Jej oczy, czyli o sztuce tracenia
Czy jej oczy zawsze miały taką intensywną barwę? Wcześniej zdawały się takie, jak wszystkie inne. Kolor, który przypominał mi niegdyś zwyczajny i nudny szary, stał się nagle stalowy. Nie tylko ich zabarwienie się zmieniło. Jej spojrzenie przestało być tak głębokie i pełne uczucia. Teraz, robi wszystko aby nie doprowadzić do spotkania naszych patrzałek, jak zwykła mówić. Pomimo tego, że jej wzrok pada w zupełnie nieokreślonym kierunku, łatwo odczytać, co mówią oczy tej anielskiej istoty. Nigdy wcześniej nie sprawiały wrażenia tak smutnych. Ból dosłownie się z nich wylewa. Najgorszy jest fakt, iż sam do tego doprowadziłem. Złamałem serce tej kruchej kobietki. Dlaczego? Bo jestem pieprzonym idiotą. Nie potrafiłem docenić skarbu, jaki przy sobie miałem. Była wszystkim, jak się okazało, więc nie mam nic. Czy zrobiła coś złego? Czy się zmieniła? Czy przestałem coś do niej czuć? Absolutnie. Nie potrafię darować sobie tego, jak wielkim egoistą wtedy byłem. Wystarczyło mi uczucie braku komfortu i chęć pobycia w samotności. To wszystko. Tyle potrzebowałem, aby jak nieczuły chuj zdeptać jej serce. Walczyła o mnie. O takiego śmiecia. A ja? Miałem to w dupie. Bo liczyłem się wyłącznie ja i moje "szczęście". Nie wiedziałem jednak, że sam się mojego jedynego szczęścia pozbawiłem. Na początku było świetnie. Wolność. W końcu mogłem robić co mi się tylko podoba i nie patrzeć, czy robię komuś przykrość. Z resztą, jakby kiedykolwiek mnie to obchodziło. Później, wszystko zaczęło się komplikować. Rozmowy z przyjaciółmi nie były w stanie zastąpić mi pogawędek z tą kruszyną. Nikt nie słuchał mnie tak uważnie. Nikt nie angażował się tak w moje problemy. Nikt nie okazywał mi takiego ciepła i zrozumienia.
Znów zacząłem się jej przyglądać. Pracowaliśmy w końcu w jednym miejscu. Jest naprawdę wspaniałą aktorką, ale jej oczy nie kłamią. Nigdy nie kłamały. Śmiała się ze swoimi idiotycznymi koleżankami, a chwilę później wycierała łzy z policzków. Jakże ja chciałem ją wtedy pocieszyć. Przytulić, pocałować i po prostu się uśmiechnąć. Ale jak mogłem, skoro te łzy lały się przeze mnie? W życiu nie dałbym sobie rozgrzeszenia. Skłamałem, mówiąc, że jej nie kocham. Nie dotrzymałem obietnicy, obiecując jej wspólną przyszłość, o której teraz tak marzę. Nie doceniałem jej. Zostawiałem ją samą w smutku. Wzbudzałem w niej poczucie winy. A przede wszystkim: zabiłem ją. Gdyż wewnętrznie jest martwa. Odkąd pamiętam, była bardzo słaba psychicznie. Mój Boże, gdyby próbowała popełnić samobójstwo, spraw bym cierpiał niemiłosiernie i poślij mnie natychmiast do piekła. Nie zasługuję na życie. Poza tym, jakie to życie bez niej...
Komentarze (5)
Przy anielskie bym dała oczęta bo oczy już były
Zresztą pisane razem w tym przypadku
// czytając miałam autentycznie ochotę kopnąć faceta w tyłek... zrobił błąd ale skoro ma ukochaną na wyciągnięcie ręki to powinien błagać o rozmowę i powiedzieć jak bardzo żałuję i kocha. Oby, bo jeśli tego nie zrobi będzie dwoje cierpiących, a mogłoby być dwoje wzmocnionych, choć pokaleczonych zakochanych. Tekst jest dobry, bardzo emocjonujący:)
Tak, też uważam że takie osoby należy solidnie kopnąć, zanim będzie za późno
Dziękuję bardzo!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania