Każdy kij ma dwa końce

Louise żyjąca dotąd w Edynbugu, przenosi się do internatu Follow Reason w Ely. Czy jest to jednak normalna szkoła? A może ukrywa jakąś przerażającą tajemnice. Czy piątka przyjaciół dowie się w co zamieszana jest ich szkoła, nie wpadając w tym czasie w wir kłopotów. Oprócz rąbka tajemnic w FL nie zabraknie przyjaźni i miłości.

 

Pod moimi stopami było dokładnie słychać dźwięk ocierających się o siebie kamieni. Kamienista dróżka nie była dogodnym wjazdem auta, dlatego tutaj po pożegnaniu się z Ambrose musiałam poradzić sobie sama, taksówkarz jechał już po kolejną osobę na lotnisko Londyn-Stansted, więc nie miałam nawet czasu na pożegnanie się z nim, a szkoda zdążyłam go polubić, miałam nadzieję, że uda mi się go jeszcze kiedyś spotkać. Niepewnie poruszałam się do przodu oberwując przy okazji jakąś flirtującą przy drzewie parę, była to scena niczym z filmu erotycznego, więc nie mogłam na nią nie spojrzeć. Brzoza, o którą zakochani się opierali była w niektórych miejscach pocięta, zapewne nieszczęśliwe drzewo miłości. Szczęśliwcy zostawiali po sobie ślad w postaci swoich inicjałów na drzewie z wielkim sercem na końcu, co miało oznaczać, że ich miłości nic nie jest w stanie zniszczyć, co w praktyce oznaczało boleśnie pocięte drzewo. Z odruchu zamachnęłam się by zapukać do wielkich, potężnie wyglądających drzwi wejściowych, jednak powstrzymałam się w ostatniej chwili przypominając sobie, że to miejsce publiczne. Na korytarzu było wiele par drzwi, posłużyłam się więc niewielkimi tabliczkami by odnaleźć gabinet dyrektora. Drzwi były lekko uchylone. Był to całkiem spory jak na wymiary tej szkoły pokój o zimnych, srogich kolorach. Na środku samotnie stało półkoliste biurko o kolorze hebanu, jednak zapewne była to tylko pomalowana sklejka. Po drugiej stronie, została przygotowana skórzana kanapa najprawdopodobniej dla gości. Na szaro-granatowych ścianach widniały dyplomy i puchary szkoły. Zapukałam w drzwi lekko odchrząkując.

- Proszę- Usłyszałam po drugiej stronie. Weszłam lekko poddenerwowana. Koło fotelu dyrektora stał dość młodo wyglądający mężczyzna, po jego garniturze i niewielkiej, niebieskiej teczce w ręce zgadłam że jest nauczycielem.

- W takim razie nie przeszkadzam- powiedział do dyrektora przy okazji lekko się do mnie uśmiechając, nim zdążyłam odpowiedzieć już go nie było.

- Tak, mogę jakoś pomóc?- odezwał się dyrektor przynudzonym głosem ocierając oczy spod okularów i zapraszającym gestem pokazując mi kanapę. Usiadłam znowu lekko odchrząkując.

-Tak, dopiero co Ambr... pan taksówkarz mnie przywiózł i chciałam już się wypakować i przy okazji u pana zameldować.- powiedziałam pokazując wymownie na walizki.

- Zakładam, że panna Rose- dopytał przeglądając jakieś papiery

-Louise, jestem Louise- uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Dopiero teraz popatrzył znad swoich grubych oprawek, potrząsając zlekko głową.

- Oh, przepraszam, a więc panno..... -Tu spojrzał na jakieś dokumenty- Carter. To klucz do twojego pokoju. - Podał mi tą małą rzecz z wielkim drewnianym brylokiem. Popatrzył na mnie jakby nie wiedząc po co tu jeszcze stoję. Ten człowiek definitywnie był dzisiaj głową w chmurach.

-Na którym jest piętrze....- starałam się pomóc- mój pokój- dodałam ciszej stukając nerwowo palcem o siedzenie.

-Tak, oczywiście- zaczął lustrować swoje biurko, aż czegoś nie znalazł- Pan Calvin Marshall proszony jest do gabinetu dyrektora- powiedział przez mały mikrofon. W pokoju w niecałe pięć sekund zjawił się pyzaty, chudy rudzielec z wieloma piegami w okolicach twarzy i szyji. Jego strój z pozoru normalny wyróżniał się wielką, niebieską muszką. Chłopak nie pytając nawet o co chodzi poderwał moje walizki i gestykulował bym za nim szła. Stresowałam się nie wiedząc o czym z nim pogadać, a droga, może długa wydawałaby się jedną wielką upokorzającą ciszą, przy okazji Calvin wydał mi się idealnym momentem na ćwiczenie relacji między ludzkich.

- Może ci pomóc- zagadnęłam patrząc jak Calvin skręca w prawy korytarz z moimi walizkami, zapewne do lewego skrzydła.

- Niee, no dzięki- odpowiedział sympatycznie- Od tego tu jestem. Niosę walizki, pomagam ludziom odnaleźć ich pokoje, powinienem też cię oprowadzić, ale większość osób woli pozbyć się mnie wcześniej.- przyznał szczerze.

- Mi tam to nie przeszkadza- powiedziałam widząc niesmak na jego twarzy, choć tak naprawdę nie marzyłam o niczym innym jak o łóżku.

-Nie żartuj sobie- spojrzał na mnie- Umiem poznać wykończonego człowieka- dodał z uśmiechem, na co nie mogłam mu nie odpowiedzieć tym samym.

- No dobrze rozgryzłeś mnie- powiedziałam nieco pewniej- Ale obiecuję, że jutro gdy będę miała więcej siły oprowadzisz mnie- dodałam z uśmiechem, wiedząc, że pewnie chciałby to zrobić.

- Nie trzeba- powiedział zatrzymując się przed jakimiś drzwiami i zabierając ode mnie klucz- Zrobiłem pomocne mapki- dodał podając mi kawałek papieru.

- W takim razie cześć- odwróciwszy się w jego stronę pomachałam mu, na co uśmiechnął się i zdublował mój ruch. Wyjęłam z niejakim trudem klucze z zamka, gdzie ugrzęzły. Popchnęłam drzwi pokoju "25" i udałam się na jego eksploracje. Był pokaźnych rozmiarów. Błękitne ściany dodawały temu miejscu harmonii i spokoju. Pokój został przygotowany dla trzech osób. Co stwierdziłam po trzech łóżkach, szafkach nocnych, kubkach, biurkach i regałach na książki, wszystko w tej samej ilości. Było tu czysto, ale nie sterylnie. Naprzeciwko mnie znajdowały się rozsuwane drzwi niewielkiego balkonu, zaraz obok równolegle położonych okien. Na podłodze leżał włosiasty, szary dywan, zakrywający nieznaczną część parkietu. Nie marzyłam o niczym innym jak o spaniu, jednak Słońce widoczne zza okien skutecznie to uniemożliwiało. Przysłoniłam żaluzjami dostęp do światła, choć nadal w pokoju było na tyle widno by nie korzystać z dobrobytu lamki. Podeszłam do najbliższego łóżka i położywszy na nim mojego jaśka, którego nie miałam okazji wykorzystać w samolocie odleciałam w objęcia Morfeusza.

 

Szelest, skrzypnięcie. "Kmmmh, chyba zasnęła" usłyszałam w oddali, zbyt dalekiej by chciało mi się do niej zbliżać. "Zajęła najlepsze miejsce" kolejny głos pociągnął mnie ku górze. Przetarłam sennie oczy zanim je otworzyłam. Ktoś odsunął żaluzje, więc promienie nieprzyjemnie ukuły mnie w oczy. Dopiero po chwili byłam w stanie coś wypatrzeć. Tuż przy moich butach stały dwie osobki, z uwagą mi się przyglądające.

-Cześć śpioszku-powiedziała bardziej opalona, chyba mulatka- Jak się nazywasz?- Musiałam się chwilę zastanowić, przyswajając nowe obrazy i dźwięki.

- Jestem Louise- Przetarłam oczy uśmiechając się- Czy my...hmm...jesteśmy współlokatorkami?- Zapytałam, to co pierwsze wpadło mi do głowy

- Tak- odpowiedziała ciemniejsza- Jestem Marina, a to- wskazała na blond koleżankę- jest Julie'a, jak widzisz, bardziej nieśmiała.

Julie jedynie uśmiechnęła się i poszła rozpakowywać swoje walizki. Marina w dalszym ciągu stała w nogach mojego łóżka." Mojego? Ahh nie ważne"

-Jutro przyjedzie reszta uczniów- zagadnęła- Całe szczęście, bo jak na razie nie ma za bardzo kogo poznać-uśmiechnęła się teatralnie unosząc rękami. Oczywiście miała na myśli chłopców.

-Ja poznałam dziś takiego jednego, może nie jest najładniejszy, ale fajnie się z nim gada- Powiedziałam przypominając sobie Calvina.

- Masz na myśli Marshalla?- Zapytała zdziwiona, na co pokiwałam głową- Proszę cię. Nie dał nam spokoju, dopóki nie zgodziłyśmy się na ten jego pomysł z oprowadzeniem. Prawdziwy z niego fanatyk swojej pracy. Rozumiem, że chce dobrze wykonać robotę, ale naprawdę nie poruszyło go, że jesteśmy zmęczone po długiej podróży.- Dziwne, w moim przypadku praktycznie nalegał na przedwczesne rozgoszczenie się, a tak szczerze Marina wyglądała gorzej niż ja, co jeszcze bardziej spotęgowało moje zdziwienie. Przed zbiorowym zaśnięciem dowiedziałam się, że mulatka jest hiszpanką, czego nie poznałam wcześniej po akcencie i że Julie jest tu już trzeci rok. Zadałyśmy jej mnóstwo pytań o szkołę, aż same nie opadłyśmy z sił.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ronja 02.08.2015
    Zaczyna się bardzo standardowo (nie mówię, że źle, po prostu odbiorca może mieć wrażenie, że czytał już to kilka razy ;)). W niektórych momentach tworzysz strasznie długie zdania (np. "Kamienista dróżka nie była dogodnym wjazdem auta, dlatego tutaj po pożegnaniu się z Ambrose musiałam poradzić sobie sama, taksówkarz jechał już po kolejną osobę na lotnisko Londyn-Stansted, więc nie miałam nawet czasu na pożegnanie się z nim, a szkoda zdążyłam go polubić, miałam nadzieję, że uda mi się go jeszcze kiedyś spotkać" -można rozbić spokojnie na 3). To poważnie utrudnia czytanie, ciężko się w tym połapać. Na duży + dialogi - wychodzą ci naturalnie i mi bardzo przyjemnie się je czytało.
    Ja raczej nie będę śledzić historii bo nie jestem fanką takiej tematyki, lecz myślę, że wielbicielom gatunku może się spodobać :) Powodzenia w pisaniu!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania