, bo czujemy się świetnie gdy jest, ale gdy gdzieś odchodzi, tęsknimy i czekamy na jej powrót... A matką 'dzieci', gdyż to przecież dzięki niej rodzą się dzieła. ;) Przedstawiłeś całość bardzo obrazowo, z odpowiednią dawką humoru i musze Ci aż powiedzieć, że mnie zainspirowałeś! Może jak znajdę chwilę, to w ramach pisarskiego ćwiczenia nim rzucę się znów na głęboką wodę, to zrobię chwilę przerwy i zastanowię się dzięki Tobie głębiej czym jest właśnie dla mnie wena, która teraz właśnie, niczym natura po zimie, rozkwita we mnie a wręcz krzyczy, spragniona tworzenia?
    Bardzo sympatyczny tekst - choć opowiadanie o podpalaczu trochę ruszyło moje serce. Świetne przedstawienie człowieka, który stracił wszystko. Kiedyś usłyszałam, że ofiara jest ofiarą, póki nie odbierzesz jej czegoś, co jest dla niej najważniejsze... bo gdy to zrobisz, uświadomisz sobie nagle, że straciłeś nad ofiarą kontrolę, a ona gotowa jest zrobić wszystko, dosłownie wszystko, byleby cię ukarać... Ten tekst pokazuje to dobitnie.
    Zostawiam pięć i pozdrawiam serdecznie. :)
  • Shogun 12.05.2021
    O moją Clar... ;) Jak dobrze gościć Cię w swoich skromnych progach :)

    No właśnie, no właśnie to ta Wena pcha nas do tworzenia czy to nam się podoba czy nie. Świetnie ją opisałaś, nic dodać, nic ująć ;)
    Zaszczyt to dla mnie słyszeć, iż stałem się źródłem inspiracji, a raczej mój tekst się stał. Aż ciekawi mnie, co z tego wyniknie ;)
    Bardzo cieszy mnie również wiadomość o tym, że wena Ci dopisuje. Bardzo dobrze, korzystaj z niej póki jej, bo później można tęsknić ;)

    Ano właśnie, gdy odbierzesz komuś wszystko, ten ktoś nie ma wtedy już nic do stracenia i to właśnie w tym momencie przestaje być ofiarą a staje się łowcą gotowym zrobić wszystko, aby pomścić swą stratę, gdyż przecież nie ma nic do stracenia, więc nie ma żadnych hamulców.

    Jak zawsze...
    Pozdrawiam również ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania