Joe
Pingwin Joe skierował się w stronę drewnianej łódki, którą dostrzegł w pobliżu jednej z wielkich, lodowych brył. Zaciekawiło go, skąd się tutaj wzięła. Kiedy był już dość blisko, zauważył, że ktoś w niej jest. Zatrzymał się, z obawy czy coś mu nie grozi. Miał wprawdzie ze sobą szybkostrzelny karabin maszynowy XM214, lecz w przypadku niedźwiedzia polarnego, mogło to nie wystarczyć. To jednak nie był miś. Rozpoznał człowieka. Ruszył więc dziarsko dalej. Trzęsący się z zimna młody chłopak nie zauważył go nawet, tak był pochłonięty szukaniem czegoś na dnie łodzi.
– Hej – krzyknął pingwin Joe po angielsku, uznając, że to najbardziej uniwersalny język. – Łapy do góry.
Młodzieniec odwrócił się, lecz wyraźnie nie znał języka Szekspira. Lufa karabinu skierowana w jego stronę, trzymana przez czarno-białego pingwina zdziwiła go jednak.
– Łapy do góry – powtórzył Joe po niemiecku, wykonując zrozumiałe dla każdego ruchy karabinem. – Kim jesteś i co tu robisz?
Chłopak widocznie oglądał jakiś film o drugiej wojnie, gdyż załapał kilka słów.
– Polen – powiedział zgrzytając zębami.
– Aaa, Polska – Joe znał i ten język.
Pingwin skończył Pingwiński Uniwersytet Multijęzykowy na Grenlandii z wyróżnieniem. Potrafił się biegle posługiwać trzydziestoma pięcioma językami oraz jako tako porozumiewał się w stopniu podstawowym dwudziestoma innymi.
– Skąd się tutaj wziąłeś? – zapytał.
– Płynąłem sobie naszą Wisłą – zaczął opowiadać chłopak. – To rzeka.
– Masz mnie za nieuka? – zirytował się Joe. – Przecież wiem.
– W porządku, przepraszam – zreflektował się przybysz z Polski. – No więc płynąłem Wisłą…
– To już mówiłeś – pingwin wyraźnie stawał się nerwowy. – Nie lubię jak ktoś powtarza sto razy to samo.
– Powtórzyłem dopiero drugi raz – odważył się na dość ryzykowną odpowiedź chłopak.
Joe spojrzał na niego swoim lewym okiem. To co można było w nim zauważyć, zmroziło Polaka mimo mrozu.
– I uderzył we mnie pocisk, który dał mojej łódce takiego kopa, że wylądowałem tutaj – szybko dokończył opowieść, bez zbędnych powtórzeń.
Joe szybko przeanalizował prawdopodobieństwo takiego zdarzenia, i łypnął na przybysza prawym okiem.
– No dobra, jestem ze stacji naukowej obrączkującej pingwiny.
– Gdybyś tego nie powiedział – Joe zaczął wolno cedzić słowa. – To bym cię zabił. Potem wsiadłbym do tej łódki, popłynął do tego twojego kraju, odszukał twoją matkę, i ją też bym zabił. Potem zastrzeliłbym twojego ojca, twojego brata, twoją siostrę, twoich kuzynów, ciotki i całą rodzinę. Odszukałbym szkołę, w której się uczyłeś i rozpieprzyłbym wszystkich twoich nauczycieli, wszystkie twoje koleżanki i kolegów. Następnie zabiłbym twoją przedszkolankę. Później położną, która przyjęła cię na świat.
Joe zrobił pauzę.
– Rozumiesz gnojku? – skończył.
Chłopak patrzył oniemiały na pingwina.
– Ale skoro powiedziałeś – odezwał się znów Joe, zarzucając karabin na plecy. – To chodź. Tam za rogiem jest fajny bar. Kelnerki obsługują topless. Mówię ci, panienki palce lizać.
– Eee… - Polak zdębiał, zaskoczony zmianą zachowania pingwina.
– No nie dukaj, tylko wyłaź – Joe uśmiechnął się szeroko. – Podają tam schabowego z ziemniakami i kapustą. Piwo też jest świetne.
Kwadrans później chłopak siedział razem z Joe przy stoliku. Obdarzona jędrnym biustem kelnerka postawiła mu przed nosem parujący talerz z tradycyjnym, polskim daniem.
– Jakie piwo? – zapytała. – Lech czy Okocim?
– A jest Żubr? – zapytał przybysz z Polski.
– Dla takiego miłego klienta się znajdzie – odparła dziewczyna uśmiechając się zalotnie.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania