Imię

-To dziecko jest niesamowite.- powiedziała cicho gruba Beata, zadzierając głowę wysoko, by spojrzeć na postać siedzącą na dachu stodoły, wyraźnie odcinającą się na tle błękitnego nieba. Gwoli ścisłości dodam, że była to mała dziewczynka, najwyżej ośmioletnia, o wdzięcznym imieniu Asteria.

-Jak ona się tam znalazła?- pytała raz po raz Miss Jean, postukując nerwowo obcasami swoich modnych szpilek, pod którymi dogasał niedopałek papierosa, którym po raz ostatni się zaciągnęła. Miss Jean była Francuzką, mieszkającą nieopodal grubej Beaty, która czasem opiekowała się Asterią. Właściwie słabo znała swoich sąsiadów, wiedziała o nich jedynie tyle, że przygarnęli dziewczynkę z sierocińca w Moskwie, ponieważ... właśnie dlaczego? Warto byłoby się o to spytać, jednakowoż to pytanie postanowiła zadać sobie w drugiej kolejności. W pierwszej chciała się dowiedzieć dlaczego dziecko, którym się opiekowała magicznym trafem znalazło się na dachu stodoły, na której wejście nie było żadnej możliwości, poza starą spróchniałą drabiną, leżącą na strychu domu Beaty od niepamiętnych czasów. Miss Jean poszła tylko na chwilę za potrzebą, a kiedy wróciła ukazał się jej widok niezwykły. Zatelefonowała, więc do Beaty, która niezwłocznie wróciła do domu i teraz obie patrzyły jak idiotki, na to, jakby to ująć, zjawisko.

Miss Jean chciała spytać Asterię jak się tam znalazła, jednak nie uczyniła tego wiedząc, że nie przyniosłoby to żadnego rezultatu. Dziewczynka w wieku ośmiu lat nigdy nie wydobywała z siebie głosu, chyba, że licząc pojedyncze momenty kiedy to wymawiała czyjeś imię. Tak właśnie. Moskiewska dziewczynka nie umiała składać zdań, ba, nie umiała nawet mówić pojedynczych słów. Jedynie imiona: Daria, Maria, Halina, Janina, Ola, Pola. Cały katalog. A każde z imion było dla niej inną emocją. Na przykład imię Beata, należące do jej przybranej matki, powiedziała trzy razy, a za każdym razem brzmiało w jej ustach pobłażliwie. Jean, imię Francuzki wymawiała spokojnie i wyraźnie, jakby mówiła do osoby głuchej, Jean nie lubiła tego, jednak póki co zdarzyło to się tylko kilka razy. Było też imię Arleta. I było to imię niezwykłe, należało bowiem do jej siostry, która wraz z nią została adoptowana z moskiewskiego przytułku. Nie wiadomo jakie relacje łączyły Asterię i Arletę, ponieważ jedna nie umiała na ten temat nic powiedzieć, a druga- Arleta nie chciała nic mówić. Powiem jedynie, że ośmiolatka, imię Arleta wymawiała ze szczególną miłością i robiła to bardzo często. W jej ustach brzmiało jak balsam, jak spokój, jak coś radosnego. Postać Arlety musiała wiele znaczyć dla młodej Asterii.

Obok Miss Jean ni stąd, ni zowąd pojawiła się młoda dziewczyna, na oko lat szesnaście, wysoka z jasnymi blond włosami i delikatnym uśmiechem błądzącym po okolicach ust. Wróciła właśnie ze szkoły i chciała się przywitać z Miss Jean i grubą Beatą, gdy jej spojrzenie padło na dach stodoły. Teraz tak jak pozostałe kobiety, patrzyła wysoko w górę, wprost na Asterię. Nim zdążyło paść pytanie "jak?" mała przemówiła.

- A-rletttaa- powiedziała.

Sekundę później stała na ziemi patrząc z uśmiechem na siostrę.

Na twarzy Arlety również pojawił się uśmiech.

Był to jednak grymas przerażenia.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • BreezyLove 20.03.2015
    Ładnie i ciekawie napisane ;) ode mnie 4 :)
  • KarolaKorman 21.03.2015
    Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, zostawiam 5 :)
  • RUDA 23.03.2015
    Interesujące i wciągające. 5 :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania