Jedzenie żaby, czyli kolejna praca od podstaw

Rozsadzał mnie zachwyt, tryskałem energią, jakbym na nowo budził się z ośmioletnich przywidzeń, zniechęceń i niedowierzań. Na rozgrzanej do czerwoności trybunie sejmowej rozlegały się zwycięskie fanfary. Następowały triumfalne strzelania korków od szampana. Pojawiły się sztuczne ognie, a z uśmiechniętego obozu wygranych popłynęły strumienie wygrażań i złorzeczeń zaprawione satysfakcją; tłumioną przedtem, a nieskrępowaną teraz. Natomiast z obozu złamasów zawiewało niedowierzaniem; nienawykły do skruchy i siedzenia w oślich ławach, poznał, co to zmiana ról, upadek z eksponowanej grzędy i twarde lądowanie w parlamentarnym brudowniku. Poniewczasie zrozumiał, jak okrutny jest sens biblijnej przypowieści o Bogu i Kubie i co się zbiera, gdy sieje się wiatr.

*

Jak każdy znużony groteskowymi awanturami, roiłem sobie, że po niespotykanie mądrych wypowiedziach Hołowni, wreszcie nastąpi długo wyczekiwana zmiana sejmowych zachowań. Zatriumfuje dyskurs, a kojfnie jazgot. Wróci Wersal i nadejdą merytoryczne dialogi ludzi znających definicje słów, którymi się posługują. Opuści nas zło, nienawiść i podejrzliwość, a pojawi się profesjonalizm i zapachnie kulturą wypowiedzi. Na zawsze przepadną demagogiczne oracje. Nic takiego nie nastąpiło jednak i Sejm, bez wysiłku, utrzymał warcholski poziom.

*

Już podczas oglądania przekazu z pierwszego dnia sejmowych obrad, zachwyty i euforie zgasły we mnie, bo oto poczułem zażenowanie; po paru godzinach osłupiałego patrzenia na ekranową transmisję, słysząc o kolejnych obietnicach rozliczeń, obserwując stale ten sam repertuar obelg i złorzeczeń, zrozumiałem, że prócz paru bystrych posłów mających błyskotliwe i uargumentowane wystąpienia, nie dysponujemy ludźmi zdolnymi zetrzeć w proch bezczelnych pisowczyków. Że mając świadomość, iż są bezkarni i nikt nie jest w stanie przywieść ich do porządku, mogą być nadal aroganccy i pyszałkowaci.

 

Nie dysponujemy takowymi, gdyż nieczęsto zdarzają się perełki w rodzaju Hołowni, które byłyby zdolne okiełznać sofistyczne chamstwo PiS-u. Potrafiące utemperować krzykaczy za pomocą niewulgarnego dowcipu (tu przypominam sobie sposób na przywracanie cywilizacji dzikich koni na Rozwydrzonym Zachodzie: kowboj siadał mu na grzbiet, a mustang wierzgał, fikał i podskakiwał tak długo, aż się zmęczył i zaświtało mu w końskim łbie, że nie da rady pozbyć się dodatkowego garba. Od tej pory był posłuszny, przymusowo chętny do dźwigania ciężaru i cwałował tam, gdzie życzył sobie jego jeździec).

 

Zamiast paru perełek, mamy tłum rozjuszonych ochotników prędkich do wymierzania kar. Lecz obsadzić nimi Sejmowe Komisje ds. Rozliczeń, wpuścić do nich amatorów pełnych populistycznego żaru, skonfrontować ich z watahą zawodowych cyników i krętaczy o mentalności rzezimieszków z niewykwalifikowanymi zdolnościami, obrytych w poszukiwaniu prawnych kruczków, usprawiedliwień i wymówek, wprawionych w zacieraniu śladów i niszczeniu dowodów swoich przestępstw, to tak, jakby skazać ich na swobodę i bezkarność. Toteż odechciało mi się być świadkiem przelewania pustego w próżne, bo w trakcie patrzenia na histeryczne widowisko przerzucania się zarzutami, odniosłem nachalne wrażenie utraty kontaktu z rzeczywistością. Z rozsądkiem stosowanym w miejscach oddalonych od Napoleonów i zastrzyków na uspokojenie.

*

Piszę o tym po przeczytaniu wyników dowcipnego sondażu CBOS. My, podzielony naród, lubimy rankingi, tabelki, stawanie na pudle. Zawody, kto mądrzejszy, a kto dzban. Ściganie się, rywalizacja, dobre są i ze wszech miar pożyteczne, o ile rywalizacja pomiędzy konkurentami przebiega na tym samym poziomie wagowym. Przykładem niechaj będzie wepchnięcie na ring bystrego z tępakiem, słabeusza z siłaczem, paralityka z mistrzem kung fu i rozglądanie się za łączącymi ich cechami. Okazuje się wtedy, że błyskotliwy przegrywa z durniem, a facet z paraplegią pokonał strongmana. Dotyczy to zaufania ludzi obdarzonych zaufaniem. Wrzucenie do klatki niejakiego Dudy i nakazanie mu walczyć z Hołownią, jest zabiegiem poważnym na wesoło.

*

Lecz nie ten głupawy ranking mnie bulwersuje, ale fakt, iż pomimo tak wielu dowodów, że obywatel Andrzej, który już dawno powinien odejść z polityki, nadal w niej bryluje i od lat cieszy się społecznym zaufaniem. Nawet teraz, gdy wszelkie znaki na niebie wskazują, że powinien nosić imię OBCIACH, a jego partia doznaje spektakularnej porażki, 51% narodu z uporem sądzi, że jest godzien zaufania. Trudno pojąć, dlaczego tak się dzieje Uważam wszelako, że jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest niedokładna, lub mylna interpretacja pojęć i wydarzeń zachodzących w świecie.

Jak z tego wynika, wiele pojęć jest często mylonych lub błędnie ze sobą porównywanych. Według mojej orientacji w temacie, zrozumienie różnic między nimi, pomoże ustrzec się formułowania sądów opartych o fałszywe założenia i sprawi, że unikniemy pogrążania się w dezinformacyjnym bagnie. Przywróci wiarę w człowieka i jego postępowanie. Np. w to, że nie można ufać kanaliom. Stwierdziłem więc, że same dobre chęci do rozliczenia ludzi zaprawionych w omijaniu prawa, sensu nie mają i dlatego znajdują się przed nami schody pod nazwą Polityczna Edukacja.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Józef Kemilk 5 miesięcy temu
    Jak się myśli, że tylko druga strona głupia, to niestety zawodów będzie w diabły.
    Zaczęli lekkim wietrznym falstartem, zobaczy się co dalej.
  • Noico1 5 miesięcy temu
    Lekkim? Cztery megaafery niszczące krajobraz. Zaśmiecenie całej Polski usuwanym ze Szwabii bezużytecznym, nieekologicznym złomem. Sama szykująca się rzeź ptaków w skali setek tysięcy to piàta afera.
  • Grain 5 miesięcy temu
    N erwinkowy
    U niwersytet
    F aktamorgan

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania