koniec być blisko nieba - 20 rozdział.

Rozdział: 21

Siła serca..

Wieczorem rozpłakałem wszystkie łzy i w końcu sam w nich zasnąwszy, obudziłem się rano pełen sił. Co prawda moje oczy zapewne wyglądały strasznie, ale czułem się bardzo dobrze. Obudziłem Anouke i całą resztę.

- Wracamy się? – zapytała Andrea, a ja uśmiechnąłem się wtedy do pięknych lawend i na chwilę straciłem poczucie rzeczywistości, ale nie odwracałem od siebie uśmiechu.

- Anthony?! – krzyknęła po raz drugi i odpowiedziałem:

- Nie, idziemy dalej!

- Jesteś pewien? – zapytał Isis.

- Zróbmy to dla niego... Proszę.

- Ruszajmy w takim razie. – powiedział, a następnie wziąłem torbę, którą niosła Maddy. Co prawda nie była ona lekka, ale starałem się, zrobić wszystko, co mogę i wtedy szliśmy. Słońce wschodziło, co znaczyło, że było po szóstej i jego promienie delikatnie rysowały każdy odcień lawendy. Trochę przypatrywałem się mu, ale nasza droga teraz zmieniła wszystko. Chodziliśmy normalnym krokiem, niewolnym. Przez większość drogi panowała cisza między nami, a każdy miał nadzieję, że się uda dojść, lecz rozum podpowiadał, że to obłęd. Ciągnące się łąki lawendy nazwałem: „Ścieżka lśniących lawend”. Co jest zresztą oczywiste i myślałem, wiecie o czym, mimo że chciałem dać radę, to jednak bolało. To był taki inny ból, który się nie odczuwa mocno, on pozostaje w tobie, ale to dobry cios...

I nagle niezręczną, okropną ciszę przerwał Isis:

- Niedługo będzie woda, podpłyniemy Anthony łódką?

- Jeżeli ona będzie to tak. Isis wybacz mi, ale muszę to zrobić...

- Ja również muszę...

- Prawda, wybacz. Jestem czasem takim egoistą.

- Nie prawda. Każdy tak naprawdę jest egoistą. Ale inni starają się bardziej albo im bardziej na kimś zależy. Musisz z tym walczyć.

- Dziękuję za radę.

- Popatrzcie, jest ta woda. Taka błękitna... – powiedziała Andrea i faktycznie było to niewielkie jezioro, przez które przepłynęliśmy łódką. Była ona obok, więc daliśmy radę i tym razem zobaczyliśmy zwykłe drzewo, a obok niego kamienie, Cała droga była z uporczywych, szarych i zupełnie małych kamieni przyczepiających się do butów. Ale nie przeszkadzało mi to zupełnie. Pomagałem każdemu Anouke, Isis i Andrei. Wtedy nie mając już siły, rozłożyłem koc i kazałem pójść wszystkim spać, ja też chciałem, ale nie chciałem. Więc zbliżyłem się do jeziora i tam się umyłem. Patrzałem się dłużej na swoje odbicie i ostrzegłem coś innego. Nie miałem już tych samych oczu, nie miałem tej samej twarzy. Co prawda nawet nie zwracałem uwagi na mój wzrost już od dawna i nawet wtedy sobie nie przypomniałem tego. Uśmiechałem się, ale nie sarkastycznie, byłem szczęśliwy. Uklęknąłem i zmówiłem modlitwę. Chciałem tylko o pomoc mojego anioła, a jednocześnie przeprosić...

Następnego dnia szliśmy przez tę kamienną drogę i nagle ujrzeliśmy niewielki dół. Stanęliśmy przed nim. To była rzeka. Rozciągała się na kilometry, ale obok był most. Wielki i potężny most ze wzniesionymi pomnikami. Przedstawiały one anioła takiego wielkiego ze skrzydłami oraz jego trąbką, na której kiedyś grał. Pięknie to wyglądało. Kiedy go zobaczyliśmy Isis, stwierdził:

- Jesteś dzielny jak nikt na świecie. Znam bowiem na świecie ludzi wrażliwych, którzy tłumią w sobie ból, ludzi nieśmiertelnych, którzy jak ogień płoną, ludzi naiwnych, którzy oddają życie za niewartych, ludzi z kamienia niewierzących w szczęście, ale nie znam ludzi odważnych.

- A ty jesteś mądry. Ja bowiem znam ludzi niebezpiecznych, którzy ranią świat, znam ludzi biednych, ale szczęśliwych i ludzi z piasku, nieznających samych siebie, ale nie znam ludzi mądrych.

Dziękuję, bądź pewien, że damy radę. – odpowiedział i gdy uśmiechnąłem się, wskoczył mi na ramiona, a wtedy stawiając, kroki czułem się coraz bezpieczniej i lepiej, aż przeszedłem na drugą stronę, a za mną Anouke idący z Andreą. Byli tacy uroczy. I może mi nie uwierzycie, ale był to las. Taki pełen drzew, ale kiedy wszedłem trochę bliżej, to widziałem jedną świeczkę, o niebieskim kolorze, a dalej były dwie świeczki o waniliowym zapachu.

Isis, Anouke to blisko? – zapytałem, a oni odparli mi z uśmiechem. A następnie widziałem trzy świeczki, ale teraz każda była w tym samym kolorze i oświetlała to drzewo. A było ich mnóstwo i tak stawało się coraz jaśniej i jaśniej. I tak, gdy skończył się las, widziałem dwadzieścia cztery świeczki, a kiedy wyszedłem z lasu, nie spotkałem dwadzieścia pięć świeczek, a wychodząc, zastałem całe łąki świeczek. Była tylko droga do chodzenia, a każda z nich się paliła. Doprawdy was nie okłamuję, jakby wszystkie zliczono, mogłaby się pojawić liczba o wiele większa niż tysiąc.

- To piękne! – krzyknąłem i podszedłem bliżej, przypatrując się świeczkom, miały w sobie coś wyjątkowego. Jakby uspokajały mnie wewnętrznie i były moim głosem serca, a Anouke powiedział:

- Uklęknij mój miły. – I tak zrobiłem.

- Dlaczego?

- Przypomnij sobie. Ścieżka świateł to piękne miejsce, ale oznacza coś o wiele głębszego.

- A dokładnie?

Każda ta świeczka to człowiek, który umarł. Tutaj jest jego dusza. Wiesz zorza polarne to ich duszy, a każda świeczka to oni. Zobacz, ile ich jest i każda z nich ma swoją historię, kiedyś cierpiała lub się cieszyła. Popatrz na to wszystko, tak naprawdę wiele ludzi, może o nas zapomnieć, ale my tutaj będziemy. Kiedyś zapali nam się ta świeczka tutaj, dokładnie w tym miejscu, co chwila pojawia się nowa świeczka i nowa, a to daje nam światło...

- Nie wiedziałem o tym.

- Nie martw się. Wiele ludzi o tym nie wie. – odpowiedział ktoś z tyłu. - Był to Lynn, a obok Maddy, natychmiast się odwróciłem, aby ich uściskać.

- Czyli wy żyjecie?! – odkrzyknąłem do nich.

- Nie, Anthony jestem teraz dla ciebie tylko duchem.

- Jak to? – zapytałem i zrozumiałem, że nie mogę ich przytulić.

- Nie mogę ci teraz tego wytłumaczyć, ale wysłuchaj mnie.

- Jestem z ciebie bardzo dumny, doszedłeś tutaj, dałeś radę. Dziękuję. Zapaliłeś dla mnie świeczkę i ocaliłeś mą gwiazdę. Muszę ci powiedzieć, że teraz będę wśród gwiazd. Nigdy nie poznałem takiego kogoś jak ty. Mimo twej niepewności jesteś cudownym chłopakiem, mądrym i odważnym. – mówił, a w oczach miałem łzy, to było normalne, lecz nie próbowałem przestać, ponieważ to było bez sensu, a on dotknął mnie swoją dłonią, która była przenikliwa. To dlatego teraz zmienił wygląd. Był on srebrny, taki jak myślałem, że jest duch. A po chwili znów dopowiedział:

- Dziękuję ci mój kochany, zawsze jestem przy tobie. Pamiętaj, kocham cię, za to kim jesteś i nie zmieniaj się, nigdy! – po czym się ukłonił i odszedł do tyłu, a Maddy się do mnie przybliżyła. Była bardzo piękna, choć był to tylko duch:

- Wiesz mój Okruszku, jesteś nie moim kolegą, a przyjacielem. To wszystko jest w moim sercu i dlatego nie pozwolę ci cierpieć, zawsze, kiedy myślisz o smutku, zawołaj mnie. Nie myśl sobie, że o tobie nie myślę, zaplątujesz mi ciągle głowę. Dziękuję ci, że przyszedłeś. Jesteś bardzo silny!

- Maddy...

- Tak?

- Zmieniłaś mnie, dziękuję.

- Uśmiechnij się.

- Chciałbym cię teraz przytulić, zobacz jakie wszystko jest piękne.

Cieszę się, że tak myślisz. Musimy ci jednak coś ważnego powiedzieć. Jesteśmy kimś więcej, niż myślisz.

- Na prawdę?

- Tak Okruszku – I wtedy Lynn się przybliżył, mówiąc:

- Isis, Andrea, Anouke przybliżcie się – i po chwili każdy się zbliżył, stojąc ku lwu i Maddy ze łzami w oczach:

- Jesteśmy wdzięczni ci, Lynnie kochamy cię wszyscy – powiedział Isis.

- Wiem, o tym, to nie jest pożegnanie, wciąż tutaj będziemy.

Wiemy...

- Anthony ja jestem kimś innym.

- Kim.

- Musisz, tego sam się dowiedzieć.

- To niemożliwe.

- Och, kochanie... – mówił i nie dokończył, a spojrzawszy na Maddy, odszedł do tyłu...

- Nie wiem, czy wiesz Okruszku, ale urosłeś, ale urosłeś sercem, to jego siła jest najważniejsza, pamiętaj o tym. Tak naprawdę jestem kimś więcej, niż zwykłą Maddy. Żegnaj kochany Okruszku, chcę, abyś wiedział, że prawdziwi przyjaciele to anioły, że wśród ciebie jest ich o wiele więcej. Pa! – powiedziała z płaczem i razem lwem odchodząc, zniknęła. A kiedy to uczyniła, przykucnąłem koło moich przyjaciół Isis, Anouke i Andrei przytuliłem ich. Popatrzyłem się w gwiazdy i znów widziałem niebo, ale tym razem byłem o wiele bliżej niego. Zauważyłem pewną gwiazdę, a na niej stał piękny lew, który uśmiechał się. A w oddali słyszałem śpiew. Wiedziałem, że to była Maddy i Lynn. Uśmiechnąłem się, a oni to odwzajemnili.

Koniec

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania