Klątwa sukuba

//Szczerze powiedziawszy nie jestem do końca zadowolony z tego tekstu, ale napisałem, więc publikuję... A nuż komuś się spodoba, choć ciekawszy jestem uwag i sugestii. Bo myślałem, czy może coś dłuższego z tego zrobić, trochę inaczej do tematu podejść, a może i na upartego dałoby się z tego całą powieść zrobić, choć wtedy by trzeba wykminić intrygę i podejść do pomysłu bardziej kompleksowo... A sam koncept pojawił się przy okazji wymyślania różnych rzeczy do autorskiego uniwersum fantasy, coś a la opowieść, którą mógłby przytoczyć narrator czy któryś z bohaterów. I oczywiście jak na zboczeńca przystało suk(k)uby to dla mnie temat niezwykle ciekawy i zajmujący, więc może jeszcze będę do tego wracał od bardziej niestandardowych, kreatywniejszych stron. To tutaj to akurat podejście bardziej minimalistyczne, co, bez spojlerowania, powinno wynikać z tekstu...//

 

Słońce chyliło się ku zachodowi. Dzieci wracały do swoich domów. Na placu pod miejskim murem zostało tylko paru chłopców rzucających piłkę. Grali do zmroku, a potem, gdy kościelny obwieszczał koniec dnia, przeszli przez najbliższą bramę, wchodząc do miasta. Paru odeszło po drodze, kierując się w stronę swoich domów, aż w końcu został tylko Hansi, który mieszkał najdalej, parę ulic od rynku i bliźniacy Ulle, synowie strażnika południowej bramy. Przechodzili właśnie przez dzielnicę przyrzeczną, a drogę przecięła im dziewczynka, która wyraźnie gdzieś się spiesząc, potknęła się o wystający kawałek bruku. Bliźniacy, wyraźnie nieprzejęci, zostali z tyłu, lecz Hansi nie potrafił stać bezczynnie.

Podszedł i pomógł jej wstać.

– Nic ci nie jest?

Dziewczynka otrzepywała sukienkę z pyłu, a Hansi dostrzegł, że z boku jej głowy wyrasta para powykręcanych, grubych rogów, podobnych do baranich.

– Rogata! – wykrzyknęli wespół bracia Ulle.

Hansi spojrzał na nich pytająco, a dziewczynka zwiesiła wzrok, kryjąc się przy tym za chłopcem.

– Nie dotykaj jej Hansi, jeszcze cię czymś zarazi – powiedział jeden z bliźniaków.

– O co wam chodzi?

– Nie słyszałeś? – odezwał się drugi. – Mówią, że do miasta sprowadziły się dwie rogate, duża i mała. Tatko mówił, że to przeklęte istoty, nieludzkie i tylko nieszczęście sprowadzają na uczciwych ludzi.

Dziewczynka przyjmowała te słowa z dziwnym chłodem, obojętnością. Stała tylko i słuchała, choć Hansi miał wrażenie, że jest całkiem sparaliżowana. Złapała Hansiego za rękaw, a ten się odwrócił i zobaczył, że jej zielone oczy zrobiły się szkliste.

– Bzdury gadacie! – powiedział Hansi, wymachując ręką z dezaprobatą. – Idźcie beze mnie. Odprowadzę ją.

– Głupyś!

– Wszy się nabawisz albo klątwy jakiejś!

– Idźcie już! – Hansi podniósł głos, a bliźniakami aż wstrząsnęło.

– A myśleliśmy, że ty porządny.

– Z rogatą przystaje, miłośnik odmieńców.

Zaśmiali się szyderczo i poszli w swoją stronę.

Hansi spojrzał na dziewczynkę. Ta zaś uśmiechnęła się nieznacznie i cofnęła się parę kroków.

– Dziękuję – powiedziała najładniejszym głosem, jaki kiedykolwiek słyszał. – I przepraszam. Skłóciłam cię z twymi kolegami…

– Tacy koledzy to rzyci nie warci – odpowiedział Hansi. – Gdzie mieszkasz? Pójdę z tobą.

– Nie musisz…

– A jak cię jeszcze jakiś burak będzie zaczepiać? Późno jest, a skoro tak o tobie mówią to i niebezpiecznie.

– Naprawdę…

– Dość – Hansi złapał ją za rękę. – Ojciec zawsze mówił, że trzeba pomagać. Mów, gdzie mamy iść.

Dziewczynka zarumieniła się i wyrwała dłoń z jego uścisku.

– Tędy.

Szli parę minut aż doszli do chaty na brzegu rzeki, kilkadziesiąt metrów od portu. Była mała, ale zadbana. Przy drzwiach wisiał szyld i latarenka, która rzucała nań żółte światło. „Aromaty i pachnidła”, głosił napis.

– To tutaj. Raz jeszcze dziękuję.

– Nie ma za co.

Hansi, odchodząc już, przyjrzał się jej uważnie. Długie, czarne włosy, porządne ubranie, złote oczy – gdyby nie te rogi, wyglądałaby jak najzwyklejsza w świecie dziewczynka.

– Jak masz na imię? – zapytał, chcąc zaspokoić swoją ciekawość.

– Arya.

– Hansi. Do zobaczenia.

– Żegnaj.

Do domu wrócił szczęśliwy, wiedząc, że zrobił dobry uczynek i z pewnością przypodobał się bogom. Przy kolacji pochwalił się matce, lecz w odpowiedzi dostał najpierw burę, że szwenda się po nocy i naraża niepotrzebnie, jednakże chwilę potem, gdy obiecał, że następnym razem wróci wcześniej, matka szczerze go pochwaliła, choć zauważył, że i tak coś ją trapi w związku z tą sytuacją.

– Dobrze, że pomogłem, ale niedobrze, że akurat jej? – zapytał Hansi, domyślając, że matka wie więcej o tych plotkach o „rogatej”.

– Nie, skądże, nie o to chodzi… – Matka starała się zbyć chłopca, lecz dobrze wiedziała, że jego ciekawość nie pozwoli jej porzucić tego tematu. – Chcę jednak, byś był czegoś świadom.

– Czego?

– Ta dziewczynka z rogami… jest sukubem. Rozumiesz, prawda?

Hansiemu przypomniały się legendy, które opowiadał mu kiedyś ojciec. Legendy o przeklętej królowej, boskiej karze, o rodach, które upadały przez kobiety równie piękne, co groźne. Szczegóły jednak wyleciały mu z głowy.

– To źle?

– Nie, teraz nie, jednak ludzie są przesądni. Dużo gadają, łatwo osądzają. Dobrze, że jej pomogłeś, jednak nie chciałabym, żebyś się z nią zadawał.

– Bo co? – obruszył się Hansi. – Bo ludzie będą gadać?

– Bo mogą coś zrobić. Tobie. Jej.

Jej ton był surowy, a jednak pełen troski. Hansi bardzo rzadko widział matkę od tej strony, lecz dobrze wiedział, że w takich momentach bardzo się o niego martwi.

– Umiem o siebie zadbać.

– Wiesz, że nie o to chodzi…

– Ojciec nie zostawiłby kogoś w potrzebie.

Matka uśmiechnęła się, słysząc te słowa, choć był to uśmiech, któremu towarzyszył ból.

– Jesteś tak do niego podobny… – Westchnęła. – I tak cię nie przekonam, synku. Proszę więc tylko, byś na siebie uważał. Nie chcę, żeby coś ci się stało.

– Wiem.

Przez kilka następnych dni Hansi regularnie odwiedzał Aryę. Bawili się razem nad rzeką, towarzyszył jej, gdy matka wysyłała ją po sprawunki na rynek. Jej matka była bardzo wycofana, zawsze miała ten sam wyraz twarzy, a wyglądały jak dwie krople wody. Hansi chciał wiedzieć więcej o Aryi, o całej jej rasie i Arya zawsze odpowiadała zdawkowo, choć konkretnie.

– Czyli mogłabyś spiłować rogi i nikt nie zorientowałby się, że jesteś sukubem?

– Tak, niektórzy tak robią…

– Czemu więc tego nie zrobisz? To boli?

– Nie – odpowiedziała cichym głosem. – Matka mówi, że chodzi o dumę. Nie chce, byśmy się ukrywały, byśmy się wstydziły tego, kim jesteśmy.

„Nawet przekleństwo jest częścią jestestwa”, powiedziała mu jeszcze kolejnego dnia. Hansi nie do końca to rozumiał, choć szanował jej decyzję. Później, gdy się nad tym zastanawiał, doszedł do wniosku, że jest to akt wielkiej odwagi, silnej woli, by stawiać czoło wrogiemu światu.

– Ubierasz to w wielkie słowa – powiedziała mu z wyraźnym uśmiechem. – Po prostu żyjemy, tak jak wszyscy inni.

Mijały lata. Hansi spotykał się z Aryą coraz częściej, przez wiele dni nie odstępował jej nawet na krok. Ona spędzała dni, pomagając matce prowadzić sklep, ucząc się o perfumach, zapachach, alchemii i handlu. On zaś szkolił się na stolarza – spędzał dnie, a czasem noce w warsztacie obrabiając drewno, zamiatając trociny i przygotowując kleje.

Hansi nie miał wielu znajomych. Wszyscy się od niego odwrócili. Na mieście mówili, że kocha się w rogatej, że sprowadzi zagładę na swój ród. Czasami go zaczepiali, drwili, gdy przychodził wieczorem po pracy wypić zimne piwo w karczmie. Czasem komuś przyłożył, częściej jednak po prostu to ignorował. On mógł znieść wszystko – dbał tylko o to, by nikt nie naprzykrzał się Aryi. Czasem jednak się buntowała, nie podobało jej się, że musi jej towarzyszyć w każdej wyprawie na rynek, poza dzielnicę przyrzeczną. Rozumiała jego intencje, lecz i tak czuła, że jest aż nazbyt troskliwy.

– W mieście są strażnicy. Za dnia nikt mnie nie skrzywdzi.

– Są po ich stronie…

– Jakich „ich”?

– Wszystkich. Tylko czekają aż mnie przy tobie nie będzie.

– Nie przesadzasz?

– Po prostu się martwię.

Zaufał jej jednak i nic się nie stało. Widać odraza mieszczan kończyła się tylko na słowach, lecz i tak Hansi był pewien, że prędzej czy później poszczują ich widłami i pięściami. Nic co prawda na to nie wskazywało, znajomi ze straży również upewniali go, że nie pozwolą, by napastować kobietę w biały dzień (nawet jeśli miała rogi), ale i tak zaczął namawiać Aryę do wyjazdu. „Gdzieś na odludzie, na wieś, z dala od tłumów”. Nie była to zła perspektywa, lecz Aryi żal byłoby porzucać matkę, szczególnie, że i ona nie miała łatwo. W końcu obydwoje postanowili, że najpierw skończą naukę, a potem snuć będą plany o wspólnym życiu.

Kochali się bowiem i było to oczywiste dla wszystkich wokół. Wtedy też groźby stawały się coraz gorsze, a ludzie zaczęli się obawiać, że parę pokoleń do przodu miasto i okolice opustoszeje, gdy sukuby przeżyją wszystkich mężczyzn w okolicy, a inne kobiety przepędzą.

– Tak się działo w dalekich stronach – mówili między sobą.

– Przeklęte, zwodnicze są to istoty. Sukub tylko sukuba zrodzi, a piękne są tak, że żaden mężczyzna im się nie oprze.

– Wszyscy wymrą i one same pozostaną, pomioty wyklętych Księżycy!

– Naiwny ten Hansi, nie rozumie, że go urokiem uwiodła!

– I głupi w dodatku, że jeszcze jej pilnuje jak skarbu jakiego.

– Zabić, by ją trza i tą starszą dla pewności!

– Przepędzić, wygonić, rogi urwać!

Przyszedł gorszy okres. Susza, słabe plony, w rzece brakło ryb. Nastroje w mieście były napięte. Ludzie mówili, że bogowie się na nich mszczą za to, że rogate sprowadzili w swoje progi. Kapłani kazali o cierpliwości, wstrzemięźliwości, lecz nawet w ich słowach czuć było gniew, frustrację. Jednego dnia zginęła rodzina elfów. Następnego odcięto skrzydłowcowi skrzydła, a krwią jego wypisano runy błagające o łaskę. Lud szukał ofiar. Robiło się niebezpiecznie.

Hansi bał się nie na żarty i namawiał Aryę do jak najszybciej ucieczki. Jej matka jednak nie chciała się ruszyć, a i ona nie miała zamiaru uciekać.

– Czy chodzi o dumę? – zapytał w desperacji.

Arya zaś milczała, choć dobrze wiedział, że jest to ciche potwierdzenie.

Hansi postanowił więc czuwać przy kochance, na co już przystała. Spali więc razem w chacie nad rzeką, w ciasnej izbie przy głównym pokoju. Wtedy właśnie, w samym środku nocy, grupa mężczyzn wparowała do chaty, wyrywając drzwi z zawiasów. Nim Hansi zdążył porządnie się wybudzić, pochwycili go i związali. Aryę zaś wyciągnęli przed chatę, pozostawiając go w ciemności. Usłyszał jej krzyk i śmiech napastników, zaczął się wić, szarpać, a więzy były słabe, więc szybko się oswobodził. Wybiegł na zewnątrz i ujrzał leżącą na ziemi Aryę z uciętym rogiem i krwawiącą głową.

– Chcesz się dołączyć, Hansi? – zapytał jeden z nich.

– Ostatnia szansa, kochasiu! – odezwał się kolejny. – Ty jesteś nasz, tobie wybaczym, jeśli i ty rogatej roga urwiesz!

– A i ładniejsza będzie i może nawet normalne dziecko ci urodzi! – zawtórował trzeci.

Hansi spojrzał na nich groźnym wzrokiem. Czuł jak gniew gotuje mu krew, jak w mięśniach zbiera się siła, a głowę wypełnia jedna tylko myśl. Ich było trzech, ale wziął ich z zaskoczenia, rzucił się jak dziki zwierz, bił i szarpał na oślep. Porządnie go obili, ale dwu padło, a ostatni uciekł, zataczając się i krwawiąc z rozbitego nosa.

Arya zaś straciła dużo krwi, lecz nadal była przytomna. Złapała go za rękę, przyjrzała się jego posiniaczonej twarzy.

– Zabrali mi mą dumę – powiedziała, płacząc.

– Ale życie nadal masz – odpowiedział Hansi.

Podniósł ją, choć sam ledwo szedł. Udało im się jednak oddalić za miasto i dojść do starej, opustoszałej karczmy na gościńcu. Tam ich przyjął łaskawy gospodarz, który bez wahania opatrzył ich rany i pozwolił przenocować.

Następnego dnia Hansi przemknął się do miasta. Chata nad rzeką została spalona, a matka Aryi prawdopodobnie z nią. Później jednak powiedziano mu, że nie było jej w środku, gdy podkładano ogień i nie było jej również, gdy go i Aryę napadli zbóje. Powrócił więc z tymi wieściami do Aryi, na co ona odpowiedziała dziwnie obojętnym stwierdzeniem.

– Pewno uciekła i ma się dobrze…

– Ale tak bez słowa, porzucając cię?

– Jej zawsze bardziej zależało na tych rogach bardziej niż mi – powiedziała, dotykając pustego, owiniętego bandażami boku głowy.

Z pomocą matki Hansiego wyjechali daleko, na drugi koniec kraju, gdzie podobno ludzie byli bardziej otwarci i mniej przesądni. Rzeczywiście tak było i młoda para nie zaznała już więcej niepokojów. Zamieszkali w urokliwej, ukrytej w starożytnej puszczy wsi. Tam też urodziła się ich córka, która z biegiem lat coraz bardziej przypominała Aryę…

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Zenza 2 tygodnie temu
    Na placu gołej ziemi - brzmi trochę dziwnie

    paru chłopców rzucających między sobą piłkę - paru chłopców rzucających piłkę

    Grali jeszcze do zmroku - grali do zmroku

    przeszli razem przez najbliższą bramę - przeszli przez najbliższą bramę

    Przechodzili właśnie przez dzielnicę przyrzeczną, a drogę przecięła im dziewczynka - Przechodzili właśnie przez dzielnicę przy rzece, gdy drogę przecięła im dziewczynka

    *

    To z pierwszego akapitu. Dalej zrób sobie sam, bo leniwy jestem :)
  • zsrrknight 2 tygodnie temu
    ja jestem jeszcze bardziej leniwy, skoro tego nie zauważyłem xd. A ostatnie to specjalnie, choć może lepiej dużą litery, żeby było jasne... Choć "przyrzeczna" to też słowo, więc to chyba od czytelnika zależy, czy mu pasuje czy nie
  • zsrrknight 2 tygodnie temu
    a w sumie nie zauważyłem, bo nie są to stricte błędy, a niepotrzebne słowa do zredukowania. Tak czy owak dzięki za wyłapanie i komentarz
  • Zenza 2 tygodnie temu
    zsrrknight rzecz jasna przyrzeczna może być, tak z rozpędu sobie poprawiłem.
    Pozdro.
  • Zenza 2 tygodnie temu
    Wiem jak jest. Jak się czyta tekst po raz setny, żeby go doszlifować to traci się ostrość spojrzenia.
  • Rubinowy 2 tygodnie temu
    Czytało się bardzo dobrze, spoko uniwersum. Widziałbym to w jakiejś nieśpiesznej, długiej formie, takie z dobrym nakreśleniem świata przedstawionego, bohaterów i w ogóle. Gdzieś tam przewija się znowu twe lenistwo. Nie leń się, pisz ;)
  • zsrrknight 2 tygodnie temu
    pisać piszę. Znaczy mam pomysły, mam czas i co nieco zrealizuję, jakkolwiek by nie wyszło. To tutaj to też jakiś pomysł i może jeszcze do niego wrócę, bo, jak napisałem na wstępie, w pełni mnie nie satysfakcjonuje ten rezultat
  • Rubinowy 2 tygodnie temu
    zsrrknight widzę w tym potencjał zamknięty na zbyt małej przestrzeni tekstu. Zapisz sobie to coś z dopiskiem ważne i siedem wykrzykników i wróć kiedyś :)
  • Dekaos Dondi 2 tygodnie temu
    Zsrrknight↔Przede wszystkim ciekawy klimat opka. w rzeczonym temacie. I sam pomysł. Takie filmowe to, co oczywiście nie jest wadą. Prawie widziałem, co czytałem. Odmieńcy przeważnie mają niełatwo. Zakończenie nie ma tu poczucia końca, tylko raczej dalszego ciągu. Ewentualnie można by wprowadzić jakąś tajemniczą postać, która cały czas, byłaby "nierozgryziona" o co jej biega.
    W sensie tematu, trochę opko. przypomina dawną książkę→"Poczwarki"→John Wyndham
    P.S↔Jeno→ilość: się→aż kłuje w oczy. Ale poza tym, na tak!
    Pozdrawiam🤠:)
  • zsrrknight ponad tydzień temu
    dzięki za komentarz, pozdrawiam również

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania