Jej piękne oczy

Bywa, że sny zapowiadają rzeczywistość.

Była sobota. Nataniel obudził się przed ósmą. Usiadł na łóżku powoli, obolały po pierwszym w swoim życiu treningu squash'a. Być może ponadludzki wysiłek, który włożył we wczorajszą grę, przywołał we śnie mieszkankę wspomnień i nierealnych zdarzeń. Wygiął się lekko w tył i wsparty na rękach na przemian powoli napinał i rozluźniał mięśnie, co przynosiło nieznaczną ulgę zbolałym plecom. Jednocześnie odtwarzał w myślach swój sen.

Śnił o dziewczynie, o której już dawno zapomniał. Kilkanaście lat temu widział ją po raz ostatni, gdy wychodził z budynku szkoły ze świadectwem dojrzałości w ręku.

Żałował wtedy, że więcej już nie będzie się mogła tak uporczywie w niego wpatrywać. Zawsze, gdy to robiła przechodził obok niej wystraszony, pod zasłoną obojętności. Bał się angażować i nie miał odwagi na więcej, niż chełpić się w myślach, że taka piękna i wpatruje się tylko w niego...

Poranek...jarzeniowe światło...na zewnątrz ciemna zima... pusty szkolny korytarz...

Na jego końcu ktoś stoi...na jego końcu ktoś stoi...na jego końcu stoi Ona... Chodź, podejdź...wyciąga rękę... A więc to było takie proste? Wystarczyło, że wyciągnie rękę, zamiast tylko się wpatrywać, a wtedy on podejdzie i zaczną rozmawiać? Podchodzi więc i zaczynają rozmawiać... On nie poznaje siebie. Jest wygadany, ma szeroką wiedzę na tematy wszelkie, opowiada gdzie był i co widział, ma doświadczenie w wielu sprawach, może ją nauczyć różnych ciekawych rzeczy. A ona słucha go jak natchniona, a on widzi, że nie musi nic więcej robić, bo ona jest już jego. Teraz może popełnić każdy błąd, a ona mu wybaczy. Ale nie popełnia błędów, jest tak pewny siebie, że wszelki błąd jest wielce niemożliwy. Czuje się jak młody Bóg. W miejsce tenisówek „no name” których zawsze się wstydził ma świetne sportowe buty, a zamiast beznadziejnych spodni bez fasonu – drogie markowe dżinsy... Gdy czuje, że powiedział już wszystko, co zawsze chciał jej powiedzieć, zostawia miejsce dla niej. I wtedy ona podchodzi bliżej...powoli sięga po jego dłoń i przykłada do swojego policzka. Widzisz? mówi swoim śpiewnym, dziewczęcym głosem...Nic straconego...uśmiecha się i zapada cisza..taka przyjemna cisza z tamtych lat... Chodź - odzywa się po krótkiej chwili...Chodź - powtarza i ciągnie go za rękę. Podchodzi do drzwi sali języka polskiego. Chwyta za klamkę, otwiera je i z uśmiechem zachęca, by zaglądnął do środka. I od tej chwili obraz zwalnia tempo. Sala wypełniona uczniami – same znajome twarze. Wszyscy w skupieniu piszą wypracowanie a nauczyciel czyta gazetę. Wszystko widać z wielu perspektyw, raz z miejsca w którym kiedyś siedział, raz z tyłu sali a raz z góry... Rozpoznaje każdego, jakby tamten czas nigdy się nie skończył... Do każdego by chętnie podszedł i porozmawiał, wypytał co słychać, jak się ma...Ale nie chce im przeszkadzać, są tacy skupieni...poza tym przecież widzą się na co dzień w szkolnej ławce...pomyśleliby, że zwariował...Kim oni teraz są, co robią, gdzie się podziali...?

Nagle spostrzega, że zniknęła. Wybiega na korytarz, ale Jej tam już nie ma. Zbiega ze schodów i prawie wpada na woźnego, który krzyczy „Nie strać jej...!!” i który macha ręką na pożegnanie. Nataniel wybiega z budynku i ... jest !... widzi ją!... odwróconą plecami, podążającą w jakimś kierunku...chce za nią biec, ale mimo ogromnego wysiłku nie jest w stanie zrobić kroku. Jakby jakaś absurdalnie zła siła trzymała go za nogi...a on szamocze się jak opętany bo chce do niej dobiec, by móc wszystko zmienić, by wykorzystać szansę której się nie spodziewał ...Budzi się.

 

*

Tak więc bywa, że sny zapowiadają rzeczywistość...

Około 10 zadzwonił telefon. Nataniel spodziewał się, że to Sara, która miała zwyczaj dzwonić w soboty z pomysłem na wieczorną imprezę. Lecz w słuchawce usłyszał męski głos, z sekundy na sekundę coraz bardziej znajomy.

Przyjaciel ze szkolnej ławki wrócił z wojaży po świecie i chce się spotkać, bo wpadł do miasta na parę dni.

Świetnie Marek! To dziś wieczorem w LaGrande.

Gdyby wiedział jak proroczy był to sen zapewne na spotkanie by nie poszedł...

 

*

Jej piękne oczy, wpatrujące się każdego dnia, gdy tylko był w jej zasięgu przypominały się Natanielowi jeszcze przez parę dobrych lat. Ale każdego roku ich wspomnienie mętniało, aż w końcu na dobre zgasło, przyćmione przez smak innych kobiet.

Ten ostatni sen przywołał wspomnienia ale w naturalny sposób nie mógł przywrócić uczucia zauroczenia z tamtego czasu. Minęło przecież tyle lat, w ciągu których tak wiele się wydarzyło.

Niemniej jednak Nataniel doznał dziwnego uczucia nostalgii, o które by siebie nigdy nie podejrzewał.

Przez moment pragnął wrócić do tamtego czasu, zrzucić z siebie jarzmo dorosłości i na powrót stać się naiwnym dzieciakiem żyjącym z dnia na dzień, z mglistymi planami na przyszłość, ale z wiarą, że tyle jeszcze przed nim dobrego, że na wszystko ma czas, że nic nie musi...

Wyjrzał przez okno wychodzące na starówkę, gdzie o tej porze dnia życie już dawno się toczyło. Uchylił jedno skrzydło i od razu do wnętrza wpadł tumult ludzkich rozmów i nierównomierny odgłos butów uderzających o średniowieczny bruk. Do wieczora było jeszcze daleko a on miał tyle możliwości spędzenia wolnego czasu. Ale z żadnej nie chciało mu się skorzystać. Miał wszystko i był już chyba wszędzie. Swoją ciężką pracą doszedł do dość sporego majątku, który dał mu luksus swobody wyboru. Ograniczało go jedynie dbanie o dobre imię i ambicja, by bezwzględnie wywiązywać się z obiecanych zobowiązań, co też czynił prowadząc prężną i znaną firmę doradczą.

Postanowił jednak, że zejdzie na dół do kawiarni, przeczyta gazetę i wypije kawę. Do wieczora zostało jeszcze kilka godzin.

*

Nataniel wybrał lokal LaGrande nie bez powodu. Miał pewność, że ze względu na wysokie ceny nigdy nie będzie tu ludzi z przypadku oraz chciał zaznaczyć swój status społeczny. Na tym drugim zależało mu najbardziej, ponieważ chciał pokazać przyjacielowi, że przez te wszystkie lata, kiedy się nie widzieli, nie stał w miejscu lecz budował odważnie swoje marzenia. Wiedział, że Marek to doceni, jako że był synem zamożnego handlowca, przesiąkniętym właściwym tylko ludziom przedsiębiorczym podejściem do rzeczywistości. W szkole średniej Nataniel podziwiał go za markowe ciuchy, za świetną znajomość aż trzech języków obcych, a przede wszystkim za niesamowicie swobodne i bystre podejście do wszelkich napotykanych problemów. Ich przyjaźń zaczęła się w momencie, gdy okazało się, że słabym punktem Marka była fizyka, którą z kolei Nataniel rozumiał bezbłędnie, a w dodatku umiał ją zwięźle tłumaczyć. Od tamtej pory trzymali się razem do końca ogólniaka, a przy okazji Nataniel miał możliwość nasiąkania specyficznym językiem i zwyczajami panującymi w kręgach biznesowych. Ta wiedza, której nie znalazłby w żadnej z książek, przydała mu się chyba najbardziej w dorosłym życiu i to dzięki niej zawdzięczał w dużej mierze swój obecny, osobisty sukces. Nigdy tego nie wypowiedział, ale za tę naukę, dawaną zresztą przez Marka zupełnie bezwiednie, był mu po cichu bardzo wdzięczny.

Kwadrans po umówionej godzinie do lokalu wszedł mężczyzna z dość długim zarostem, głową ogoloną mocno po bokach i bujną kępą brunatnych włosów zaczesanych na bok. Był wysoki, miał płaską klatkę piersiową lecz muskularne ramiona, a spod krótkich rękawów t-shirtu wychodziły w kierunku dłoni czerwono-niebieskie tatuaże.

Od razu, na wejściu uśmiechnął się szeroko i podszedł szybszym krokiem by serdecznie się przywitać. Zapewne obaj cieszyli się po cichu, że czas tak łagodnie ich potraktował i tak naprawdę niewiele się zmienili od szkoły średniej.

Marek przeprosił za spóźnienie wyjaśniając, że miał kłopot ze znalezieniem miejsca do zaparkowania auta, co zresztą ostatecznie pozostawił żonie, która miała zaraz do nich dołączyć.

Zamówili po małym piwie i siedząc w masywnych, skórzanych fotelach zaczęli rozmawiać przede wszystkim o ich teraźniejszym życiu. W ciągu kilkunastu minut zdążyli się już umówić wstępnie na wyjazd do grot skalnych Cueva de los Verders i gdy zaczęli rozmawiać o sprzęcie jaki będą musieli ze sobą zabrać, do lokalu weszła kobieta. Początkowo na wpół widoczna, zasłonięta ścianką oddzielającą przedsionek od reszty pomieszczenia, oddała ubranie obsłudze i poprawiła włosy przed lustrem. W końcu skierowała się w ich stronę ale w pierwszej chwili Nataniel nie zwrócił na nią uwagi. Zajęty rozwijaniem tematu przyszłej wyprawy nie spostrzegł, gdy stanęła tuż za nim i wpatrując się w męża czekała aż skończą wątek, będąc w pozie radosnego politowania ale jednocześnie zrozumienia dla męskiej natury,. W końcu zrobiła krok i weszła pomiędzy rozmawiających wyciągając na przywitanie rękę.

-Cześć, Hanka jestem – szeroko się uśmiechnęła.

- No właśnie, to moja żona – rzucił nieporadnie Marek.

-Cześć – odparł Nataniel i w tym samym momencie lekko się zawahał, przytrzymując dłużej jej dłoń jakby z niedowierzaniem. W jednej chwili uprzytomnił sobie, że stoi przed nim ta dawno zapomniana dziewczyna. Ta sama, dzięki której czuł się tak wyjątkowo, gdy wpatrywała się w niego jak w obrazek na szkolnych korytarzach. Ta sama, która przyszła do niego w ostatnim śnie i która obudziła w nim tę wstydliwą dla niego tęsknotę za jej pięknem i za minionym czasem.

To nie może być prawda – przemknęło mu przez myśl. Takie rzeczy się nie zdarzają...

To zdanie pojawiało się w jego myślach jak mantra, podczas kilku kolejnych godzin rozmowy. Jednocześnie zastanawiał się jak to możliwe, że go nie pamiętała? Skoro kiedyś wpatrywała się w niego prawie każdego dnia, musiała zapamiętać rysy twarzy, sylwetkę, cokolwiek...przecież czymś ją zauroczył, skoro tak tajemniczo i skrycie poświęcała mu wtedy tyle uwagi... A może jednak mocno się zmienił? Może oszukiwał się myśląc, że się nie starzeje? W końcu minęło prawie dwadzieścia lat...A może udawała, że widzi go pierwszy raz w życiu by uniknąć niezręcznej sytuacji...

Powoli dochodziła jedenasta wieczór i spotkanie dobiegało końca. Hanka wyszła jeszcze na chwilę do łazienki a oni zaczęli zbierać się do wyjścia.

-Masz ładną żonę – oznajmił Nataniel wpatrując się w przyjaciela, wyraźnie zadowolonego z tej opinii.

Jesteśmy ze sobą od końca ogólniaka, stary, a ona cały czas tak samo mnie pociąga.

Ma piękne oczy ... - dodał Nataniel i w tej samej chwili pomyślał, że nie powinien tego mówić. Jednak Marka wcale to nie zdziwiło. Niejednokrotnie spotykał się z podobnymi opiniami i za każdym razem cieszył się, że inni mężczyźni doceniają piękno jego kobiety. Podszedł bliżej i poklepał Nataniela po przyjacielsku:

- Miałem wiele kobiet, ale żadna z nich nie wpatrywała się we mnie z taką fascynacją. Gdziekolwiek się mijaliśmy, nie odrywała ode mnie wzroku. Od tych oczu wszystko się zaczęło...

*

Taksówka zatrzymała się przed kamienicą. Nataniel zapłacił i ruszył w stronę wejścia. Jednak nie wszedł do środka. Nie był jeszcze gotowy na samotne spędzenie reszty nocy. Wykonał krótki telefon i ruszył w stronę śródmieścia gdzie miał spotkać się z Sarą...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • refluks 11.10.2017
    Ocierasz się o bycie literatem.
    Wielka szkoda, że od lutego tego roku nie znalazł się nikt, kto by twój utwór ocenił i pod nim się wypowiedział.
    Ode mnie masz w pełni zasłużoną piątkę.
  • refluks 11.10.2017
    Ocierasz się o bycie literatem.
    Wielka szkoda, że od lutego tego roku nie znalazł się nikt, kto by twój utwór ocenił i pod nim się wypowiedział.
    Ode mnie masz w pełni zasłużoną piątkę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania