Kaji - rozdział 1

Mistyczny sunął korytarzem prowadzącym do sali tronowej. Szedł tak szybko, że jego kroki niemal zlewały się w jeden dźwięk. Podciągnął swoją czarną pelerynę, tak by przypadkiem jej nie przydeptać. Jeszcze pięćdziesiąt metrów...czterdzieści. Zbliżał się do komnaty swojego pana tak prędko, chciał najszybciej wyjaśnić sprawę. Z zamachem otworzył duże, drewniane drzwi oddzielające pomieszczenie od korytarza.

 

- Panie, proszę mi wytłumaczyć tę sprawę. Podobno na dole pewien człowiek "węszy" u nas w ogrodzie. Mógłbyś sprawdzić zabezpieczenia przeciw śmiertelnikom? Nasi technicy już patrzyli, ale nie znaleźli żadnych nieprawidłowości. - rzucił gniewnie, ale z szacunkiem do władcy

 

- Człowiek, tak? Nidy nie widziałem tak uduchowioneeego...- zatrzyał się w połowie zdania i przeciągnął się jak kot.

 

- Panie Ookami, proszę zbadaj sprawę. Dobrze pan wie, że ludzie nie powinni przebywać w okolicy. To strefa dla aniołów, bożków i duchów. Nie będą zadowoleni z wizyty ludzkiej duszy. I tak mają ich już dość na dole.

 

- Uch, bycie bogiem jest na prawdę męczące. - wygiął się się tak, że na miejscu oparcia znalazły sie jego nogi, a głowa zwisała z siedzenia. - Ostatnio byłem na dole kilkanaście lat temu i nie zamierzam tam wracać. No może za kilkaset lat. I tak se spróbowałem czegoś co ludzie nazywają alkoholem. I do dziś nie mogę sobie przypomnieć co się wydarzyło. Obu...-zamilkł gwałotwnie.

 

- P...panie. Co się... - Mistyczny zastygł. Też to poczuł.

 

- Wygląda na to, że mamy gościa. Mała ludzka duszyczka. - Ookami siadł jak na boga przystało, czyli prosto i zaczął myśleć. - I co by tu z tobą zrobić. Wygląda na to, że nie jesteś swiadomy, człowieczku.

 

-Panie, jak to...to coś nie jest świadome? - wskazał na krążącą po komnacie duszę.

 

- Pewnie przypłynęło tu w śnie... - rozmarzył się - Ludzie to szczęściarze. Mogą spać. A nam, bogom i aniołom noce się dłużą.

 

- Tak panie. - zgodził się z nim jego wierny sługa.

 

Przywołał duszę do siebie ruchem palca. Nie zadziałało. Nawet nie drgnęła.

 

Ookami podekscytował się.

 

- Mistyczny, coś mi się wydaję, że to będzie ciekawe. A jak na to zareaguje Piąta Nacja? Moi namiestnicy na dole nieczęsto przyjmują w swoje szeregi kogoś nowego. - zrobił dłuższą pauzę, - A teraz duszyczko, musisz zapomnieć. Co interesuje ludzi, Mistyczny? Ludzie to takie prymitywne stworzenia!

 

***

 

Grupa skąpo ubranych piersiastych blondynek wachlowała go w ekstazie co chwilę powtarzając jego imię. Siedział na leżaku popijając kolorowego, tropikalnego drinka. Już miał wziąć kolejnego łyka, gdy się obudził. Nie otwierał oczu, chciał zostać w swoim śnie jak najdłużej. Zarzucił sobie kołdrę na głowę, próbując nie dopuścić promieni słonecznych do siebie. Na marne.

 

Podciągnął się do góry i rozejrzał po pokoju. Dopadła go ponura rzeczywistość. Kaji okupował stare, skrzypiące łoże z białą pościelą, które jakiś geniusz postawił pod oknem, które zajmowało całą ścianę. Przestawienie go nie wchodziło w rachubę. Na przeciwko niego stała mała komódka, w której trzymał swoje rzeczy.

 

Wyskoczył ze swojego ciepłego i bezpiecznego schronienia, po to żeby się ubrać. W tym starym domu, który uchodził za sierociniec dla małych sadystów temperatura wynosiła zaledwie kilka stopni powyżej zera absolutnego. Zdaniem Kajiego. A to stanowczo za zimno żeby chodzić w samej bieliźnie. Oprócz niego w tym tak zwanym bidulu mieszkało jakieś 20 dzieciaków w różnym wieku, on jako piętnastolatek był gdzieś po środku grupy wiekowej. Popatrzył się na swoje odbicie w oknie. Najbardziej w oczy rzucały się krwistoczerwone włosy (naturalne!), które raczej przypominały stóg siana, niż jakąś fryzurę. Przynajmniej rano. Wyjątkowe były też oczy, które bez szczególnej przyczyny zmieniały kolor ze szmaragdowego na szafirowy. Kontrastowały one z jego mlecznobiałą skórą. "Nie jest źle" pocieszył się.

 

Włożył na siebie bluzę z kapturem, nie lubiał jak się na niego patrzyli. Inni ludzie.

 

Zszedł na parter (jego pokój to tak na prawdę przerobiony strych) do jadalni. Dwanaście par oczu wpatrywało się w jego osobę.

 

Kaji wiedział, że nie był lubiany, ale nie znał tego przyczyny. Po jakimś czasie znajomości z nim po prostu ma się go dość.

 

- Kaji-kun, jakie chcesz płatki, te kukurydziane, czy miodowe? - zapytała Yonika, jedna z opiekunów bidula pełniąca rolę kucharki i sprzątaczki. Była to niska, przysadzista kobieta o krótkich czarnych włosach przystrzyżonych "na pazia" i o karmelowej skórze.

 

- Żadne. Nie toleruję laktozy. - stwierdził zrezygnowany. Powtarzał jej to wielokrotnie, ale nie potrafiła tego zapamiętać.

 

Grupa dzieciaków patrzyła się na niego z zazdrością, gdy jadł kanapkę z szynką. Chyba właśnie znaleźli nowy problem. Myślał, że to będzie znośny dzień.

 

"Znalezienie problemu" nie oznaczało dobrej nowiny dla Kajiego. Gdy "starszyzna" składająca się z dwójki najstarszych zostanie poinformowana o nim, chłopak Będzie musiał zostać ukarany. Mniej lub bardziej dotkliwie. Każde jego poczynania były obserwowane przez domowników, by ci mogli donieść. Oczywiście żaden z opiekunów o tym nie wiedział.

 

Gdy skończył jeść wyszedł na zewnątrz. Zima w Kraju Ognia, zwanym też Hokage nie należała do łagodnych. Nasunął stary, wysłużony szalik na nos, by utrudnić zimnu przedostanie się do jego twarzy.

 

- Płomyczku, widzę, że sprawianie problemów przynosi ci radość. - usłyszał za sobą piskliwy głos. Odwrócił się z rezygnacją.

 

Za nim stali chyba wszyscy mieszkańcy domu, którzy mieli coś do Kajiego. Były to wszystkie dzieciaki.

 

Na czele stała Nima, siedemnastolatka, należąca do starszyzny.

 

Dziewczyna była chuda i wysoka. Jej czarne włosy nie widziały fryzjera od dłuższego czasu, ich stan pozostawiał wiele do życzenia, związane były w niedbałą kitę. Jej małe, paciorkowate oczka patrzyły się krzymo na swój cel, a wąskie usta wykrzywiły się w grymasie, który imitował wredny uśmieszek. W ręku trzymała niebezpieczny, metalowy przedmiot, którego nazwa wolałaby być Kajiemu nieznana. Tuż za nią stał Chou, drugi członek "starszyzny". Wojownik klasy ciężkiej ,ledwo mieścił się w dres rozmiaru XXXXL. Patrzył się z góry na swoją ofiarę świńskimi oczkami.

 

Brakowało mu jeszcze ryjka i ogonka, by pomylić go z dorodnym wieprzem. Dzierżył w ręce łom. Ta placówka była pełna nienormalnych sadystów.

 

- Teraz to pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś, gnoju! - dodał Chou. Poparła go radosna fala okrzyków.

 

A potem już tylko ból i krew.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Zbyt rozstrzelane. Ale fajne jak na razie.
  • LinOleUm 07.09.2014
    Mamy tu otaku? Opowiadanie bardzo mi się podoba, czekam na dalsze części ;)
  • Poza tobą? Jestem jeszcze ja. Ale dobrze się ukrywam ;P
  • LinOleUm 07.09.2014
    Władca Cieni Otaku? :o Niczym ninja
  • wybrana 08.09.2014
    Niezłe naprawde mi się podoba życze powodzenia i zapraszam na moje :)
    :)
  • Monia999 08.09.2014
    Lubił - tak będzie poprawniej :D
    Kilka literówek i powtórzeń, ale poza tym bardzo ciekawe. Czekam na więcej :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania