Poprzednie częściJeszcze tylko pięć przesyłek cz.1

Jeszcze tylko pięć przesyłek cz.2

Dowiedziałem się, że mała ma na imię Ida. W życiu nie spotkałem tak pomocnego i współpracującego dziecka, a miałem dwie siostrzenice i bratanka w przedszkolnym wieku. Zrobiło mi się jej żal. To jedyny czas, kiedy mogłaby być egoistką, zanim przyjdzie dorosłość z tymi wszystkimi odpowiedzialnościami, nakazami i nieudanymi małżeństwami, które tak dobrze znałem z własnego życia.

Biedna mała.

Wyjrzałem przez okno, przejechał jakiś samochód i serce zabiło mi mocniej z nadzieją, ale pojechał dalej. Westchnąłem i zacząłem karmić chłopca. Szesnasta pięćdziesiąt. Liczyłem, że o tej porze będę dostarczał przedostatnią paczkę.

Zastanawiałem się, co robi Ola. Czy się maluje? Wybiera sukienkę? Gdybym wcześniej nie skłamał, teraz mógłbym zadzwonić i wyjaśnić, co się stało. Niestety w jej świadomości zajmowałem się niesprecyzowanymi papierami w niesprecyzowanym biurze. Jeśli się spóźnię na pierwszą randkę, dojdzie do wniosku, że jestem niepoważny. Nigdy więcej się ze mną nie umówi.

Postanowiłem poczekać jeszcze dziesięć minut, a potem zadzwonić na policję. Trudno. Przyślą tu pewnie jakąś miłą policjantkę i ona zaczeka z dziećmi. Cztery paczki, wjazd na bazę, dotarcie do mieszkania, dotarcie do restauracji – to wszystko wymagało czasu.

Karmiłem chłopca i zagadnąłem jego siostrę:

- Tata pewnie wraca później?

- Nie mam taty – ucięła, więc przestałem drążyć.

Znowu rozejrzałem się po pomieszczeniu. Coś mnie w nim niepokoiło.

- A w tamtym pokoju, co jest? – Wskazałem na zamknięte drzwi. W zamku tkwił klucz.

- Tam nie wolno wchodzić – oznajmiła dziewczynka tonem, który mi się wcale nie podobał. Jakby się czegoś bała.

- Dlaczego?

Zacisnęła usta i milczała. Oczami wyobraźni zobaczyłem ciało kobiety na małżeńskim łóżku. Nagle to wydało mi się o wiele bardziej prawdopodobne niż fakt, że matka zostawiła roczniaka z pięciolatką, poszła sobie na zakupy i nie odbiera telefonu.

- Wyjdę na trzy minuty i zaraz wracam, dobrze?

Ida spojrzała na mnie tak, jakby mnie przejrzała.

- Po co?

- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.

- Chcesz zapalić?

- Właśnie – skłamałem.

Narzuciłem kurtkę i wyszedłem. Co za pomysł, żebym tłumaczył się obcemu dziecku. Z tyłu budynku było okno do tego pokoju. Wysoki parter. Podskoczyłem, ale przez zasłony nie byłem w stanie niczego dojrzeć.

Wyciągnąłem telefon, wybrałem numer na policję. Miałem wspomnieć o pokoju, ale to mogła być tylko moja fantazja, więc zrezygnowałem. Jednak dzieci to co innego, i dyżurny podszedł do sprawy poważnie:

- Bardzo dobrze pan zrobił. Proszę zostać z dziećmi, ktoś tam zaraz podjedzie.

- Za ile mniej więcej? – Nie mogłem mu wytłumaczyć, jak cenna była dla mnie teraz każda minuta, ale miałem nadzieję, że powie coś w rodzaju: za pięć minut.

- Trudno powiedzieć. Zaraz przekażę pana zgłoszenie i będziemy działać.

- Dziękuję – powiedziałem, chociaż to on powinien mi podziękować za obywatelską postawę.

Wróciłem do mieszkania. Dzieci bawiły się drewnianymi klockami. Chyba się ucieszyły na mój widok.

- Myślałam, że nie wrócisz – powiedziała mała bez ogródek.

Usiadłem z nimi na podłodze, a mój wzrok mimowolnie pobiegł w stronę zamkniętych drzwi.

- Może ktoś was za chwilę odwiedzi – oznajmiłem. – Bo ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.

Ida kiwnęła głową. Widziałem, że nie jest zachwycona, ale też, że nie będzie protestowała, jakby wiedziała, że i tak nic od niej nie zależy.

Zadzwonił mój telefon. Niezapisany numer. Jaki miała ta matka? Może to ona!

- Słucham – rzuciłem do słuchawki bez tchu.

- Dzień dobry, dzwonię z Kwiatowej, kiedy pan u nas będzie?

Dawno nie byłem tak potwornie rozczarowany.

- Przepraszam, mam opóźnienie. Myślę że za jakieś dwadzieścia minut, do pół godziny.

Siedemnasta dziesięć. Czas jakby przyspieszył. Jeśli policja (albo matka) będzie tu w ciągu dwudziestu minut, nadal mam szansę zdążyć. Na każdą paczkę potrzebuję jakieś siedem-osiem minut. Dam radę.

Ida włączyła dziecięce przeboje w odtwarzaczu. Drzwi do pokoju wołały mnie, ale dziewczynka póki co miała mnie na oku. Zbudowaliśmy sześć wież, które rozwalił Józef. Zmieniłem mu pieluchę. Nic fajnego, ale robiłem to już wcześniej, więc jakoś poszło.

Była siedemnasta dwadzieścia dwie. Czas się kurczył. Obliczałem w myślach: wybiegnę z domu, dostarczę te cztery paczki. Odstawię auto do bazy.. Jeśli pominę przystanek w domu, nadal powinienem zdążyć.

 

cdn.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Tjeri ponad tydzień temu
    Świetnie budowane napięcie. Niby nic strasznego się nie dzieje, a czytelniczy puls mimowolnie przyśpiesza.
    Bardzo jestem ciekawa jak to fabularnie pójdzie.
  • jesień2018 ponad tydzień temu
    Miło, miło, dziękować serdecznie!
  • rozwiazanie ponad tydzień temu
    Opowiadanie dobrze się czyta, żywe obrazy i emocje, budują koncentrację.5. Pozdrawiam:)
  • jesień2018 ponad tydzień temu
    Cieszę się, dziękuję:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania