Krem

Moje problemy ze zdrowiem może zrozumieć tylko ta osoba, która wyjątkowo często cierpi z bólu i nie chodzi tu o zepsutego zęba. Przewlekłe cierpienie towarzyszy mi od lat i nieprzeliczalne wizyty u różnych specjalistów na niewiele się zdały. Jak bolało tak boli, a nawet więcej, ponieważ prawie wszyscy podczas badania zmuszali moje umęczone ciało do jeszcze większego wysiłku.

Trudności z połykaniem lekarstw miałem chyba od zawsze, zwłaszcza tych najbardziej niedobrych i jednocześnie niezwykle skutecznych. Moja wrodzona niechęć do zażywania, musiała niwelować ich skuteczność. Niezmiennie po przełknięciu jakiegoś niesmacznego świństwa dopadały mnie ataki. Często były one bardzo widowiskowe szczególnie te, które powodowały błyskawiczne rozwolnienie. Niejednokrotnie po wypiciu lekarstewka gnałem z prędkością konia wyścigowego w poszukiwaniu wolnej toalety. Kilkakrotnie gonitwę tą przegrywałem i w ten sposób okrywałem się wstydem.

Karkołomne wysiłki w pozbywania się bólu z własnego ciała nie przynosiły cudownych efektów. Jedyną ucieczką od dolegliwości jest spożywanie coraz większej ilości leków przeciw bólowych. Nadmiar medykamentów wywołuje kolejne problemy zdrowotne i jedynym sposobem na chronienie organów wewnętrznych jest stosowanie maści przeciw bólowych. Poszukiwania tej najbardziej skutecznej dla mnie rozpocząłem kilka lat temu i nieprzerwalnie kontynuuję do dnia dzisiejszego.

Ideałem w moim przeświadczeniu byłby lek wytworzony przez znawcę medycyny naturalnej, lub ludowej. Wielowiekowe stosowanie leków uzyskiwanych z różnych części roślin, albo zwierząt gwarantowało zachowania reszty ciała niezdewastowanego przez chemię. Leczenie w zasadzie rozpoczynało się od oczyszczenia organizmu z toksyn. Drogi prowadzące do tego były niezwykłe i każdy uzdrowiciel miał własne. Najbardziej niezwykłe i zawiłe były w posiadaniu domorosłych znachorów. Tylko oni posiadali patenty leczące wszystkie choroby istniejące i te już w ich mniemaniu będące, a jeszcze przez naukę nieodkryte.

Pani w aptece poleciła mi lek o działaniu przeciwbólowym, przeciwzapalnym i przeciwobrzękowym w maści. Zgodnie z zaleceniem wcierałem dwa razy dziennie w miejsca bólu i nic nie pomogło, choć skóra zrobiła się zaczerwieniona od tarcia.

Kiedy ponownie zjawiłem się przed obliczem farmaceutki, poleciła mi inną z zaleceniem dokładnego przestrzegania wskazań producenta. Użytkowanie jej było uciążliwe, ponieważ nie mogłem wychodzić na zewnątrz nawet przy pochmurnej pogodzie. Żel z zapamiętaniem wcierałem w skórę chcąc pozbyć się bólu, nie oszczędzając na zużywanej ilości poprzez grube nakładanie, widocznie z nadmiarem trochę przeholowałem. Dwa tygodnie minęły od zaprzestania stosowania i czując się bezpieczny po zachowaniu karencji, wystawiłem cztery litery i nie tylko na działanie promieni słonecznych. Gdyby tak skutecznie ból mi minął jak dopadły mnie skutki uboczne byłbym uszczęśliwiony, a tak wywaliłem resztę świństwa do śmieci.

Kolejnym cudownym środkiem był balsam ukraiński, wydobyty z głębokości 2500 metrów środek balneologiczny o wysokiej zawartości minerałów i mikroelementów. Musiał być niezawodny i od tej skuteczności dostałem zaczerwienienia, swędzenia i wysypki.

Kiedy opowiadałem starszej sąsiadce na pytanie o stan zdrowia, w odpowiedzi usłyszałem.

- Najlepszy byłby jad żmijowy.

Tylko z tym jadem miałem problem, ponieważ teściowej nie miałem i nie było szansy przyjść do niej i powiedzieć.

- Boli mnie w tym miejscu, niech mamusia mnie opluje.

Natychmiast wspomniałem rozmówczyni o swoich przemyśleniach, ta jednak tylko się uśmiechnęła i powiedziała.

- Kiedyś były wspaniałe maści przeciwbólowe wietnamska i taka z jadem żmijowym, a teraz to nie wiem.

Zareklamowanych przez sąsiadkę specyfików w sprzedaży nie było i w zamian w sklepie zielarskim polecono mi dwie końskie maści forte. Jedna była chłodząca, natomiast druga rozgrzewająca. Sam nie wiem, po co, czy mam ustalać sobie poprzez masowanie odpowiednią temperaturę ciała, lub stosować naprzemiennie. Jednego jednak miałem doświadczyć zgodnie z ulotką, po wtarciu mogłem być nadmiernie obciążony i być poddawany długotrwałym wysiłkom fizycznym.

Jakiś dodatni efekt uzyskałem, jednak tak sprawny jak młody koń nie byłem. Ciągniecie bryczki przychodziło mi z wielkim trudem, wiec kontynuowałem dalsze poszukiwania swojego cudownego środka. Dlatego po wysmarowaniu resztek z obu opakowań, ponownie odwiedziłem składzik z ziołami. Zaoferowano mi krem z konopi, który przynosi szybką ulgę oraz rozluźnia, a wyprodukowano go u naszych południowych sąsiadów w Czechach. Faktycznie jest to skuteczne mazidło z naturalnych ekstraktów konopi, idealnie nadający się do pielęgnacji przeciążonych, sztywnych i obciążonych stawów, mięśni oraz wiązadeł, cokolwiek to znaczy.

Zioło w tubce do stosowania zewnętrznego tanie nie było i jak mi pewnego dnia zabrakło grosza na jego zakup, udałem się po pożyczkę do dobrego kolegi. Nawet nie musiałem specjalnie się wysilać z bajerą o konieczności zakupu, jak zamieszał w portfelu i pożyczył mi na dwa opakowania. Zanim wsmarowałem marychę w bolące miejsca, już do mnie zadzwonił z dobrą nowiną.

- Wpadnij do mnie coś ci dam – i się rozłączył.

Słowo dać robi na mnie piorunujące wrażenie i w niecałe pół godziny byłem już u kumpla. Ten czekał na mnie i zaprosił do mieszkania. Zaraz po wejściu wręczył mi cztery opakowania kremu z konopi i powiedział.

- Byłem służbowo w Czechach specjalnie kupiłem dla ciebie i zapłaciłem mniej niż ty za dwa w kraju. Przy okazji kupiłem czekoladę i nalewkę oczywiście z konopi. Nigdy czegoś takiego nie próbowałem, więc teraz sprawdzimy, co to jest.

Tylko pomyśleć kilka kilometrów od domu i można zakupić nieznane nam produkty. Powodowani ciekawością przysiedliśmy się do buteleczki i łakocia. Nawet sprawnie nam poszła degustacja potraw czeskich i muszę przyznać, że poczułem wyraźną poprawę zdrowia. Dawno tak się wspaniale nie czułem, w końcu nic mnie nie bolało i humor mi się wyraźnie poprawił pomimo awarii aparatu słuchowego. W bardzo dobrych nastrojach rozstaliśmy się i obciążony czteroma kremami udałem się do domu. Lekko mi się szło i nawet ten parszywy świat zimowej pory, wydał mi się po raz pierwszy przyjazny.

Jakaś kudłata psina przypałętała się do moich nóg i szczeka na mnie, a ja nawet nie wiem, dla czego. Kiedyś słyszałem, że psy nie lubią pijanych, widocznie wypity alkohol po raz pierwszy od sześciu lat sprowokował pieska. Moje wysiłki ominięcia skaczącego czworonoga nie powiodły się, ponieważ jakaś grupa mężczyzn przewróciła mnie i wdeptała w zabytkowy bruk naszego rynku. Pomimo znieczulenia bolało jak cholera i tchu nie mogłem złapać, tak miałem zapchane usta pośniegowym piaskiem. Kiedy minęło pół godziny i uznali, że dłużej ani minuty nie pociągnę, wtedy zeszli ze mnie. Jednak nie byłem w stanie podnieść się o własnych siłach, tak byłem wklepany razem z kremem konopnym w poukładane obok siebie kamienie.

Ponoć zanim mnie podeptali to wołali.

- CBŚ!

Jednak tego nie słyszałem, tak samo jak słowa przepraszam. Interwencja grupy operacyjnej była usprawiedliwiona przez psa, który wyczuł u mnie narkotyki.

Minęło kilka dni zanim zacząłem ponownie jasno myśleć i zastanawiałem się jak to jest, że Czesi wciągają marychę, a odbija sąsiadom z północy. Jeszcze jakby tego było mało to nie mają problemów z dopalaczami i wyjątkowo drogimi kosztami leczenia po ich zażyciu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania