Koleje losu Część 1 (Tw 01)

Postać: Złośliwy pucybut

Zdarzenie: Wyścig psich zaprzęgów

 

Szum bombowców i niebo kreślone blaskiem reflektorów to jedyny nocny widok, jakim mogłem się raczyć na strychu jednej z londyńskich kamienic, obserwując wszystko przez małe okienko w dachu. Czarne krzyże, jak zwykle nie odpuszczały, próbując zdławić brytyjski opór. Świat upadł na głowę, a człowiek człowieka mordował co sekundę, doprowadzając do wielu tragedii.

Ojciec zawsze powtarzał, że tam, gdzie ludzka głupota i egoizm, tam wojna oraz dramaty. Nie mylił się, nawet tu słyszę lament sierot, płacz matek i żon, a skrzypiące od ognia budynki upadają z wielkim hukiem. Wszystko to z powodu naiwności masy, kierowanej przez jednego szaleńca. Jednak zupełnie mnie to nie obchodziło. Miałem gdzieś mój kraj i resztę świata, całe moje współczucie wyczerpało się z chwilą, gdy bomby zniszczyły posiadłość, zabijając moich rodziców wraz z nienarodzonym jeszcze bratem. Do dzisiaj budzę się z koszmaru, w którym słyszę ich krzyki, wołające mnie, podczas gdy pożar trawi dom, a masywne stalowe cielska odlatują w dal. Wtedy czułem złość tylko do agresorów, sprawców tego dramatu.

Cień zemsty padł na moje serce, lecz szybko się rozwiał po dalszych wydarzeniach. Mianowicie, zamiast otrzymać spory majątek, dostałem opiekuna. Mój ukochany wujaszek Stewart zwęszył sposobność na powiększenie swojego już i tak dużego bogactwa, jaki ja wtedy byłem naiwny... Dałem mu wolną rękę, a sam zająłem się planowaniem odwetu na czarnych krzyżach, nawet nie zauważyłem, kiedy sąd wydał wyrok o patronacie. Miałem osiemnaście lat, ale według argumentacji zatrudnionych prawników, oznaczało to, że nie poradzę sobie z samotnym zarządzaniem. Brzmi sielankowo, ja żyje takim samym życiem, a wuj dba o resztę. Jednak...

Bardzo szybko odkryłem, że chce mnie ożenić z własną córką Blanką. Nie była jakoś brzydka, czy wredna, ale perspektywa ślubu z kuzynką. No cóż, niezbyt mnie radowała, w końcu była moją rodziną i nigdy nie patrzyłem na nią inaczej. Gdy się nie zgodziłem... Nie chce mi się dalej wspominać, ale skończyło się to ucieczką na ulicę i świadomością, że również mój własny kraj ma mnie gdzieś.

Na niebie zaczęło świtać, to znak, by opuścić pełne myszy i kurzu schronienie. Potarłem ręką czarne włosy, a me zielone oczy spoczęły na narzędziach pracy, ukrytych w kącie. Szczotka, szmatka i kawałek drewna. To teraz całe me życie, przynajmniej ubrania i buty miałem w dobrym stanie.

Zjadłem stare suchary kupione za parę szylingów, po czym udałem się na ulicę. Tłumy ludzi, szereg samochodów, mimo wojny Londyn nie przypominał wymarłego miasta, a dumny Big Ben oznajmiał wszystkim nową godzinę.

Z ledwością uniknąłem rozlewanej przez pędzące auta kałuży, czy stolica choć jeden dzień może uniknąć lejącego deszczu? Nie czekając na zaproszenie, ustawiłem się przy zaułku, oferując swe usługi. Kurcze, jak to brzmiało... Rozstawiłem swój "arsenał" i nadszedł czas na reklamę.

— Czyszczenie butów!! Tylko dwa szylingi! Brudne buty to obraza dla dżentelmena! — Mój krzyk niósł się po całej ulicy, a patrolujący policjant przyglądał się bacznie, kręcąc drewnianą pałką na sznurku.

— Masz pozwolenie chłopcze?

Gdyby było to moje pierwsze spotkanie z przedstawicielem władzy, drżałbym ze strachu, jednak będąc tu ponad rok, nauczyłem się pewnych sztuczek.

— Panie policjancie jakie pozwolenie? Przecież nie stoję na publicznym chodniku, tylko w alejce. Na dodatek uzyskałem zgodę właścicieli sklepów i zakładów, których tylne drzwi wychodzą na ten rejon. — Kosztowało to kilka nieprzespanych nocy i odegranie roli mojego życia. — Co szkodzi, że komuś wyczyszczę buty?

— No, no. Nie bądź taki wyszczekany gówniarzu! — Pałką policyjną wycelował we mnie. Musiałem uważać, nie na każdego oficera podziała ten sam fortel.

— Ależ spokojnie panie władzo, nie chciałem zdenerwować tak wspaniałego funkcjonariusza, jak pan. — Rzygać mi się chciało od tej szopki, ale jeśli chcę coś zarobić...

— Mógłbym przymknąć oko... Jeśli oczywiście domyjesz to. — Z chytrym uśmieszkiem położył grube od błota wysokie buty, na "stojaku". Czyszczenie tego zajmie godzinę, co oznacza zmniejszony zarobek dla mnie. Niech cię szlag sadystyczny draniu. Nie dałem po sobie poznać, że coś jest nie tak i zabrałem się do pracy.

Delikatnie rozbiłem zaschnięty brud kawałkiem deseczki, oczyściłem resztę twardą szczotką. Na koniec wypolerowałem czystą szmatką. Wszystko lśniło, jak nowe, niestety ja dyszałem, niczym pies. Tyle wysiłku mnie to kosztowało.

— No młody. Kawał dobrej roboty, możesz zostać tu do jutra. Nie dłużej. — Podgwizdując, ruszył dalej, patrolując swój rewir. Nawet nie zapłacił, co przelało czarę goryczy. Z kieszeni wysupłałem trzy szylingi, mój budżet na dzisiejszy dzień i zapłaciłem jakiemuś małemu obdartusowi, by obrzucił czysty uniform sierżanta grubą warstwą błota. Wprawdzie nic dzisiaj nie zjem, ale satysfakcja z późniejszych wściekłych krzyków, była idealnym posiłkiem dla mojej duszy.

Dzień upłynął mi pracowicie, jakoś udało mi się zarobić aż jednego funta. Będę miał co jeść przez najbliższe kilka dni. Powoli zmrok nadchodził, był to sygnał, że pora się wynosić. Ryzyko spotkania się z nożownikami, czy innymi podobnymi ludźmi nie jest warte i tak małego zarobku o tej godzinie. Po cichu zabrałem cały swój ekwipunek i podgwizdując udałem się w stronę "domu". Właściciel nic nie chciał za nocleg, w końcu kto jest na tyle szalony, by nocować w miejscu, gdzie mogą spaść bomby, a do schronu daleka droga.

Nagle moją uwagę przykuły krzyki, kobiety i mężczyzn. Pewnie jakaś damulka zabłądziła, a nietrzeźwi biedacy chcą się zabawić. Nic nowego, jednak z nudów postanowiłem sobie popatrzeć, perspektywa zimnego strychu nie była zbyt wesoła, bym musiał się spieszyć. Ukryłem się za śmietnikiem i obserwowałem.

W blasku księżyca widać było dziewczynę o blond włosach, niemającą więcej niż osiemnaście lat. Otaczali ją dwaj mężczyźni z rewolwerami Nagant w dłoniach. Wszędzie rozpoznam tę broń, z której nie raz, nie dwa strzelałem wraz z ojcem, gdy pokazywał mi swoją kolekcję.

— Oddawaj to, co ukradłaś. Nasi towarzysze nie lubią, gdy się ich okrada. — Jego angielski brzmiał dość dziwnie, szczególnie akcent brzmiał zupełnie obco.

— Nie wiem, o czym mówicie. Muszę wracać do domu, rodzice czekają. — Poprawiła torebkę na ramieniu i próbowała uciec. Nieskutecznie, uderzenie w twarz z kolby posłało ją pod ścianę.

— Nie denerwuj nas. Wiemy, że jesteś tu sama i że okradłaś naszego towarzysza, gdy skończyliście numerek w pokoju.

Cierpliwość nie była ich cechą, oj nie. Jeśli dziewczyna szybko nie odda rzeczy, zginie. Kto się przejmie jedną śmiercią, gdy trwa wojna pochłaniająca miliony istnień.

— Przyznaje, że przespałam się z Grigorim, ale go nie okradłam. Przysięgam, dostałam od niego zapłatę i tyle. Nic nie brałam.

Jej wytłumaczenia nie podziały i kolejne uderzenie, tym razem z pieści, pozostawiło ślad na jej pięknej buźce.

— Łżesz jak pies! Przyznaj się! Jesteś kapitalistycznym szpiegiem!

Jakim? Jeszcze nigdy nie słyszałem takiego słowa. Zaczynało robić się ciekawie.

— O czym wy mówicie? — Spojrzała przerażona na agresorów. Nim usłyszałem odpowiedź, czyjaś wielka dłoń popchnęła mnie wprost w ten mały tłumek.

— Patrzcie towarzysze, co znalazłem. Małego szczura. — Za mną pojawił się wielki olbrzym z ogromnym nożem zza pasem. Dołączył on do pozostałej dwójki, teraz również ja znalazłem się w centrum uwagi. Przeklinałem w myślach własną głupotę.

— Czyżby przyjaciel złodziejki? Gadaj ktoś ty.

— Ja tylko przechodziłem, nie znam jej. — Miałem nadzieję, że to wystarczy.

— Wasili, nieważne kto to jest. Wystarczy nam dziewczyna, pozbądź się go. Grigori ty pilnuj jej, nie chcę tutaj masakry, a wiem, że ty nie zabijasz inaczej.

Olbrzym zrobił kwaśną minę, jednak pozostał na swoim miejscu i pozostawił to ostatniemu nieznajomemu.

— Przykro mi młody. Ciekawość to niewdzięczna suka. — Wycelował we mnie Naganta i odciągnął kurek. Miałem chwilę na ratunek, a jednocześnie była to moja jedyna szansa. Zebrałem z ziemi garść pyłu i cisnąłem w oczy nieznajomemu. Zdążył pociągnąć za spust, jednak pocisk tylko drasnął mnie w ramię, nie traciłem czasu. Uderzyłem go w brzuch i wyrwałem z ręki broń. Strzeliłem do drugiego uzbrojonego napastnika, trafiając w głowę, jednocześnie poczułem ogromny ból, gdy wielka pięść wylądowała mi na piersi. Zagryzłem zęby, po czym wpakowałem Grigoriemu trzy kulki w gardło, nie miałem sekundy, by odpowiednio wycelować. Olbrzym chwycił się za ranę i głośno charcząc, osunął się na ziemię. Moment później spod jego ciała wylała się kałuża krwi.

— Już nie żyjesz chłopcze! — krzyczał ostatni z agresorów, próbując bezskutecznie oczyścić oczy i podnieść broń. Kopnąłem go tak, by upadł. — I co teraz? Zabijesz mnie? Bezbronnego? Zostaw mnie, a już jutro twoje zwłoki będą pływać w Tamizie.

Podniosłem Naganta i opróżniłem do końca bębenek, ładując pociski w rannego. Odrzuciłem rewolwer w krzaki i zwymiotowałem. Pierwszy raz odebrałem komuś życie, a prócz kłopotów z żołądkiem nie czułem nic. Żadnych wyrzutów sumienia, czy wewnętrznych głosów. Nic. Wytarłem usta i skierowałem się w stronę wyjścia, nie myśląc o tym, że za chwilę może wparować tu policja.

— Dzięki za ratunek. — Wydusiła, podchodząc. Zignorowałem ją. — Słyszysz mnie? Halo! Mówi się do ciebie.

— Czego chcesz? — Nie miałem żadnej ochoty wysłuchiwać tej podejrzanej panienki.

— Mówiłam, że dziękuję, chyba należy odpowiedzieć.

— A idź do diabła. Nie mam czasu użerać się z tobą.

— Od kiedy angielscy dżentelmeni tak traktują damy? — Na jej twarzy pojawiła się złość, choć jeszcze przed chwilą drżała z przerażenia.

— Dżentelmeni... Jak jakiegoś spotkasz to pozdrów go ode mnie — parsknąłem i udałem się w stronę wyjścia.

— Myślisz, że zostawią cię w spokoju? Zabiłeś ich towarzyszy, czerwoni się zemszczą.

— Słuchaj paniusiu, w dupie mam co im ukradłaś i kim jesteś. — Odwróciłem się, mając dość wszystkiego, jednak zobaczyłem tylko, jak ktoś łapie ją za ręce, a sam pogrążyłem się w ciemnościach.

Następne częściKoleje losu Cześć 2 (Tw 01)

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (20)

  • Witamy kolejny tekst! :)
  • Canulas 30.01.2019
    Helloł

    "— Patrzcie towarzysze, co znalazłem. Małego szczura — Za mną pojawił się wielki olbrzym z ogromnym nożem zza pasem. Dołączył on do dwójki swoich przyjaciół, teraz również ja znalazłem się w centrum uwagi. Przeklinałem w myślach własną głupotę. " - kropka po "szczura".

    Również na tym wyimku widać, że można popracować nad dookreśleniami. Choćby słowo "swoich" usunąć.

    "— Ja tylko przechodziłem, nie znam jej. — Miałem nadzieje, że to wystarczy. " - nadzieję

    "— Przykro mi młody. Ciekawość to niewdzięczna suka. — Wycelował we mnie Naganta i odciągnął kurek. Miałem chwile na ratunek, a jednocześnie była to moja jedyna szansa. " - chwilę

    "Uderzyłem go ciosem w brzuch i wyrwałem mu broń." — oo, tu piękny przykład.
    Albo: wyprowadziłem cios w brzuch.
    Albo: uderzyłem go w brzuch.
    Ewentualnie pięścią, ale nie ciosem. Cios nie uderza.
    znów dookreślenia: go, mu.

    Uderzyłem go w brzuch, wyrywając broń.

    "Strzeliłem do drugiego uzbrojonego napastnika, trafiając go w głowę" – wywal "go". Sam tego szukaj, tnij, kombinuj.
    "Strzeliłem do drugieg, trafiając w głowę" — spójrz. Co traciszw takim zapisie? Nic. A zyskujesz pęd. Sprawy emocjonalne, niebezpieczne, rozgrywaj drapieżnie. Bez pierdolenia i ozdobników.


    "Pierwszy raz odebrałem komuś życie, a ja prócz kłopotów z żołądkiem nie czułem nic." — tutaj się dwukrotnie dookreślasz.
    "Pierwszy raz odebrałem komuś życie, a prócz kłopotów z żołądkiem nie czułem nic."

    I żeby nie było. Naprawdę z błędami lecę po łebkach. W sensie, to nawet nie tyle błędy, co niezgrabności.
    Z drugiej strony — bo tak może sugerować komentarz — nie jest tak, że nic mi się tu nie podoba. Przeciwnie. Nawet jakoś to wszystko przed oczami widzę. Grasz kliszami, ale dość sprawnie i nie na chama. Ma to sens. Tylko diabeł tkwi w detalach.

    "Wytarłem usta i skierowałem się w stronę wyjścia, nie myśląc o tym, że za chwile może wparować tu policja." — chwilę (to już druga chwila bez ogonka).

    "— Dzięki za ratunek. — Drżący głosem powiedziała dziewczyna, podchodząc do mnie. Zignorowałem ją. — Słyszysz mnie? Halo! Mówi się do ciebie." - już nie chodzi, że "drżącym", a nie drżący – tylko bardziej o "powiedziała". Drżący i powiedziała, nie stoją ze sobą dobrze. Poza tym przedłużasz. Pokaż to w akcji. Nawet wypowiedź. Nie opisuj, a daj przeżyć.
    "— Dzięki za ratunek. — wydusiła, podchodząc.
    Zignorowałem ją.
    — Słyszysz mnie? Halo! Mówi się do ciebie.
    Zrobiłem tak. Pociąłem ile się dało. Wyjebałem słowo "dziewczyna", bo wiadomo kto. Wyjebałem – podchodząc, bo jest to wiadomość jak z piętnastej strony tygodnika "dzień dobry". Nic nie wnosi. I wreszcie: rozbiłem jej wypowiedzi, Twoją narracją, którą umieściłem niżej, ale to z kolei moja fanaberia. Taka oddechówka. Gra tempem. Nie musisz. Ot, pokazuję.

    "— Po pierwsze taka z ciebie dama, jak z Wersalu cyrk, a po drugie tak jak widzisz, nie jestem dżentelmenem. Żegnaj! — Machnąłem dłonią i kontynuowałem opuszczenia tego miejsca." — można długo, ale zróbmy tak. Ogarnij ten wyimek sam. Tylko ten. Przemyśl i poskracaj. "Odsztywnij".

    "— Słuchaj paniusiu, w dupie mam co im ukradłaś i kim jesteś. — Odwróciłem się do niej, mając dość wszystkiego, jednak zobaczyłem tylko, jak ktoś łapie ją za ręce, a sam pogrążyłem się w ciemnościach. " — będę Ci to wbijał do łba non stop. Czemu służy to pierdolone dookreślenie: "od niej"? Wiadomo od kogo.

    Dobra. Tyle. Tekst nie jest zły. Widać, w czym sielubujesz. Mieszasz historiami. Dajesz fajne podkłady. Obrazy. Tylko problemy są, kiedy trzeba te obrazy wprawić w ruch. Wtedy sypie się piach. Ale spokojnie.
    Bydzie git.
    Ave.
  • krajew34 30.01.2019
    Dzięki za obszerny komentarz, zapoznałem się z nim i poprawiłem wiele rzeczy. Bardzo przydatny, bo niestety w korekcie jestem dętka i wiele rzeczy mi umyka. Tak czy siak, teraz powinno wyglądać troszkę lepiej. Jeszcze raz dzięki za wpadnięcie i przeczytanie, nie jest to wprawdzie tekst z górnej mej półki, niestety ten ktoś od wenny ostatnio mnie unika. :)
  • Canulas 30.01.2019
    krajew34 - tylko widzisz, nie poprawiaj tego, co napisałem, ale poszukaj podobnych sam, bo ja to zrobiłem bardzo wyrywkowo.
  • krajew34 30.01.2019
    Canulas jutro przejrze
  • Karawan 30.01.2019
    Czekam na CD, bo mnie wyścig psów interesuje ;) Canu Ci już wymłócił co trza .5 ;)
  • Canulas 30.01.2019
    Nie, nie. Ja bardzo wybiórczo.
  • krajew34 30.01.2019
    Dzięki, że wpadłeś.
  • Adelajda 30.01.2019
    Ciekawie zarysowana historia. Bardzo dużo się tu dzieje, jest wiele obrazów, których czytelnik się łapie. Również czekam na ten psi zaprzęg, tym bardziej że akcja osadzona w Londynie.
    Pozdrawiam :-)
  • krajew34 31.01.2019
    Dzięki za wpadnięcie i przeczytanie.
  • Agnieszka Gu 31.01.2019
    Witam,

    drobiazgi:
    "Szum bombowców i niebo kreślone blaskiem reflektorów to jedyny widok na nocnym niebie, " — dwa razy niebo za blisko siebie

    "Zjadłem stare suchary kupione za parę szylingów, po czym udałem się na ulicę, mimo wojny Londyn nie przypominał wymarłego miasta, a dumny Big Ben oznajmiał wszystkim nową godzinę." — czy nie lepiej by było dwa zdania z tego zrobić? np:

    "Zjadłem stare suchary kupione za parę szylingów, po czym udałem się na ulicę. Londyn, pomimo wojny, nie przypominał wymarłego miasta, a dumny Big Ben oznajmiał wszystkim nową godzinę."

    "— Dżentelmeni... Jak jakiegoś spotkasz to pozdrów go ode mnie. — parsknąłem i udałem się w stronę wyjścia." — bez kropki po "ode mnie — parsknąłem..." bo po myślniku mowa o tym, ze parsknął ;)

    Co do samej fabuły - bardzo ciekawa. Bardzo fajnie rozpisana, tak swojsko, normalnie. Czuć tu nostalgie życiową, sporo emocji.
    Zachęca do dalszego czytania. Zaciekawiłeś mnie, co dalej. Podobało mi się :)
    Pozdrawiam serdecznie :))
  • krajew34 31.01.2019
    Dzięki za wpadnięcie i przeczytanie, zaraz poprawię błędy.
  • Ritha 01.02.2019
    Pierwsze zdania zachęca (przynajmniej mnie) do dalszego czytania, dobry start.
    Jednak Blanka ;)
    „— Ależ spokojnie panie władzo, nie chciałem zdenerwować tak wspaniałego funkcjonariusza, jak pan” :D
    „Z kieszeni wysupłałem trzy szylingi, mój budżet na dzisiejszy dzień i zapłaciłem jakiemuś małemu obdartusowi, by obrzucił czysty uniform sierżanta grubą warstwą błota” – heh, bardzo nieładnie :D
    „Jego angielski brzmiał dość dziwnie, szczególnie akcent brzmiał zupełnie obco” – tu masz 2 x „brzmiał”

    „Kto się przejmie jedną śmiercią, gdy trwa wojna pochłaniająca miliony istnień” – to mi się podoba, dające do myślenia, taki rzut na wojenną perspektywę postrzegania

    „Za mną pojawił się wielki olbrzym z ogromnym nożem zza pasem” – za* pasem

    Ok, powiem Ci, że bardzo spoko tekst. Błędy masz widzę przeczesane przez Cana już, no i faktycznie nie rzucało się w oczy nic rażącego, więc musiałeś poprawić. Narracja płynna, czytało się przyjemnie, była też akcja, coś się dzieje, postać pucybuta pięknie odmalowana, nic po łebkach, postarałeś się, Krajew.
    Pozdrawiam :)
  • krajew34 05.02.2019
    zapomniałem odpowiedzieć, więc dzięki za wpadnięcie i przeczytanie.
  • 00.00 05.02.2019
    Zastanawiam się tylko nad tym spadkiem. Reszta jest ok. :)
  • krajew34 05.02.2019
    Bardzo dzięki za wpadnięcie i komentarz. Cieszę się, że się spodobało, pozdrawiam. :)
  • jolka_ka 07.02.2019
    Widzę, że już większość masz wypunktowane, więc ja krótko. Pierwsze zdanie wciąga i buduje nastrój. U Ciebie jest tak, że masz i perełki i dziwolągi z błędami. Tych pierwszych jest tu o wiele więcej. Dialogi bardzo na plus.
  • krajew34 07.02.2019
    Dzięki, że wpadłaś. No cóż wena jest kapryśna i ja błędy popełniam, ale dzięki temu coś powstaje. :)
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)
  • krajew34, oto Twój zestaw:
    Postać: Miła pani z recepcji
    Zdarzenie: Boa dusiciel w łaźni

    Gatunek: Postapo lub Horror (do wyboru)
    Czas na pisanie: 24 luty (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania