Kawa z miodem

Dochodziła właśnie szesnasta, kiedy Garry Moon wszedł do podrzędnego baru ,,The Cameron”. Odrapane ściany i brudne okna nie odstraszyły go, a przynajmniej nie bardziej niż kiepski jazz i kłęby dymu bijące ze środka. Właściwie mógłby poszukać innej knajpy, na wypicie swojej codziennej, popołudniowej kawy, tyle że nie znał takiej, która spełniłaby jego wymagania. Nie były one duże. Właściwie, nie wykraczały poza miód, którym Garry słodził swoją czarną kawę.

Podszedł do starej, dębowej lady, na której znajdowały się liczne plamy po napojach. Kiedy udało mu się złapać kontakt wzrokowy z barmanką, skinął lekko głową. Przychodził do ,,The Cameron’u” każdego dnia, od trzydziestu lat, a ona obsługiwała go przez cały ten czas. Tak naprawdę nigdy nie rozmawiali, ograniczając się jedynie do: ,,dzień dobry, poproszę to co zwykle” i ,,oczywiście, panie Moon, już podaję”. Z tego, co pamiętał, nigdy się jej nawet nie przedstawił z imienia. Ona jemu też nie, ale w barze wołali na nią Jane.

W środku nie było tłumów, jak zwykle w poniedziałki. Zajął swój zwyczajowy stolik, przeznaczony dla jednej osoby, stojący w ciemnym zakątku baru. Zawsze był wolny, nawet gdy sala pękała w szwach. Takie sytuacje miały miejsce co roku podczas finałowego meczu NFL, nie częściej.

Garry Moon zdjął stary, poprzecierany płaszcz i powiesił na oparciu krzesła. Nigdy nie korzystał z wieszaka, nie z jakiejś przyczyny, a po prostu. Wyciągnął z kieszeni portfel i położył przed sobą, na stoliku. To samo zrobił z szalikiem, zwijając go uprzednio, by zajmował jak najmniej miejsca.

Jane przyniosła kawę kilka minut później. Uśmiechnęła się, stawiając ją przed pokrytym zmarszczkami obliczem mężczyzny, który odwzajemnił uśmiech i podziękował skinieniem głowy.

- Smacznego – powiedziała barmanka.

- Na pewno taka będzie.

Kiedy wracała za ladę, Garry odprowadzał ją jeszcze przez chwilę wzrokiem. Kiedyś, dawno temu zastanawiał się, czy się z nią nie umówić. Swego czasu była całkiem ładna, zarabiała uczciwie i sprawiała wrażenie sympatycznej. Nigdy jednak tego nie zrobił, a teraz, kiedy mieli po sześćdziesiąt lat, nie miało to już najmniejszego sensu. Szansa, że im się uda, była niewielka w porównaniu do tego, że złamie jej serce. Nie uważał siebie za złego proroka, wiedział z autopsji, jak to wygląda. Wolał nie psuć jej ostatnich lat życia swoją osobą. Zamiast tego, swoją sympatię okazywał, robiąc z chusteczek łódki origami i wkładając pod pustą już filiżankę. Jane zawsze uśmiechała się, kiedy je stamtąd wyjmowała.

Kawa jak zwykle była idealna. Gorąca, posłodzona perfekcyjnie, prawdziwym, pszczelim miodem. Garry przypuszczał, że ,,The Cameron” zamawia go tylko ze względu na jego osobę. Nie zdziwiłby się, gdyby tak było.

Wypił połowę, kiedy podszedł do niego starszy, czarnoskóry mężczyzna.

- Dzień dobry – powiedział skrzypiącym, dobywającym się jakby zza wnętrzności głosem.

- Dobry – odparł Garry, z zaciekawieniem wpatrując się w przybysza.

- Czy mogę się dosiąść?

- To stolik dla jednej osoby, przykro mi.

- Dostawiłbym sobie tutaj krzesło, jeśli nie ma pan nic przeciwko.

- Cóż, jeśli nie będzie panu przeszkadzać ciasnota, to nie, nie mam.

Czarnoskóry mężczyzna podszedł do najbliższego wolnego stolika i zabrał krzesło. Przysiadłszy się do Garrego, wyciągnął swoją chudą, pokrytą ciemnymi plamkami dłoń i rzekł:

- Nazywam się Jim.

- Garry, miło mi poznać. – Po tych słowach, przy stoliku zapanowała niezręczna cisza. Moon zdawał nic sobie z niej nie robić i popijał kawę, podczas kiedy Jim łypał oczyma na lewo i prawo. – Dlaczego tak ci zależało, żeby przysiąść się do mojego stolika, Jim?

- Ponieważ nie jestem tutaj mile widziany.

- Nie jesteś? Niby przez kogo?

- Przez tamtych mężczyzn, siedzących przy stoliku, przy oknie.

- Dlaczego?

- Bo jestem czarny.

- Nie podoba im się to?

- Nie bardzo.

- Rozumiem, jednak wciąż zastanawiam się… dlaczego usiadłeś tutaj, a nie przy wolnym stoliku?

- Siedziałem już przy wszystkich wolnych stolikach…

- I?

- I za każdym razem podchodził do mnie ten wysoki, łysy i kazał spieprzać.

- Doprawdy?

- Mhmm – skinął twierdząco głową. Garry wziął kolejny łyk kawy, po czym zawołał Jane.

- Zaraz podejdę, panie Moon. Nie chcę spalić mięsa.

Mięso w istocie pachniało doskonale. Idealnie wpasowywało się w smród papierosowego dymu i cudowny zapach kawy.

- Zamów sobie kawę, Jim. Nie będę pił sam.

Czarnoskóry mężczyzna rozluźnił się nieco. Wyprostował się i przysunął z krzesłem bliżej stolika. Z kieszeni koszuli wyciągnął papierosy. Kiedy zapalił jednego, wyciągnął pudełko do Garrego.

- Nie, dzięki. Tyle tutaj dymu, że czuję się jakbym palił.

- Dlaczego przychodzi pan do tego baru? Naprzeciwko ulicy jest lepszy…

- Naprzeciwko ulicy nie mają takiej kawy. Poza tym, tam zawsze jest dużo ludzi, a ja za nimi nie przepadam.

- Co jest w tej kawie, czego nie ma w tamtej?

- Miód, Jim. Miód.

- Miód do czarnej kawy? Pierwsze słyszę.

- Poproś Jane, jak tutaj przyjdzie. Może ci zasmakuje.

- Bardzo chętnie.

Kiedy barmanka przyniosła słodzoną miodem kawę, podziękował i spojrzał na Garrego. W przekrwionych oczach można było zobaczyć, jak wiele ten człowiek przeszedł, jak wiele zobaczył. Te oczy Garry zapamiętał do końca życia, widząc je za każdym razem, gdy spoglądał w swoje odbicie w filiżance kawy.

- Twoje zdrowie, Garry – powiedział Jim i uniósł swoją kawę do ust.

- Moje zdrowie – zawtórował Moon i upił łyk.

- To jest cholernie dobra kawa. Cholernie dobra.

- Cieszę się, że ci zasmakowała.

- Ta Jane robi naprawdę doskonałą kawę… Jeśli o mnie chodzi, nie potrzeba byłoby mi nic więcej u mojej żony, żeby tylko robiła takie cudo…

Moon zastygł w bezruchu po tych słowach. Wpatrywał się we własną kawę, ignorując wszelkie bodźce dochodzące z zewnątrz. Musiało minąć sporo czasu, bo kiedy wrócił do rzeczywistości, Jimmiego już nie było. Zostawił po sobie pustą filiżankę i dwa dolarowe banknoty.

- Masz rację, Jim. Nie potrzeba nic więcej. Nie w moim wieku. – To powiedziawszy zrobił z chusteczki łódkę i podszedł z nią do lady. Na jego doświadczonej, pokrytej głębokimi bruzdami czasu twarzy gościł słaby uśmiech.

- Coś podać, panie Moon? - zapytała Jane, wycierając dopiero co umyty kubek.

- Garry. Mam na imię Garry...

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (81)

  • Liseł 28.01.2016
    Urzekające opowiadanie. Sytuacja jest bardzo realistyczna i wyjątkowo dobrze opisana, przez co niemal czuje się klimat tej zadymionej, spokojnej knajpki. Sama postać Garrego jest niby zwyczajna, ale ma w sobie coś tak intrugującego, że nie sposób oderwać się od jego historii. Na początku wydawał mi się zwykłym staruszkiem z zamiłowaniem do TEJ filiżanki kawy, ale później stał się dla mnie kochanym dziadziusiem, w dodatku zakochanym w kelnerce. Kurczę... próbuję napisać ten komentarz już 3 raz, ale ciągle nie potrafię ubrać w słowa wszystkich moich odczuć co do tego opowiadanie. Hmmm... Więc może tak. Opko jest proste i nieskomplikowane, ale to wlaśnie te dwie cechy czynią go niezwykle urokliwym i bardzo dobrym. Polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom kawy, zerknąć na ten tekst, bo z pewniścią się nie zawiodą.
    Pozdrowienia!
  • Bardzo dziękuję za komentarz i zareklamowanie tekstu! :D
  • levi 28.01.2016
    Skrzywiłam się z niesmakiem jak przeczytałam o tej kawie, błe ale druga moja myśl była taka, że może to będzie dobre :) tekst mi się bardzo podobał, zauważyłam takie błędy:
    spełniłby-spełniłaby
    barmankąą- barmanką
    zostawiam 4 bo jednak czegoś mi brakowało i niedokońca ta historia przypadła mi do gustu
  • Dziękuję bardzo, błędy już wyłapuję i poprawiam :D
  • A ta kawa jest najlepsza na świecie! :D
  • Karo 28.01.2016
    Myślę, że nie będę się rozpisywał jak poprzednicy ;) (doceń ich ;) ) zostawiam 5 :D wystarczy?? :D
  • Naturalnie, dziękuję wielce :D
  • Ichigo-chan 28.01.2016
    O ile początek wydawał się Ichi taki jakiś... Nieprzystępny, sztywny, to ciąg dalszy ją zainteresował, a końcówka byla supidupi. No, gdyby nie fakt, że początek to cześć która właśnie powinna przyciągnąć czytelnika, a tu się powoli... Rozwija to może nie to słowo... No ale wiesz o co chodzi._. To byłoby 5 a tak dam 4, ale i tak było fajnie xd
  • Dziękuję bardzo, chociaż szczerze powiedziawszy, początek taki został stworzony specjalnie. Taką rolę miał wypełniać i jak widzę, udało mu się! :D
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Początek skojarzył mi się z takimi starymi, czarno-białymi kryminałami [wybacz moje dziwne skojarzenia do twoich tekstów], ale potem to wrażenie znika. Jak zwykle, tekst ma bardzo fajny, dobrze zbudowany klimat. Zakończenie jest wprost urocze i urzekające. Zaintrygowała mnie postać Jim'a. No i niestety znowu zostawiam pięć...
  • Postać Jima jest kluczem! Bo czy na pewno jest on tym, na kogo wygląda? Zastanów się :D
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Swoją drogą... kawa z miodem... blee..., osobiście miodu nie cierpię, a jak kawa to tylko z prawdziwym kakao. Cóż, o gustach się nie dyskutuje...
  • Beznadzieja nikt nie lubi kawy z miodem. W dodatku czarnej kawy z miodem. Nie spotkałem jeszcze osoby, która by lubiła. Co, jeśli jestem jedyny na świecie?!
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Szymon Szczechowicz hmm... Czyżbyś zamierzał to kontynuować? I czyżby, oglądanie mnóstwa kryminałów opłaciło się?
  • Pan Nikt 28.01.2016
    Beznadzieja

    Ale to też by było słodkie, tak jak shabowy posypały cukrem ;) ~ patrz wczorajsza impreza ~
  • Beznadzieja nieee, to jest skończone, jednak Jim niekoniecznie jest tym, kim wydaje się być. No ale, kwestia interpretacji :D
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Pan Nikt Miód tylko w toblerone. A cukier to ja sypie wszędzie. Miód jest chyba jedyną, rzeczą na słodko której nie lubię.
    Szymon zawiodłeś mnie. Sama sobie dopisze końcówkę:
    Jim ich wszystkich pozabijał. I jest happy end. ~może kiedyś jakoś to rozwinę...
  • Beznadzieja Nie aż taka dowolność interpretacji! Nie popadajmy w skrajności, ten tekst miał byś stonowany! Nie, nie, nie, nie pozwalam na takie coś! :D
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Szymon Szczechowicz No jak, to nie?! Ja tu już mam spektakularne pomysły na śmierć! No tak, cały tekst stonowany, usypiasz czujność czytelnika i BUM! Flaki latają wszędzie. Mówię ci, tak by było. :-D
  • Beznadzieja nie, nie tym razem! Tym razem, niech skończy się dobrze... przynajmniej raz postacie z moich opowiadań zasługują na happy end... Nie myśl o tym, co Jim zrobił, a kim mógł w rzeczywistości być! To klucz, a nie zabijanki! :D
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Szymon Szczechowicz No... Jim był... mordercą! Zresztą kto powiedział, że śmierć głównych bohaterów nie jest happy endem? Może Garry też nie jest tym za kogo się podaje? Pomyślałeś o tym? Ale to ty jesteś autorem i nie mam na to wpływu... No chyba, że...
  • Beznadzieja Nie, nie, nie. To nie ta seria, żebyś miała wpływ na jej wydarzenia :D Garry i Jane żyli długo i szczęśliwie, pijąc pyszną kawę z miodem! Nie zastanowiło Cię, że Jim tak nagle zniknął? Że nie próbował jakoś zwrócić na siebie uwagi Garrego? Nie, nie był mordercą, nie był gwałcicielem, nie był sprzedawcą pizzy.
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Szymon Szczechowicz no właśnie mnie zastanawiało! Mam dwa miliony teorii kim mógł być Jim! I dzięki, na gwałciciela nie wpadłam :-D
  • Beznadzieja dobra, zacznijmy inaczej. Która z Twoich dwóch milionów teorii jest najbardziej pozytywna?
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Szymon Szczechowicz że jest shinigami [jak byś zapominał, z japońskiego bóg śmierci]
  • elenawest 28.01.2016
    Szymon Szczechowicz nie pytaj lepiej, bo sie zdziwisz i bedziesz zalowac, ze zapytales :-P
  • Beznadzieja szczerze powiedziawszy, nigdy nie pamiętałem :D No ale, mamy dobry punkt odniesienia do dalszych rozważań. Skupmy się na tym, że nie jest człowiekiem, bo to dobry trop. Teraz usuńmy z jego nadczłowieczeństwa wszystko co wiąże się z potępieniem, śmiercią, zniszczeniem i złem. Co teraz jest Twoją najbardziej pozytywną teorią?
  • elenawest spokojnie, postaramy się wyjść na prostą :D
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Szymon Szczechowicz ostatnio to tłumaczyłam.... Moja teoria, bez śmierci.... Hmmm... On jest jakimś bogiem/aniołem/cuś w ten deseń i chce, żeby ludzie byli szczęśliwi, booooo... Nadchodzi koniec świata i wszyscy u... znikną z tego świata! Raczej nie umiem interpretować tekstów tak jak autor.
  • Beznadzieja ah, to ten sam, o którym mówiłaś przy Jamesie? Jeśli tak, to wybacz! Nie skojarzyłem dwóch faktów :( Ale wracając naszej teorii, to co napisałaś jest bardzo trafne! Tylko najpierw... najpierw musisz usunąć z niej ostatnie dwie zdania. Twój komentarz, po mojej korekcie powinien wyglądać tak:

    Szymon Szczechowicz [cenzura cenzura cenzura] On jest jakimś bogiem/aniołem/cuś w ten deseń i chce, żeby ludzie byli szczęśliwi, booooo... [tak mówi autor] [cenzura cenzura cenzura]

    Zagadka rozwiązana! :D
  • Beznadzieja 28.01.2016
    Szymon Szczechowicz Tak, właściwie mówiłam o ty przy Nerguim. A ja ci mówię, że na końcu będzie apokalipsa. Nie mniej jednak... zgadłam!
  • Beznadzieja przy Nerugim, nie Jamesie. Wybacz, platam się bo najchętniej to poszedlbym już spać :D
  • Celtic1705 28.01.2016
    OK, więc tak. Tekst mi się bardzo podobał, a jeśli idzie o Jima... Czy jak to się odmienia, tak sądziłam, że on jest Bogiem albo aniołem. Od samego początku to podejrzewałam.
  • Celtic1705 28.01.2016
    I oczywiście, bo z wrażenia zapomniałam. Zostawiam pięć. *****
  • Bardzo dziękuję!! :D
  • ausek 29.01.2016
    Opowiadanie o pozytywnym wydźwięku. Skupiłeś się na jednym momencie życia bohatera, a utworzyłeś świetny film w mojej głowie. Naprawdę dobre, pozdrawiam. :) 5
  • Dziękuję bardzo :)
  • Moni 29.01.2016
    Dlaczego przychodzi pan do tego baru? Naprzeciwko ulicy jest lepszy…
    To czemu sam tam nie pójdzie? Przy okazji nie musiałby znosić tych skurwieli. :C Nie lubię ich, niech przyjdzie Lisi demon Sakal i ich zje. :C A potem niech spłoną. W piekle. :C
    I skąd Jane znała nazwisko Garrego, skoro ten się jej nie przedstawiał?

    Ale tekst ładny, tylko szkoda, że tak mało o Jane. :C Kawy nie pijam, ale podsunę pomysł Szakalusiowi-ko. Jedna łyżeczka miodu tu jedna cukru?
  • Moni 29.01.2016
    A i masz cały komplet gwiazdeczek. C:
    * Ta to Garry
    * A ta to Jane
    * Tu mamy ich adoptowanego dzidziusia, Bellę. C:
    * Tu jest druga dzidzia z adopcji, Edward. C:
    * A to Azorek, ich piesek. C:
  • elenawest 29.01.2016
    Moni Bella i Edward? Serio? :-P to w takim razie piesek nie powinien być Azorek, a Jacob :-D
  • Moni 29.01.2016
    Ale jedna z tych wampirek raz przerobiła mu zwykłą miskę na sałatkę na taką psią i napisała mu na niej Azor. C:
  • elenawest 29.01.2016
    Moni no patrz... A w filmie to było? Bo książek żem nie czytała...
  • Moni 29.01.2016
    Nie wiem, nie oglądałam filmów. :C W książce Rosalie tak zrobiła. :C
  • elenawest 29.01.2016
    Moni aha. Ok :-) dzięki za doinformowanie :-P więc azorek może być ;-)
  • Moni 29.01.2016
    Ależ nie ma za co. C:
  • Tak, mniej więcej tak to wychodzi z łyżeczkami. Należy jednak pamiętać, że miód jest inaczej słodki niż cukier :D Dzięki za gwiazdki!
  • Moni 29.01.2016
    Szymon Szczechowicz, a na moje pytania? C:
  • Slugalegionu 29.01.2016
    Zgubiłaś część pytania. :)
  • Moni zakładałem, że są retoryczne, ale jeśli nie, to już odpowiadam. Daj mi chwilkę!

    Primo - Jim nie poszedł do drugiego baru bo... w założeniu to były lata 50, może 60 XX wieku. Nastroje rasistowskie były bardzo mocne, więc taka sytuacja mogła powtórzyć się wszędzie. Nie jest to dokładnie powiedziane w tekście, ale taki był zamysł.

    Secundo - kwestia nazwiska, które Jane znała została już poprawiona, sprawdź sama :D

    Tertio - na pytanie dotyczące miodu już odpowiedziałem :D
  • KarolaKorman 29.01.2016
    ,, ,,The Cameron’u” '' - The Cameron's
    ,,Zamiast swoją sympatię okazywał robiąc z chusteczek łódki origami i wkładając pod pustą już filiżankę.'' - coś tu nie gra
    Podobała mi się ta scenka :)
  • Cieszę się :D Już poprawiłem :D
  • Lucinda 29.01.2016
    Zainteresował mnie tytuł. Zaglądam i nie wierzę, trafiłam na prozę (no może to nie dziwne, ale to chyba pierwszy raz i nie spodziewałam się). Już sam początek przeniósł mnie tam, dym, który nadaje klimat (mimo wraz z jazzem. Z muzyki rozrywkowej jazz chyba najbardziej do mnie pasuje, bo jest podobny do muzyki klasycznej, oprócz fortepianu, który jest mi bardzo bliskim instrumentem, uwielbiam w nim zwłaszcza instrumenty dęte, zwłaszcza trąbkę lub saksofon sopranowy, w którego wykonaniu kiedyś na zajęciach słuchałam pewnego kanonu Kenny'ego G. i nie mogła go później nigdzie znaleźć, a bardzo mi się podobał:( Szkoda, że tu muzyka była kiepska, choć to też pasuje do wyobrażenia lokalu. Zaskoczyło mnie, że Garry słodzi kawę miodem, jakoś średnio wyobrażam sobie takie połączenie, ale co ja tam wiem, może akurat jest dobra :D No i czarnoskóry mężczyzna również tu pasuje. Cały ten obraz pasuje do scen filmowych, gdzie akcja dzieje w jakiejś knajpie na południu Stanów Zjednoczonych kilkadziesiąt lat temu, to tam w końcu narodzi się ten gatunek muzyczny, stworzony przez czarnoskórych niewolników, których zresztą uważa się za najlepszych jej wykonawców. Nawet skojarzyło mi się z pewnym serialem, tyle że kryminalnym. W pewnym stopniu polubiłam nawet bohatera, choć wiele o nim nie wiadomo, wydaje się zwyczajnym człowiekiem, nie wyróżniającym się z tłumu, mającym takie same problemy i pragnienia jak inni. Na pewno nie dyskryminuje czarnoskórego mężczyzny, odnosi się do niego raczej życzliwie, nawet proponuje mu kawę z miodem :D Najwidoczniej słowa Jima pomogły Garry'emu zdobyć się na odwagę, żeby w końcu rozpocząć znajomość z Jane, a przynajmniej relację, która nie ograniczałaby się tylko do przywitania i zamówień. W końcu się jej przedstawił, co z drugiej strony ładnie wpasowało się w zakończenie, bo chociaż zostało urwane, to w momencie, w którym czytelnik sam może rozpatrzyć sobie różne możliwości, a pierwszy krok został zrobiony. Nie ograniczał się tylko do origami i łódek, chociaż to ciekawy sposób próby zwrócenia na siebie uwagi, bo chyba na to trochę liczył. No ale piszę i piszę i chyba czas już kończyć, poniżej i tak jeszcze są błędy, więc komentarz jest dość długi:) Podsumowują, przedstawiłeś tu bardzo ciekawą scenkę, czytało się przyjemnie i całość została fajnie skonstruowana. Widzę, że nie tylko dramaty dobrze Ci wychodzą, al również proza.
    ,,Właściwie mógłby poszukać innej knajpy, na wypicie swojej codziennej, popołudniowej kawy" - bez pierwszego przecinka;
    ,,Przychodził do ,,The Cameron’s” każdego dnia, od trzydziestu lat" - bez przecinka. Natomiast co do nazwy, to nie jestem pewna takiego zapisu, ponieważ w innych miejscach nie było tej końcówki, a jest do dopełniacz saksoński (jeśli dobrze pamiętam nazwę) i nie odmienia on nazwy, w języku angielskim w ogóle nazwa by się nie odmieniała, to akurat wynika z naszego języka, że trzeba zmieniać końcówki, aby zdanie miało sens i wydaje mi się, że z tego powodu jednak pierwsza wersja była lepsza;
    ,,oczywiście (przecinek) panie Moon, już podaję";
    ,,stolik, przeznaczony dla jednej osoby, stojący w ciemnym zakątku baru. Zawsze był wolny, nawet gdy bar pękał w szwach" - czy to powtórzenie jest konieczne?;
    ,,Takie sytuacje miały miejsce co roku, podczas finałowego meczu NFL, nie częściej” - bez pierwszego przecinka;
    ,,Szansa, że im się uda (przecinek) była niewielka w porównaniu do tego, że złamie jej serce”;
    ,,Zamiast tego (przecinek) swoją sympatię okazywał (przecinek) robiąc z chusteczek łódki origami”;
    ,,Jane zawsze uśmiechała się (przecinek) kiedy je stamtąd wyjmowała”;
    ,,gdy spoglądał w swoje odbicie, w filiżance kawy” - bez przecinka;
    ,,Moon zastygł w bezruchu, po tych słowach” - bez przecinka. No i na sam koniec swojej wypowiedzi zostawiam 5:)
  • Jejku, dziękuję za ten, jak zawsze rozwinięty i konstruktywny, komentarz :D Szczerze powiedziawszy zawsze nań czekam :D Co do tego, że ,,nie tylko dramaty mi wychodzą", to jednak zawsze uważałem się za prozaika i to był mój konik, ale dziękuję za opinię :D Błędy są właśnie poprawiane :D
  • Lucinda 29.01.2016
    Szymon Szczechowicz, ja to pisałam z perspektywy takiej, że to pierwsza Twoja proza, jaką czytałam i sądzę, że jeszcze nie raz, niezależnie czy to proza, czy dramat, zobaczysz jeden z moich, czasem przerażających rozmiarów, wywodów albo jak to określiłeś "rozwiniętych i konstruktywnych komentarzy":)
  • Lucinda Wybornie! Będę więc na nie czekał! Mam nadzieję, że ani proza, ani dramaty, ani nic co tam sobie ubzduram, żeby napisać nie rozczaruje Cię :D (Propozycja wspólnej książki komentarzowej nadal jest aktualna! :D)
  • Lucinda 29.01.2016
    Szymon Szczechowicz, no jeśli dalej tak pójdzie, to chyba naprawdę taka książka powstanie :D W końcu będzie jeszcze tyle tekstów do przeczytania i skomentowania...
  • Lucinda zobaczymy :D W każdym razie, jestem otwarty na propozycje :D
  • Lucinda 29.01.2016
    Szymon Szczechowicz , a nie miałeś czasem przy okazji kończyć całej serii? Bo na razie to są albo dramaty, albo pojedyncze opowiadania, a pisałeś o książce ze swojej strony (oczywiście tak tylko mówię :D)
  • Lucinda wszystko w swoim czasie! :D Póki co, mając przez ostatnie dni urwanie głowy, nie chciałem wkładać rąk w nic, co wiąże się jakkolwiek ze słowem ,,seria" :D Wolałem pozostać przy niezobowiązujących formach mojej literackiej ekspresji :D
  • Lucinda 29.01.2016
    Szymon Szczechowicz, no wiesz, praktyka rozwija, ważne, najważniejsze, żeby w ogóle pisać, ale i tak chętnie śledziłabym, jak piszesz książkę i oczywiście starałabym się wspierać swoimi komentarzami, aż może kiedyś moja groźba dotycząca przegonienia w ilości znaków tekstu by się spełniła :D
  • Lucinda musimy więc oboje czekać, na spokojniejszy czas w moim życiu, zanim to nastąpi :D
  • Lucinda 29.01.2016
    Szymon Szczechowicz, jak trzeba, to trzeba, w każdym razie będę czekać :D
  • Lucinda Bardzo dobrze :D Do tego czasu postaram się żywić Cię niezobowiązującymi opowiadaniami :D
  • Lucinda 29.01.2016
    Szymon Szczechowicz, to cóż, to mi będzie musiało na razie wystarczyć :D
  • Lucinda Oj, nie mów, że jest aż tak źle! :D
  • Lucinda 29.01.2016
    Szymon Szczechowicz, oczywiście, że nie jest, lubię Twoje teksty, nawet bardzo, zresztą moje komentarze, i oczywiście ich długość, o tym świadczą, no i czekam również na drugą część "Wywiadu", jak by nie patrzeć, trochę czasu już minęło od ostatniej części...
  • Lucinda ehh, wiem, ,,Wywiad" chodzi mi po głowie od tygodnia. Jeśli nie pojawi się jutro, to najpewniej zobaczysz go w przyszłym tygodniu. Wtedy powinienem mieć czas, żeby ułożyć sobie w głowie całą tą historię i ją spisać. Proszę tylko o nieco jeszcze cierpliwości!
  • Rasia 30.01.2016
    "Właściwie, nie wykraczały poza miód" - bez przecinka
    ",,dzień dobry, poproszę to co zwykle" - przecinek po "to"
    "Kiedyś, dawno temu zastanawiał się" - po "temu", bo to wtrącenie
    " Zamiast tego, swoją sympatię okazywał" - bez przecinka, lepiej byłoby to widać z nieco innym szykiem zdania ;)
    "posłodzona perfekcyjnie, prawdziwym" - tutaj bez przecinka, bo w tym zdaniu jest ich ciut za dużo :)
    "Po tych słowach, przy stoliku zapanowała niezręczna cisza." - bez przecinka
    "- Przez tamtych mężczyzn, siedzących przy stoliku, przy oknie." - tutaj tylko moja sugestia. Uważam, że bez tego wtrącenia, jako jeden ciąg zdanie brzmiałoby nieco lepiej, ale zrobisz, jak uważasz :)
    "że czuję się jakbym palił." - przecinek po "się"
    Ojeeejku, no zachwyciła mnie ta końcówka, o tym akurat nie pomyślałam :D Jakie to urocze, strasznie mi się spodobało. Niby takie krótkie opowiadanie, a ja już zdążyłam polubić tych bohaterów z całego serca :) Duże 5 :)
  • Bardzo dziękuję :D Bohaterowie też :D
  • elenawest 30.01.2016
    Świetny tekst :-) może kiedyś spróbuję takiej kawy :-P 5
  • Jest najlepsza! :D
  • elenawest 30.01.2016
    Szymon Szczechowicz :-P teraz to juz po ptokach, bo wypilsm normalna, ale nastepnym razem postaram sie taka sobie zaserwowac ;-)
  • elenawest aż mnie zachęciłaś, żeby sobie zrobił sam :D Chociaż powinienem przystopować, bo zaczynam mieć już drgania powiek przez brak magnezu :D
  • elenawest 30.01.2016
    Szymon Szczechowicz oj oj :-P
  • Nazareth 24.03.2016
    Bardzo w moim klimacie. Zadymiony amerykański bar, opowieść o zwykłym życiu które mimo swej prostoty bywa tak cholernie trudne.
  • Nazareth, przy tym tekście inspirowałem się Jarmuschem i pewnie po części też Bukowskim. Cieszę się, że przypadło Ci do gustu i dzięki bardzo! :)
  • Nazareth 24.03.2016
    Szymon Szczechowicz no tak są papierosy kawa i "przyziemne" rozterki przedstawione w postaci filozoficznych rozważań. Ze też odrazu nie zauważyłem wpływu Jima! Nawet postać po nim nazwałeś...
  • Nazareth Jego ,,Kawa i papierosy" są dla mnie wzorcowym przykładem, jak powinno wyglądać kino bardzo krótkometrażowe i w jaki sposób powinno się operować dialogiem mając do dyspozycji ograniczone miejsce i nie więcej niż trzech bohaterów :)
  • Nazareth 24.03.2016
    Szymon Szczechowicz to jest film wizjonerskie. Bez dwóch zdań. Sam starałem się aspirował do tego lata temu gdy próbowałem robić filmy. Niestety z mizernym skutkiem Jim jest jeden jedyny.
  • Nazareth jego minimalizm, który został w tych scenkach zawarty (kręconych zresztą przez dekady!) przebija niejeden kinowy monumentalizm, nakręcony za wielkie pieniądze...
  • Nazareth 24.03.2016
    Szymon Szczechowicz mnie o tym nie musisz przekonywać. Zgadzam się w 100% ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania