Jenny #Pasja

-Kochanie odezwij się, już jestem. Kochanie powiedz, że tam jesteś. Jenny chcę wiedzieć, że tam wciąż jesteś, otwórz drzwi, błagam, chcę cię przytulić. Nierób nic głupiego ja cię wciąż kocham Jenny, proszę, otwórz, pozwól mi cię przytulić.

Za białych drzwi dobiegał szloch młodej kobiety mieszkanie było wypełnienione dziwnym zapachem stęchlizny onieśmielającym odwiedzających go ostatni czasy nielicznych gości. Przy drzwiach stał oparty o nie Chris, cicho postukujący w drewnianą płytę drzwi błagając los, o to by jego żona nie zrobiła nic głupiego.

-Jenny ja czuję to samo, nie wyobrażałem sobie, że to tak się potoczy tak samo, jak ty i dlatego właśnie powinniśmy się teraz wspierać.

–Chris ja też cię kocham, ale już jest za późno.

Za białych drzwi dobiegł Chrisa ledwo słyszalny załamujący się głos jego żony, nikt poza nim nie mógł w tym momencie zrozumieć prawdziwego sensu słów Jenny. Chrisa przeszedł dreszcz, zimny pot, spięcie mięśni krótka urywająca się niepewność rodząca najgorszą obawę

-Jenny!!! Nie!!

Chris krzyczał. Odwrócił się do schodów, by zrobić rozbieg, chciał wywarzyć drzwi czół, że ręce mu drżą, ledwo nogi się pod nim nie zgięły, gdy to usłyszał tym cienkim łamiącym się głosem jego żony. Chris niemal nie poczuł uderzenia o drzwi, adrenalina zbyt szybko zaczęła działać, Jenny próbowała go powstrzymać swym grzęznącym głosem w gardle. Od szlochu i łez.

–Chris nie..

Drzwi wyleciały z drzazgami z framugi, ukazując ciemny i wyraźnie zatęchły od wilgoci pokój okna były zasunięte, wszystko zlewało się w jeden szary cień. Chris wodził swym roztrzęsionym wzrokiem po pomieszczeniu, szukając czegoś przypominającego jego żonę, bał się, że znajdzie ją tutaj z podciętymi żyłami to, co ich wspólnie ostatnio spotkało było godne takich podejrzeń. Nie powinienem jej w takim stanie tu pozostawić, obwiniał się ciągle w myślach to jego wina, że ona targnęła się na życie to jego wina, że jego przy niej dziś nie było, że pozostawił ją tu bez opieki, że nie schował tych żyletek. Boże żyletki pomyślał Chris, w końcu znajdując żonę skuloną za szafą, zapłakaną całą mokrą od potu wyglądała jakby jego nie dostrzegała, ciągle szlochając i wpatrują się w jeden punkt przeszczeni przed sobą. Moja wina, moja wina pomyślał Chris.

– Jenny ty żyjesz Boże jak ja się cieszę, że ty żyjesz.

Chris zaczął obejmować Jenny chciał ją zapewnić, że już jej nic nie grozi. Jenny nie leżała w kałuży krwi nic nie mogło go bardziej uspokoić w tym momencie niż widok Jenny nieokaleczonej.

-Chris...

Usłyszał głos swej żony ledwo dobywający się z jej gardła

–Chris ja umieram.

Dopiero teraz dotarło do niego, że szafka z apteczką stojąca obok Jenny jest pusta.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania