Ich dwóch, ja jedna - część 1
Chciałabym Wam przedstawić moje nowe opowiadanie. Piszcie szczerze, co o nim myślicie, bo ja mam wrażenie, że coś tu jest nie tak :/ Miłego czytania :)
***
Byłam zajęta ubieraniem choinki, gdy rozdzwonił się mój telefon. Z lśniącą bombką w kolorze wiśni w dłoni przeszłam kilka kroków i spojrzałam na wyświetlacz leżącej na stoliku komórki. Gdy zobaczyłam, kto próbował się do mnie dodzwonić, serce podeszło mi do gardła, a zaraz potem poczułam niemiły dreszcz przeszywający całe ciało. Naraz powróciły wszystkie wyrzuty sumienia.
Nim odebrałam, wzięłam głęboki oddech, by nieco ukoić nerwy.
– Czemu się do mnie nie odzywasz? – usłyszałam ciepły głos Marcela i coś jeszcze, jakby lekką pretensję skrytą w tym czułym tonie. Zwyczajowo, nie przywitał się nawet ze mną. – Martwiłem się, że coś się z tobą dzieje.
– Wszystko w porządku – odpowiedziałam.
Porozmawiałam z nim jeszcze krótką chwilę, tłumacząc się nawałem obowiązków domowych związanych z nadchodzącymi Świętami Bożego Narodzenia. Gdy się z nim żegnałam po złożeniu życzeń, znów miałam nieodparte wrażenie, że ma o coś do mnie żal.
Marcel, kolega z pracy, a może ktoś więcej, już taki był. Wiecznie miał do mnie pretensje o to, że nie poświęcam mu odpowiedniej ilości czasu. Nie należał do zbyt wyrozumiałych i cierpliwych facetów; kiedy już czegoś żądał, to musiał mieć to podane na tacy natychmiast.
Cieszyłam się, że przez jakiś czas się z nim nie zobaczę. Oczywiście spodziewałam się telefonów od niego, ale to byłam jakoś w stanie znieść.
Odłożyłam komórkę z powrotem na stolik i wzięłam się za dalsze ubieranie świątecznego drzewka. Zapach igliwia w cudowny sposób roznosił się po całym salonie, nadając temu pomieszczeniu niezwykłego, a zarazem cudownego charakteru.
Bez żywego drzewka nie ma prawdziwych świąt, przypomniałam sobie słowa Artura, mężczyzny, z którym łączyła mnie dosyć zaawansowana zażyłość. Tak przynajmniej widziałam to ja.
Na myśl o nim serce niespodziewanie mnie zakuło. Nigdy nie mogłam powiedzieć, że nie brakuje mi adoratorów. Flirtowanie było dla mnie jakąś potwornie trudną sztuką, której nie potrafiłam i nie miałam okazji zastosować. Na widok taksującego mnie wzrokiem mężczyzny robiło mi się gorąco i czułam przemożną chęć ucieczki, połączoną z uczuciem narastającej paniki.
Osobnicy płci przeciwnej, do których potajemnie i gorąco wzdychałam, zwyczajnie mnie olewali. Byłam dla nich przeźroczystą materią, a jeśli już udało mi się z którymś porozmawiać, czułam się jak natręt.
Właśnie dlatego gdy na mojej drodze stanęli, niemalże w tym samym czasie, Artur i Marcel, nie potrafiłam zrezygnować z żadnego z nich. Ten drugi miał być przyjemną alternatywą, gdyby coś nie poszło z tym pierwszym. Żaden z nich nie wiedział, że istnieje ktoś jeszcze, kto zaleca się do mnie i miałam nadzieję, że tak pozostanie na zawsze.
Ktoś obcy zapewne stwierdziłby, że zachowuję się jak suka i jestem totalnie nie fair zarówno wobec Artura, jak i Marcela, ale na swoje wytłumaczenie mogłam powiedzieć, że cały czas towarzyszyły mi wyrzuty sumienia, które były skutkiem ubocznym mojego postępowania.
Nie robiłam tego, by się zemścić, ale jedynie nadrabiałam straty, jakich doznałam w nastoletnim życiu. Moje wytłumaczenie było marne, wiedziałam o tym doskonale, ale cóż mogłam poradzić na to, że nie potrafiłam zrezygnować z któregoś z nich?
By odgonić natrętne myśli, rzuciłam się w wir pracy i zajęłam sprzątaniem całego domu. Późnym wieczorem, gdy kładłam się do łóżka, byłam padnięta. Zmęczenie nie powstrzymało mnie przed tym, by rzucić okiem na telefon. Jak zwykle, o tej porze dnia, czekała na mnie wiadomość od Artura.
– „Słodkich snów, Agatko” – przeczytałam na głos i zrobiło mi się cieplej na duszy, choć jednocześnie zrobiło mi się szkoda Marcela.
Myśląc o nich obojgu, odpłynęłam w krainę snu.
Komentarze (12)
To "mój" jest chyba niepotrzebne, bo wydaje mi się, że wiadomo, o czyj telefon chodzi. Prowadzisz narrację w pierwszej osobie i... Powinnaś podkreślić, do kogo należy aparat, jeśliby był kogoś innego niż głównej bohaterki, a tak...
– „Słodkich snów, Agatko” – przeczytałam na głos i zrobiło mi się cieplej na duszy, choć jednocześnie zrobiło mi się szkoda Marcela.
Jeśli przeczytała na głos, to nie powinno być jak wypowiedź, bez cudzysłowów? Ale tego nie jestem pewna. Masz w tym zdaniu powtórzenie. "zrobiło"
Nie wiem, dlaczego uważasz, że coś jest nie tak. To troszkę nie Twoje klimaty, ale podoba mi się od tytułu począwszy, na ostatnim zdaniu skończywszy. Chętnie przeczytam drugą część.
Opowiadanie świetne jak zawsze! ;3
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania