Impossible is nothing - rozdział 12

Oliwia siedziała na leżaku przed basenem w hotelu Hawaii Grand Resort i malowała

zachód słońca. O tej porze basen ział pustką, bo goście hotelowi już dawno przebywali

w swoich pokojach. Takie warunki zwykłego śmiertelnika przyprawiałyby o dreszcze, ale

dla Oliwii było idealnie. Cisza i pustka wokół pozwalały jej się skupić, by poprowadzić

pędzel tak, by jak najlepiej oddać realizm na płótnie.

Rysowanie, malowanie od dziecka było jej pasją - chociaż ostatnio nie miała na to

czasu - wciąż kochała to robić. Artystyczna pasja nieraz pozwalała jej spojrzeć z nowej

perspektywy na daną sytuację i dawało jej radość.

Razem z Club Voleibal Barcelona nie udało jej się zdobyć złota Ligi Mistrzyń, ale

cieszyła się tez ze srebra. Mimo to radość była jednak trochę przytłumiona przez myśl,

że mogły bardziej się postarać. Wtedy także sięgnęła po płótno i malowała dotąd, aż

uspokoiła się.

Cieszyła się, że ma ten sezon za sobą. Był on bardzo długi i pracowity i kosztował

Oliwię wiele wysiłku. Przerwa od gry pozwoli kek odpocząć i przygotować się do

następnego sezonu. Od października będzie mogła poświęcić się tylko siatkówce.

Dla niej edukacja zakończyła się w czerwcu. Obroniła magisterkę i teraz była panią

magister romanistyki. Mogła mieszkać w każdym miejscu, gdzie używano języka

francuskiego, hiszpańskiego, włoskiego czy angielskiego, ale Barcelona była teraz jej

prawdziwym domem, chociaż nie wiedziała, czy nie wrócić do Polski specjalnie dla

Andrzeja. Wraz z końcem czerwca zaczęło się okienko transferowe i otrzymała wiele

ofert z rodzinnego kraju, ale na razie zastanawiała się.

Pociągnęła pędzlem ostatni raz i obraz był gotowy w momencie, gdy słońce schowało

się za wodami Cypru. Jednocześnie zapaliły się neonowe lampki i Oliwia zobaczyła

Andrzeja stojącego na balkonie. Uśmiechnęła się do niego promiennie a on odpowiedział

tym samym. Pewnie przyglądał się jej cały czas, od samego początku malowania. Gdy

wychodziła nad basen, Andrzej kładł się do łóżka, ale najwyraźniej kierowany troską

poszedł za nią. Był kochany, gdy robił się zazdrosny czy zmartwiony.

- Kochanie, pięknie malujesz - powiedział, przytulając ją mocno. - Jesteś moją małą

artystka.

Oliwia głęboko odetchnęła. Dotyk Andrzeja zawsze uspokajał ją i dawał szczęście.

Przy nim zapominała o bożym świecie.

- Oj daj spokój, ty mój mistrzu świata. Jest wiele kobiet bardziej utalentowanych ode

mnie.

- Dla mnie jesteś najlepsza, najukochańsza i najważniejsza na świecie.

 

***

 

Spacerowali plażą w wieczornej porze. Cały dzień spędzili w łóżku, bo akurat

obydwoje byli w nastroju na miłosny maraton, a wieczorem poszli na imprezę pod

gołym niebem.

Rozmawiali o wszystkim i o niczym, czasem milczeli. Ale było to dobre milczenie,

nieskrępowana niczym cisza. Dobrze im było rozmawiać, dobrze też milczeć.

Spacerując wśród palm, trzymając Oliwię za rękę, Andrzej nagle pomyślał o niej

jako o swojej żonie. Mógł oświadczyć się jej teraz, ale wyczuł, że jednak jest jeszcze

za wcześnie.

- O, zobacz, Oliwia, jakie ładne miejsce - wskazał placem małe, samotnie pochylone

drzewko. - Zostań tu, ja przyniosę nam coś do picia.

Oparła się plecami o drzewo i zamknęła oczy. Często siadała tak w domu przed

kominkiem i rozmyślała o przeszłości, teraźniejszości i o tym, co może zdarzyć się

w prszyłości. Dziś uświadomiła sobie, jak bardzo zmieniło się jej życie i ona sama w

ciągu ostatnich dwóch lat. Może wtedy nie wszystko było dobre, ale gdyby nie to,

nie byłaby osobą, jaką jest teraz i nie byłoby jej w tym miejscu z Andrzejem u boku.

- Oliwia?! A co ty tu robisz?!

Otworzyła oczy i aż zerwała się na równe nogi.

- Łukasz?! Nie, no nie wierzę! A myślałam, że nigdy cię nie zobaczę. I to w takim

miejscu!

- Też się cieszę, że cię widzę - rozłożył ramiona, a Oliwia rzuciła mu się na szyję.

Wyściskali się za wszystkie czasy, jakby nie widzieli się od bardzo dawna.

- Siadaj, Łukasz, i opowiadaj, co słychać w Rzeszowie - usiadła i poklepała

piasek obok siebie. Dawniej widok czy dotyk Łukasza przyprawiał ją o dreszcze i

arytmię serca, ale teraz czuła tylko i wyłącznie radość.

- Wszystko jest po staremu. Wszyscy tęsknimy za tobą tak jak kiedyś - popatrzył

na nią znaczącym wzrokiem, ale udała, że tego nie widzi.

- Jak rodzice? Arek, Kamil?

- Kamilek pójdzie do drugiej klasy po wakacjach, ale pewnie to wiesz - zaśmiał

się. - Mały często o tobie gada. Chyba tęskni za tobą najbardziej na świecie. Z

tego co wiem od twoich starszych, śpi z twoim zdjęciem przy łóżku. Arek jak to Arek.

Jest szczęśliwy z Agatą, ale też tęskni. Biedna Agatka, nie widziała cię ani razu.

Chce cię poznać. Ale tak w skrócie, cholernie za tobą tęsknimy i jest jak najbardziej

na plusie.

- Miło mi to słyszeć. Troszczę się o nich, nawet jeśli z nimi nie przebywam.

- Aha, gdy wylatywałem z Kasią dwa dni temu, twoi rodzice przyprowadzili sobie

nowego psa. Hektorek chyba. To syberian husky.

Oliwia zrobiła zasępioną minę.

- Co się stało? Powiedziałem coś nie tak?

- Nie, skąd - pociagnęła nosem. - Tylko widzisz, też miałam psa husky. Zdechł

dwa tygodnie temu. Starałam się całkowicie o nim zapomnieć i nawet mi się udało,

ale niefortunnie mi przypomnialeś.

Śmierć pieska była dla niej bardzo bolesna. Lucky był dla niej jak brat i to siebie

obwiniała za jego śmierć. Nie miała czasu dla biednego psiny odkąd tylko wróciła

do Polski w czasie depresji. W samolocie przypomniała sobie, że Lucky został w

domu i zadzwoniła do znajomej, by zaopkiekowała się nim. Od tego czasu piesek

smutny i ospały a to dlatego, że przeważnie przebywał u obych ludzi, bo jego

pani nie miała dla niego za wiele czasu. Gdy Oliwia zastała go nieruchomego i

zimnego na podłodze kuchni, wiedziała, że nidgy nie wybaczy sobie tego czynu.

W pewnym sensie była mordercą przyjaciela. Poczuła się jeszcze gorzej, gdy

weterynarz podał przyczynę jego śmierci.

- Przepraszam. Nie chciałem. Wybacz mi. Ale ten piesek jest naprawde słodki. Gdy

stanie na dwóch łapach, ma prawie dwa metry.

- Ooo, to rzeczywiście słodki piesek. Tylko czekać aż z Andrzejem zawitam w Rzeszowie...

Oliwia uświadomiła sobie, co powiedziała i gwałtownie ucięła. Zapadła cisza.

Mierzyli się wzrokie, lecz po chwili wybuchnęli śmiechem.

- Śmieszne, że śmiechem reagujemy na wieść, że po rozstaniu znowu mamy

połówki - Łukasz trzymał się za brzuch, wykrzywiając twarz w grymasie śmiechu.

- Skoro o tym mowa, jak ci sie układa z Kasią?

- Myślałem, że nie zwróciłaś uwagi, gdy wypowiadałem jej imię.

- Bo nie zauważyłam, ale tak mi sie przypomniało. Gdzie ona jest? Chętnie poznam

swoją rywalkę - puściła do niego oczko.

- Powiedziala, że musi na chwilę iść do hotelu a mnie kazała zostać na plaży.

Ale mówię ci, jest zjawiskowa. Anioł nie kobieta. Siódmy cud świata.

Oliwia westchnęła. Czuła się trochę dziwnie, słuchając o nowej dziewczynie swojego

byłego, ale jednocześnie cieszyła się, że potrafi być szczęśliwy bez niej, Oliwii. Ale

chyba miała zbyt wysokie mniemanie o sobie, bo cośtam znaczy dla Łukasza, ale nie

tyle samo, co kiedyś. Zresztą to nie było ważne. Najważniejsze było to, że mimo wszystko

potrafili zachować przyjacielskie stosunki.

- A co u Andrzeja? jak się miewa mistrz świata?

- Jest chyba ze mną szczęśliwy - brwi Łukasza powędrowały w górę. - No dobra, jest

szczęśliwy.

- A ty? Jesteś zadowolona z obecnego stanu, w którym się znajdujesz?

- To pytanie jest retoryczne, Łuki. Jestem szczęśliwa jak wszyscy diabli, kocham

Andrzeja nad życie i wiem, że on czuje to samo. Jest najlepiej na świecie - wtuliła się

w jego tors. Delikatnie objął ją ramionami, jak wtedy, gdy chciał ją chronić przed złem

całego świata. Gładził jej ramię i oparł podbródek na jej głowie. Tak samo robił z Kasią

i tak samo dawało mu to szczęście. Ale dziś to z Oliwią nie było jak kiedyś, był to

przyjacielski uścisk i nic więcej. Chociaż z drugiej strony zachowywali się może trochę

dziwnie, bo nie często spotyka się osoby, które mimo rozstania potrafią zachowywac się

jak przyjaciele.

Nie wiedzieli, że z daleka, z zacienionego miejsca Andrzej widział i słyszał wszystko

doskonale. Ufał Oliwii bezgranicznie, ale na jego miejscu każdy mężczyzna wściekłby się,

że jego dziewczyna ściska się z byłym.

Nie wytrzymał i wpadł jak burza pomiędzy nich. Odskoczyli od siebie jak oparzeni.

- Co tu się, kurwa, dzieje?! Oliwia! Co to ma znaczyć?! - zagrzmiał. Kieliszki z

alkoholem upuścił na miękki piasek, ale i tak się rozbiły.

- Nic się nie dzieje. Przynajmniej nie to co myślisz. Po prostu jak para dobrych przyjaciół

rozmawiamy sobie - wyjaśnił Łukasz.

Wrona oklapł jak balon, z którego wypuszczono powietrze. Oliwia zaczeła żałować, że

dziś spotkała się z Łukaszem, bo w oczach Andrzeja widoczny był ból.

- Przepraszam cię, jeśli zrobiłem ci przykrość. Nie chciałem, ale musisz pogodzić się z

tym, że Oliwia to moja była i nadal chcę dla niej jak najlepiej.

Podeszła do Andrzeja i ścisnęła jego dłoń. Świdrował ją wzrokiem, ale nic nie mówił.

- Hej, mały, przeciez tu nic się nie zdarzyło. Doskonale wiesz, że z Łukaszem już nic

mnie nie łączy. Nie masz czego się bać i być zazdrosnym o cokolwiek. Prawda, Łukasz?

Skinął głową i wyciągnął do Andrzeja rękę. Nie odwzajemnił tego gestu więc Łukasz

zakłopotany cofnął dłoń i w tym samym momencie zobaczył, że Kasia idzie w ich stronę.

- To cześć. I przepraszam jeszcze raz - odszedł kilka kroków, ale odwrócił się. - Andrzej,

proszę cię, dbaj o Oliwię, jak o najcenniejszy skarb.

Andrzej pociągnął ją za sobą. Na moment zdołała odwrócić głowę i zobaczyła, że

dziewczyna Łukasza, Kasia, to jej koleżanka z klasy. Była trochę zdziwion, ale uśmiechnęła

się do swoich myśli. W duchu poprosiła, by układało im się jak najlepiej i - by jak w bajce -

żyli razem długo i szczęśliwie.

- Pogadamy sobie w hotelu, moja panno.

Był naprawdę wkurzony i przez moment Oliwia bała się, że ją uderzy, choć wiedziała, że

nigdy by tego nie zrobił. Bała się, ze zrobi jej piekielną awanturę, lecz jeszcze na plaży cała

złość mu preszła. Zamiast urządzać piekielnej draki, poprosił ją do tańca. Akurat leciał wolny

kawałek, ich ulubiona piosenka "Forever young", jeszcze z wesela Andrzejowego brata.

- Przepraszam cię kochanie za wszystko - pocałowała go. Czuła jego ręce na swojej talii, bo

jak większośc par na imprezie, kołysali sie w namiętnym uścisku.

Andrzej, zły na siebie za ten wybuch złści, przycisnął ją do swojego torsu.

Łukasz miał rację. O Oliwię trzeba dbać jak o najcenniejszy skarb, bo jest krucha niczym

szkło. Jego mała kruszynka przy nim była naprawdę mała i ty tylko potęgowało wrażenie jej

kruchości.

Ale właśnie bujając się w rytm wolnej muzki, trzymając w ramionach najważniejszą osobe,

Andrzej uświadomił sobie głębię uczuć, jakimi darzył tę małą istotkę, odkąd tylko ją poznał.

Zwykle wypadki przynoszą łzy rozpaczy, lęk i tragedię, ale jemu dały szczęście, bo przecież

nie byłby na rajskich wakacjach z kobietą, która nadawała sens jego zyciu. I miał nadzieję, że

resztę tego życia spędzi własnie z nią, budząc się codziennie i zasypiając obok niej.

 

***

Przepraszam za ten długi rozdział, rozpisałam się a i prawie zawsze koniec rozdziału brzmi

jakbym kończyła opowiadanie. Przepraszam za błędy i za to, ze rozdział jest taki długi. Nawet

nie chce mi się go czytać bo zaraz jest mecz(jeśli jest tu jakiś fan siatkówki, to mam nadzieję, że

mnie rozumie) a i jestem zmęczona. Rozpisałam się, ale to pewnie jest spowodowane tym, że teraz nie będę miała czasu na pisanie, bo przede mną wiele pracy i zdaję sobie spraę, że nie wszystkim chce się to czytać, ale tym, którzy

dotrwali do końca, bardzo dziękuję! Jesteście wielcy!

Następne częściImpossible is nothing - przerwa

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania