Kaleki Cień.
*świeży, więc pewnie z błędami, ale zależało mi na wrzuceniu dzisiaj :p*
Zobaczyłem go jak przez mgłę. Żałosny, kaleki cień bez konkretnego kształtu.
Stał nade mną, gdy forsowałem otwarcie zaspanych powiek. Unosił się nad ziemią, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie, kiedy nieśmiało rzuciłem okiem na postać przy łóżku. Ciemna, szara masa unosiła się i opadała. Równie dobrze mógłby, co prawda, uginać nogi zamiast lewitować - tylko po co? On w ogóle miał nogi? Idiotyzm. Muszę mu się kiedyś uważniej przyjrzeć, na pewno jednak nie teraz.
- Wypierdalaj stąd – rzuciłem gniewnie, ale nie umiałem ukryć zaspanego tonu, przez co polecenie straciło na hardości. Chadzał tu stanowczo zbyt często - jeszcze gotów pomyśleć, że się go boję. O nie, tacy jak on mogą rządzić tobą na tyle, na ile im na to pozwolisz.
Unosił się dalej. Wiedział jednak, że stracił swój kluczowy atut. Jest teraz jak żart opowiedziany po raz drugi, traci urok pierwszego wrażenia.
Po chwili już zaś, pojawiał się i znikał jak obraz na starym telewizorze - widziałem na przemian to jego postać, to framugę okna, a za nią nocne niebo.
W końcu zniknął na dobre, a ja mogłem odetchnąć. Zapaliłem lampkę stojącą na nocnym stoliku, a żarówka niepewnie zamajaczyła żółtym światłem.
Do pokoju wbiegł Antuan, prezent od mamy; speszony futrzak od razu wskoczył mi na ręce i zamruczał. Wsunąłem stopy w laczki i poszedłem na piętro z sierściuchem na rękach, tam cupnąłem przed oknem w jednym z pokoi i cierpliwie czekałem na rozwój wydarzeń.
Nic się nie działo. Minęła pierwsza godzina, nic. Druga godzina, dalej nic. Trzecia. Uparcie, jak to zimową porą, ciemność nie ustępowała promieniom Słońca, a w szczelinach okien odbijał się pusty jęk wiatru. Jedyne źródło ciepła w pokoju stanowiłem ja i kot. Palce drętwiały, a oczy pulsowały ze zmęczenia. Wtedy się pojawił. Pogłaskałem Antuana po głowie.
Najpierw wyrosła plama, rozlewająca w świetle ulicznej latarni, potem reszta. Sunął po ulicy, płynnie i cicho jak ciemność. Formował się w to bardziej humanoidalne kształty, to przybierał jakąś groteskowo bezkształtną masę. Na dworze nieśmiało zaczęły padać stalowe płatki śniegu, mieniące się w świetle latarni. Przybysz zaś, posuwał się wzdłuż kroju ulicy, aż zdecydował się przeniknąć przez płot na ogród przy posesji Trelków.
Mieszkali tam dwaj bracia, Cyjan i August. O pierwszym nie wiedziałem zbyt wiele. Drugi natomiast był zadeklarowanym ateistą, który wprowadził się do brata niedawno. W towarzystwie starał się uchodzić za twardziela, i chociaż miał ku temu warunki, to jego słabość obnażały nerwowe tiki twarzy. Wprawne oko od razu pozna pozera, choćby okrył się nie wiadomo jaką kurtyną mięśni i nie wiadomo jak łysy by nie był.
Szara breja zaczęła się dziwnie poruszać przy ogrodzeniu.
- Popatrz co się dzieje, kotku. – Podniosłem Antuana na wysokość parapetu. Ten, spojrzał, zjeżył się, prychnął, zeskoczył i schował pod nocną szafką. Typowo kocia kryjówka. Nieproszony gość zaś, przeniknął do posiadłości Trelków.
- Pięć – powiedziałem i upewniłem się, że siedzę wygodnie.
- Cztery – A może do dziecięciu?
- Nieee... Trzy, dwa, jeden… - kontynuowałem wolniej.
- Zero? Minus jeden? – Przeceniłem swoje umiejętności dedukcji. Nieme minus dwa, minus trzy, cztery... Znacznie przeceniłem.
Zajęło to jeszcze chwilę, aż wreszcie dźwięk tłuczonej szyby uderzył przez nocną ciszę. August – starszy z braci wyskoczył przez okno, na jego szczęście tylko z parterowej wysokości. Był nagi, na rękach i torsie miał pełno zadrapań powstałych przy rychłej ewakuacji. Biegł i wrzeszczał jak opętany.
- Kurwa mać! Pomocy! – wywrzaskiwał te schematyczne frazesy, znane z tanich horrorów. Za nim, przy oknie, pojawiła się ciemna plama, która z niebagatelną prędkością podążyła za spłoszonym golasem w głąb nocy. Drugi z braci zaś nie dał nawet znać o swojej obecności.
- Może ma twardy sen? – rzekłem do zielonych oczu pod szafką.
- Chodź, Antuan. Koniec przedstawienia.
***
Nie wyspałem się tej nocy, oczywiście. Z samego rana zaparzyłem podwójne espresso, na rześki poranek, a do zakąski wybrałem tosty z szynką i serem. Kiedy toster dał o sobie znać, przerzuciłem śniadanie na talerz i usiadłem wygodnie przy komputerze. Lokalniacy jak zwykle byli w tyle za mediami krajowymi.
„The Sun” piszę o bestialskim mordzie i gwałcie na dwóch braciach w Providence. Gwałcie? Zastanowiłem się przez chwilę, aż w końcu doszedłem do wniosku, że to przecież „The Sun”.
Znacznie lepiej wyglądał artykuł „The Guardian” - „zmiażdżony nos wbity za pomocą tępego narzędzia w głąb czaszki naruszył strukturę mózgu” – a więc tak skończył Cyjan.
O drugim z braci przez długi czas nie było żadnego newsa, mimo że reporterzy mnożyli się przy domu Trelków jak króliki. Wreszcie, koło ósmej rano, pojawił się: „…rozwieszony na gałęzi przez rwane płaty żeber, zadarte jak skrzydła orła szykującego się do lotu” – uraczyła mnie ta poetyckość. Pewnie długo umierał. Założę się, że łapał oddech nawet jak go zdejmowali o świcie.
Pochłonięty lekturą dopiero po chwili zauważyłem, że w zacienionym kącie pokoju pojawia się dobrze znany schemat – ciemna plama, z której wyrasta demoniczny kształt, najpierw szarej breji, potem humanoida. Masa zawrzała jak woda, wydając nieprzyjemny dźwięk i zbliżyła się do granicy dawanej przez cień. Za nią pojawiła się druga plama i zrobiła dokładnie to samo. Potem trzecia i kolejna, aż w końcu utworzyły wokół mnie półokrąg. W ponurych kształtach błysnęły białe kropki niby-oczu. Cztery pary ślepi – nienawidzę, kiedy się tak patrzą.
- Kto zabił Cyjana? – zapytałem. Jedno z nich zaczęło rezonować.
- A kto zabił Augusta? – Po chwili ciszy, ten sam cień ponownie zaczął wibrować.
- Dobra robota. Niewiarygodnie mnie irytował – rzuciłem, po czym obróciłem się do ekranu i zagryzłem tosta.
CDN
Komentarze (17)
Zastanawiam się czy to przypadek, że użyłeś słowa ''laczki''. Przytoczę tu fragment:
''W laczach, laciach, laczkach chodzą ludzie na terenach, które miały długotrwały kontakt z językiem niemieckim, czyli w Wielkopolsce, na Śląsku, Kaszubach, Warmii i Mazurach, bo używane w Polsce słowa pochodzą od niem. der Latsch, l.mn. die Latsche''
Wiesz, tak się zastanawiam skąd jesteś, bo -laczki- to głównie śląska gwara.
rozbawiło mnie : ) 5
,,mogą rządzić tobą na tyle, na tyle im na to pozwolisz: - w drugiej części zdania ,,na ile";
,,Formował się w to bardziej humanoidalne kształty, to przybierał jakąś groteskowo bezkształtną masę." - tu może się już czepiam, w sumie nawet nie wiem do końca jak to określić, ale według mnie powinno być (jeśli szyk w pierwszej części zdania jest właśnie taki) ,,formował się to w bardziej humanoidalne kształty, to w jakąś groteskowo bezkształtną masę" albo zmienić odrobinę szyk i napisać ,,to formował się w bardziej humanoidalne kształty, to przybierał kształt jakiejś groteskowo bezkształtnej masy" (,,przybierać (...) masę" trochę dziwnie brzmi). Choć wg mnie pierwsza opcja jest lepsza;
,,W towarzystwie starał się uchodzić za twardziela, i chociaż miał ku temu warunki, to jego słabość obnażały nerwowe tiki twarzy" - nie rozumiem dlaczego postawiłeś tu przecinek przed ,,i". Myślę, że to błąd, chyba że był jakiś powód, którego nie dostrzegam;
,,August – starszy z braci (uważam, że tu przydałby się drugi myślnik) wyskoczył przez okno". 5:)
@Karola - A dziękuję, pyszne było. Pozdrawiam serdecznie :D
@Efria - ♥ Cóż za finezyjny, gładkolufowy komentarz :o Niespodziewałem się takiego demontażu na czynniki pierwsze. (Wracając do dyskusji z forum na temat jakości komentarzy - Widzisz? Nie trzeba żadnej wiedzy do zostawienia dobrego komenta, świetnie umiesz rozbić na czynniki pierwsze i założę się, że większość opowi też). Nie no, takiego komentarza nie mogę zostawić bez echa, w tygodniu muszę przeczytać coś twojego i napisać rewanż :D Jeszcze raz wieeelkie dzięki. :)
#szog #niedowierzanie #komentytakiedobre #:0
Pozdrawiam!
JP
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania