Klucz
Patrzę na ręce
Czerwone
Piekące zmartwienia
Moje
Jak się ich pozbyć
Świecie
Skoro sama ich chciałam
I zechcę
Nie chcę Cię winić za rany
Bo sama przecież ich chciałam
Nieświadom byłeś
Krzywdziłeś
A ja odreagować
Musiałam
Znikną nietrwałe czerwienie
Na rękach pozostawione
W umyśle jednak
Na zawsze
W sercu przybite
Pożarte
Na skórze wrażliwej tak trwają
Nietrwałe w doskonałości
Pamięci
Przypominają
Że nie chcę ja tego
Co moje
Skrzywdziłeś mnie po raz wtóry
A ja odpłacić nie mogę
Próbuje zachować siebie
Lecz jak to zrobić
skoro się nawet
nie bronię
Zgubiłam się i płakałam
Twarze mnie odwiedziły
Mówiły żebym wróciła
Wstała i poszła
Wraz z nimi
A ja nie miałam nic więcej
Tak życie poukładane
Że poszłam gdy przyszli
Mówili
Że źle robię
Działam pod wpływem
Chwili
Siedzę gdzie na początku
Życie mnie z sercem zastało
I zostać tu pozwoliło
Z łańcuchem
W kajdanach
Bez klucza
Komentarze (8)
Trafił w moje uczucia, ale ja nienawidzę niepotrzebnego rozdzielania zdań na wersy, co dla innych oznacza wczucie się w klimat, dla mnie niestety - tylko irytację :).
Spodobał mi się lekki styl Twojego pisma i nienaganne, delikatne rymy.
Daję 5 ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania