I'm Your Hope | cz. 4

Lilly od dobrych trzydziestu minut zadaje nam różne pytania na temat Kookiego.

 

- Mam jeszcze ostanie pytanie — powiedziała dziewczyna.- Czy miał jakichś wrogów lub wspominał wam, że może mieć jakieś kłopoty? Może zachowywał się inaczej?

 

- Hmm... Kiedyś mówił, że dokuczali mu jacyś koledzy z uczelni, ale to sprawa sprzed roku czy nawet dwóch lat. Przez ubiegły tydzień był bardzo zestresowany i cichy. Wszyscy jednak myśleli, że to przez ostanie koncerty lub nadmiar pracy. Jednak myślę, że gdyby coś mu leżało na sercu, powiedziałby mi lub któremuś z chłopaków — odpowiedział Jin.

 

- Dobrze... To na razie wszystko. Jutro chciałabym porozmawiać z resztą. Dzisiaj już nie chcę was zamęczać. Na chwilę obecną za dużo wrażeń- szatynka lekko się uśmiechnęła i wstała z kanapy.

 

- Odwiozę cię- powiedział J-Hope.

 

- A może ja ją odwiozę? Hobi, ty też musisz trochę odpocząć — zaproponowałem, również wstając.

 

- Jimin ma rację. Co za dużo to nie zdrowo Oppa — na jej słowa Hoseok wstał i zamknął ją w szczelnym uścisku.

 

- Tak bardzo tęskniłem. Za długo nie mówiłaś do mnie oppa- zaśmiał się Hobi.

 

- Ja też tęskniłam.

 

- Boże, jakie to wzruszające — odezwał się Jin, na co się zaśmiałem.

 

- Jimin, uważajcie na siebie. Bądźcie cały czas pod telefonem i...

 

- I mam zadzwonić, gdyby coś się działo, tak wiem.

 

- Ubierzcie się ciepło. Lilly, nałóż bluzę — Jin podał dziewczynie swoją granatową bluzę. - Ochłodziło się i mocno wieje. Nie chcę, żebyś się przeziębiła.

 

- Dziękuję Jin — uśmiechnęła się, co starszy odwzajemnił i rozłożył ręce, dając jej znak, żeby go przytuliła.

Dziewczyna się zaśmiała, po czym objęła chłopaka.

Widać, że ją polubił.

Zupełnie nie przypomina tej Lilly, która kilka godzin temu mierzyła bronią w człowieka.

Dziewczyna pożegnała się jeszcze z Hoseokiem, po czym nałożyła bluzę i poszliśmy do przedpokoju. Ubraliśmy się, a następnie otworzyłem drzwi, przepuszczając ją pierwszą.

 

- Panie przodem — uśmiechnąłem się.

 

- Dziękuję.

 

- Jimin! Zapnij...- zamknąłem szybko drzwi, kiedy usłyszałem słowa Jina.

 

Dziewczyna zaśmiała się na mój czyn.

Lekko się uśmiechnąłem.

Poszliśmy do mojego samochodu i ruszyliśmy w stronę domu szatynki.

Jechaliśmy w przyjemnej ciszy, dopóki nie zauważyłem, że dziewczyna posmutniała.

 

- Ej, co się stało?

 

- Nic, wszystko jest w porządku.

 

- Widzę zupełnie co innego.

 

- Po prostu przypomniała mi się pewna sytuacja z dzieciństwa...

 

- Jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, to zrozumiem — uśmiechnąłem się do niej.

 

- Może kiedy indziej ci o tym opowiem — zaśmiała się krótko.

 

- Masz już może jakiś plan na odbicie Jungkooka?

 

- Tak jakby mam, ale muszę jeszcze pozałatwiać parę spraw, żeby to w ogóle się udało.

 

- Może mógłbym ci jakoś pomóc? Podobno co dwie głowy to nie jedna.

 

- Okej, w sumie przyda mi się czyjaś pomoc — uśmiechnęła się.

 

Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy.

 

Gdy dojechaliśmy pod jej dom, zaparkowałem obok bramy.

 

Wysiedliśmy i poszedłem odprowadzić dziewczynę do drzwi.

 

- Jimin? - odezwała się dziewczyna, kiedy dochodziliśmy do domu.

 

- Tak Lilly?

 

- Mógłbyś mi pomóc już teraz? Myślę, że nie możemy tracić czasu i w ogóle... Oczywiście, jeżeli się czujesz na siłach, bo jeżeli nie... - zaśmiałem się, kiedy zaczęła mówić coraz szybciej.

 

- Jasne, że ci pomogę już teraz- uśmiechnęliśmy się do siebie i weszliśmy do domu.

 

Po raz drugi dzisiaj przybiegły dwa psy, gdy ściągaliśmy buty.

 

Pogłaskałem Mike, a następnie owczarka.

 

- Pierwszy raz polubiły kogoś od razu — usłyszałem śmiech dziewczyny.

 

- W takim razie czuję się zaszczycony — uśmiechnąłem się i spojrzałem na jej twarz.

 

Przez przypadek nasze spojrzenia się spotkały, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jej ślicznych, piwnych oczu.

Po chwili dziewczyna odwróciła wzrok.

 

- Może zabierzmy się do roboty.

 

- Emm... Tak, to dobry pomysł.

 

Poszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie. Dziewczyna zaczęła tłumaczyć mi cały plan. Troszeczkę go zmieniliśmy, przez co wydawał się po prostu idealny.

Zaczęliśmy załatwiać potrzebne rzeczy. Lilly dzwoniła do swoich zaprzyjaźnionych gangów, które miały nam pomóc dowiedzieć się więcej na temat ludzi, którzy stoją za porwaniem Maknea. Ja za to zająłem się sprawami organizacyjnymi.

 

To musi się udać.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania