Jesteś obrzydliwy

Nie zabraniaj mi płakać

Łkajmy razem

Niech sekundy z naszych łez ułożą witraże

Niech uniosą się na mgle

Jak upiór zeszłej jesieni

Co plącze się wśród włosów

Między jawą a snem

Wyrywa myśli razem z kośćmi

Miażdży mnie

 

Usiądź gdzieś dalej

Na ławce świeżo malowanej

Gdzie księżyc jak cień

A twe oczy jak lustro

Odbijają przeszłość

Kawałkiem szkła

 

Idź

Przynieś mi spokój

Zapakuj i zostaw na wycieraczce

Razem z zapachem swoich perfum

I włosów

A ja zbudzę się nad ranem

Bo kolejny raz

Spadła mi poduszka

 

Wkładam cię do szuflady

Owiniętą w papierki po cukierkach

Które skradłam spod płotu twego serca

Podjadając po drodze

I śmiecąc

 

Rozbijam szkło na wystawie

Biorę co chcę nie pytam

Nie mów mi co mam robić

Nie mów mi co mam mówić

Chcę być sama na własnej strzelnicy

Podłych skrajności

Skrajnych podłości

 

To przecież

Ludzkie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania