Poprzednie częściKARCZMA#1

KARCZMA#3

23.12.2017,

12.43

Jak już wcześniej wspomniałem, coś zaczęło mnie okropnie skręcać przy rozmowie. Rano pęcherz, przez który zapomniałem domknąć drzwi, a teraz to... Złapałem gazetę z lady i pognałem do ubikacji, przerywając przy okazji iście interesującą rozmowę z iście nietypowym sąsiadem. Zamknąłem za sobą drzwi do jednej z kabin I usiadłem na klopie, rozkładając przed swoimi oczami tygodnik, który rano podwędziłem żonie...taki mały grzeszek, ale może mi wybaczy, chociaż po tej porannej kłótni, to nie wiem, czy w ogóle zwróciła na to uwagę...

Zastanawiałem się trochę nad tym, czy jak może dam jej te prezenty, które sobie naszykowałem na jutro, plus oczywiście jeszcze mały bonusik w postaci tego co kupiłem dzisiaj rano, to jej przejdzie. Prawdopodobnie nie potrzebnie mówiłem niektóre rzeczy dzisiaj po śniadaniu. Wiem, że sobie nie radzi z tym wszystkim...a jeszcze chce pomóc naszej córce wychować małego Jacoba, tylko że to Elise odwala całą brudną robotę, a Ashley po prostu cały czas żyję na nasz koszt...a nas przecież przez całe jej życie nie będzie, w końcu odejdziemy, a ona zostanie sama i ciekawe jak wtedy sobie poradzi ta młoda dama. Zacząłem kartkować gazetę w poszukiwaniu jakiego ciekawego artykułu, który mógłby mi umilić tę posiadówkę. Ktoś, kto to projektował ten biuletyn, nie pomyślał jednak o tym, jaką praktyczną i pożyteczną rzeczą jest spis treści i tym oto sposobem, żeby do czegokolwiek się do kopać, musiałem spędzić chwilę, przewracając wszystkie strony po kolei, aż udało mi się dogrzebać do tego:

,,Wielcy świata, tzn.artyści przez duże ,,A" są tacy, że raz się mówi o nich strasznie dużo i prawie nie znikają z okładek gazet, a my jesteśmy na bieżąco z ich życiem publicznym, jak I prywatnym, że aż dziwne, iż nikt jeszcze nie pozwał nas z tego powodu o ciemięstwo. Są też takie przypadki, że nasz bohater bądź bohaterka znika z desek teatrów czy kin na dość długie lata i albo powraca, bądź już nigdy więcej o nim lub o niej nie słyszymy. Podobnie było w przypadku Pani Penelopy Cortez, która porzuciła drogę aktorstwa z powodu tragicznych wydarzeń ze swojego życia. (piszemy o tym w artykule na 87 stronie pod tytułem ,,morderstwo czy samobójstwo- dylemat wszystkich") Po tym, jak już się z tym wszystkim pogodziła i poukładała swoje życie prywatne, postanowiła powrócić na ścieżki kariery, tym razem jednak nie deklamując zwykłych teksów jak przed laty, ale śpiewając w musicalu Adama Kurewicza o podobnej treści do tego sprzed 15 laty, gdzie wystąpiła po raz ostatni. Jest to dość ambitny projekt, któremu oczywiście gorąco kibicujemy całą redakcją I z chęcią 1 stycznia zaraz po sylwestrze wybierzemy się na premierę...no, chyba że nie uda nam się tam dojść, co w naszym wypadku jest bardzo prawdopodobne. Spektakl może spodobać się tym, co interesują się choć trochę tematyką II wojny światowej, mimo że wszystko rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, to fabuła jest przeładowane tym wszystkim...a bohaterowi ponoć są jak żywi, ale w końcu mamy z nimi bardzo bliską styczność, bo siedzimy przed sceną, a oni na niej występują. Po więcej informacji zapraszamy na stronę teatru pod adresem..."

Bla, bla, bla, kto takie bzdety piszę?-zamarudziłem pod nosem- Zamiast pisać coś normalnego-przetarłem ręką oczy- To piszą, nie wiadomo ile, o nie wiadomo kim...a przecież jutro mamy święta. Mogliby nawet o tym Home:Alone napisać i o tym, czy ktoś planuje remake tej serii albo o co w ogóle chodziło w tym filmie, dlaczego rodzice zostawili dzieciaka samego w domu, bo zawsze jakoś spóźniałem się na początek i nikt nigdy nie chciał mi wyjaśnić o co tak naprawdę chodzi...

24.12.2017,

1.22

Klęczeliśmy tak na tym śniegu, prószyło na nas...a my nie mogliśmy się nigdzie ruszyć. Jasnowłosy policjant tymczasem unosił powoli klapę bagażnika. Po otworzeniu go, chwilę patrzył się do środka... oniemiały, jakby nie mógł uwierzyć w to, co w nim znalazł, taka przynajmniej była moja teoria.

-O żesz kurwa!-wybuchł- Alice! Mamy tu trupa!!-zaczerwienił się cały ze złości-To, to-prawie jak z karabinu-to, to są mordercy!!-Wyciągnął spluwę z kabury- Pierdoleni mordercy!!!- wycedził przez usta I wycelował w Omara- Ten murzyn musiał go zabić!!!- Nikt nie wiedział co robić. Mój przyjaciel był w niebezpieczeństwie, a ten policjant trzymał go na muszce, nikt nie zareagował. Blondyn pociągnął za spust, śnieg wokół Omara się zaczerwienił.

-Nie!!- wydarł się ze mnie opóźniony okrzyk bólu, a potem płacz...do czego ja dopuściłem?

Stój!-krzyknęła zbyt późno policjantka.

Ja natomiast nie potrafiłem się pogodzić z tym, że to prawdopodobne też była moja wina...nie tylko tego co strzelał. Policjantka była natomiast spokojna niczym anglosaska suka albo po prostu była to dla niej zwykła codzienność, przecież codziennie umierają ludzie. Co to dla niej za różnica, że ten człowiek był...nie! Jest czyimś przyjacielem, może ma rodzinę, która za nim tęskni... że ma pikantną wyobraźnię i na jaką kobietę nie popatrzy, to sobie pozwala...to tylko człowiek i tak samo, jak ja jest mężczyzna....ale czy był jakiś powód, żeby do niego strzelać, bo co bo czarny? Ja myślałem, że epizody z rasizmem w policji mamy już dawno za sobą...przecież u nich też pracują afrykańce, żółtki i tak dalej...ale jak coś złego, to wiadomo, chociaż na kogo zrzucić.

23.12.2017,

11.15

Czułem się trochę głupio... Żona się tak zawsze o wszystko i wszystkich martwi, a ja jej po prostu wyskoczyłem z takimi pierdołami. Ona jest naprawdę dobrą kobietą, tak o wszystkich dba i nigdy nic nie powiedziała niczego złego o nikim, aż do dzisiaj, kiedy to ja wyleciałem jej z tymi brudami na temat jej rodziny. Może czasami powinienem trzymać język za zębami, pomyślałem, otwierając drzwi garażowe. Żyję z nią już tyle lat, nie mówię, że nie zdarzyły się nam nigdy żadne kłótnie, ale zawsze po nich następowały ciche dni, a one nigdy nie były przyjemne. Wsiadłem do samochodu i zacząłem się zastanawiać czy nie warto byłoby wstąpić do kwiaciarni po jakiegoś kwiatka, czy coś innego dla niej, może ją tym udobrucham i zapomni o tym, co jej powiedziałem...to nie było specjalnie, po prostu nie pohamowałem się w odpowiedniej chwili. Wiele osób mi już mówiło, że najpierw trzeba myśleć, a potem mówić... a ja wtedy im tylko przytakiwałem, nigdy nie brałem ich słów na poważnie...a chyba powinienem. Odpaliłem swoje auto i wyjechałem z garażu. Niektóre słowa nie powinny nigdy paść...

13.00

Artykuł o tej kobiecie mocno mnie zbulwersował. Strasznie za nią nie przepadałem. Ona w porównaniu do jej świętej pamięci męża, Charlesa była nikim. Na nim to właśnie się wybiła i to jeszcze jego widownie starała się pozyskać. Jego to na scenie oglądało się bardzo przyjemnie, umiał się wczuć w swoje role, a ona...deska jak to na czym występowała. Teraz znowu chce wrócić...a jeszcze ten odnośnik do artykułu, ,,zabójstwo czy samobójstwo", po co to? Przecież wiadomo jak było i nie ma co tego rozkopywać, no, chyba że facetka znowu coś kombinuje. Z mojego toku myślenia wyrwał mnie jednak czyjś niski głos.

-Szczęść Boże panie gospodarzu- Serio? Już po domach łażą? Znowu jakieś datki na kościół? Ile to im można płacić. Chociaż w sumie jak tak się przyczepić szczegółów, nikt u nas w kościele nie ma takiego głosu, może to nie jest żaden klecha od nas...złożyłem gazetę, zrobiłem, to co należy i w pośpiechu umyłem ręce, gazetę zostawiłem w ubikacji, a przez przypadek chyba upadło mi mydło w ubikacji na podłogę...

24.12.2017,

01.24

Omar wydarł z siebie syk bólu i upadł przed siebie...nie wyglądało to zbyt ciekawie.

- O kurwa...- wydusił z siebie

-Boże!-krzyknąłem przerażony w stronę jasnowłosego gliny-postrzeliłeś go!

Blondyn przypatrzył się dokładnie leżącemu na ziemi murzynowi. Z nogi tryskała mu krew.

-Jezu, poniosła mnie! Przepraszam!!-odparł.

-Nie ma co tu Jezuskać-powiedziała policjantka- trzeba z nim coś zrobić.-popatrzyła się na dół, który z nim wcześniej wykopaliśmy.

-Trzeba go do szpitala zabrać! Nie ma nad czym się zastanawiać!!-krzyknąłem do niej.

-Tak, tak to właśnie miałam na myśli-odparła, jakby się nad czymś zamyśliła.

-To ja go zawiozę-powiedziałem.

-Proszę pana...pan to z nami na posterunek jedzie-odparła.

-No, ale...

-Nie ma żadnych ,,ale", proszę pana...zostaliście złapania na gorącym uczynku-wytłumaczyła.

-Czego?

-A co przywieźliście do lasu?

-No to niech ktoś go, chociaż zawiezie do tego szpitala, ja wszystko wytłumaczę, tylko nie pozwólcie mu tu umrzeć!!!- byłem bliski płaczu. Naprawdę się o niego martwiłem, nie chciałem, żeby przeze mnie jakoś tu ucierpiał.

-Adam możesz się tym zająć?-spytała blondyna.

-Oczywiście- powoli zaczynał się uspokajać- tylko mamy jeden problem, mamy tylko jeden wóz.

-To proszę wziąć mojego SUV-a- wskazałem pojazd- w środku są kluczyki.

-Mogę?-spytał policjantki.

-Po co się mnie głupio pytasz...czas leci, wsiadajcie i jedźcie- odparła zirytowana.- A my proszę pana-skierowała się tym razem do mnie- Jedziemy na komisariat, tam się pan ładnie ze wszystkiego wytłumaczy, dobrze?

-Dobrze-odparłem I posłusznie wsiadłem do radiowozu.

23.12.2017,

13.01

Ale jaja, własnego przyjaciela po głosie nie rozpoznałem. Wystarczyło jednak wyjść mu na spotkanie i dokładnie się przyjrzeć, od razu rozpoznałem w tym olbrzymie swojego drucha.

-Kopę lat Omar...co cię tu sprawdza?-ruszyłem w jego stronę z otwartymi ramionami.

-No wiesz, postanowiłem was odwiedzić- uśmiechnął się, a ja go uścisnąłem jak starego dobrego przyjaciela, bo w końcu takim był.

-To miło z twojej strony...- poklepałem go po plecach- Usiądziesz gdzieś?

-W sumie to tak, ale najpierw muszę gdzieś powiesić tę kurtkę...masz tu gdzieś jakieś miejsce na to...- spytał.

-Na zapleczu coś się znajdzie...przy okazji trochę porozmawiamy, co nie?

-No to chodźmy- odparł i ruszył za mną. Po chwili powiesił kurtkę obok mojej i usiadł na fotelu przy stoliku- Dość bogato tutaj- zaśmiał się.

-Wystarczająco-odparłem- Nie ma co wywalać kasy w błoto, lepiej w mieszkanie zainwestować.

-No i jak tam się trzyma? Jak rodzinka?- spytał zainteresowany

-O mój drogi...mieszkanie prawie jak chata boga, a rodzinka trzyma się rewelacyjnie, pomijając małe problemy z córką.- odparłem

-A ta, co znowu zrobiła?- spytał.

-Zamiast opiekować się dzieciakiem, którego urodziła...ta ciągle lata na te swoje imprezy i filtruję. Zaraz znowu znajdzie z kimś w ciąże i będzie trzeba kolejnego dzieciaka wychować, co potem sobie ludzie pomyślą? Ona a ni męża nie ma, ni pracy...wstyd totalny, ale z domu przecież własnej córki nie wyrzucę.

-No tak, tak- odparł, przerywając mi.

-Ładnie to tak przytakiwać, trzeba jeszcze wiedzieć jak porządnie dziecko wychować, a Ojciec to ksiądz i raczej się na tym nie zna.

-Ja tam tylko siostrzeńcami się zajmują-odparł urażony-Ale nie oceniaj mnie, po ty kim jestem...bo jeszcze nic nie powiedziałem, na temat tego, co porabiam u siebie w Afryce...a tak zmieniając temat: jak tam żonka?

-Opiekuje się młodym... a do tego coś obecnie niezbyt ciekawie się nam układa.

-Dlaczego?- spytał

-Pokłóciłem się z nią dzisiaj o jakieś pierdoły i strasznie wybuchła, do tego jeszcze uważa, że zbyt często daję córce do zrozumienia, że robi źle...że powinienem ją jakoś wspierać. A co ja niby robię? Kto daję jej pieniądze na te jej wszystkie ciuszki? Dzięki komu ma się gdzie umyć, zjeść i tym podobne...dzięki mnie.

-Liczę na to, że to wszystko się jakoś wam poukłada...bo nie wygląda to zbyt ciekawie, a do tego chyba nie potrzebnie pytałem

-Oj tam...wszystko cię przecież kiedyś będzie musiało ułożyć.

-No to liczę...w razie czego we mnie zawsze masz oparcie.

-Wiem-uśmiechnąłem się- Na ciebie stary zawsze można liczyć.

11.20

Wyprowadziłem samochód z garażu. Już chciałem go zamknąć, gdy nagle SUV zaczął powoli staczać się z górki. Początkowo tego nie zauważyłem, bo dalej rozmyślałem nad tym, jak udobruchać swoją ukochaną...jakie to jej kwiaty kupić i czy spodobają się jej prezenty, które postanowiłem jej kupić na jutrzejszy wieczór oraz czy przyjmie ode mnie przeprosiny.

24.12.2017,

1.32

Usiadłem z tyłu policyjnego radiowozu. Poczekałem, aż kobieta odpali wóz i ruszymy do przodu. W międzyczasie patrzyłem się przez szybę, jak jasnowłosy mężczyzna nieudolnie próbuję załadować Omara na tył mojego SUV-a. Chciałem mu pomoc, ale kobieta niestety się na to nie zgodziła...tylko kazała mi wsiąść do środka, bo śpieszyło się jej do domu, gdyż jutro w końcu miały być święta. Nie chciałem jej nazywać suką...ale żadne inne słowo nie potrafiło mi przejść w danej chwili przez głowę. Liczę na to, że chociaż na komisariacie pracują jacyś normalni ludzie, a ta ciota załaduje w końcu mojego przyjaciela do auta i zdąży zawieźć go do szpitala, bo inaczej potraktuję ich, jak jedna z moich ulubionych postaci z komiksów to znaczy Punisher...w końcu jesteśmy w Ameryce, a tu z dostępem do broni nie ma problemu.

23.12.2017,

13.15

Omar był człowiekiem na którego zawsze można było liczyć. Można z nim było rozmawiać o wszystkim I o niczym, a jego zaczęło obecnie zastanawiać właśnie to:

-Kto to jest ten młody?

-Ten co tak tam piszę?-odparłem pytaniem- Chuck Tidderman.

-Czyli?

-Mój dawny sąsiad, który nie wiadomo po jakiego grzyba tu przylazł

-Nie wiadomo?-dopytał.-A ty go tu nie wpuściłeś? I na pewno nic ci nie powiedział, po co tu przyszedł?

-Oj coś tam mówił, że chce się spotkać z moją córką...ale co to może mieć do rzeczy.

-Dużo...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania