Jesteś obrzydliwy
Nie zabraniaj mi płakać
Łkajmy razem
Niech sekundy z naszych łez ułożą witraże
Niech uniosą się na mgle
Jak upiór zeszłej jesieni
Co plącze się wśród włosów
Między jawą a snem
Wyrywa myśli razem z kośćmi
Miażdży mnie
Usiądź gdzieś dalej
Na ławce świeżo malowanej
Gdzie księżyc jak cień
A twe oczy jak lustro
Odbijają przeszłość
Kawałkiem szkła
Idź
Przynieś mi spokój
Zapakuj i zostaw na wycieraczce
Razem z zapachem swoich perfum
I włosów
A ja zbudzę się nad ranem
Bo kolejny raz
Spadła mi poduszka
Wkładam cię do szuflady
Owiniętą w papierki po cukierkach
Które skradłam spod płotu twego serca
Podjadając po drodze
I śmiecąc
Rozbijam szkło na wystawie
Biorę co chcę nie pytam
Nie mów mi co mam robić
Nie mów mi co mam mówić
Chcę być sama na własnej strzelnicy
Podłych skrajności
Skrajnych podłości
To przecież
Ludzkie.
Komentarze (10)
P.S. Zarąbisty avatar ;)
P.S. Dzięki :v
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania