Iskra.
Pozostał zapach, więc układa się wygodnie
w pudełku po własnej córce,
chłonie go przez sierść i przesiąka doszczętnie.
Potem wskakuje mi na kolana i dzieli się,
oddaje mi każdy atom, tak żebym nigdy,
przenigdy nie chciał kolejnej,
że choćby pogłaskać.
I nie ma mnie. I gaśnie ostatnia iskra,
z tych wyładowań, które przenosiła na mnie,
elektryzując się, ocierając o cegły.
I nie ma mnie, a słychać jeszcze mruczenie,
ona jeszcze stara się zatrzymać to wszystko,
skoro zostałem jej tylko ja.
Bo kto ją nakarmi, kto porozmawia,
kiedy przyjdą zabrać ją do innego domu,
innych myszy, które potrafią się śmiać jeszcze,
jeszcze pobiegać za szafką, kiedy czas usiąść.
Więc jesteśmy razem jednak.
Kot i ten drugi, znaczy ja.
I przebłysk, który przeskakuje mi na palce,
kiedy zbliżam dłoń do futra.
.
.
.
.
.
.
Maj 2023/Luty 2024
Komentarze (9)
Jest świetny, z resztą jak zawsze u Ciebie. Pozdrawiam
A jak musiałem ją pochować, to trzymałem w łapach że dwadzieścia minut i beczalem jak idiota
Oczywiście tekst ma też wymiar metaforyczny, bo na Nią mówiłem Kicia... Ale no...
Wszystko jest ze sobą jakoś powiązane zawsze
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania