Ja też cię kocham...

Idę spokojnie ulicą. Kilkanaście minut temu zerwałem z dziewczyną. A miało być nam razem tak dobrze... Tyle już sobie obiecywaliśmy... Nawet planowaliśmy przyszłe mieszkanie, dzieci, pracę.. Nie wyszło. Moje życie bez niej nie ma sensu. Najgorsze jest to, że nie mogę znieść tego rozstania. WIem, że długo tak nie wytrzymam. Niby niewinna sprzeczka, ale przekształciła się w prawdziwą wojnę. Jeszcze nigdy nie widziałem Kasi takiej wściekłej. Zawsze była uśmiechnięta, radosna, oczy miała jasne, usta różowe... Dziś wyglądała zupełnie inaczej. Od początku naszego spotkania miała zły humor. Ani razu się nie uśmiechnęła, jej oczy były ciemne i takie bez życia. Nawet nie miała ochoty na swoje ulubione ciastko, które jej zaproponowałem. Ciekawy jestem, skąd u niej taki nastrój. A jeśli ona mnie zdradzała?! Nie, to niemożliwe. Przecież było nam razem tak dobrze. Tyle razem przeszliśmy. Jedna kłótnia rozwaliła wszystko. Zostałem sam. Rodzice nie żyją, siostra zginęła rok temu w wypadku samolotowym... A teraz straciłem ukochaną.

Szedłem ulicą nie zwracajądc uwagi na nic. Zdarzyło mi się potrącać ludzi, ale nawet nie przepraszałem. Ręce miałem w kieszeniach, ignorowałem wszystko wokół. Spacerowałem tak od dwóch godzin. W ogóle mi się nie dłużyło. Nagle usłyszałem telefon. Nie miałem zamiaru z nikim rozmawiać. Keidy spojrzałem na ekran, natychmiastowo zmieniłem zdanie. Odebrałem.

- Krzysiek?- zapytała płaczliwym głosem Kasia.- Przepraszam! Kocham cię!

Zaniemówiłem. Stałem tak kilka sekund, a potem radosny odpowiedziałem:

- Ja też przepraszam. Kochanie, spotkajmy się! Ja też cię kocham!

- W naszej kawiarence, za kwadrans. Do zobaczenia, misiu!

Biegłem ulicą tak szybko, że sam nie wiedziałem, jak to możliwe. Ludzie schodzili mi z drogi, a ja przyspieszyłem. Doszedłem do przejścia dla pieszych, ale nie zauważyłem czerwonego światła. Kawiarenka już jest tak blisko. Wbiegłem na ulicę i usłyszałem pisk opon. Poczułem straszny ból na klatce piersiowej i do moich uszu doszły przeraźliwe krzyki ludzi. Wpadłem pod samochód... AKurat teraz? Kasia, wybacz...

Ból był nie do wytrzymania. Dławiłem się własną krwią. Wiedziałem, że karetka nie zdąży na czas. To mój koniec. Nagle jak przez mgłę zobaczyłem znajomą postać. Kasia... Biegła do mnie. Była cała zapłakana.

- Krzysiek!- krzyczała.- Potrzebuję cię! Kocham cię!

- Wybacz mi..- szepnąłem.- Też cię kocham...

Uśmiechnąłem się. Potem była już tylko pustka. Nie czułem bólu. Zobaczyłem twarze rodzicó i siostry. Kasia, zostawiłem cię samą. Zawsze będę cię kochał. Zawsze.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Anonim 12.06.2015
    To teraz Kasia powinna popełnić harakiri, żeby się z kochanym zobaczyć w piekle >:D Ech... sorryyy mam coś lucyferański nastrój od rana :(
  • Chris 12.06.2015
    Niektóre decyzje...jak kamień u szyi ciągną nas na dno...dno rozpaczy, tęsknoty...podobał mi się tekst. 5.
  • MaraJ 12.06.2015
    To takie piękne i smutne zarazem... Wzruszyłam się.. 5
  • lady 12.06.2015
    najlepsze
  • Ekler 14.06.2015
    Jak dla mnie trochę przewidywalne te zakończenie
  • MarciaA 15.06.2015
    Dzięki ;) Ekler, następnym razem postaram się, by było mniej przewidywalne :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania