Kilka słów o psychopacie- spisanych przez psychopatę

Szedł zatłoczoną ulicą. Każda twarz, którą mijał sprawiała, że chciał sprawić komuś cierpienie. Nie tyle co odebrać to nędzne życie, ale zadać ból, by czuli choć namiastkę tego co nosił w sercu.

Szczęście budziło smutek. Radość wstręt. Miłość raniła, aż do krwi. Zaciskał wargi, burzył krew w żyłach i odwracał wzrok.

Od kiedy pragnął cierpienia innych? Czy zawsze taki był? Kto obudził w nim tak bezwzględną osobowość?

Z początku twierdzili, że to jego maska. Rola w którą umiejętnie wchodzi, ale z czasem było już pewne, że to prawdziwy on. Uwolnił się, wyszedł z siebie rozrywając dawne ja na strzępy.

Nic już nie pozostało, jedynie zło i nicość.

Gdy porywał, mordował i torturował czuł, że choć przez chwile może utrzymać swoje emocje w garści i zadecydować o losie innego istnienia. Jego ofiary nie zawsze kończyły martwe, przeprowadzał z nimi długie rozmowy. Jeśli ktoś potrafił go zaintrygować często po prostu go wypuszczał. Mówił "leć, dziś wymykasz się przeznaczeniu".

Znikał i pojawiał się w różnych miejscach, ale to Paryż był miastem, do którego powracał najczęściej. W tamtejszej prasie często można było przeczytać nagłówki o jego postaci. Zwali go pacjentem. Swój pseudonim zawdzięczał temu, że ponad dwadzieścia razy uciekł ze szpitali, w których go umieszczano.

Jeśli zagłębilibyśmy się w jego zmarnowany umysł poznalibyśmy myśli "szaleńca", które rozrywały jego duszę i ciało.

Chciał być sam, ale nie potrafił żyć w pustym pokoju. Uciekał bo nie chciał obecności innych, ale też pragnął by go szukano. Porywał i krzywdził, by ulżyć samemu sobie, jednak wiedział, że kto przeżyje spotkanie z nim odmieni swoje życie- niezależnie w jaki sposób.

Kiedyś wszystko było inne. Byłem w potrzebie. Nie potrafiłem prosić o pomoc. Krzyczałem w sobie, błagałem o litość. Swymi czynami chciałem zwrócić na siebie oczy innych. Zostałem sam. Z biegiem czasu wszystko we mnie zaczęło rosnąć. Wzmacniać się i budować. Teraz jest nie do zniszczenia. Moja martwa dusza jest nie do pokonania.

Gniew- był jego instynktem. Smutek- sposobem życia. Przekleństwo- darem. Uraza- pamięcią. Ból- powodem by istnieć. Zemsta- celem.

I choć wszystko przemawiało przeciwko niemu, był po prostu złamanym człowiekiem. Kiedyś błagającym o pomoc, teraz siejącym strach i przerażenie. Ten sam strach i przerażenie, które towarzyszyły mu w najczarniejszych chwilach. I żadnego światła nie było.

Dla niego światło było jak iluzja- kłamstwo- wymysł wszystkich tych, którzy nie potrafili zrozumieć.

Jak zrozumieć stan cierpienia? Jak poczuć ból duszy innego człowieka?

Była tylko jedna rzecz, która wykazywała współczucie. Nie były to słowa, tylko łzy. Czyste, spadające i roztrzaskujące się o ziemie, płynące po policzkach jak nurt rzeki, zatrzymujące się i zapełniające oczy czyste łzy.

Łzy współczucia nie zmieniały jednak niczego. Czas nie zmienia niczego. Gdy z jego biegiem wspomnienia się zacierają, zatracają i blakną rany wcale się nie goją. Kiedy przez chwile zapomnisz o bólu on i tak powróci- kiedyś- szybciej bądź wolniej. Zawsze wraca. Jak noc następująca po dniu, jest nieodwrotny- niezniszczalny. Możesz go tłumić, ale nigdy go nie zabijesz.

Według mnie nie istnieje ktoś taki jak zdrowy człowiek. Każdy jest na swój sposób chory. W każdym istnieje skaza, której nie da się wyplenić. I to ona w większym i mniejszym stopniu niszczy nasze umysły. Czasem bywa niegroźna. Nie rozrasta się, nie wpływa na inne sfery, ale wciąż naruszana zacznie pożerać resztę. Będzie zajmować całą głowę, aż pozostanie tylko "szaleństwo". I co wtedy?

Czy istnieje lekarstwo?

Moim zdaniem nie. Pocisk, który ugodzi w serce zniszczy je. Nie zostanie już nic- tylko koniec. Pocisk może też utkwić w ciele, lecz niewyjęty w porę wkrótce zabije.

Zanim to wszystko się zaczęło ranił siebie. Każdą najdrobniejszą emocje kierował wgłąb siebie. Ale tak krucha dusza nie zniesie tak ogromnego natłoku złości, smutku i żalu. Zacznie pękać i wypuszczać z siebie to czego nie zdoła zatrzymać. Każdy ma swoją granice. Granica często się przesuwa. -Jeśli chodzi o mnie przesuwała się coraz mocniej do tyłu.- coraz gorzej było panować nad wszystkim, a sam upust własnej krwi nie przynosił już tak znacznej ulgi co niegdyś. Spojrzał na ludzi wokół- teraz wasza kolej. Teraz wy cierpcie razem ze mną.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania