IWONA

Iwona patrzy na mnie swoimi wielkimi oczami, nie ruszając się z łóżka. Na jej kościste ramiona opadają pojedyncze kosmyki jasnych włosów, które nieumiejętnie, naprędce związała w chwiejny kok. Iwona najpierw przekrzywia nieco głowę i wygląda jak szczeniak, który niezbyt rozumie, co się wokół niego dzieje. Później marszczy czoło, a jej brwi wędrują ku dołowi, jakby nagle oniemiałość została zastąpiona przez naburmuszenie. Ale nic takiego się nie stało. Iwona rozumie, co się wokół niej dzieje. Gdyby nie rozumiała, nie byłaby oniemiała, tylko chichotała, leżąc na brzuchu, na łóżku. A Iwona nie leży, tylko siedzi, czego nie znosi robić na łóżku, bo uważa, że to przeczy łóżku.

Iwona jest oniemiała, jest oniemiała zupełnie świadomie. Rozumie wszystkie małe rzeczy, które doprowadziły do jej siedzącego oniemienia. Jednocześnie rozumienie ją boli. Niczego nie pragnie teraz bardziej, niż nagłego postradania rozumu, tak, żeby przestała rozumieć, co właśnie się stało. Ale to niemożliwe. Nie można pozbyć się rozumienia i świadomości rzeczy, tak jak nie można zapomnieć, podświadomie zapamiętanych własności, rządzących tym światem. Jak 2+2 daje 4. Ale Iwona nie myśli teraz o matematyce. Iwona nie myśli teraz o niczym, bo zajęta jest rozumieniem. To rozumienie pochłania ją w całości i przylega do niej ściśle, jak woda, sprawiając jej głęboki ból, taki, który nawet nie wywołuje łez, bo tkwi dużo głębiej niż w ciele. Dlatego Iwona nie jest smutna, czy zrozpaczona, tylko oniemiała. Oniemiałość zawiera w sobie pewną ulotną neutralność emocjonalną. Ulotną, ponieważ zazwyczaj oniemiałość zostaje w niedługim czasie zastąpiona oprzytomnieniem, neutralność, ponieważ wraz z oprzytomnieniem przychodzi skrystalizowanie stosunku emocjonalnego względem rzeczy, wcześniej nieostrego. Ale żadne z tych bełkotliwych słów nie dotyczy Iwony. Jej oniemiałość jest zawieszona w czasie, jest zamarłą oniemiałością, która w sobie tylko znany sposób zatrzymała wszystkie zegary świata i nie pozwoli im wrócić do swojej mozolnej pracy dopóty, dopóki sama w sobie nie drgnie w którąkolwiek ze stron, przybierając inną formę niż obecna. A to w końcu się stanie, czy Iwona tego chce, czy nie.

W mieszkaniu panuje cisza, a kurz, zwykle leniwie przemieszczający się w tę i nazad, teraz znieruchomiał i zawisł w jednym miejscu. Na zewnątrz ustały wiatry, hulające między blokami peryferyjnego osiedla, samochody zatrzymały się na środku skrzyżowań, ptaki wzięły przykład z kurzu, a leciwy listonosz zamarł, z pomarszczoną dłonią w połowie drogi do naszej skrzynki na listy. Jakby wszystko zostało gwałtownie onieśmielone ekspansywną obecnością Iwony, która, dopóki nie zwilżyła powiekami brązowych oczu, wyglądała przez chwilę jak mimowolny świadek całego zamieszania, a nie jego sprawca. Żadna z wielu rzeczy tego świata nie ruszy się ze swojego miejsca, dopóki oniemiałość Iwony nie zniknie, zastąpiona oprzytomnieniem. Kiedy to się stanie, nic nie będzie już takie, jak było, a w szczególności Iwona. Kto wie, może zmieni kolor swoich długich włosów, albo zetnie je całkowicie? Może rzuci w cholerę tę judaistykę, na którą nigdy tak naprawdę nie chciała iść, ale wolała nie rozczarować rodziców, a jej samej i tak do końca nie zależało na studiach? Może ciśnie w kąt pracę w agencji marketingowej, w której co prawda poznała swojego najlepszego przyjaciela, ale przez którą zaniedbała pisanie swoich trój wersowych wierszy, które miała wydać w niewielkim tomiku własnym sumptem? A może uda się do szpitala na operację, z którą zwleka już ponad rok, świadoma tego, że może kosztować ją to możliwość chodzenia, ale mimo to nie potrafi wyłuskać z życia dwóch miesięcy na późniejszą rekonwalescencje? Może w końcu zacznie żyć, myśląc tylko o sobie, a nie o wszystkich wokół, o co zresztą od dawna prosiła ją jej matka, i co było też ostatnimi słowami, jakie powiedziała do Iwony? A może Iwona cofnie się w głąb siebie, powoli pozbywając się wszystkich ludzi wokół, odsuwając ich od siebie, jak niepotrzebne, niepasujące do niczego rzeczy ? Może Iwona wróci do uporczywego kreślenia linii żyletką po udach, co kiedyś wydawało jej się nieodłącznym elementem każdego wieczoru, a dzisiaj jest ledwie bladym niezrozumiałym wspomnieniem? Może Iwona zacznie spotykać się z ludźmi, nie dbającymi o jej dobro, których będzie napędzać jej krzywda i wróci do smagania zatok prochami? A może wydłubie z odmętów telefonu numer chłopca, z którym obiecała zeskoczyć z najwyższego wieżowca w mieście, jeśli nie uda im się znaleźć miłości w nikim innym, a ich młodość będzie już na wyczerpaniu? Może zrobi wszystkie te rzeczy i żadną z nich. Na razie jednak Iwona jest oniemiała i dopóki tak jest, nic nie się nie zmieni, ponieważ czas nie ruszy naprzód. Kurz będzie wisiał w naszej nieodkurzanej kawalerce, tak jak ptaki, wysoko w niebie, a rowery, samochody i pociągi nie drgną o centymetr, tak jak dłoń listonosza. Na razie to tylko my, ja i Iwona, jej wielkie brązowe oczy i długie jasne włosy, związane w kok, jej bose stopy i niezasłane łóżko. Na razie wszystko jest spokojnie. Na razie wszystko jest dobrze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bożena Joanna 21.11.2017
    Podoba mi się to opowiadanie, interesująca analiza postaci.
  • Elorence 21.11.2017
    Podoba mi się, ale powtarzanie jej imienia burzy nastrój.
    Nie lubię żadnej "Iwony" i może dlatego, jeszcze trudniej czytać mi o niej w prawie co drugim zdaniu.
  • refluks 21.11.2017
    Mam kilka opowiadań, w których roi się od imienia bohatera.
    Zwracano mi na to wielokrotnie uwagę, ale się upierałem przy swoim.
    Teraz, gdy przeczytałem tych Iwon tyle, zrozumiałem, że to potrafi nawet wyprowadzić z równowagi czytającego.
    Poza tym - zręcznie operujesz słowem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania