Koszmar Laury

Rozdział pierwszy „ Porwanie”

Nazywam się Laura Desert. Mam 16 lat. Jestem wysoką i szczupłą dziewczyną. Mam duże zielone oczy; mały, zadarty nosek; wąskie, czerwone usta.Moja twarz usłana jest piegami. Noszę duże, owalne okulary w kolorze czerwieni. Mam długie, kręcone, czarne włosy sięgające mi do pasa. Zazwyczaj noszę je związane w kucyk. Najczęściej ubieram się w jeansy i czarne koszulki oraz trampki.

Uwielbiam czytać książki można powiedzieć, że jestem molem książkowym. Najbardziej lubię historię o wampirach, wilkołakach, śmierci. Lubię też oglądać horrory, mimo, że czasami śnią mi się koszmary.

Nie mam wielu przyjaciół ani chłopaka. Nie lubię tłoku wokół siebie. Moją najlepszą przyjaciółką i zarazem jedyną jest Sylvia. Ma 17 lat i jest kompletnym przeciwieństwem mnie. Ma małe niebieskie oczka; duży nos; pełne, zmysłowe usta. Posiada średniej długości, proste, blond włosy. Ubiera się w kolorowe sukienki i buty na obcasie.

Lubi oglądać komedie romantyczne, (czego ja po prostu nie znoszę).Robi tez biżuterię a potem sprzedaje ją w sklepach internetowych.

Teraz przejdźmy do historii właściwej.

Było to późną jesienią, kiedy podążałyśmy do domu Sylvii ze szkoły, której naprawdę nie cierpię, ale o tym może opowiem później. Dzisiaj miałam zostać u niej na noc. Szłyśmy sobie tak słuchając starych piosenek przez park wokół nas kręciły się żółte, brązowe, czerwone i pomarańczowe liście spadające z drzew rosnących przy alejce. Na jednej z ławek siedziała zakochana para szepcząc sobie czułe słówka do uszu i trzymając się za ręce. Na ich widok zrobiło mi się nie dobrze po prostu nie lubię tyle słodyczy na raz. Kiedy opuściłyśmy już skwer musiałyśmy tylko jeszcze przejść pod wiaduktem. Ciągną się on przez ok.20 m, był ciemny, ściany były usłane różnego rodzaju graffiti. Często spotykały się tam osiedlowe pijaczki, ale nie byli oni groźni. Wchodząc pod wiadukt zawsze miałam złe przeczucia, niestety tym razem się one sprawdziły. Mniej więcej w połowie przejścia stało czterech nieznajomych nie były to osiedlowe pijaczki, kiedy do nich się zbliżałyśmy nagle przestała płynąć muzyka zrobiło się przeraźliwie cicho. Kiedy miałyśmy ich już w zasięgu wzroku tak, że mogłyśmy lepiej im się przyjrzeć naszym oczom ukazało się czterech rosłych mężczyzn na oko mających dwadzieścia parę lat. Wszyscy mieli na ramionach wytatuowaną śmierć. Byli tez ogoleni na łyso. Ubrani byli w długie czarne spodnie, tego samego koloru mieli skórzane buty oraz bluzki bez rękawów. Jeden z nich spojrzał na mnie i zapytał:

- Czy ty nazywasz się Laura Desert ?

Ogarnęło mnie przerażenie. W głowie przemykało mi tysiące pytań (Skąd oni wiedzą jak się nazywam? Skąd w ogóle mnie znają?). W tamtej chwili miałam ogromny mętlik w głowie. Czułam jak moja przyjaciółka szepcze mi do ucha, żebyśmy uciekały, ale ja już wiedziałam, co powinnam zrobić ( nie dam im tej satysfakcji, nie okaże się tchórzem).Wyprostowałam się i w ciemności zabrzmiał mój głos:

- Tak nazywam się Laura Desert, o co chodzi?

Moja przyjaciółka drżała z przerażenia w pewnym momencie puściła moje ramie, za, które do tej pory mnie trzymała i puściła się biegiem przed siebie. Żaden z opryszków nie ruszył za nią wszyscy patrzyli na mnie. Ten, który stał najbliżej mnie powiedział:

- Musisz jechać z nami?

-Oooo, co chodzi? Cooo się stało? Dlaczego mam z wami jechać? – pytałam przerażona.

Nikt już nie odpowiedział na moje pytania. Jeden z nich złapał mnie i zasłonił mi ręką usta, drugi wziął mnie za nogi i razem zaczęli mnie nieść w kierunku dużego czarnego jeepa. Trzeci podbieg do samochodu i otworzył bagażnik, czwarty wskoczył za kierownice. Próbowałam się wyrwać, ale moje wysiłki były daremne, kiedy zbliżyli się do auta wrzucili mnie do bagażnika i zamknęli klapę. Po chwili ruszyliśmy. Nigdy nawet przez myśl nie przeszło mi, że mogę się znaleźć w centrum wydarzeń rodem z najgorszych horrorów. Do końca życia miałam nie zapomnieć tego dnia.

Sylvia wbiegła do domu na pytanie mamy - Czy wszystko w porządku?- Odpowiedziała, że źle się czuje i szybko weszła do swojego pokoju, w którym się zamknęła. Usiadła na łóżku trzymając w ręce rozładowaną komórkę. Podłączyła ją do ładowarki i wybrała numer mamy Laury jednak po kilku sygnałach rozłączyła się. Ogarnął ją strach, ponieważ bała się, że jeżeli komuś powie, co się stało pod wiaduktem ci faceci przyjdą też po nią. Wiedziała, że powinna komuś o tym powiedzieć, ale za bardzo się bała.

Rozdział drugi „Miejsce docelowe”

Byłam w bagażniku. W ciemności. Strach, który mnie ogarniał był nie do opisania. W pewnym momencie z oczu zaczęły płynąć mi słone łzy. Płakałam ze strachu, bezsilności. Czułam, ze coś utraciłam po chwili dotarło do mnie, że Sylvia zostawiła mnie a przyrzekłyśmy sobie, że zawsze będziemy razem nie ważne, co się stanie. Zawiodłam się na niej nie wiem czy cokolwiek może odbudować nasze relacje. Moje rozmyślania przerwano. Zatrzymaliśmy się drzwi bagażnika otworzyły się jeden ze zbirów wyciągną mnie z auta ( jak potem się dowiedziałam miał na imię Joe). Moim oczom ukazała się dziewicza puszcza. Pod moimi stopami rozciągał się puszysty dywan z różnokolorowych liści i zielonego mchu. Nad naszymi głowami było słychać śpiew leśnych ptaków. W pewnej chwili Joe popchną mnie tak mocno, aż upadłam na ziemię. Potem kopną z całej siły w mój brzuch. Z bólu zawyłam i zgięłam się w pół. Drugi z opryszków imieniem Mathew szarpną mną i podniósł mnie na nogi. Dwóch pozostałych wsiadło do samochodu i odjechało. Zostaliśmy tylko we trójkę. Mat zaczął popychać mnie przed siebie posłusznie zaczęłam iść wiedziałam, że jakikolwiek opór nic nie da. Szliśmy przez puszczę pod wieczór moim oczom ukazał się stary, drewniany dom. Ściany były porośnięte mchem, w niektórych oknach brakowało szyb. Na pierwszy rzut oka widać było, że budynek od wielu lat był niezamieszkany. Nie pozwolono mi dłużej przyglądać się budowli. Zaciągnięto mnie do piwnicy. Odchodząc Joe krzyknął:

- Jak będziesz współpracować to cię wypuścimy a jak nie to……

Zdążyłam tylko krzyknąć – To, co? – Nim głos uwiązł mi w gardle.

- To pożałujesz! – Krzyknął Joe i zaczął się śmiać.

Potem drzwi się zatrząsnęły usłyszałam jak jeden z nich zamyka je na klucz. Nastała głucha cisza. W powietrzu było czuć zapach stęchlizny. Położyłam się na twardej, kamiennej podłodze. W koło mnie biegały szczury. Leżąc myślałam:, Co się dalej ze mną stanie? Co może stać się jeszcze gorszego? Po pewnym czasie zapadłam w niespokojny sen. Co jakiś czas się przebudzałam, ponieważ któryś ze szczurów na mnie wskakiwał. Nikt nie mógł przewidzieć kolejnych dni, kiedy okazało się, że to, co wydarzyło się wcześniej było tylko przedsmakiem kolejnych zdarzeń.

Rozdział trzeci „ Cała prawda o ojcu”

Kiedy kolejny raz rzucałam z siebie szczura, któremu zachciało się pobiegać po mnie usłyszałam, ze ktoś przekręca klucz w zamku. Po schodach niosąc latarkę w prawej ręce schodził Joe. Spojrzałam na jego twarz i zobaczyłam szyderczy uśmiech. Czekałam, aż coś powie i po pewnej chwili odezwał się:

- Wstawaj! Idziemy musisz z kimś porozmawiać. Musisz nam wiele opowiedzieć.

Moje ciało było całe obolałe i zdrętwiałe, kiedy szarpnął mną i uniósł mnie nie mogłam ustać na nogach. Idąc po schodach musiał mnie podtrzymywać. Za drzwiami rozciągał się długi korytarz, w którym na podłodze leżał stary, zakurzony dywan. Mój strach zwiększył się byłam pewna, że po nich mogę spodziewać się wszystkiego. Joe prowadził mnie do pomieszczenia na końcu korytarza po prawej stronie. Wepchnął mnie do niego i zamknął gwałtownie za mną drzwi. W pokoju panował półmrok, kiedy rozejrzałam się po nim ujrzałam kobietę siedzącą za tak samo starym jak dywan w przedpokoju dębowym biurkiem. Kiedy podniosła się za niego zobaczyłam w pełni jak wygląda. Była przeraźliwie szczupła, twarz miała trupio bladą, karminowe usta były lekko rozwarte odsłaniając śnieżnobiałe zęby, oczy miały miodowy kolor, a włosy czarny. Ubrana była w czarną, obcisłą sukienkę bez ramiączek. Na jej ramieniu widniał tatuaż śmierci taki sam jak mieli Joe, Mathew i dwóch pozostałych. Pomału zaczęła się do mnie zbliżać wtedy dostrzegłam, że ma na nogach czarne szpilki. Podchodziła powoli robiąc ostrożne kroki i cały czas przewiercają mnie wzrokiem. Po dość długiej chwili odezwała się.

- Czy ty jesteś Laura Desert córka Amandy i Rodgera Desert’ów mieszkających przy Forest Street 17 w New Yorku?

Nastała długa cisza, w której zastanawiałam się czy mówić prawdę. A może powinnam zaprzeczyć i wyprzeć się moich bliskich. Patrzyła na mnie niecierpliwie czekając na odpowiedź. W końcu usłyszała to, na co czekała.

- Tak, jestem Laura Desert córka Amandy i Rodgera Desert’ów mieszkających przy Fores Street 17 w New Yorku – odrzekłam.

Popatrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, a potem wskazała mi drewniane krzesło, w którym miały gniazdo korniki. Podeszłam do niego i niepewnie na nim usiadłam. Nieznajoma usiadła na przeciwko mnie w miękkim, wygodnym, wykładanym atłasem fotelu. Spojrzała na mnie i zaczęła mówić.

- Mam na imię Hope twój ojciec bardo dobrze mnie zna pracuje dla mafii, do, której należę ja, Joe, Mathew, Arthur oraz James i wiele innych osób, których nie znasz i wolałabyś nie poznać. Rodger jak wiesz przecież to twój tatuś jest informatykiem, ale poza legalną pracą wykonuje też zlecenia dla nas. Tworzy różne programy hackerskie, fikcyjne konta bankowe, ale ostatniego zlecenia nie wykonał. Chciał się wycofać, ale od nas się nie odchodzi. Teraz Arthur i James są w drodze do twojego ojca. Przekażą mu wiadomość, o tym, że znajdujesz się ze mną i ma 48 godzin na wykonanie zadania. Inaczej więcej już nie zobaczy swojej jedynaczki Lauro. A ponadto posiadasz bardzo istotną informację. Podobno wiesz gdzie znajduje się kopia wszystkich zleceń, jakie dostał Rodger powinien je skasować, ale jak widać był na tyle bezmyślny by je ukryć. Twoje życie zależy nie tylko od twojego ojca, ale też od ciebie samej.

Po jej przemowie nastała cisza.

Jak dla mnie było to za dużo informacji jak na jeden dzień. Czułam, że się duszę i muszę stąd uciec. Wstałam i zaczęłam biec do drzwi Hope nie próbowała mnie zatrzymać, kiedy już miałam chwycić za klamkę zrobiło mi się ciemno przed oczami i straciłam przytomność.

Rozdział czwarty”Warunki”

W piątek koło godziny dwudziestej czwartej pod dom państwa Desert’ów zajechał czarny, duży jeep. Wysiadło z niego dwóch tajemniczych mężczyzn, którzy skierowali się w kierunku drzwi wejściowych.

Roger spał spokojnie koło swojej żony Amandy, ponieważ był pewien, że jego córka Laura jest u swojej przyjaciółki Sylvii. Nagle obudziło go walenie do drzwi. Amanda przebudziła się i zapytała Rogera:

- Kochanie, kto to może być o tej porze?

- Pójdę sprawdzić. Nie martw się, śpij spokojnie. Zaraz wrócę.

Roger podniósł się z łóżka, wyszedł z sypialni i udał się do przedpokoju, aby otworzyć drzwi. W drzwiach stało dwóch mężczyzn, których dobrze znał. Byli to Arthur i James. Weszli szybkim krokiem do wnętrza domu i James zapytał:

- Czy jest w domu jakieś miejsce gdzie moglibyśmy spokojnie porozmawiać sam na sam?

- Tak, oczywiście chodźmy do mojego gabinetu?

Wtedy z sypialni dało się słyszeć głos Amandy:

- Roger wszystko w porządku? Z kim rozmawiasz?

- Powiedz jej, że nie ma, czym się martwić i żeby poszła spać.- Rzekł szeptem Arthur.

- Wszystko w porządku skarbie to tyko moi koledzy przyszli. Nie martw się. Śpij spokojnie niedługo przyjdę do ciebie.

- Świetnie. Możemy już iść do tego gabinetu?- Powiedział James.

- Tak, oczywiście tędy proszę. – Odrzekł Roger.

Prowadził ich po długich krętych schodach na strych, gdzie miał biuro. Urządzone ono było w stylu staroświeckim. Na wprost znajdowało się stare, mahoniowe biurko. Za nim stał rzeźbiony drewniany fotel. Na wprost nich na ścianie wisiała kopia obrazu Leonarda da Vinci „Dama z łasiczką”. Po ich lewej stronie znajdowała się duża biblioteczka z bogatym zbiorem książek. Po prawej znajdowało się duże okno, za, którym w świetle księżyca widać było rozciągające się wrzosowiska. Pod oknem stała wygodna kanapa.

James rozciągnął się na kanapie. Arthur kazał usiąść Rogerowi za biurkiem, sam przysiadł na jego skraju. Roger był pewien obaw ci dwaj nie pojawiali się bez powodu coś musiało się stać. Tylko, co? Pierwszy odezwał się Arthur.

- Mamy dla ciebie dwie informacje. W twoim przypadku obie złe. Mamy twoją córkę Laurę jest teraz z Hope. Sam wiesz, co to oznacza.

- Ile mam zapłacić? Ile chcecie? Oddam wam wszystko tylko pozwólcie mojej córce wrócić całej i zdrowej do domu. – Zaczął błagać Roger.

- Nie chcemy pieniędzy. – Ciągnął dalej Arthur nie zważając na błagania zrozpaczonego ojca. – Możesz ją uratować, jeśli w ciągu 48 godzin włamiesz się do Wojskowej Bazy Danych Nowego Yorku i odnajdziesz dla nas wszystkie informacje o Wilhelmie Johnsie. To wszystko, co mieliśmy ci do przekazania widzimy się w poniedziałek. James chodź zbieramy się dajmy Rogerowi popracować.

James podniósł się z kanapy i razem z Arthurem ruszył do wyjścia, kiedy stali już w drzwiach James się odwrócił i krzyknął:

- Mam nadzieje, że Laura pamięta gdzie schowałeś kopie wszystkich zadań powierzonych ci przez nas, które tak skrupulatnie notowałeś. Znajomość tej informacji pomoże jej uniknąć wielu nieprzyjemności.

Po czym razem z Arthurem wsiedli do auta i odjechali.

Rodger stał w osłupieniu na szczycie schodów nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Jego córeczka porwana i to akurat przez szefową mafii, dla, której pracował. A najgorsze jest to, że jest z Hope wszyscy wiedzą, że sposób, w jaki potrafi wydobywać informacje jest okrutny. Nie wszyscy wyszli z jej przesłuchań żywi.

- Mój Boże! – Krzyknął Rodger. Po czym upadł na ziemię i zaczął płakać.

Rozdział piąty „ Przesłuchanie”

Obudziłam się na zakurzonym dywanie. Leżałam jeszcze przez chwilę potem podniosłam się. Przed sobą zobaczyłam drzwi, do, których wczoraj tak usilnie próbowałam dobiec. Po chwili za sobą usłyszałam kobiecy głos to była Hope:

- Wstałaś? Dobrze. Teraz przejdziemy się do mniej przyjemnego pomieszczenia. Ruszaj! Za drzwiami stoi Joe poprowadzi cię tam. Będę na was tam czekać.

Nie pytałam o nic wiedziałam, że i tak nie usłyszę żadnej odpowiedzi. Jednak obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że nikogo za mną nie ma. Zobaczyłam na biurku magnetofon słowa, które przed chwilą usłyszałam był nagrane. Ruszyłam przed siebie, gdybym sama nie wyszła Joe zapewne wszedłby do pokoju i siłą mnie wyciągnął z niego. Przekręciłam klamkę i wyszłam, jak tylko przekroczyłam próg za lewą rękę chwycił mnie Joe. Ciągnął mnie w stronę mojej celi, ale nie weszliśmy tam skręcił za róg korytarza i moim oczom ukazały się drzwi z metalu, za, które mnie wepchnął. W pomieszczeniu był dość jasno, aby zobaczyć, że nie jest to zwykły pokój. Wyglądał jak sala przesłuchań, ale było w nim coś przerażającego. Na środku stał metalowy stół za stołem stało twarde krzesło wykonane z brązu naprzeciwko niego stało drugie także wykonane z tego stopu. Na jednym z nich siedziała już Hope z szyderczym uśmieszkiem na twarzy, który wydął jej karminowe usta w grymas. Powiedziała, żebym usiadła na drugim z nich. Zrobiłam to. Potem rozpoczęła zadawanie w kółko jednego pytanie: „ Gdzie są kopie tych zleceń?” Nie wiedziałam. Za każdą złą odpowiedź policzkowała mnie, kiedy to nie wystarczyło i moja odpowiedź dalej brzmiała: „ Nie wiem” zapaliła papierosa i zaczęła przypalać mnie nim. Przykładała mi go do twarzy, rąk. Płakałam, krzyczałam z bólu, ale to nie robiło na niej żadnego wrażenia. Była zimna i bezwzględna teraz już o tym wiedziałam. Szarpnęła za włosy moja głowa posłusznie uniosła się do góry. Zbliżyła niedopałek do moich warg i przytknęła go do nich. Tak bardzo bolało. W końcu zabrał go, odrzuciła na bok i przemówiła:

-, Jeżeli nie chcesz mówić to moi chłopcy zajmą się tobą. – Powiedziała do mnie.- Chłopcy zajmijcie się nią. – Krzyknęła w stronę drzwi.

Wychodząc w drzwiach minęła się z Joe i Matem, uśmiechnęła się do nich i zamknęła za sobą drzwi. Joe podniósł mnie z krzesła i rzucił o ścianę. Upadłam ciężko na podłogę. Podszedł do mnie i zaczął drzeć moje ubranie. Krzyczałam, żeby Mat mi pomógł, ale on tylko stał i patrzył. Joe wziął mnie na ręce i położył na stole, potem zaczął rozpinać rozporek. Próbowałam mu się wyrwać, ale Mat podszedł z drugiej strony, chwycił mnie za ręce i mocno trzymał. Wtedy Joe mnie zgwałcił, a kiedy skończył zamienił się miejscem z Matem, który zrobił to samo. Byłam przerażona po tym wszystkim nie miałam siły na nic. Wzięli mnie i zanieśli do mojej celi, rzucili na podłogę i wyszli. W tamtej chwili nienawidziłam ojca za to, że wstąpił do tej mafii i tak właściwie to wszystko przez niego się stało. Tak w tedy po raz pierwszy życzyłam mu śmierci z całego serca, ale też pragnęłam jej sama. Nie przeszkadzały mi nawet gryzące mnie szczury.

Rozdział szósty” Kim jest Wilhelm Johns?”

Rodger podniósł się z ziemi i trochę uspokoił. Stwierdził, że ma bardzo mało czasu na wykonanie zadania. Wiedział, że Amanda nie może o niczym się dowiedzieć. Wszedł do domu, zamknął drzwi na klucz i udał się do sypialni. Amanda spała położył się cicho koło niej. Chciał jak najszybciej zacząć pracę, ale nie mógł, ponieważ jego żona mogłaby coś podejrzewać. Nie spał całą noc, kiedy rano wstał zjadł szybkie śniadanie i zamknął się w swoim biurze, aby popracować. Wszedł na serwer Wojskowej Bazy Danych Nowego Yorku i zaczął się włamywać. Baza była bardzo dobrze zabezpieczona. Wiedział, że szybko nie upora się z systemem zabezpieczającym. Pracował cały dzień i noc, aż w końcu nad ranem mu się udało. Zaczął wyszukiwać informacje o Wilhelmie Johnsie. Nie mógł się powstrzymać, by nie przeczytać wszystkiego o tym człowieku. Chciał dowiedzieć się, dlaczego jest on taki ważny dla Hope. O to, czego się dowiedział:

- Wilhelm Johns lat 35, żołnierz zawodowy biorący udział w wojnie w Syrii. Żołnierz do zadań specjalnych szkolony również, jako saper. Adres Yellow Street 1324 w Seatlle. Być może najważniejszy ze wszystkich naszych podwładnych. Przy tych informacjach znajdowała się fotografia mężczyzny. Był to krótko ostrzyżony brunet o szarych oczach. Na prawym policzku miał podłużną szramę, przez co jego twarz była zdeformowana. Ubrany był w wojskowy mundur. Na prawym ramieniu znajdowała się naszywka z flagą USA.

- Porwali moje dziecko za te informacje. – Powiedział sam do siebie Roger.

Włożył czystą płytę w stację dysków i skopiował na nią informacje z Wojskowej Bazy Danych. Potem wyjął płytę schował ja do wewnętrznej kieszeni marynarki. Kiedy zamykał serwer do biura weszła jego żona.

- Martwię się o Laurę – powiedziała. Zawsze dzwoniła, aby powiedzieć, ze u niej wszystko w porządku. Chyba powinniśmy zadzwonić do rodziców Sylvii.

Rodger za wszelką cenę nie mógł do tego dopuścić, gdyby ludzie Hope się dowiedzieli mogliby zabić Laurę.

- Kochanie nie martw się Laura dzwoniła wczoraj do mnie w nocy. Powiedziała, że u niej wszystko jest ok i byśmy się o nią nie martwili – skłamał.

Rodger był na tyle przekonujący, że Amanda mu uwierzyła.

- Skoro tak mówisz jestem spokojniejsza. Zejdziesz na śniadanie.

- Oczywiście. Chodźmy.

Roger zszedł wraz z Amandą na dół do kuchni.

Rozdział siódmy „ Kolejne przesłuchanie”

Od dwóch dni nic nie jadłam, ani nie piłam. Domyślałam się, że nie bez powodu. W pewnej chwili do piwnicy zszedł Mathew spojrzał na mnie i rzucił ostrym tonem:

- Wstawaj idziemy!

Nie mogłam znieść jego widoku po tym, co mi zrobił, ale kiedy próbowałam wstać nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Mat patrząc na moje bezowocne wysiłki splunął w moją stronę, podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. Nie protestowałam nie miałam na to siły. Mat szedł w górę po schodach. Myślałam, że dzisiaj znowu trafię do sali przesłuchań, jednak mój oprawca skierował się w stronę krętych, stromych schodów prowadzących prawdopodobnie na strych. Zastanawiał się, co mnie dzisiaj czeka. Na górze znajdowały się tylko jedne drzwi. Przy drzwiami stał Joe i się uśmiechał, otworzył drzwi Matowi, który wrzucił mnie do pokoju. Potem Joe zatrzasnął i zamknął drzwi na klucz. Odciął mi jedyną drogę ucieczki. Przede mną stała ogromna wanna, kiedy się do niej podczołgałam zobaczyłam, że jest wypełniona po brzegi wodą. Na stole pod ścianą znajdującą się po mojej lewej stronie leżał jakiś duży metalowy przedmiot. Po mojej prawej stronie znajdował się wielki, metalowy piec. Przy nim stała Hope przez cały czas patrzyła na moje poczynania. Podeszła do mnie i zaczęła znowu zadawać pytanie o kopie zleceń. Kiedy z moich ust wyszło ciche nie wiem, wściekła się, po prostu wpadła w furię. Podniosła mnie na klęczki szarpnięciem za włosy i zaczęła zanurzać moją głowę w lodowatej wodzie. Trzymała ją pod powierzchnią kilka, a nawet kilkanaście minut, potem pozwalała mi zaczerpnąć powietrza. Ciągle słyszałam jak wciąż powtarza to samo pytanie jak zacięta płyta. Spędziłam tak podtapiana kilka godzin. W pewnej chwili zaczęłam krzyczeć, a wręcz ją błagać, żeby po prostu pozwoliła mi utonąć. Kiedy zauważyła, że ta metoda nie skutkuje i moja odpowiedź brzmiała cały czas „ nie wiem” zaprzestała jej wykonywania.

Zaczęłam myśleć, że to już koniec na dziś, ale grubo się myliłam. Po pewnej chwili usłyszałam z jej ust coś innego niż pytanie, które słyszałam przez cały czas.

- Skoro nie chcesz mówić to na zakończenie zostawię tobie śliczną pamiątkę może ona odświeży ci pamięć.

Przeraziłam się, kiedy podeszła do stołu wzięła z niego metalowy przedmiot przeszła do pieca i wsadziła go w ogień. Trzymała go tak długo, aż rozgrzał się do czerwoności w tedy wyjęła go z ognia. Podeszła do mnie i przyłożyła mi rozpalone żelazo do twarzy. Ostatkiem sił zaczęłam się wyrywać i krzyczeć. Jednak ona trzymała mnie mocno. Czułam jak moja skóra się rozpuszcza i jeszcze ten zapach spalenizny. Po pięciu może dziesięciu minutach oderwała je wraz z kawałkiem mojej skóry. Wyjęła z kieszeni spodni lusterko i przytrzymała moją twarz tak abym mogła przyjrzeć się wypalonemu na policzku słowu Hope. Z bólu, strachu i wyczerpania straciłam przytomność.

Rozdział ósmy „Sen”

Przebudziłam się w piwnicy. Wszędzie biegały szczury, po mnie też. Byłam tak słaba, że po chwili znowu zapadłam w sen i w tedy to mi się przyśnił.

Jakieś sześć lat temu tata zabrał mnie na Wyspę Wolności, aby pokazać mi Statuę Wolności. Pomnik był piękny przedstawiał postać kobiety, która w prawej dłoni trzymała pochodnię, natomiast w lewej tablicę z datą uzyskania niepodległości przez kraj( 4 lipca 1776r.). Wszyscy ludzie zmierzali na punkt widokowy znajdujący się w koronie, która była na głowie kobiety. My jednak skręciliśmy na schody prowadzące do pochodni. Przy schodach stało dwóch ochroniarzy tata pokazał im jakiś papierek oni spojrzeli na nas i zostaliśmy przepuszczeni. Weszliśmy na taras widokowy. Byliśmy na nim sami, kiedy ja podziwiałam widoki tata chodził w koło płomienia dotykając jego podstawy. Nagle usłyszałam jakiś zgrzyt, odwróciłam się i moim oczom ukazała się tajna skrytka tata włożył do niej jakąś płytę i ją zamknął. Potem podziwialiśmy razem jeszcze przez chwilę panoramę New Yorku.

I w tym momencie się obudziłam. Po chwili przyszedł Mati zabrał mnie na górę do pokoju, w którym byłam pierwszego dnia. Tam czekała na mnie Hope. Kiedy kolejny raz usłyszałam pytanie znałam już na nie odpowiedź. Opowiedziałam jej mój sen, kiedy skończyłam mówić zawołała Joe mówiąc, że pojadę z nimi.

Rozdział dziewiąty „ Spotkanie z ojcem”

Joe zabrał mnie do jeepa a tak właściwie zaciągnął do niego i wrzucił do bagażnika. Po pewnym czasie usłyszałam jak zamykają się pozostałe drzwi w samochodzie i ruszyliśmy. Jechaliśmy bardzo długo w pewnym momencie z wyczerpania straciłam przytomność i ocknęłam się dopiero jak Mat wyciągał mnie z auta. Rzucił mnie na ziemię i ustał bardzo blisko mnie, kiedy udało mi się podnieść na kolana jakieś 50 m ode mnie ujrzałam mojego ojca. W jego kierunku zmierzała Hope i Joe, kiedy do niego podeszli podał im jakąś płytę a oni sprawdzili czy znajdują się tam istotne dla nich informacje wydaje mi się, że wszystko się zgadzało, ponieważ zaczęli iść w moją stronę. Jednak, kiedy byli już prawie przy samochodzie i resztką sił rzuciłam się w stronę ojca Mat chwycił mnie i posadził na tylnym siedzeniu auta, do którego wsiadł też mój ojciec i pozostała trójka. Po chwili usłyszałam głos ojca. Pytał czy wszystko w porządku, ale nic nie było w porządku przytuliłam się do niego i zaczęłam płakać jak bóbr. Rodger przytulił mnie do siebie i też popłakał się z radości a może z bezsilności jak ja.

Rozdział dziesiąty „Ostatnia spotkanie”

Ruszyliśmy znowu w drogę jechaliśmy dość długo jednak po pewnym czasie zorientowałam się, że zbliżamy się do Nowego Yorku. Z daleka widziałam już Statuę Wolności czułam, że tam się rozstaniemy. Joe, który kierował wjechał na prom, który płyną na wyspę potem podjechał pod schody prowadzące do płomienia. Mat siedzący po mojej lewej stronie wysiadł z samochodu i wyciągnął mojego ojca z niego.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • ausek 29.05.2016
    Szkoda, że nie rozbudowałaś tego opowiadania. Rozdziały są stanowczo za krótkie. Mam wrażenie, że za szybko chciałaś opowiedzieć nam tę historię, na skutek czego wyszło trochę jak streszczenie. Moje osobiste spostrzeżenie: nie lubię opowiadań zaczynających się od opisu bohaterki – jest to takie trochę sztuczne. Można zawsze wpleść to np. w rozmowę – wtedy wychodzi naturalniej.
    Zerknę jeszcze do Ciebie. ;) Pozostawiam bez oceny, niech wypowiedzą się inni. :)
  • Merida123456789 01.06.2016
    Dziękuję za uwagi co do mojego opowiadania, każda pozwala na polepszenie moich prac. Szczerze mówiąc jest to moje pierwsze, dłuższe opowiadanie sprzed jakiś dwóch lat. Wrzucone, aby zobaczyć czy komuś przypadną do gustu moje wypociny. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania