Incydent w Biedronce

Kolejka w Biedronce ciągnęła się bez końca. Cały czas ktoś dochodził, odchodził i wychodził. Czułem, że wszyscy się na mnie gapią, jakbym zapomniał założyć spodni albo przyszedł w skarpetach i sandałach. Byli bardziej zainteresowani mną niż robieniem zakupów. Kiedy się odwracałem udawali, że nie patrzą, ale już po chwili czułem ich palący wzrok na plecach. Jeszcze chwila i moja koszula stanęłaby w ogniu.

W końcu dopchałem się do kasjerki. Ona też jakoś dziwnie mi się przypatrywała.

- Na co się gapisz? – powiedział ktoś do niej. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to ja. Odwróciła wzrok zmieszana i zajęła się przerzucaniem towarów z jednej strony na drugą z przerwami na pipanie.

Już miałem wyszeptać przeprosiny, gdyż zachowałem się co najmniej grubiańsko, ale wtedy dostrzegłem, że ochroniarz też mi się przygląda, jakbym coś ukradł. Zdenerwowałem się.

Czego chcesz, chłopie? Robię zakupy i płacę za nie jak normalny obywatel.

Przewiercał mnie wzrokiem, kiedy ładowałem zakupione przedmioty do plecaka. Już prawie opuściłem ten przybytek rozpusty zwany Biedronką, ale zaczepił mnie stojący przed wyjściem żul.

- Dej pan pintaka – powiedział.

Wykonałem skomplikowany ruch ręką, który miał oznaczać, że nie mam czasu i złapałem za uchwyt w drzwiach. Nagle poczułem ugryzienie. Żul wczepił się zębami w moje ramię. Jęknąłem z bólu i uderzyłem go pięścią w okolice skroni. Puścił mnie, zatoczył się, po czym zaczął wrzeszczeć. Od razu przybiegł ochroniarz z pretensjami skierowanymi w moim kierunku.

- Co pan zrobił temu biedakowi? – zapytał oburzony. – On krwawi.

- To moja krew. – Pokazałem na ramię, ale ugryzienie przypominało siniaka, więc się tym nie przejął. Kiedy pytał żula, czy na pewno wszystko z nim w porządku, opuściłem pospiesznie sklep. Nikt za mną nie poszedł, ani mnie nie wołał, więc stwierdziłem, że pewnie to ochroniarz stał się teraz głównym celem gryzącego po rękach szaleńca. Co ten alkohol robi z ludźmi?

Odetchnąłem z ulgą, kiedy wreszcie znalazłem się w swoim domu. Wypakowałem zakupy i schowałem część z nich do lodówki.

Po opatrzeniu rany na ramieniu, usiadłem do komputera i uruchomiłem przeglądarkę. Przejrzałem kilka stron opisujących przypadki wścieklizny u ludzi, ale nie poprawiło mi to humoru, wręcz przeciwnie. Ręka zaczęła mnie swędzieć, a przed oczami przelatywały mi mroczki. Odetchnąłem trzy razy i dla uspokojenia nerwów wszedłem na portal literacki 4Cham, na którym często publikuję teksty. Kiedy przeglądałem opowiadania, w oczy rzuciło mi się jedno z nich, o tytule „Incydent w Biedronce”.

Przeczytałem całość i westchnąłem. Niesamowite, ktoś już zdążył opisać to, co mi się przytrafiło. Alkoholik rzucił się na klienta sklepu, a bohaterski ochroniarz stanął w jego obronie. Całości nadano konwencję fikcji literackiej, ale było oczywiste, że ktoś to widział i zaraz po powrocie do domu opisał ze szczegółami. Inny pisarz mieszkał w pobliżu, a na dodatek publikował na tym samym niszowym portalu literackim. Musiałem mieć się na baczności i unikać krępujących sytuacji, gdyż nie wiadomo ilu jeszcze grafomanów kręciło się po ulicach.

Następnego dnia zaraz po opuszczeniu mieszkania uważnie zlustrowałem okolicę. Dostrzegłem kilku żuli naprzeciwko i wolałem się do nich nie zbliżać, tak na wszelki wypadek, gdyby również mieli chęć kogoś ugryźć albo okazali się zakamuflowanymi pisarzami. Nie mogłem popełnić żadnego błędu.

Wsiadłem do autobusu. Dominował zapach perfum jakby ktoś wylał na siebie cały flakonik. Kierowca w jednej ręce trzymał telefon, w drugiej kanapkę, a trzecią prowadził. Już miałem zwrócić mu uwagę, ale nie chciałem prowokować kłótni. Wszyscy znów tak dziwnie mi się przypatrywali. Wśród pasażerów mógł kryć się jakiś pisarz albo reporter, który tylko czekał na jakąś aferę. Pech chciał, że nim spocząłem na wolnym miejscu, jakimś cudem zaplątałem się we własne nogi i runąłem na siedzącą obok kobietę. Moja głowa odbiła się od jej ogromnych piersi i spoczęła na podołku. Zapach jej perfum był tak intensywny, że myślałem, iż się uduszę. Szybko się odsunąłem i zmieszany rozejrzałem wkoło. Głupia pomyłka. Miałem nadzieję, że nikt się tym nie przejął.

Wysiadłem na najbliższym przystanku i pełen złych obaw wróciłem do domu. Ponownie zajrzałem na 4Chama i z trwogą odkryłem, że ktoś już opisał całe zdarzenie, a historię zatytułował „Incydent w autobusie”. W pojeździe musiał przebywać ten sam pisarz, co w Biedronce albo… ktoś z nim współpracował. To pewne, że taki grafoman musiał mieć wtyki w całym mieście i gdy tylko działo się coś interesującego, ludzie przesyłali mu informacje. Znowu padłem jego ofiarą. Musiałem jeszcze bardziej uważać. Wszyscy wokół mogli być potencjalnymi szpiegami.

Zasunąłem żaluzje w oknach i przestałem wychodzić z domu. Nikt mnie nie nakryje na żadnym głupim zdarzeniu! Sąsiedzi mogli też być w zmowie z tym opętanym moją osobą szaleńcem.

Zdarzył się jednak kolejny incydent. Kiedy wyciągałem z lodówki karton mleka przez przypadek zrzuciłem na podłogę słoik z sokiem pomarańczowym. Oczywiście się rozbił i to na drobne kawałki. Na szczęście w środku nie było za wiele napoju, więc jako oszczędna osoba przynajmniej pod tym względem nie ucierpiałem. Zrezygnowałem ze zlizywania resztek z podłogi i pozbierałem szkło.

Wtedy dopadło mnie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i zauważył, co się wydarzyło. Nikt z zewnątrz nie mógł mnie jednak podejrzeć, a drzwi zamknąłem na klucz, więc szybko odrzuciłem bezzasadne obawy.

Coś mnie jednak podkusiło, by sprawdzić, czy przypadkiem jakieś nowe opowiadanie nie wylądowało na 4Chamie.

Zszokowany od razu zauważyłem tytuł „Incydent przy lodówce”. Zawartość przekonała mnie, że moja paranoja miała solidne podstawy. Jakim cudem ten grafoman zdołał wszystko zaobserwować i opisać w tak krótkim czasie?

Ktoś szpiegował mnie nawet we własnym mieszkaniu. Gdzieś zapewne ukryto mikrokamery, których nigdy nie zdołałbym odszukać. Może nawet miałem kilka na sobie. Znalazłem się w pułapce. Cwany pisarz mógł śledzić każdy mój krok.

Przejrzałem jeszcze raz wrzucone przez niego teksty. Opisywał wszystko z niesamowitymi szczegółami, nawet to, o czym wtedy myślałem.

I nagle doznałem olśnienia. Odkryłem tożsamość nękającego mnie pisarza.

Był w moim domu.

W mojej głowie.

To byłem ja!

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • maciekzolnowski dwa lata temu
    Ale ekstra! Od małego incydentu w Biedronce aż po stwierdzenia bardziej generalne, że się jest pisarzem, a jeśli się nim faktycznie jest, to przez 24/h. Zacne i wcale niegłupie!

    Wybrałem kilka perełek:
    - "Na co się gapisz? – powiedział ktoś do niej. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to ja".
    "Kierowca w jednej ręce trzymał telefon, w drugiej kanapkę, a trzecią prowadził".

    Pozdrawiam też przy okazji, no i lecę sprawdzić, co to za portal 4Cham! :)
  • fanthomas dwa lata temu
    Dzięki :)
  • Piotrek P. 1988 dwa lata temu
    Ha ha ha! Ale udany odjazd do krainy humoru, surrealizmu i wyobraźni! ?

    5, pozdrawiam ☺️ ✌️

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania