Kartkówka z Grzechów

Siwobrody starzec w obszernej todze zasiadał na perłowym fotelu, mebel ten wyglądał jakby właśnie wypluło go jakieś oprogramowanie do robienia grafik. Starzec wiercił się co rusz poprawiając swoją pozycję a i wciąż i wciąż głaskał się po wąsach.

Adam zaś siedział na krześle ze sklejki, przypominającym mu te masakrycznie niewygodne wytwory krzesłopodobne ze szkoły. Nie tylko siedzisko przywoływało mu na myśl lata tortur algebrą i molestowaniem chaotycznym planem kina autorstwa Mendelejewa. Tuż obok, wisząc w powietrzu, znajdowała się zielona, śmierdząca mokrą gąbką tablica.

Podrapał się po karku patrząc z byka to na kręcącego palcami młynek staruszka, to na tablicę. Zdanie wyskrobane kredą na jej powierzchni brzmiało następująco:

KATECHEZA NR. OSTATNIA

TEMAT: CZY ADAM JÓZEF JAN P. BYŁ DOBRYM CHRZEŚCIJANINEM?

Ch było dopisane pod przekreślonym K. Obserwacja ta wywołała w Adamie uczucie z pogranicza żenady i zawodu.

Staruszek w todze odchrząknął znacząco i pochylił się w przód.

- Adaś, tak?

- T... tak panie... panie Boże?

- Co taki zdziwiony? Myślałeś, że co, będę miał czuprynę z makaronu i dwa pulpety zamiast oczu? Żarcik taki. Albo że najpierw jest purgatorium? Te całe papieże to to zmyśliły. Żarcik taki.

Adaś pokiwał się chwilę na krześle. Popatrzał tępo w oczy Boga, tego Boga, B O G A. Alfę i Omegę, początek i koniec, cieślę z Nazaretu i gołąbka w jednym. Jak tak patrzył, to zaczynał nie wierzyć, ot starszy pan.

Gdyby nie toga i fakt, że znajdowali się pośrodku jakiejś białej pustki, to pewnie z przyzwyczajenia odpowiedziałby, że sam odprowadzi wózek i nie, nie ma kopsnąć szluge.

- Czy tam szluga - mruknął Adaś.

- Słucham? Och nie, ja nie palę. Szkodzi na zęby. Tam jak się do piwnic zejdzie, to tam jest palarnia, wszystkich tam palą, od knypka Napoleona po tego malarza z Australii. Żarcik taki.

Widząc wciąż narastające zmieszanie na twarzy Adasia, Jestem Który Jestem nachylił się jeszcze bardziej. Strzelając niewinnymi oczkami na boki, wyszeptał:

- Chodziło o Hitlera, wiesz, powiedziałem Australia bo wam, jankesom się myli z Austrią. Żarcik taki.

- Ja jestem z Łodzi... - wykrztusił Adaś.

Twarz Boga wykrzywiła się w grymasie zawstydzenia. Z wolna rozsiadł się na fotelu, wsparł dłonie na podłokietnikach i wziął głęboki wdech.

- Moje kondolencje Adasiu - zaszczebiotał.

Adaś rozdziawił usta chcąc protestować, mówić że Bałuty to wcale nie są takie złe i żyje się dobrze. Nie zrobił tego jednak, wszak Bóg był wszechwiedzący. A sam Adaś martwy.

- To był tramwaj, co nie? - spytał Stwórca.

- Nie.

- Trolejbus?

- Nie!

- Traktor..?

- Co pan Panie Boże? Nic mnie nie przejechało!

Staruszek popatrzał się na Adasia pobłażliwie i zza poły togi wyciągnął notes z logo Iron Maiden, przerzucił parę kartek.

- W kajecie sobie zapisałem, że przejechało, wózek widłowy. Miałem na końcu języka! Czekaj, jak to sam byłeś kierowcą?

Adaś zaczerwienił się i odwrócił wzrok.

- No odpowiadaj kiedy Wszechojciec pyta! - rozkazał Bóg ledwo hamując śmiech.

- Nagrywałem filmik do Internetu i... potknąłem się o sznurówki.

Stwórca trzasnął notesem i zasłonił nim swoje usta, cały zarost i czupryna trzęsły mu się jak na resorach. Kiedy już się wyśmiał, otarł łzy czubkiem brody i odezwał się, wcale grzecznie.

- To co Adasiu, zaczynamy?

- Co niby?

- No nie udawaj greka, żymianie tak robili i co się z nimi stało? Przyjęli kżeścijaństwo! Żarcik taki. Zaczniemy sąd nad twoją duszą.

- Jakim cudem robisz literówki w wypowiadanych słowach.

- Adaś, ja nawet po wodzie popylam, jak nartnik. A ty w gimnazjum wypisałeś się z religii, mało tego, nosiłeś wtedy czarne skóry i grzywkę na pół twarzy.

Adama Józefa Jana P. zmroziło. Przełknął ślinę przetasowując wspomnienia w głowie jak karty podczas tej pamiętnej gry w rozbieranego pokera na obozie harcerskim...

- E tam, nie przejmuj się. Też kiedyś miałem fazę emo. Wieki Ciemne, słyszałeś może? Żarcik taki. Mnie to bardziej interesuje czy ty Adasiu potrafisz Ojcze Nasz? No Adaś, powiedz.

- Eee...

- Tam żadnego eee nie ma Adasiu.

- Ojcze nasz, który jest w niebie, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje... bądź wola Twoja Amen?

- Ament.

Bóg pokiwał głową w zamyśleniu, znów dobył notatnika i zapisał coś długopisem wyciągniętym z rękawa.

- Czwórka z plusem. Trochę literek zjadłeś ale w sumie to ładnie. Ale nie myśl sobie, że na maturze ci to ujdzie. Żarcik taki. Adaś, pisałeś maturę?

- Tak Panie Boże! Na rozprawce odwołałem się nawet do Świętego Augustyna!

- Słaby święty, taki Wojciech na przykład oberwał wiosłem w potylicę. No, ale ładnie wszystko, ino że odpowiedzi na pytania 17.1, 17.2 oraz zadanie 23 prawda fałsz, ściągnąłeś od Zosi z ławki obok!

Palący mięśnie lód objął ciało Adasia. Strach zajrzał chłopakowi w oczy a pośladki zacisnęły się w mig zapocone. Zaczął słyszeć taki pisk jak jest w filmach wojennych jak granat wybuchnie przy żołnierzu i inni żołnierze go ratują a on patrzy na nich i na niebo i tam sztukasy latają i strzelają w nich ale oni zabierają go bez szwanku bo na aktorów za dużo poszło kasy i dobrze by było jakby zagrali w całym filmie. Taki pisk.

- Zosia miała za słabe wyniki i nie dostała się na wymarzone studia! Zmuszona przez szarą rzeczywistość zaczęła niesatysfakcjonującą pracę i po krótkim czasie uciekła w alkoholizm i narkotyki!

- Co!? Naprawdę!? Przepraszam! Ja nie wiedziałem! Dałbym jej spisać...

- Żarcik taki. Zosia ma się dobrze, mąż to prominentny polityk partii rządzącej a po domu za trzy miliony biegają ich urocze dzieci. Ale z tym alkoholizmem to nie był żart. Matko Bosko, ale smutne.

Adaś przetarł oczy i drżącymi dłońmi przeczesał spocone włosy. Rozmawiał z Bogiem przez duże B w kursywie i pogrubieniu i z podkreśleniem, a czuł się jak w ukrytej kamerze z debilnymi prankami typu: oblej typa co czyta książkę w parku kwasem siarkowym.

- A Pięć Przykazań Kościelnych wymienić umiesz Adasiu?

- Co? Jest coś takiego?

- Ranisz mi serce, toć to przecież jak Dekalog! Znaczy się, pół dekalogu. Jak było pół po grecku? Muszę się później Diogenesa spytać. Albo nie, znowu każe mi spadać w podskokach. Dziad jeden już drugie milenium leży napruty jak szpadel i ciągle mówi że się opala.

- To... kościelne? - nieśmiało wtrącił Adaś.

- Przykazania - przytaknął Stwórca poprawiając swoją brodę.

- No to... eee... pamiętaj żeby dzień święty święcić? Tam było, że święta obchodzić, że spowiadać się. Dobrze?

Długopis pstryknął i naskrobał coś po notatniku, Stwórca uśmiechnął się serdecznie.

- Trójka minus. Lubię taką twórczość fanowską, w ogóle lubię swoich fanów. Śmiesznie jest jak się rzuci jakąś aktualizację co paręset lat i cały fandom się kłóci i naparza. Na rany koguta! Trzeba jeszcze tego kiedyś spróbować! Ale i tak nic nie przebije tego śmieszka z Chin, Hong Xiuquan'a co ogłosił że jest moim bratem. W sensie że Jezusa, nie Ducha Świętego czy mnie per se.

- To co? Wyciąga Pan średnią moich ocen i idę do Nieba?

- Możesz nawet do Valhalli, chociaż bym nie polecał, ten zgrywus Loki znowu do wentylacji wrzucił mąkę i zarodniki kordycepsa, przedni żart, nie powiem. No, ale najpierw musisz jeszcze odpowiedzieć na wszystkie pytania. Wiesz, jak to szło, bądźcie cierpliwi a będzie wam dane. Henryk IV był cierpliwy w Kanossie i co? Odmroził sobie zadek. Żarcik...

- Taki.

Stwórca ściągnął usta w dziubek i zlustrował Adasia oburzonym wzrokiem. Adaś zaś zorientowawszy się co zrobił, ponownie odczuł lodowatą łapę strachu na karku i w pachwinach. Kocioł z wrzącą wodzianką czy od razu reinkarnacja jako Kurd w Turcji?

- No to chciałem powiedzieć, weź mi nie przerywaj, to niemiłe - oznajmił Bóg.

Staruszek jakby zgubił myśl, podrapał się po wąsach, przyklepał czuprynę i wnet go olśniło. Zaklaskał radośnie i najwyraźniej przypominając sobie, że Adaś wciąż tu jest, podjął rozmowę:

- W przykazaniach toś zapomniał o nakazie postu. A propos postów! Anno Domini 2006, w Wielki Piątek, powtarzam W I E L K I PIĄTEK [Maryjo i wszyscy święci!], zjadłeś dwie parówki na kolację. Aż dwie i tylko dwie, to ja {w sensie że Jezu} w dziurawych sandałach po pustyni biegałem! Korzonki kaktusa jadłem jak chleb się zmęczył i już nie chciał się rozmnażać! Trędowatych (to zakaźna choroba Adaś!) dotykałem! A taki cwaniaczek jak ty, sobie mięcho w piąteczek żre!?

Adaś Józio Janek P. zalał się łzami. Przewracając krzesło padł na kolana, wzniósł ręce do nieba i jął wyjękiwać przeprosiny, trzęsąc się przy tym jak trzcina którą wiatr lekko kołysze podczas kiedy to drzewa potężne łamie.

- Panie! Wybacz mi! Proszę o odkupienie! Poprawię się przysięgam że zostanę ascetą! Będę już dobrym katolikiem! Na prawdę! Nie wiedziałem że parówki też się liczą, przecież to nie mięso!

- czekaj co - zgrzytnął zębami Stwórca Wszechświata zarówno w skali mikro jak makro, czyli inflację i disco polo też zrobił.

- No... parówki to nie mięso, Panie Boże.

- To jak nie mięso to co? Niech to Dunder świśnie, co oni dają do tych parówek!?

- Szczerze powiedziawszy to nie chcę wiedzieć, ale ostatnio na takim forum z koniczynką czytałem, że...

Adaś rozejrzał się konspiracyjnie jakby nieistniejące ściany miały podsłuchy. Powstał na nogi, otarł rękawem zasmarkany nos i nachylił się do ucha Bożego. W miarę słuchania kolejnych słów, twarz Stwórcy zmieniała kolory jak kameleon co pożarł neonową świetlówkę.

- Dość - orzekł Ojciec stanowczo.

Adaś pokornie wrócił na swoje miejsce, postawił krzesełko do pionu i usiadł skulony.

- Nie wierzę! Nie wierzę, żem ja to jadł. Wczoraj sobie zrobiłem kilka w mikrofali, wiesz Adaś, naciąłem je i powpychałem tam sera żółtego, akurat na promocji był. A wy tam na Ziemi, tej Ziemi! Parówki, jasny gwint!

- Przepraszam... ale czy wczoraj też nie było Wielkiego Piątku? - nieśmiało spytał ochrypłym głosem Adaś.

Bóg na to zaczerwienił się, powachlował notesem i odburknął:

- Mi wolno.

- A czy teraz już... zdałem? Koniec? Mogę sobie wybrać gdzie pójdę, tak? Chciałbym Nirwanę, Smells Like Teen Spirit to genialny utwór.

- Adasiu, nie. Po pierwsze Something in the Way jest lepsze. Po drugie, czeka cię jeszcze ostatni test. Podejdź proszę do tablicy, weź kredę i narysuj mi krzyż.

Chłopak wstał, przełknął ślinę tak głośno, że aż Bóg drgnął zaskoczony ilością decybeli. Sztywnym krokiem stanął przed tablicą, spoconymi palcami złapał wałek kredy. W mig cała dłoń ubrudziła się, no jak w szkole.

- Krzyż?

- No chyba nie kszyrz. Rysuj Adasiu.

- Taki, normalny?

- Nie, poje... ekhem, tak Adasiu, normalny.

Chyba jedynie siłą woli, Adam zdołał opanować drżenie ręki. Przycisnął kredę do tablicy, zamarł. Sparaliżowany jak wzrokiem bazyliszka, jak po kieliszku dziadkowego bimbru bez ogórasa konserwowego na zagrychę.

Przed oczami jak pokaz slajdów przewijały mu się wszystkie znane mu wyobrażenia na temat piekła. Wszędzie mógł trafić, od Szeolu przez któryś z dantejskich kręgów, kończąc na zakorkowanej zakopiance w 30 Celsjuszach i z niedziałającą w tym gruzie z komisu, polonezie przeklętym, klimatyzacją.

Wtem, natchnienie spłynęło nań jak woda w czas chrztu. Dwa machnięcia kredą i było po wszystkim.

- No Adasiu - ozwał się Bóg - Belka trochę krzywo, nie chciałbym na tym wisieć, masa by się nie rozkładała dobrze. Ale dobrze jest, pięć.

Rozanielony Adaś zasiadł na krzesełeczku i uśmiechając pucołowatą buzię czekał szczęśliwy na ostateczny werdykt Ojca na Niebiesiech. Ten coś skrobał w notatniku, aż nie westchnął i schował go do rękawa.

- Czwórka trójka i piątka. Wyciągamy średnia arytmetyczną, przez plusy i minusy wychodzi nam ułamek, trzeba spierwiastkować, można to zrobić w myślach, po co mi tablice. Robimy myk i zostaje nam iloczyn z różnicą, łatwe, trzeba wyciągnąć całkę, wtedy łatwiej robi się rachunek różniczkowy, jak chcesz Adasiu to mogę cię nauczyć. Koniec końców, wynik jest taki: zdajesz.

Adaś podskoczył w górę uradowany. Już chciał rzucać się na Stwórcę i wycałować go po dziwnie sztucznej brodzie, gdy ten gestem nakazał mu wrócić do pozycji skupionej. Bóg westchnął.

- Jest jednak jeden mały, malusieńki tyci ci ci, problemik Adasiu. W notatkach mam rozpisane wszystko co do joty. Otóż, w swoim życiu, użyłeś słowa na "K" wulgarnie określającego kultywatorkę najstarszego zawodu świata, ponad, pozwolisz że podam cyframi, 1 034 984 168 371 361 razy. Przekroczyłeś tym samym limit dopuszczalnych pań lekkich obyczajów o 2. Cóż, przykro mi, ale nie jest tak, że cię nie ostrzegali. Twoja katechetka w liceum mówiła przecież, że przeklinanie smuci Jezuska. Jak chcesz to możesz pójść do piekarnika obok biednej pani Władysławy. Człowieku! W życiu nie zgadniesz co ona odwaliła! Dwa słowa podpowiedzi: bakłażan, trzy litry drogiego nawilżacza do rąk. Czekaj, to siedem słów. Niech mnie kule biją! Boska liczba!

Adam nie słuchał niekończącego się nawijania Boga, rzec by można że Stwórca się do niego modlił. Chłopak tylko tępo gapił się w swoje buty i usiłował zetrzeć z dłoni tą obrzydliwą, doprowadzającą do nerwicy kredę.

- No dobra Adaś. Do zobaczyska w palarni!

Nim Stwórca zdążył wykonać jakikolwiek ruch, poprzez białą pustkę poniósł się gromki szum spłukiwanej wody. W rozbłysku światła, po lewej pojawiły się nagle drzwi. Z hukiem zostały otworzone a wicher jaki przez to się zerwał, zmiótł Stwórcę z fotela.

Staruszek uderzył w tablicę jak szmaciana lalka. Przy okazji z czerepu zleciała mu peruka ukazując demoniczne rogi, broda odpadła odsłaniając agresywnie francuski wąs. Toga również uleciała a pod nią Adam ujrzał napompowane mięśniami ciało kulturysty jak i diabli ogon pełen śladów po zastrzykach sterydowych.

Przez drzwi wpadł atletycznie zbudowany jegomość w złotych crocsach i ciasno opinającej tors koszulce na ramiączkach z logo Aerosmith. Krótkie spodenki zachlapane były mydłem, przynajmniej tak pomyślał Adam.

- Lucek!!! Ty gadzie przechrzczony!!! Żeby mi to był ostatni raz!!! - zagrzmiał ten potężny chłop o blond włosach i szczęce mogącej zapewne kruszyć głazy.

Zrzucony z fotela, obecnie nagi demon na szybko pozbierał swoje rzeczy i sycząc, wskoczył do portalu jaki nagle otworzył się w podłożu. Na odchodne wystawił jeszcze środkowy palec.

- I ty też!!! - odkrzyknął nowoprzybyły.

Blondyn usiadł w fotelu, mebel zaskrzypiał tragicznie, ledwo co mieścił ogromną postać. Adam czuł się jeszcze bardziej przytłoczony niż wcześniej, wszak bicepsy siedzącego naprzeciw jegomościa, były większe od adasiowej głowy. Dwakroć.

- Sorki za to - odezwał się blondyn - Ma kozioł głupie pomysły czasem. Jak opowiadał ci tą bajeczkę o New Vegas i wodą w rezerwuarze co stała się tequilą... no, to kłamstwo było. Nic takiego się nie wydarzyło. Tobie to Adaś jest na imię? C'nie?

Adaś pokiwał niepewnie głową. Blondyn uśmiechnął się prężąc wszystkie siedemset mięśni szczęki. Wyciągnął swoją mogącą łamać kokosy grabę ku Adasiowi i rzekł:

- Miło poznać, ja Gromowładny. Zeus Gromowładny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Akwadar rok temu
    No i git... a jeszcze jakby poprawić przecinki to całkiem dobry tekścik :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania