Kreskówka

Była druga w nocy, kiedy 7-letni Maciuś Gajewski wstał z łóżka, i usiadł na jego brzegu. Gdyby następnego dnia musiał iść do szkoły, zapewne wyglądałby jak zombie po tylu godzinach udawania przed mamą kogoś, kto już dawno odszedł w objęcia Morfeusza. Na szczęście dla chłopca, kolejny odcinek jego nowej, ulubionej

kreskówki, miał zostać wyemitowany w nocy z piątku na sobotę. Rzecz jasna, mama na pewno nie pozwoliłaby mu oglądać bajki o tak późnej porze, dlatego niesforny

brzdąc zdecydował się uciec do podstępu, byle żeby tylko móc obejrzeć kolejne przygody swoich nowych idoli. Grzecznie umył ząbki, pozwolił mamusi zaśpiewać kołysankę i udawał że śpi, czekając, aż to jego mamę kraina snów zabierze w swoje potężne odmęty. Oczywiście, zachowanie trzeźwego umysłu w takiej sytuacji nie

należało do rzeczy najłatwiejszych. Chłopiec nie raz musiał zająć czymś swoją uwagę żeby nie zasnąć, powiercić się w wygodnym łożu, pobawić figurkami transformersów albo porobić coś jeszcze cichszego, żeby tylko mama spała spokojnie. Maciuś był bystrym, piegowatym chłopcem z rudą czupryną i okularami. Ubrany był w niebieską piżamę zdobioną całym zastępem uśmiechniętych buziek pluszowych misiów. Mieszkał tylko z mamą. 25-letnia Maja Gajewska była piękną, dobrze zorganizowaną kobietą o kruczoczarnych włosach, jasnozielonych oczach i hipnotyzującej urodzie. Ojciec chłopca zaginął przed pięcioma laty w niewyjaśnionych okolicznościach. Pewnego dnia, po prostu wyszedł do supermarketu po zakupy i już nigdy nie wrócił. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, a Rafał Gajewski zapadł się pod ziemię. Zarówno działania policji, jak i apele typu ,,Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie'', nie przyniosły żadnych rezultatów. Maja parę razy widziała w telewizji ogłoszenia społeczne fundacji zajmujących się podobnymi sprawami, aczkolwiek jednak w życiu by nie przypuszczała, że taka historia może spotkać jakąś bliską jej osobę. Była człowiekiem racjonalnym, mocno stąpającym po ziemi i zawsze szukającym logicznego wyjaśnienia. Właśnie tymi cechami kierowała się również w tamtym czasie, kiedy odchodziła od zmysłów, jednocześnie wciąż żywiąc nadzieje że jej partner się odnajdzie. Nie raz zadawała sobie pytanie, jak to możliwe, że dorosły człowiek znika w biały dzień w środku miasta i nikt nie potrafi powiedzieć, co się z nim stało. Przecież nie porwało go żadne cholerne UFO, ani nie został wciągnięty pod ziemię przez gigantyczne larwy z horroru ,,Wstrząsy''. Ale, tak to już po prostu jest. Niby słyszymy te wszystkie historie o ludziach rozpływających się we mgle, czasem przelotnie rzuci nam się pod oko zdjęcie zaginionego czy zaginionej, ale ani przez chwilę nie przechodzi nam przez myśl, że być może kiedyś to my będziemy musieli zgłosić na policji zaginięcie kogoś bliskiego. Albo jeszcze inaczej, że kiedyś to jakiś nasz bliski będzie musiał zgłosić na policji nasze zaginięcie. No bo skąd możesz wiedzieć, czy jutro, albo pojutrze ,,Nie znikniesz w niewyjaśnionych okolicznościach?'' że nie zostaniesz porwany przez cholerne UFO, albo czy nie zapadniesz się pod ziemię w drodze z pracy do domu, albo z domu do pracy? Jak powiedział kiedyś ktoś mądry, ,,Przyszłość, to jedna wielka niewiadoma''. Maciek mieszkał w zwykłym, typowym bloku mieszkalnym, na 5 piętrze. Należące do Gajewskich mieszkanie numer 15 również było najzwyklejsze w świecie. 40 metrów kwadratowych, 3 pokoje, kuchnia i łazienka. Po prawej stronie od wejścia znajdowały się drzwi do pomieszczenia, które Pani Gajewska kiedyś dzieliła wspólnie z mężem. Zielone ściany, kilka wspólnych zdjęć, okno z widokiem na garaże wszystkich mieszkańców oraz małżeńskie łoże, teraz przeznaczone tylko dla jednej osoby. Dalej był pokój małego rudzielca. Niebieskie ściany, półka na książki i zabawki, biurko oraz lampka ze Spidermanem. Na końcu małego, krótkiego korytarzyka była toaleta z prysznicem i wszystkim co niezbędne do higieny osobistej, a po prawej wejście do kuchni. Po lewej natomiast salon z sofą, szklanym stołem, dużą przestronną szafą w rogu pomieszczenia i celem dzisiejszego nocnego oczekiwania Maciusia: Pięćdziesięciocalowym telewizorem. Były też drzwi prowadzące na balkon, wyłożony pięknie wyglądającymi kwiatami, których nazwy Maciek nie pamiętał. Chłopiec od zawsze uwielbiał kreskówki, a szczególnym zainteresowaniem darzył te od stacji Cartoon Network, typu ,,Ed, Edd i Eddy'', albo ,,Scooby Doo''. Uwielbiał dobrze ukazaną więź jaka łączyła ,,Kudłatego'' i ,,Scooby'ego'', te wszystkie zagadki, potwory, pułapki zastawiane przez Freda czy wreszcie finałowe sceny zdejmowania masek fałszywym maszkarom. A trójka Edków? wcale nie była gorsza. Od kiedy tylko pamiętał, z rozbawieniem śledził ich zawsze nieudane próby zdobycia ulubionych słodyczy, ,,Łamiszczęk'', które zawsze szły w parze z komicznymi perypetiami. Szczególnie zapadł mu w pamięć odcinek, w którym Kevin dostał od swojego ojca pracującego w fabryce słodyczy całe pudełko tych dużych, słodkich kulek, którymi po kolei częstował wszystkich mieszkańców zaułka ,,Peach Creek''. Chciał też poczęstować ,,Edków'', ale Eddy nie dał mu dojść do słowa, a kiedy odkrył swój błąd, razem z kumplami zaczął podlizywać się Kevinowi. Próbowali nawet wyczyścić mu komin, ale oczywiście, wiadomo było że ,,Edkom'' nie będzie dane osiągnąć celu. Kichnięcie ,,głupiego Eda'' zniszczyło Kevinowi dom i w rezultacie bohaterom nie pozostało już nic innego, jak tylko wiać gdzie pieprz rośnie. Maciuś mógłby zapewne wymienić jeszcze całą masę animacji, które oglądał w swoim krótkim życiu, aczkolwiek jednak te wszystkie amerykańskie kreskówki w ostatnim czasie poszły ,,W odstawkę'' na rzecz zupełnie nowej, niezwykłej bajki, którą odkrył zupełnie przypadkowo. Kreskówka nosiła tytuł ,,Skatepark''. Nazwa prosta, oznaczająca jednocześnie najczęstsze miejsce akcji odcinków. Głównymi bohaterami była trójka nastolatków, chodząca do szóstej klasy szkoły podstawowej. Filip, młodzieniec o niebieskich oczach i brązowych włosach, ubrany cały na zielono oraz noszący założoną do tyłu czapkę z daszkiem w tym samym kolorze. Gabi. Inteligentna, dowcipna dziewczyna o rudych, długich do ramion włosach, ubrana najczęściej w czerwony sweter i niebieskie spodnie. Zawsze nosiła żółtą czapkę z daszkiem założoną do tyłu. No i Krzysiek. Wysoki chudzielec w dużych okularach, białej koszulce i czarnych spodenkach. Oczywiście obowiązkowo czapka z daszkiem założonym do tyłu, tym razem koloru fioletowego. Zresztą, to był jeden ze znaków charakterystycznych tego serialu. Wszystkie postacie, zarówno główne jak i drugoplanowe, nosiły czapki z daszkiem założonym do tyłu. Wszystkie, bez wyjątku. Animacja kreskówki bardzo przypominała taką jak we wszystkich produkcjach ,,Cartoon Network''. Cała trójka, Gabi, Krzysiek i Filip razem z innymi dzieciakami mieszkali w małej dzielnicy jakiegoś Polskiego miasta, a ich ulubioną rozrywką była jazda na deskorolce, którą uwielbiali ćwiczyć na tytułowym ,,Skateparku''. Praktycznie w każdym odcinku ćwiczyli jakieś ,,Triki'', albo inne sztuczki, na czym w większości opierały się ich przygody. Kiedyś, gdy mama przygotowywała Maciusiowi obiad, chłopiec siedział samotnie w salonie, skacząc znudzony po kanałach. W telewizji nie było nic ciekawego, tylko same powtórki tego co już widział. Już miał sobie odpuścić i wyłączyć to wielkie, szklane pudło aby pobawić się zdalnie sterowanym samochodzikiem, kiedy nieoczekiwanie na jednym z programów, znalazł coś, co przykuło jego uwagę. Właśnie tamtego dnia po raz pierwszy obejrzał ,,Skatepark''. Właśnie tamtego dnia poznał Filipa, Krzyśka i Gabi. Na początku był tylko czarny ekran i wszechogarniająca cisza, trwająca kilka sekund. Chłopiec najpierw myślał, że telewizor po prostu się wyłączył. Już miał wstać i odejść kiedy nagle spokój przerwał jakiś mocny huk. Maciek aż podskoczył, a serce zabiło mu mocniej. Bardziej z zaskoczenia niż ze strachu. Chwile potrwało, zanim zorientował się, że ten przerażający dźwięk dochodził z czarnej skrzynki. O dziwo, kiedy spojrzał ponownie w ekran, skrzynka nie była już wcale taka czarna. Tło w jednej sekundzie stało się śnieżnobiałe, a w jednym, prostym rzędzie stały wszystkie najważniejsze postacie kreskówki. Nad nimi widniał napis ,,Skatepark'', składający się z czerwonych, drukowanych liter. ,,Czerwony, kolor krwi'', usłyszał, nie wiedzieć czemu w swojej wyobraźni słowa wypowiedziane kiedyś przez jego kolegę z klasy. Wszyscy bohaterowie, co do jednego, uśmiechali się szeroko i patrzyli w stronę widza. Ten ich wzrok... był jakiś taki... dziwny. Przeszywający do szpiku kości i przyprawiający o dreszcze. Maciek jeszcze nigdy czegoś takiego nie poczuł, oglądając telewizję. Miał wrażenie że mieszkańcy drugiej strony ekranu żyją i przyglądają mu się z mieszaniną zaciekawienia i... czegoś co nie za bardzo umiał nazwać. Nie miał pojęcia skąd wzięło się u niego to niecodzienne uczucie, ale przez chwilę poczuł irracjonalny lęk. Ten stan nie trwał jednak zbyt długo. Tak samo szybko jak pojawił się tytuł kreskówki, tak samo szybko zaczął się pierwszy odcinek. Po nienajlepszym pierwszym wrażeniu, Filip, Krzysiek i Gabi dali się poznać Maciusiowi jako fajni, sympatyczni, przyjacielscy bohaterowie, natychmiast jak tylko chłopiec zdecydował się dać im drugą szansę. Niewiele wystarczyło, aby cały niepokój opuścił go niczym powietrze przebitą oponę. W pierwszym odcinku cała trójka szukała zakopanego skarbu, którym oprócz diamentów i klejnotów miała być również złota deskorolka. Historię o ,,Skarbie trzech złotych rycerzy'' opowiedział im pewien staruszek z domu spokojnej starości, w którym akurat odwiedzali babcię Krzyśka. Dał im nawet mapę i kilka wskazówek. Chłopcy i ich przyjaciółka marzyli szczególnie o tym, żeby wystartować na złotej deskorolce w miejskich zawodach na ,,Skateparku''. Zaangażowanie chłopców było tak wielkie, że aż zdołali się oni ostro pokłócić o podział łupu narażając na szwank swoją nieskazitelną jak dotąd przyjaźń. Na szczęście bystra i troskliwa Gabi zdołała otworzyć im oczy na to co najważniejsze, a przy okazji odkryć, że zarówno skarb, jak i złota deskorolka zostały wymyślone przez okolicznego łobuza Oskara, którego główni bohaterowie mogli nazwać kimś na kształt swojego nemezis. Starszy pan który dał im fałszywą mapę był dziadkiem wrednego kolegi. Wnuczek przekupił go czymś w zamian za wciśnięcie trzem małolatom kitu o zakopanej skrzyni z klejnotami, a wszystko po to, by po prostu zrobić im na złość. Oczywiście, jak to bywa w takich przypadkach, przyjaciele nie pozostali mu dłużni. W akcie zemsty podłożyli mu pod drzwiami od domu paczkę, w której ukryli całe stado białych myszek (Oskar cholernie bał się myszy). Karton podpisali jako zestaw komiksów aby chłopak jak najszybciej go otworzył i... jak to powiedział Filip, w końcu się doigrał. ,,Skatepark'' tak bardzo spodobał się Maćkowi, że ten postanowił iż obejrzy każdy odcinek który się nawinie.

I tu właśnie nowy serial po raz kolejny mocno zaskoczył młodego człowieka.

Po raz kolejny pokazał, że nie jest taką samą kreskówką jak wszystkie inne.

A to dlatego, że w żadnej innej bajce główny bohater nie kieruje na zakończenie programu swojego wzroku wprost na widza i nie informuje go osobiście, kiedy dokładnie będzie kolejny odcinek. Owszem, brzmi to niedorzecznie, ale tak właśnie było. W pewnym momencie w kadrze była widoczna tylko twarz Filipa, który uśmiechnięty od ucha do ucha przekazał rzetelną, prostą informację: ,,Następny odcinek we wtorek, o godzinie 15:00''. Powiedzieć, że chłopak był zdziwiony, to tak jakby powiedzieć że 65 milionów lat temu na świecie było tylko parę dinozaurów. Z czymś takim nie spotkał się nigdzie indziej. Zresztą, to nie był jedyny tego typu incydent. Od tamtej pory za każdym razem na koniec odcinka, główni bohaterowie na zmianę pełnili rolę automatycznej sekretarki, która zamiast ,,Zostaw wiadomość po sygnale'' mówiła kiedy Maciuś będzie mógł po raz kolejny obejrzeć przygody trzech miłośników deskorolek:

,,Następny odcinek we wtorek o godzinie 15:00''

,,W środę o 13:00...''

,,W poniedziałek o 16:00...''

,,W Piątek o 14:00...''

Tak było za każdym razem. Terminy emisji ,,Skateparku'' nie były regularne, a jeszcze dziwniejsze było to, że zawsze jak tylko chłopiec przychodził do salonu tuż przed odpowiednią godziną, kreskówka od razu pojawiała się na ekranie natychmiast po włączeniu telewizora. Kiedy puszczony miał zostać drugi odcinek, Maciek zmartwił się, ponieważ uświadomił sobie iż kompletnie nie pamięta na którym kanale oglądał epizod o szukaniu skarbu. Postanowił, że po prostu urządzi sobie wędrówkę po kanałach tak długo, aż trafi na właściwy. Ku jego zaskoczeniu od razu po naciśnięciu właściwego guzika na pilocie i uruchomieniu dużego, szklanego pudła, jego oczom ukazali się nowi idole bawiący się w najlepsze. I tak było już zawsze. Nie wiedział dlaczego, ale z jakiegoś dziwnego powodu chłopak nigdy nie mógł zakodować w swojej pamięci na którym właściwie programie ogląda nową bajkę. Nie potrafił nawet powiedzieć czy kanał jest ten sam czy za każdym razem inny. Gdyby Maciuś był starszy, zapewne poświęciłby więcej czasu i uwagi na przeanalizowanie tych wszystkich dziwnych zdarzeń, oraz tego, że dziwnym trafem zawsze na czas trwania ,,Skateparku'' pozostawał sam w salonie aż do zakończenia poszczególnego odcinka. Jego mama w tym czasie zawsze miała do załatwienia jakąś ważną sprawę: a to ugotować obiad, albo zapłacić rachunki przez internet, (oczywiście w innym pokoju aby nie rozpraszać się grającym telewizorem) albo po prostu wziąść prysznic. Co więcej, epizody serialu różniły się względem siebie czasem trwania. Raz trwały 10 minut, innym razem 30, niekiedy nawet 40. Ostateczny punkt kulminacyjny swojej tajemniczości kreskówka osiągnęła na koniec ostatniego odcinka, kiedy Gabi podała termin następnej emisji: ,,Następny odcinek, noc z piątku na sobotę, godzina 2:00''. Co jeszcze dziwaczniejsze, chłopiec zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Wydawać by się mogło, że ta bajka ma na niego jakiś dziwny wpływ, że nie pozwala mu się interesować tymi wszystkimi dziwnymi incydentami. Zupełnie tak... jakby robiła to świadomie i celowo. Było w niej coś... pociągającego, fascynującego, przyciągającego jak magnez. Z każdym odcinkiem Maciek pragnął jej więcej i więcej, niczym człowiek złapany w szpony uzależnienia. Chłopak wiedział, że tak późna pora na pewno go nie powstrzyma.

 

***

 

Maciuś założył zielone, wełniane skarpetki i ruszył przed siebie. Opuścił swój pokój i udał się do salonu. Wiedział, że jutro zapewne będzie musiał odespać do 10:00, albo pewnie nawet do 11:00, ale nie przejmował się tym teraz. Wiedział że mama będzie mogła mieć powody do podejrzeń, uznał jednak, że będzie martwił się tym rano. Teraz najważniejsze było to, by obejrzeć następny odcinek ukochanej kreskówki. Kolejną część czegoś, bez czego nie wyobrażał sobie w tej chwili życia. Jego małe stópki rytmicznie dotykały podłogi. Otulała go kompletna ciemność, do której musiał się przyzwyczaić. Nie miał przy sobie żadnej latarki, a i tak nie chciałby ryzykować obudzeniem mamy, ponieważ drzwi od jej pokoju były oszklone. Kiedy znalazł się tuż przy kremowej sofie, chwycił pilota i włączył telewizor najciszej jak się dało. Wiedział, że na ekranie od razu pojawi się właściwy program. To była już dla niego rutyna. Kreskówka właśnie się zaczęła, świadczyła o tym Gabi stojąca w kadrze pod ścianą pustego, śnieżnobiałego pokoju, uśmiechająca się w najlepsze i machająca w kierunku chłopca. Maciek po raz kolejny poczuł to dziwne, absurdalne uczucie, jakby patrzyła na niego nie fikcyjna postać z bajki dla dzieci, lecz ktoś równie prawdziwy jak on, świadomy własnego istnienia. Dzisiejszy epizod opowiadał o dość niezwykłej przygodzie. Filip, Krzysiek i Gabi spotkali siwego, brodatego mężczyznę sprzedającego balony na małym straganie przy ulicy. Zapewniał on, że jeśli punktualnie o północy wyjdą na dwór trzymając w rękach jego baloniki, a następnie pstrykną je palcami trzy razy, to uniosą ich one tak wysoko, że będą mogli latać. Dzieci ani trochę w to nie wierzyły, ale dały się przekonać brodaczowi do spróbowania patentu. O dwunastej w nocy wyszli z domów i jednocześnie pstryknęli swoje baloniki. Wtedy zaczęli się dosłownie unosić nad ziemią, coraz wyżej i wyżej. Maciek był dość pozytywnie zaskoczony, do tej pory bowiem żaden odcinek ,,Skateparku'' nie posiadał tak fantastycznych, wręcz baśniowych elementów. Perypetie trójki ,,skaterów'' zawsze mieściły się w granicach wydarzeń rzeczywistych. Zszokowani Filip, Krzysiek i Gabi latali beztrosko nad miastem, podziwiając niezwykły widok. Budynki, drogi, lasy, wszystko to widzieli z niezwykłej odległości. Z prawej strony obok Krzyśka przeleciał jakiś ptak, a balon Filipa z nieznanej przyczyny zaczął kręcić się wokół własnej osi pociągając za sobą chłopaka. Jego głupkowata mina i blada cera twarzy sugerująca chęć zwrócenia zawartości żołądka bardzo rozbawiła Maciusia, który oglądał odcinek z zainteresowaniem rosnącym jak ciasto w piekarniku. Nagle baloniki uniosły głównych bohaterów jeszcze wyżej, aż do chmur. W tym momencie małemu, rudemu obserwatorowi tych niezwykłych wydarzeń aż oczy wyszły z orbit, a kopara opadła do podłogi. Na ekranie pojawiła się bowiem niezwykła, baśniowa kraina. Filip, Krzysiek i Gabi pojawili się w niej, jak tylko zdołali przebić chmury. Na horyzoncie pola widzenia znajdował się kolosalny, średniowieczny zamek z dwiema wieżami i fosą. Wokół niego roiło się od pięknych, zielonych wzgórz, oraz błękitnych, czystych jezior. Był nawet park rozrywki. Karuzele, gokarty, diabelski młyn, kolejka górska, to tylko niektóre z atrakcji które czekały na młodych ludzi. Rolę gruntu pełniły chmury, a nad niebem rozciągała się piękna tęcza. Chłopcy i ich koleżanka zostali bardzo przyjacielsko powitani przez mieszkańców tego niezwykłego miejsca. Były to postacie o ludzkich sylwetkach i kształtach, jednak stworzone całkowicie ze śnieżnobiałych chmur. Zabierali dzieciaki na lody, gofry, ścianki wspinaczkowe i wielkie zjeżdżalnie wodne. Organizowali różne gry i zabawy, zupełnie jak na jakimś festynie. Bawili się tak dobrze, że aż Maciusiowi zrobiło się smutno, on sam bowiem rzadko miał okazję uczestniczyć w tego typu zabawach. Sytuacja finansowa w jego domu nie należała do najciekawszych, a na najfajniejsze atrakcje w parkach rozrywki i tak zawsze był za mały. W tej kreskówce, a raczej w tym całym fantastycznym królestwie dobrej zabawy wszystko było takie beztroskie, cudowne i magiczne. Maciek wiedział że takie magiczne światy i inne tego typu rzeczy nie istnieją, ale marzył żeby móc chociaż ten jeden raz w życiu odwiedzić coś takiego, żeby móc choć jeden raz przejechać się razem z Krzyśkiem, Filipem i Gabi tą wielką, zieloną kolejką gór...

- Wyglądasz na smutnego Maciuś, co się stało?

Z rozmyślań wyrwał go ten słodki, znajomy głos który po raz pierwszy usłyszał parę tygodni temu. Za każdym razem kiedy Gabi pojawiała się na ekranie, działał na niego jak miód na uszy. Uwielbiał go słuchać i słuchać, mógłby to robić godzinami. Głos rudowłosej dziewczyny za każdym razem był taki kojący, życzliwy. Przez cały króciutki okres swojego zamyślenia młodzieniec słyszał go w tle razem z dźwiękami mowy innych bohaterów, ale poprzednio wypowiedziana kwestia dziewczynki była zdecydowanie głośniejsza niż do tej pory. Czy to możliwe aby wypowiedziała jego imię? Nie, przecież to czysty nonsens. Musiało mu się tylko zdaw...

- Śmiało Maciuś, nie wstydź się, nam możesz powiedzieć. Przecież jesteśmy przyjaciółmi prawda?

Tym razem to Filip zaszczycił bębenki Maćka dźwiękiem swojego głosu. To było ostateczne potwierdzenie. Nic mu się nie zdawało, nie przesłyszał się, jego ulubieni kreskówkowi bohaterowie naprawdę do niego przemówili. Ale... jakim cudem? przecież to było niemożliwe, przeczyło wszelkiej logice. ,,Skatepark'' był tylko bajką dla dzieci nakręconą wcześniej, to niemożliwe aby Filip, Gabi i Krzysiek, albo ktokolwiek inny z tego serialu mogli wdawać się z kimkolwiek w jakiekolwiek dyskusje. Po prostu niemoż...

- No to powiesz nam, czy mamy dalej czekać? - Teraz swoje trzy grosze dorzucił Krzysiek.

- Nie naskakuj na niego z łaski swojej, nie widzisz że musi ochłonąć? - Powiedział Filip.

Cała trójka stała w tej chwili pod stoiskiem z watą cukrową i patrzyła się w jeden punkt: Wprost na ich jedynego widza. Wokół biegały roześmiane, tak zwane ,,chmurowe dzieci'' jak określił je Maciuś, a w tle słychać było dźwięki dobrej zabawy. Oczy rudowłosego chłopaka stały się duże niczym spodki, wielokrotnie marzył o tym żeby postacie z kreskówek były prawdziwe, aby mógł się z nimi zakumplować, lecz nie sądził że kiedykolwiek dostanie taką szansę. Zastanowił się chwilę co odpowiedzieć.

- Wy... wy mówicie? - To było wszystko co był w stanie z siebie wydusić.

- Nie, porozumiewamy się na migi, nie widać? - W tej jakże przedziwnej sytuacji Krzysiek był z jakiegoś powodu bardziej niecierpliwy niż zwykle.

- Ech... Ty i ta twoja nadpobudliwość, aż się odechciewa z tobą cokolwiek robić. Dzieciak poświęca ci cały swój wolny czas, a kiedy oczekuje czegoś w zamian ty nie możesz poczekać minuty czy dwóch, żałosne. - Filip po raz kolejny stanął w obronie swojego wielkiego i jednocześnie dość małego fana.

- Wy... mówicie do mnie? - Maciek nadal nie mógł wyjść z szoku. Nie spodziewał się przeżyć czegoś tak niesamowitego.

- Tak Maciusiu, a ty też możesz do nas mówić, słyszymy cię i rozumiemy bardzo dobrze. Po prostu kiedy zobaczyliśmy jaki stałeś się nagle przygnębiony nie mogliśmy tego zignorować. Zawsze kiedy tu przychodziłeś byłeś taki szczęśliwy i radosny. Z ekscytacją oglądałeś każdą naszą przygodę i nie przegapiłeś ani jednego odcinka. Dopiero co się pojawiliśmy a już trafiliśmy na takiego wiernego fana. Poświęciłeś nam swój cenny czas nawet nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo nas tym zadowoliłeś. Dlatego teraz to my chcemy zadowolić ciebie. Nie przejmuj się tym jebanym niewdzięcznikiem i powiedz jak możemy ci pomóc? - Mówiąc to Gabi wskazała twarzą na Krzyśka.

Słysząc to brzydkie słowo które padło z ust rudowłosej dziewczynki wskaźnik zdziwienia i zmieszania Maćka podskoczył tak bardzo, jak podskoczyłby wskaźnik temperatury w termometrze który ktoś włożyłby do piekielnie gorącej lawy. Maciuś słyszał to słowo tylko raz w ciągu swojego krótkiego żywota, kiedy pewnego letniego, słonecznego popołudnia wyszedł z mamą na spacer. Akurat przechodzili koło pana Eugeniusza z sąsiedniej klatki, który wykłócał się z sąsiadem spod siódemki upominając go, aby ten zaczął wreszcie z łaski swojej sprzątać z trawnika gówna po tym swoim jebanym psie. Usłyszał wtedy od mamy, żeby nigdy, ale to przenigdy tak nie mówił, a najlepiej żeby nigdy nie naśladował pana Eugeniusza bo na pewno nie wyjdzie mu to na dobre. W tej chwili natomiast chłopiec nie wiedział co ma myśleć. Wypowiadanie takich wulgaryzmów nie pasowało do tego jaka była Gabi. Miła, grzeczna, uczynna przyjacielska dziewczyna nagle nie zawachała się nazwać swojego kumpla ,,jebanym''. W ogóle wszyscy stali się jacyś tacy inni. Niby się uśmiechali, ale dało się podświadomie wyczuć jakąś zmianę, zupełnie tak jakby nagle wiodące postacie ,,Skateparku'' ściągnęły maski i przestały udawać kogoś kim nie byli. Gabi zaczęła przeklinać, a Krzysiek stał się opryskliwy i niecierpliwy. A Filip? co prawda tak jak koleżanka stanął w obronie wiernego widza ale... uśmiechał się jakoś tak... szyderczo? Chłopak nie wiedział skąd wzięły się u niego tego typu przeczucia, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Przecież oni chcieli mu pomóc. To byli Filip, Krzysiek i Gabi ze ,,Skateparku'', nie wiedział jakim cudem, ale okazali się żywi i sami powiedzieli że nie mogli zignorować jego smutnego samopoczucia. Chyba mógł im zaufać prawda?

- Co to znaczy że dopiero się pojawiliście? - Na pytanie Maćka odpowiedział Filip, który nie przestając się uśmiechać zaczął mówić:

- Widzisz Maciusiu, jak już zapewne zdążyłeś zauważyć, nie jesteśmy zwyczajną kreskówką, taką jak wszystkie inne. Niestety nie możemy ci powiedzieć kim, a właściwie czym dokładnie jesteśmy bo jest to tajemnica, ale możemy zdradzić, że nie wszystkie dzieci mogą nas oglądać. Taką szansę dostaną tylko nieliczni. Na razie jesteś naszym pierwszym widzem, ale jedno jest pewne: na pewno nie ostatnim. Na tę chwilę zaczęliśmy od twojego miasta, ale już niedługo pojawimy się w całej Polsce, a nawet w innych krajach. Będziemy pokazywać się każdemu wybranemu dzieciakowi osobno, po kolei, a na każdego fana czeka wielka niespodzianka.

- Niespodzianka? jaka niespodzianka?

- O, widzę że odżyłeś, to super. W takim razie trzymaj się mocno bo jeszcze spadniesz. No więc Maciuś, czy chciałbyś się pobawić tutaj z nami w tej wspaniałej krainie?

Chłopcu po raz setny tej nocy kopara opadła do samej podłogi. Na samą myśl o takiej możliwości chciało mu się skakać z radości.

- Naprawdę mógłbym? To możliwe?

- Oczywiście, spójrz tylko na te karuzele i kolejki. Możemy się tutaj razem bawić ile będziesz chciał, a potem wrócisz do domu, obiecuję. Musisz tylko coś dla nas zrobić.

- Co takiego?

- Odwróć się i spójrz na szafę.

Maciek odruchowo wykonał polecenie i obrócił swoją głowę o 180 stopni. W tym momencie stało się coś nieoczekiwanego. Drzwi ogromnej, prostokątnej szafy zaczęły otwierać się z cichym skrzypnięciem. Z ciemności otulającej wnętrze zaczął wyłaniać się mały, czerwony balonik. W jednym momencie Maciuś poczuł jak ze strachu serce zaczyna mu bić jak oszalałe. To przerażenie nie było jednak spowodowane balonem, lecz tym co go trzymało. Była to ogromna, szara ręka wystająca ze środka drewnianego mebla. Dłoń zdecydowanie nie przypominała kończyny człowieka. Otulały ją wystające żyły, a krzywe palce zakończone były długimi pazurami. Na ten widok chłopiec omal nie krzyknął, ale coś go przed tym skutecznie powstrzymywało.

- Śmiało Maciuś, nie bój się, weź ten balonik. - Głos Gabi nieco dodał mu odwagi.

Chłopak powoli wyciągnął prawą dłoń po sznurek od balona. Bał się że kiedy przybliży się do tego czegoś odpowiednio blisko, potworna ogromna łapa rzuci się na niego z wściekłością byka i odetnie mu jego wyciągniętą rękę od reszty ciała tymi swoimi niewiarygodnie ostrymi szponami. Nic takiego się jednak nie stało. Młodzieniec dostał to co miał dostać, a upiorna kończyna zniknęła zanurzając się w ciemnościach wewnątrz szafy, której drzwiczki zamknęły się z tym cichym, charakterystycznym skrzypnięciem.

- I jak, nie było tak źle prawda? Teraz posłuchaj uważnie Maciuś bo masz do wykonania ważne zadanie dobrze? Ten balon ma takie same właściwości jak nasze, dzięki niemu będziesz mógł tutaj do nas przylecieć, do królestwa chmur. Jednak, jest już grubo po północy więc żeby balonik zadziałał, będzie on potrzebować innych bodźców. Aby do tego doszło, musisz pstryknąć w niego palcami trzy razy tak jak my a potem... wyskoczyć z tego balkonu. - Ostatnie zdanie wypowiedziane przez Gabi sprawiło, że Maćkowi żołądek podszedł do gardła. Jak to wyskoczyć z balkonu? Czy aby na pewno dobrze usłyszał?

- C...Co? - Młody człowiek sprawiał takie wrażenie jakby jego struny głosowe zaczęły trząść się jak galareta, co rzecz jasna było całkowicie zrozumiałe.

Nie raz, nie dwa wychodził na balkon, ale tylko w towarzystwie mamy która pilnowała aby przypadkiem nie doszło do jakiejś tragedii. Z zakratowanej balustrady miał doskonały widok na panoramę swojego miasta, zapierającą mu dech w piersiach. Było wtedy tak wysoko... tak wysoko.

- Spokojnie przyjacielu, wiem jak to brzmi ale nam możesz zaufać. Po prostu te balony mają największą moc o północy, a potem zaczynają słabnąć wraz z upływem czasu po to, aby rano sobie odpocząć i potem znowu zadziałać. Teraz twój balonik jest osłabiony, dlatego potrzebuje nieco więcej energii. Kiedy wyskoczysz, będziesz przez chwilę spadał ale nie martw się, balon zacznie cię unosić jeszcze zanim uderzysz o ziemię, nic ci się nie stanie, obiecujemy. - Mały Gajewski rozumiał każde słowo które wymawiał do niego Filip, ale i tak nie mógł pozbyć się strachu. Tam jest przecież tak strasznie wysoko... Z drugiej jednak strony, to byli jego idole, postacie z bajki dla dzieci, nie mogli mieć złych zamiarów prawda?

- No... no dobrze - W chwilach zdenerwowania, albo zestresowania, Maciuś zawsze się jąkał. Miał tak od urodzenia. - Ale jak mam to zrobić? Musiał bym się wspiąć po tym dużym czymś. - Mówiąc to, wskazał ręką balustradę za oszklonymi drzwiami od balkonu.

Filip natychmiast śpieszył z odpowiedzią.

- Spokojnie, na wszystko się znajdzie sposób. W kuchni przy stole znajdziesz trzy małe taborety. Przynieś je na balkon, a następnie ustaw jeden na drugim tuż pod tymi kratami, a trzeci koło tych pierwszych. Wtedy spróbuj się wspiąć.

- Al... Ale przecież drzwi są zamknięte, nie dam rady ich otworzyć. - Wypowiadając te słowa Maciek zobaczył, jak klamka wrót balkonowych sama się przekręca, zupełnie jakby przejście otwierał mu niewidzialny człowiek. W tym momencie poczuł powiew zimnego powietrza prosto z otwartych drzwi.

- Jak to mówią, sezamie, otwórz się. - Uśmiech Filipa nie przestawał sprawiać wrażenia kpiącego. Wierny widz ,,Skateparku'' nie wiedział co ma o tym myśleć. To wszystko brzmiało tak przerażająco, a właściwie nie wszystko, tylko to że ma wyskoczyć z 5 piętra. Nie mógł pozbyć się uścisku w żołądku. Trójka przyjaciół z telewizora musiała jeszcze przez jakiś czas dodawać mu otuchy, aby w końcu się zdecydował. Zabrał z kuchni to co miał zabrać i ustawił taborety tak jak kazał mu Filip. Przez cały czas czuł na sobie ich uśmiechy. Nagle naszło go uczucie, jakby spojrzenia Gabi i Krzyśka też stały się drwiące, ale starał się nie dopuszczać do siebie tej myśli. Uznał to za niedorzeczne, przecież oni chcieli się z nim zaprzyjaźnić, chcieli dla niego jak najlepiej, nie mogli z niego drwić. Trochę to trwało, ale Maciusiowi udało się wspiąć po schodkach z taboretów. Postanowił, że kiedy to zrobi, zamknie oczy i poczeka, aż zacznie unosić się nad ziemią. Pstryknął balonik palcami trzy razy, z dużym wysiłkiem wszedł na balustradę... i skoczył.

 

***

 

Była mniej więcej 2:30 w nocy kiedy 17-letni Marcin Jasiak wracał z imprezy do domu. Parapetówka zorganizowana przez jego kumpla miała trwać do białego rana, ale on postanowił zmyć się wcześniej. Od pewnego czasu sprawiał problemy wychowawcze. Ciężko przeszedł rozwód rodziców, a jakby tego było mało, musiał później doświadczyć czegoś, czego nikomu by nie życzył: Pogrzebu ojca. Od tamtego czasu Marcinowi odechciało się jakichkolwiek imprez, coraz rzadziej wychodził z domu. Za tydzień miał być 22 stycznia 2012 roku, czyli pierwsza rocznica śmierci pana Jasiaka, mimo tego jednak taki stan rzeczy nie ulegał zmianie. Podczas samotnych wędrówek (których i tak nie było za dużo) chłopak zatapiał się w swoich myślach niczym nurek w oceanie. Zachowywał się wtedy jak na autopilocie, jak zaprogramowany robot, a czuł jak żywy trup. Nagle, na jednym z balkonów bloku mieszkalnego który mijał, zobaczył coś, co przykuło jego uwagę. Zza balustrady, gdzieś może na 5 piętrze zaczęła wyłaniać się malutka sylwetka. Były tylko dwie opcje: To był albo karzeł, albo dziecko. Trzymany przez postać balonik bardziej skłaniał do tej drugiej opcji. Marcin zaczął wytężać wzrok i przyglądać się zaciekawiony. Postać nagle znalazła się na balustradzie, a potem... wyskoczyła. Nastolatka sparaliżował strach, a może szok. Nie zdążył nic zrobić, wszystko działo się zbyt szybko. Zareagował instynktownie. Ruszył biegiem przed siebie, w stronę budynku. Kiedy dobiegł do miejsca w którym mniej więcej musiała spaść postać, zobaczył coś, czego chyba nikt nie chciałby zobaczyć. Na czystym, zielonym trawniku pod balkonami leżał mały chłopiec, na oko 6, może 7 lat. Był martwy, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Leżał on na brzuchu, a z małego ciałka sączyła się niewinna krew. W niektórych miejscach kości wyszły na wierzch, dotrzymując makabryczności nogom wygiętym pod nienaturalnym kątem. Twarz wbita była w trawę, a zza rudych włosów Jasiak ujrzał fragment rozbitych okularów. Marcin stał tak przez dłuższą chwilę zszokowany, kompletnie nie wiedząc co ma zrobić. Nad budynkiem, w kierunku nieba, unosił się mały, czerwony balonik.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Akwadar rok temu
    Dałem cztery, fabuła obroniła tekst.
  • Kacper L rok temu
    Dziękuję, cieszę się.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania